sobota, 2 maja 2015

Są takie chwile... cz.II

Rozdział 14: 9 maja 2015

Hermiona stanęła przed drzwiami małego domu. Wzięła kilka głębokich wdechów i otarła resztki łez. Nieśmiało zapukała.
- Już otwieram! - usłyszała dźwięczny głos i przygryzła dolną wargę. Drzwi otworzyły się powoli, a za nimi stanęła drobna blondynka.
- Hermiono! - krzyknęła Luna i wyściskała dziewczynę. - Tak dawno cię u mnie nie było - powiedziała z urazą w głosie i wciągnęła ją do domu.
- Przepraszam - mruknęła Hermiona i nerwowo rozejrzała się wokół. - Jest Neville?
Luna zmarszczyła brwi.
- Nie, wyszedł wcześnie rano. Co się stało?
Hermiona usiadła na sofie i podciągnęła nogi pod brodę.
- Malinka! - mały skrzat pojawił się z cichym trzaskiem. - Zrób nam, proszę, herbaty i do jednej dodaj dwie kropelki eliksiru uspokajającego.
Malinka ukłoniła się nisko i zniknęła. Hermiona spojrzała na Lunę zdziwiona.
- Skąd...?
- Latają wokół ciebie Sarpanity* i ćwierkają tak radośnie, że uśmiech sam ciśnie się na usta.
Hermiona przewróciła oczami i zaśmiała się na słowa przyjaciółki.
W tej samej chwili pojawiła się Malinka i postawiła tacę na stole. Luna podziękowała jej grzecznie, na co skrzat ukłonił się nisko i zniknął.
- Gdzie jest Draco?
Hermiona głośno przełknęła ślinę i wzięła łyk gorącej herbaty, by zyskać na czasie.
- Muszę odpocząć – westchnęła w końcu. – Na początku było tak idealnie, a teraz… Nie spędza już ze mną w ogóle czasu. Nie ma tej namiętności, co kiedyś.
Luna pogłaskała ją po głowie i posłała pokrzepiający uśmiech.
- On cię kocha. Wiesz, że chce dla ciebie, dla was, jak najlepiej – szepnęła jej do ucha, opierając czoło o jej głowę. – Ale rozumiem, że potrzebujesz czasu. Co zamierzasz zrobić?
- Zarezerwowałam bilet na samolot do Bułgarii. Wylot jest dopiero jutro rano, dlatego chciałam zapytać, czy…
- Nie ma sprawy, Hermionko – powiedziała Luna. – Spróbuję przekonać Neville’a, żeby nie mówił Draconowi o tym, że u nas byłaś, ani gdzie się wybierasz. Tu jesteś bezpieczna – dodała szeptem, a jej słodki oddech owiał twarz Hermiony. Dziewczyna przymknęła oczy i mocniej wtuliła się w przyjaciółkę. Nim się spostrzegła, została przeniesiona na górę, gdzie oddała się w troskliwe objęcia Morfeusza.

Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem.
-Czego? – warknęła Ginny, gdy tylko zobaczyła go u progu swojego domu. Malfoy oparł dłoń o framugę i zajrzał jej przez ramię.
- Jest Hermiona? – zapytał poddenerwowanym głosem, na co brwi dziewczyny powędrowały wysoko w górę.
- Czyżby kłopoty w raju? – uśmiechnęła się zajadle i zmrużyła oczy.
- Zawsze miła i pomocna – warknął, odpychając ją na bok i bezceremonialnie wchodząc do domu.  Rozejrzał się wokół i wszedł do salonu.
- Wynocha stąd, Malfoy! – krzyknęła i wskazała mu drzwi.
-Bo co mi zrobisz? – zaśmiał się podle. - Mała, bezbronna Weasley w gronie wrzeszczących rudzielców nie stanowi dla mnie żadnego zagrożenia.
- Zdziwiłbyś się – wycedziła i wyciągnęła z kieszeni dżinsów różdżkę.
- Kto to jest, mamusiu? – do pokoju weszła mała dziewczynka, ściskająca w ręku pluszowego misia. Wielkimi fiołkowymi oczami świdrowała Malfoya wzrokiem.
- To, kochanie, jest bardzo niemiły pan, który właśnie wychodzi – Ginny uśmiechnęła się do dziecka przyjaźnie. Draco nie zwrócił uwagi na jej słowa i kucnął, by jego twarz znalazła się na wysokości twarzy dziewczynki.
- Jak masz na imię? – Ginny aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. Zniknęła pogarda i chłód, gdyby nie fakt, że widziała tą sytuację na własne oczy, nigdy by w nią nie uwierzyła i wyśmiała każdego, kto by twierdził inaczej.
- Lily – powiedziała nieśmiało dziewczynka, mocniej ściskając zabawkę.
- Powiedz mi, Lily, czy nie była u was przypadkiem taka śliczna pani z brązowymi włosami, która dawno temu przyjaźniła się z twoją mamą?
Lily uśmiechnęła się smutno.
- Ma pan na myśli Hermionę? – Draco kiwnął głową. – Niestety, proszę pana, od dawna się z nią nie widziałam. Czy jeżeli pan ją znajdzie, to przekaże jej pan, że bardzo za nią tęsknię? I, że chciałabym, żeby przychodziła do nas częściej?
- Oczywiście, że jej przekaże, Lily i dopilnuję, żeby się z tobą skontaktowała – powiedział, po czym wstał z kucek.  - Jak to możliwe, że dwoje tak niewychowanych rodziców ma taką uprzejmą córkę?
- Chyba powinieneś już iść – warknęła Ginny i ponownie pokazała mu ręką drzwi. Gdy Malfoy wychodził usłyszał jeszcze cichy głos Lily.
- Mamusiu, ten pan wcale nie był taki niemiły.
Komentarz dziewczynki wywołał na jego ustach szeroki uśmiech, a w głowie pojawiła się dziwna myśl, że jego dziecko również będzie takie urocze.  

W Bułgarii świeciło słońce, kiedy samolot z Londynu wylądował na lotnisku w Sofii. Wiktor czekał na nią z bukietem tulipanów i wielką kartką z jej imieniem.
Tak dawno go nie widziała!
Rzuciła mu się na ręce, nareszcie znajdując dla siebie bezpieczne schronienie. Krum uniósł ją nad ziemię i obrócił kilka razy, sprawiając, że zaczęła się śmiać. Kiedy postawił ją powrotem pocałował ją w oba policzki i wziął pod rękę.
- Tak się cieszę, że wreszcie do mnie przyjechałaś – powiedział, kiedy szli do mugolskiej taksówki. Jego angielski, ku uciesze Hermiony, uległ znacznej poprawie. W głębi zawsze ją irytowało, kiedy przekręcał różne wyrazy, a już w szczególności jej imię!
- Wiem, Wiktorze, jakoś nie mogłam się zebrać. Ale, oto jestem.
W liście, który wysłała mu poprzedniego wieczoru, nie wyjaśniła mu zbyt wiele. Napisała tylko, że potrzebuje chwili wytchnienia daleko od domu. Zdawała sobie jednak sprawę, że prędzej czy później musi mu powiedzieć.
Okazja do tego nadarzyła się jeszcze tego samego dnia, kiedy siedzieli nad basenem w jego rezydencji. Wiktor zaproponował jej drinka, ale ona grzecznie odmówiła.
- Dlaczego, Hermiono? Widzę, że jesteś spięta, to cię zrelaksuje – powiedział pewnym głosem i wstał z leżaka, by mimo odmowy i tak przygotować napój.
- Jestem w ciąży.
Mina Wiktora zmieniła się diametralnie. Jego twarz pokryła maska szoku, smutku i niedowierzania.
- Z Malfoyem? – zapytał, a jego głos stał się nagle oschły.
Hermiona skinęła głową.
- To czemu przyjechałaś do mnie, a nie zostałaś z nim?
Opowiedziała mu o wszystkim. Kiedy zaczęła płakać, Wiktor podszedł do niej i mocno ją przytulił.
- Malfoy nie jest ciebie wart – powiedział w końcu, ścierając łzy z jej policzków. – Co będzie, kiedy urodzisz dziecko, a on znowu popadnie w wir pracy? Zostaniesz wtedy sama.
- Naprawdę myślisz, że byłby do tego zdolny?  - załkała.
- Łudzisz się, że dziecko coś zmieni, prawda? Mylisz się, Hermiono. Może być nawet jeszcze gorzej. Dlatego... mam dla ciebie propozycję. Zostań tutaj, ze mną. Razem wychowamy to dziecko, będę dla niego dobrym ojcem, będę kochał jak swoje. A ty, Hermiono, już nigdy nie zapłaczesz, dam ci wszystko, czego potrzebujesz.
Hermiona wyrwała się z jego objęcia.
- O czym ty mówisz? – krzyknęła z niedowierzaniem.
- Proponuję ci lepsze życie. Pomyśl o sobie, o dziecku. Ja was nie porzucę i nigdy nie odłożę na dalszy plan. Przyrzekam, że dam ci wszystko. Kocham cię i zawsze kochałem. Stworzymy razem szczęśliwą rodzinę.
Hermiona wpatrywała się w niego wielkimi oczami. To, co teraz się działo wyglądało na jakiś nieprzyzwoity żart. Miała nadzieję, że Wiktor zaśmieje się zaraz i zapyta, jak mogła pomyśleć, że to prawda. Ale, on stał i patrzył na nią z powagą i pożądaniem.
- Wiktor… - zaczęła. Krum złapał ją za rękę i delikatnie pogłaskał po policzku.
- Wiem, że tak nagle wyskoczyłem z tą propozycją, Hermiono. Nie będę na ciebie naciskał. Zastanów się, kto da ci więcej szczęścia, ja czy on. Dla mnie odpowiedź jest banalna.

Draco jak burza wpadł do ministerstwa. Nie zważając na zdziwione spojrzenia innych czarodziejów wbiegł do windy i, na swoje nieszczęście, stanął oko w oko ze swoją sekretarką, Melanie.
- Draco! Myślałam, że dzisiaj wziąłeś sobie wolne – pisnęła ucieszona i złożyła na obu jego policzkach soczyste buziaki. Malfoy wzdrygnął się i odsunął na drugi koniec windy.
- Bo wziąłem – powiedział niezadowolony, przeklinając Merlina, że też musiał trafić akurat na nią.
- Wyglądasz na zdenerwowanego, co się stało? – zapytała, uśmiechając się do niego przymilnie.
- Nic – odpowiedział krótko, przestępując z nogi na nogę. Kiedy wreszcie znalazł się na piętrze, gdzie znajdował się Departament Transportu Magicznego, wybiegł z windy, uciekając od Melanie i jej mdlących perfum. W ekspresowym tempie dostał się do Urzędu Teleportacji Międzynarodowej**.
- Tak? – blondynka o brązowych oczach spojrzała na niego znad magazynu plotkarskiego i filuternie zatrzepotała rzęsami. – W czym mogę służyć, panie Malfoy?
-Chciałemsiędowiedzieć,czybyłatutajmożeHermionaGranger?
Kobieta roześmiała się i odłożyła gazetę.
- Panie Malfoy, nie zrozumiałam ani słowa!
- Hermiona Granger – powiedział, na co brwi Katherine – jeżeli ufać napisowi na plakietce – powędrowały wysoko do góry.
- Co z Hermioną Granger?
- Czy była tutaj, dzisiaj lub wczoraj?
- Nie mogę udzielić panu takiej odpowiedzi, nie jestem do tego uprawniona.
- A co mogę zrobić, by było inaczej? – zapytał filuternie. Na policzkach Katherine wykwitły dwa soczyste rumieńce.
- Wydaje mi się, że dobiega pora lunchu, jeżeli zaprosisz mnie na obiad, to powiem ci wszystko, co wiem, o Hermionie Granger.
Malfoy zamyślił się na chwilę, ale uznał, że musi spróbować. Jak dotąd nie miał żadnego pojęcia, gdzie Hermiona mogła się udać. Nikt nie umiał udzielić mu odpowiedzi na to pytanie, a teraz pojawiła się nadzieja.
Draco podczas obiadu z Katherine był mało rozmowny i patrzył na zegarek, chcąc jak najszybciej skończyć. Kate okazała się naprawdę uroczą osóbką i gdyby okoliczności były nieco inne, prawdopodobnie spędziłby miło czas.
- Zależy ci na niej? – zapytała, gdy wracali już do urzędu.
- Tak – nie musiał dodawać nic więcej.

- Była tutaj wczoraj, mniej więcej około dziesiątej. Pytała, czy będąc w ciąży może teleportować się poza granice Anglii. Odpowiedziałam, że tylko w granicach kontynentu i po uprzedniej konsultacji z magomedykiem.
- I co ona na to? – zapytał Malfoy, nieświadomie wbijając paznokcie w krzesło.
- Kiwnęła głową i dopytała tylko, czy na pewno po konsultacji nie mogłaby teleportować się do Bułgarii. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że tak, bo możliwość rozszczepienia wzrasta nawet do 70% dla kobiet przy nadziei, a…
Ale Malfoy dalej jej nie słuchał. Bułgaria! Jak on mógł na to nie wpaść.
- Czy moje papiery są jeszcze ważne?
Kate kiwnęła głową.
- Możesz teleportować się nawet zaraz.

Hermiona siedziała przed kominkiem z kubkiem herbaty w ręku. Nie mogła uwierzyć, że propozycja Kruma była na poważnie. Przecież… nigdy nie dał po sobie znać, że żywi do niej głębsze uczucia. Ba, jako jedyny mówił jej, żeby słuchała głosu serca i jeżeli tego pragnie, związała się z Draconem. Pozostał prze niej, gdy większość jej przyjaciół bez wahania się od niej odwróciła.
Nie kocha Kruma, nie może więc przyjąć jego propozycji. Nie miała żadnych wątpliwości, że przy nim dziecko będzie w pełni szczęśliwe, ale nie mogła skreślić Malfoya. To jemu oddała swoje serce i mimo że mijał dopiero drugi dzień, ona już chciała się z nim zobaczyć. Przeżyli razem wiele cudownych chwil, które nie mogły zostać ot tak skreślone.
W końcu oddała się w objęcia Morfeusza, tam szukając schronienia. Pogrążona we śnie nie usłyszała dzwonku do drzwi, ani zdenerwowanego głosu swojego narzeczonego. Nie zdawała sobie sprawy, że Wiktor właśnie w tej chwili kłamie i mówi, że wybrała pozostanie w Bułgarii.

Malfoy poczuł, jakby dostał w twarz, ale szybko się otrząsnął. Już dawno zauważył pożądliwe spojrzenie Kruma, za każdym razem gdy przyjeżdżał do Anglii. Wiedział też, że Wiktor jest zdolny do wszystkiego.
- Chcę to usłyszeć od niej – warknął, popychając Bułgara do tyłu i wchodząc do domu. Nie zważając na jego protesty wbiegł na górę.
- Hermiono! – krzyknął, ale nie doczekał się odpowiedzi. Mocno podenerwowany, z dużą dawką adrenaliny we krwi wbiegł do ostatniej sypialni na piętrze, gdzie zastał ją leżącą na kanapie z zamkniętymi oczami. Stanął w drzwiach i przez chwile przyglądał się jej spokojnej twarzy. W końcu cicho do niej podszedł i wziął na ręce. Hermiona mruknęła przez sen i przytuliła się do jego torsu.
Malfoy zszedł na dół, gdzie w towarzystwie pracownika ministerstwa Bułgarii stał Wiktor Krum. Draco uśmiechnął się zajadle.
- Chyba nie mamy zamiaru jej budzić, prawda panowie? – zapytał, brodą wskazując na śpiącą Hermionę. – I ja już zmykam, przyszedłem tylko po swoją narzeczoną.
- Nie masz prawa jej stąd zabierać – syknął Wiktor.
- Ależ mam i właśnie to robię – odpowiedział Draco i posyłając Krumowi ostatnie spojrzenie wyszedł z domu.
- A ty, co się tak szczerzysz? – warknął Wiktor do towarzyszącego mu kolegi.
- Ładnie razem wyglądają.

Hermiona obudziła się z przeświadczeniem, że ktoś się na nią patrzy. I nie myliła się, o gdy tylko uchyliła powieki zobaczyła parę stalowych oczu.
- Draco – szepnęła z ulgą.
- Jestem tutaj, kochanie – mruknął, przyciągając ją do siebie i całując ją w czoło. – Przepraszam, że nie było mnie dla ciebie. Masz moje słowo, Granger, że już nie będę pracował ponad godziny. W końcu niedługo narodzi się mój dziedzic, muszę go dobrze wychować – zaśmiał się.
- Nie chcę cię rozczarować, Malfoy, ale to będzie dziewczynka – powiedziała, całując go w nos.
- A więc dziedziczka – szepnął, udając załamanego. – Mam przynajmniej nadzieję, że trafi do Slytherinu.

*Stworzenia wymyślone przeze mnie na potrzebę opowiadania; nazwa: Sarpanitu – bogini mitologiczna, czczona jako bogini ciąży i narodzin

** Urząd wymyślony przeze mnie na potrzebę opowiadania; żeby teleportować się do innych krajów trzeba mieć uprawnienia

EDIT: na razie brak

No cóż, ten tekst powinien był pojawić się tydzień temu...
Przepraszam, ale w szkole miałam straszne urwanie głowy! Dopiero teraz mam trochę czasu, bo są matury. A moja szkoła wpadła na wspaniały pomysł, żeby cały kolejny tydzień zrobić nam wolny. Więc wydaje mi się, że przez ten tydzień siedzenia w domu (^^) uda mi się napisać rozdział 14 :) 
Pozdrawiam magicznie
~hope~

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 13

Druga część Są takie chwile... - 25 kwietnia 2015

- Ludzie się na nas gapią – szepnęła Ginny, pochylając się w stronę Zabiniego i uśmiechając się do niego uroczo.
- Po prostu nam zazdroszczą – odpowiedział cicho, głaszcząc ją po policzku. – Jesteś najpiękniejszą dziewczyną w pubie – dodał zadziornie i przyciągnął ją do siebie, łącząc ich usta w słodkim pocałunku. Ginny przysunęła się jeszcze bliżej i zarzuciła mu ręce na szyję.
- Znajdźcie sobie jakiś pokój – warknął ktoś, a na dźwięk jego głosu mała Weasley podskoczyła w miejscu niczym oparzona.
- Nie twoja sprawa, co i gdzie robimy, Potter – powiedział chłodno Zabini, łapiąc Ginny za rękę. – A jeżeli coś ci nie pasuje, to wypad! – dodał agresywnie, drugą dłoń zaciskając na różdżce.
- Nie będziesz mi rozkazywał, śmieciu – Harry wbił swój wzrok w Rudą. – Widzę, że masz już nowego chłoptasia. Ciekawy jestem, jak Ron zareaguje na tą wspaniałą nowinę – zaśmiał się podle.
- To nie jego sprawa. Twoja też nie – mruknęła wyraźnie zła. Chwilę jeszcze patrzyła wściekłym wzrokiem na Harry’ego, po czym upiła łyk Kremowego Piwa i ponownie skierowała swoją uwagę na Ślizgona.
- Na czym to skończyliśmy? – zapytała, znów zarzucając Zabiniemu ręce na szyję. Blaise odpowiedział jej uśmiechem i wpił się w jej usta. Harry fuknął zirytowany i odszedł od ich stolika, kopiąc po drodze jakieś krzesło. Zabini zaśmiał się na ten dźwięk i zadowolony pogłębił pocałunek.
Resztę wieczoru spędzili w przyjemnej atmosferze. Rozmawiali, śmiali się i całowali, zupełnie nie przejmując się ciekawskimi uczniami, którzy już roznieśli wieść, że dwójka uczniów z nienawidzących się domów została parą.
Wychodząc z pubu natrafili na Pottera, który w kącie sali obściskiwał się z jakąś dziewczyną. Harry był wyraźnie zaangażowany, a jego prawa dłoń spoczywała niebezpiecznie blisko piersi towarzyszki.
- Widać, że znalazł sobie pocieszycielkę – powiedział zniesmaczony Blaise, obejmując Ginny ramieniem.
- Wojna strasznie go zmieniła – szepnęła smutno dziewczyna, wtulając się w Zabiniego. – Kiedyś nigdy by się tak nie zachował.
- Potter to straszny ćwok, zawsze nim był.
- Nie, Blaise, on…
- Nie myśl o nim, wiewiórko – poprosił. – Nie jest wart nawet tego, byś na niego spojrzała.
Ginny odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem, jednak jej oczy nadal pozostawały przygaszone. Drogę do zamku pokonali w milczeniu. Zabini odprowadził ją aż pod sam portret Grubej Damy.
- Śpij dobrze – szepnął jej do ucha i złożył na jej czole pocałunek. – I proszę, nie smuć się już więcej.
Ginny kiwnęła głową, mocno go do siebie przytulając.
- Jesteś kochany – powiedziała na pożegnanie, a już po chwili zniknęła w pokoju wspólnym. Zabini jeszcze przez chwilę stał w miejscu. Kto by pomyślał, że ta mała, ruda osóbka skradnie jego diabelskie serce?

Ginny miała zamiar spędzić resztę wieczoru w dormitorium. Musiała napisać esej z transmutacji na poniedziałek, a jeszcze się za niego nawet nie zabrała. Ruszyła w stronę schodów, kiedy drogę zastąpił jej Ron.
- Gdzie byłaś? – zapytał chłodno, krzyżując ręce na piersi.
- To nie jest twoja sprawa, nie jestem już dzieckiem – mruknęła i chciała go wyminąć, ale brat zagrodził jej drogę.
- Odpowiedz mi – warknął nieprzyjaźnie.
- W Hogsmeade, ale powtarzam, nic ci do tego – powiedziała wyraźnie podirytowana.
- Jestem twoim bratem, Ginny! Zależy mi na twoim bezpieczeństwie! – krzyknął.
- Ale, Ron, nic złego się nie dzieje! – wycedziła, szybko go wymijając, jednak on złapał ją za ramię.
- Nic? Nic się nie dzieje? Umawiasz się ze śmierciożercą! – wrzasnął, a kilkoro uczniów spojrzało na niego z zaciekawieniem. Ginny wyrwała się z jego uścisku, a jej oczy zaszkliły się ze złości.
- Blaise nie jest śmierciożercą – warknęła. – I nigdy nim nie był. Poza tym, wojna się skończyła!
- Tak ci nakłamał? – żachnął się Ron. 
- Nie, widziałam jego lewe ramię, idioto! Nie ma na niej Mrocznego Znaku – powiedziała wyraźnie wściekła i szybko pognała do swojego dormitorium. Gdy tylko zatrzasnęły się za nią drzwi, głośno zapłakała. Osunęła się na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Chwilę później z łazienki wybiegła Hermiona i mocno ją do siebie przytuliła.
- Nie wiedziałam, że to będzie aż tak trudne – załkała, łzami mocząc przyjaciółce koszulkę. – Nie zdawałam sobie sprawy…
- Cii, kochanie – próbowała ją uspokoić Hermiona. – To tylko chwilowe.
- Ron nigdy nas nie zaakceptuje, tak samo reszta rodziny – szlochała, z trudem łapiąc oddech.
- Oni chcą twojego szczęścia – szepnęła panna Granger. – Gdy tylko zrozumieją, że go kochasz, że jest dobrym człowiekiem, szybko się z tym pogodzą, zobaczysz – niestety Hermiona sama do końca w to nie wierzyła.

Draco wrócił do dormitorium wyraźnie przygaszony. Nie był do końca pewny, czemu, po prostu cały entuzjazm jakby z niego wyparował. Mechanicznie wziął prysznic i mimo wczesnej pory przygotował się do snu. Poprzedniej nocy nie spał dobrze, miał nadzieję, że tym razem nie będzie miał problemów z zaśnięciem. Przez chwilę leżał w łóżku, wpatrując się w sufit. Jego myśli krążyły wokół Granger. Cieszył się, że zakopali topór wojenny, chociaż wiedział, że nieoficjalnie nastąpiło to już wcześniej. Nie potrafił jej nienawidzić. Pomagała mu, wierzyła w niego, mimo ich burzliwej przeszłości w pewnym sensie się nim opiekowała. I jemu to pasowało.
Draco nawet nie zauważył, jak zmorzył go sen.
Znów był w Malfoy Manor. Szedł po schodach na górę, różdżkę miał uniesioną wysoko przed sobą. W domu panowała cisza, przerywana miarowym tykaniem zegara. Wiedział, że jego cel jest już blisko. Będąc na ostatnim piętrze rozejrzał się wokół siebie, jakby na coś czekał. Nie minęła minuta, gdy zza zakrętu wyłoniła się dziewczynka o złotych włosach spiętych w dwa urocze kucyki. Ubrana była w zieloną szatę. Gdy go zobaczyła, szybko do niego podbiegła.
- Draco! – pisnęła, rzucając mu się na szyję.
- Cześć, maleńka – szepnął chłopak, przytulając ją do piersi. – To już koniec, nie musisz żyć w cieniu.
- Tak się cieszę! – wykrzyknęła ucieszona, całując go w policzek. Nagle Draco dostrzegł Lucjusza. Ojciec stał niedaleko ubrany w więzienną szatę z szaleńczym uśmiechem na ustach. Nim Draco zdążył cokolwiek zrobić ojciec wycelował w nich różdżkę i krzyknął:
- Avada Kedevra!
Zaklęcie ugodziło przerażoną dziewczynkę. Z jej błękitnych oczu powoli ulatywało życie, znajomy blask znikał z nich bezpowrotnie. I ta jedna łza, która spłynęła po jej zimnym policzku.
Wiedział, że to sen, chciał się wreszcie obudzić. Nie mógł patrzeć na jej małe, delikatne ciało takie bezwładne w jego ramionach. Nie mógł żyć ze świadomością, że jest martwa! Rozejrzał się wokół siebie. Lucjusz zniknął, jednak jego okrutny śmiech nadal odbijał się echem od ścian ponurego korytarza.  

Harry Potter był wyjątkowym człowiekiem. Tak, zdecydowanie można było określić go w ten sposób. Dzięki komu udało się pokonać Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać? No właśnie, dzięki Harremu. To on wybawił świat, to on był Wybrańcem.
Właśnie dlatego tak bardzo zniesmaczyło go zachowanie Ginny. Nie, nie zabolało, zniesmaczyło. Jak ona mogła odejść od niego i z pełną premedytacją pójść w ramiona niedoszłego śmierciożercy?! Niestety, ten plugawy śmieć nie miał na lewym ramieniu Mrocznego Znaku, nie zostało udokumentowane żadne jego przestępstwo. Był czysty. A takich ludzi bardzo ciężko wsadza się do Azkabanu.
Harry mocno się zirytował, kiedy zobaczył ich razem w Trzech Miotłach. Nie mógł pogodzić się z myślą, że ktokolwiek wymienił go na takie ścierwo. Dlatego znów spotkał się z Mileną – śliczną Gryfonką, która zawsze robiła to, co chciał. Nie znali się długo, a spotykać zaczęli się dopiero tydzień temu, jednak Milena już planowała z nim swoją przyszłość. Potter zaśmiał się w myślach, widząc w głowie jej smutną minę, kiedy dowie się, że z nimi koniec.
Nagle jego myśli powędrowały do Hermiony. Czemu ta dziewczyna tak bardzo się zmieniła? Od zawsze miała mocny charakter, była niezależna. Jednak jej miłość do Rona kazała jej przy nich trwać. Robiła to, co chciał jej ukochany, a on dodatkowo z tego korzystał. Jakie wygodne było dla niego zrobienie smutnej minki i poproszenie o zrobienie pracy domowej. A teraz, nie dość, że Granger solidaryzowała się z jego byłą, to jeszcze jej stosunki z Malfoyem bardzo się poprawiły. Kiedyś nienawiść do Ślizgona również ich ze sobą łączyła. A teraz? Harry podrapał się po głowie. Ten obrót sprawy zdecydowanie mu się nie podobał.

Tej nocy Hermiona bardzo źle spała. Najpierw do późna rozmawiała z Ginny, a gdy wreszcie znalazła się w łóżku, długo nie mogła zasnąć. Cały czas myślała o Harrym, o tym, jak bardzo się zmienił. Kiedyś był takim dobrym, pogodnym chłopcem. Teraz, jedyne na co patrzył to czubek własnego nosa. Nawet sposób, w jaki mówił pokazywał, że miał bardzo wysokie mniemanie o swojej osobie.
Woda sodowa uderzyła mu do głowy - pomyślała Hermiona zwlekając się z łóżka. Było wcześnie rano, ale dziewczyna nie zamierzała się dłużej wylegiwać. Gorący prysznic był wszystkim, o czym w tej chwili marzyła. Długo pozwalała, by ciepła woda obmywała jej ciało. Po przyjemnej kąpieli wreszcie wyszła z łazienki. Gdy stanęła przed szafą pierwszy raz nie wiedziała, co na siebie założyć. Nigdy wcześniej o tym nie myślała, po prostu brała pierwsze lepsze rzeczy z brzegu. Dzisiaj miała jednak ochotę ubrać się inaczej, ładniej. Spojrzała na zegarek – dochodziła ósma. Hermiona postanowiła obudzić przyjaciółkę, która zawsze potrzebowała dużo czasu, by się wyszykować. Uznała również, że powinna zwrócić się do niej ze swoim problemem.
- Hermiono, całe życie czekałam na dzień, w którym poprosisz mnie o pomoc – zapiszczała dziewczyna, zupełnie się wybudzając. W dwóch susach pokonała dzielącą ją odległość od szafy i z pełną powagą zaczęła ją przeglądać.
- To nie, Merlinie, co to w ogóle jest, to zdecydowanie się nie nadaje – mruczała pod nosem, przebierając koleje ubrania. W końcu skompletowała zestaw, dodając jednak swoją marynarkę.
- W tym będziesz wyglądać przecudownie – powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie niczym małe dziecko. W czasie, kiedy Ginny brała prysznic Hermiona nałożyła przygotowane ubrania. Później, po zapewnieniu, że będzie wyglądać naturalnie, znów pozwoliła zrobić sobie makijaż. Gdy stanęła przed lustrem zupełnie się nie poznała. Przed nią stała śliczna dziewczyna ubrana w czarne rurki z wysokim stanem, białą koszulę luźno wetkniętą w spodnie i błękitną marynarkę. Na twarzy nie widać było ciężkiej nocy, jej czekoladowe oczy promieniały z zachwytu, a usta ułożone w delikatnym uśmiechu odsłaniały rząd białych zębów (jak na córkę dentystów przystało).
- Łał, Ginny… - szepnęła tylko i objęła przyjaciółkę.
- Już ci mówiłam, kochanie, trochę podszlifować twój styl i już wyglądasz jak modelka z prestiżowego magazynu – powiedziała Ruda. Ona sama prezentowała się nie gorzej – miała na sobie błękitną spódniczkę, krótki różowy sweterek i czarne botki.
- Nie przesadzaj – mruknęła Hermiona, lekko się czerwieniąc.
Gdy zeszły na dół wzbudziły niemałe zainteresowanie wśród Gryfonów. Nawet Harry spojrzał na nie z podziwem, ale szybko jego oczy zaćmiła pogarda. Ginny prychnęła.
- Hermiono, możemy pogadać? – Drogę do wyjścia zagrodził im Ron, który chłodnym spojrzeniem zmierzył obie dziewczyny. Ginny niechętnie odeszła od nich na kilka kroków, zagadując siedzącego niedaleko Neville’a.
- Tak?
- Rozmawiałem wczoraj z Lavender… - zaczął niepewnie, jednak po chwili w ciele zaczęła buzować mu adrenalina. – Czemu nie powiedziałaś mi, że nie chcesz już ze mną być? Miałaś zamiar zwodzić mnie za nos, chciałaś zagrać na moich uczuciach? – warknął, zaciskając dłonie w pięści, aż pobielały mu kłykcie. Hermiona cofnęła się o krok.
- Nie wiedziałam, kiedy… - szepnęła, a jej oczy zaszkliły się delikatnie.
- Biedna Hermionka, nie wiedziała kiedy powiedzieć mi, że już mnie nie kocha – zaśmiał się złowrogo. – Jesteś żałosna – stwierdził brutalnie.
- Ron – jęknęła dziewczyna.
- Dobrze, że nasz związek już się skończył. To była zdecydowanie strata czasu – powiedział, posyłając jej spojrzenie pełne pogardy i nienawiści. Hermiona nawet nie zauważyła, kiedy z jej oczu popłynęły pierwsze łzy. Weasley wyminął ją, agresywnie szturchając ją w ramię. Ginny doskoczyła do niej, szybko obejmując ją i wyprowadzając z pokoju wspólnego.
- Co się dzieje z tymi Gryfonami? – warknęła Ruda, idąc razem z zapłakaną dziewczyną szkolnym korytarzem. Miała dość. Rozumiała, że Harry i Ron wyżywali się na niej, ale czemu Hermiona? Czym zawiniła w ich oczach? Weasley nie miała zamiaru tego tak zostawić.
- Tym idiotom potrzeba zimnego prysznica – powiedziała pewnie i przystanęła w miejscu, zatrzymując przyjaciółkę. – Trzeba utrzeć im nosa! – zdecydowała, ocierając policzki panny Granger.
- Co masz zamiar zrobić? – zapytała zdziwiona, próbując uregulować oddech.
- Nie ja, kochanie, my – wytłumaczyła z chytrym uśmieszkiem. – Co najbardziej irytuje naszych Gryfonów? – zapytała, a jej mina nie wskazywała na nic dobrego.
- Ślizgoni – szepnęła Hermiona, niepewna planów przyjaciółki.
- No właśnie, Ślizgoni!
Ginny, nie dając Hermionie dojść do słowa, pociągnęła ją w stronę Wielkiej Sali. Po przekroczeniu progu od razu skierowała się w stronę stoły Slytheriunu – nie zważając na zdziwienie wszystkich uczniów. Z radosnym uśmiechem podeszła do Zabiniego i pocałowała go w policzek.
- Cześć, możemy się do was dzisiaj dosiąść? – zapytała, wiedząc jakiej odpowiedzi może się spodziewać.
- Jasne. Ginny, Hermiono, zapraszamy do najlepszego stołu w Wielkiej Sali! – Blaise uśmiechnął się i zrobił im miejsce. Panna Granger posłała mu nieśmiały uśmiech i usadowiła się obok przyjaciółki i Pansy. Parkinson wcale nie przejęła się jej obecnością.
- Kawy? – zapytała, a ton jej głosu wydawał się zupełnie naturalny, wręcz przyjazny. Gryfonka aż zachłysnęła się powietrzem i ze zdziwieniem pokiwała głową. Chciała podzielić się tym z Ginny, jednak Weasley zajęła była swoim chłopakiem.

Malfoy po niezbyt dobrze przespanej nocy zaspanym krokiem wszedł do Wielkiej Sali. Gdy tylko przekroczył próg wiedział, że coś się stało. Zdziwiony ruszył w kierunku swojego stołu, gdy spostrzegł coś nadzwyczajnego. Wśród Ślizgonów siedziały dwie Gryfonki i jak gdyby nigdy nic jadły śniadanie. Draco przetarł oczy kilka razy, jednak wzrok nie płatał mu figli.
Niepewnie podszedł do Pansy i jak idiota sterczał tam minutę, po prostu się gapiąc.
- Nie siądziesz? – zapytała Parkinson, przesuwając się, by zrobić mu trochę miejsca. Malfoy mechanicznie usiadł pomiędzy nią i Hermioną, po czym zaczął przyglądać się tej drugiej.
Chociaż nie chciał tego przyznać, Granger wyglądała nadzwyczaj seksownie. Do jej wręcz idealnego wizerunku nie pasowały tylko czerwone, lekko podpuchnięte oczy. Płakała.
- Co się stało? -  Draco świdrował ją wzrokiem. Nie wiedział dlaczego, ale widok jej smutnej miny powodował, że świerzbiły go ręce. Miał ochotę przywalić każdemu, kto przyczynił się do jej łez, ale jednocześnie zdobyć się na czuły gest wobec niej. Starał się nie analizować zachowania swojego ciała, które zdecydowanie nie należało do normalnych.
Gryfonka przełknęła ślinę, a po chwili pokręciła głową. Malfoy obrócił się, szukając wśród stołu Gryffindoru rudej czupryny. Szybko ją zlokalizował i z mieszanką triumfu i furii spostrzegł, że Ron patrzy wprost na nich, a ze złości wykręca sobie palce. Po jego minie łatwo dało się wywnioskować, że on był winnym w całej sprawie.
- Weasley coś ci zrobił? – zapytał, a w jego głosie dało się wyczuć czułość?. Hermiona spojrzała na niego zdziwiona, ale jej oczy znów zaszły łzami. Pokiwała głową.
- Nie martw się tym, co powiedział Wieprzelej. Organizm tego idioty nie wykształcił mózgu, nie oczekujmy więc, że kiedykolwiek powie coś sensownego – starał się ją pocieszyć Draco. Czuł wewnętrzną potrzebę, by sprawić, żeby znów była radosna.

- Dziękuję – szepnęła Hermiona, a Malfoy odpowiedział jej uroczym uśmiechem. 

EDIT: Aithne

Aktualizacja: 05/05/2020

Tak jak obiecałam, dzisiaj wstawiam rozdział 13. Mam co do niego mieszane uczucia, więc z niecierpliwością czekam na opinie. 
Pozdrawiam magicznie
~hope~

sobota, 28 marca 2015

Obliviate 03

Rozdział 13: 11 kwietnia 2015

The weight
of a simple human emotion
weights me down*

Hermiona Granger całe dnie poświęcała nauce. Tylko to powstrzymywało ją od nadmiernego myślenia, które ostatnimi czasy miało na nią toksyczny wpływ. Za każdym razem, gdy zostawała sama i próbowała przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły z minionych wakacji, ogarniała ją panika. Czuła się słabo, miała ochotę zwymiotować, jej ciało przepełniała adrenalina. Szukała w bibliotece jakiejś wskazówki, czegokolwiek, co by powiedziało jej, czemu tak się dzieje. Niestety, z marnym skutkiem. Przyjaciele zauważyli zmianę w jej zachowaniu, ale na szczęście taktownie nie poruszali tego tematu.
Jednak pewnego dnia Ron nie wytrzymał.
- Mionko, możemy porozmawiać? – Hermiona wstrzymała oddech. Za każdym razem, gdy słyszała to pytanie, obawiała się, że ktoś poruszy temat tabu.
- Martwię się – powiedział Rudy, siadając obok niej i łapiąc ją za rękę. Kciukiem rysował okręgi na zewnętrznej stronie jej dłoni. – Porozmawiaj ze mną – dodał już szeptem. Hermiona pokręciła głową, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Ron, proszę – jęknęła, szybko wstając. Weasley zerwał się na równe nogi i mocno ją do siebie przytulił. Dziewczyna próbowała się wyrwać, jednak to nic nie dało. Ron ani myślał ją puścić. Hermiona wybuchła płaczem, zmęczona walką. Wtuliła się w pierś chłopaka, który przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
- Wszystko będzie dobrze – szeptał, głaszcząc ją po głowie. Czuł, jak powoli uspokaja się w jego ramionach. – Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć, możesz powiedzieć mi wszystko. Jestem tu dla ciebie.
Hermiona delikatnie się uśmiechnęła i wyswobodziła się z jego uścisku.
- Dziękuję – powiedziała cicho i wspięła się na palce, by pocałować go w policzek. – Ale na razie chcę uporać się z tym sama – dodała smutno, po czym chwyciła książkę leżącą na stole i ruszyła w stronę dormitorium. W połowie drogi obróciła się w stronę Rona i pomachała mu na pożegnanie. Chłopak odpowiedział jej tym samym i uśmiechnął się, chcąc dodać jej otuchy. Był jej przyjacielem. Nie chciał jej zawieść.

The ache
it’s determined and demanding
to ache*

Patrzenie na nią sprawiało mu fizyczny ból. Nie mógł znieść tej chłodnej obojętności w jej oczach. Wolałby, żeby zaczęła na niego krzyczeć, obrażać, nawet szarpać. Poddałby się temu z przyjemnością. Wszystko byłoby lepsze niż to.
Widział, że coś jest nie tak. Hermiona bardzo schudła, ubrania wisiały na niej jak na wieszaku. Uśmiech już nie gościł na jej ustach, nawet, gdy była z przyjaciółmi, nie dostrzegał tego błysku radości. Cienie pod oczami wskazywały na to, że ledwo spała. Bał się o nią. On, Draco Malfoy, martwił się. Wiedział, że wymazanie tak ważnej części życia z pamięci człowieka jest trudne, a złe wykonanie pozostawia po sobie okropny ślad.
Od pół godziny wpatrywał się w jej plecy. Widział, jak pochyla się nad pergaminem. Mógł się założyć, że marszczy czoło i delikatnie przygryza koniuszek pióra. Lubił ten obraz, nie mógł tak po prostu wyrzucić go z pamięci, nie po tym wszystkim.
- Malfoy! – syknęła Pansy, szturchając go łokciem.
- Co? – warknął, posyłając jej spojrzenie godne bazyliszka.
- Lekcja już się skończyła – powiedziała Parkinson, wrzucając wszystkie swoje rzeczy do torby. Draco poszedł za jej śladem, jednak jego myśli znów odpływały gdzieś daleko.
- Draco, do kurwy nędzy! – wrzasnęła nagle Pansy i potrząsnęła nim porządnie. Malfoy spojrzał na nią zdziwiony, jednak doskonale wiedział, co ją tak wyprowadziło z równowagi. – Nie mam już do ciebie siły. Nie rozumiem, co się dzieje, a widzę, jak się męczysz. Wiem, że coś się stało w te wakacje. Musisz, musisz mi powiedzieć…

Yesterday I died,
tomorrow is bleeding
Fall into your sunlight **

- Ja pierdolę – mruknęła, powoli wstając z miejsca. – To się porobiło…
- Nie mów – warknął i schował twarz w dłoniach.
Powiedział jej. Walczył ze sobą ze wszystkich sił, bał się jak cholera, ale powiedział Pansy. Wszystko. O tym, że Hermiona mu pomogła, że go wyleczyła, że ich nienawiść przerodziła się w coś innego. Coś, co jednym zaklęciem zniszczył Czarny Pan.
- A to jeszcze nie wszystko – powiedział Draco z ironicznym uśmiechem. – Za swoje karygodne zachowanie powierzone mi zostało specjalne zadanie.
- Jakie? – zapytała niepewnie, znów siadając obok niego.
- Mam zabić Dumbledora.

Hermiona siedziała w dormitorium pisząc esej dla profesor McGonagall. Gdy zaczynała dziewiątą rolkę do jej pokoju wpadła Ginny.
-  Co robisz? – zapytała, podchodząc do niej i kładąc rękę na jej ramieniu.
- A jak myślisz? – mruknęła, nie odrywając wzroku od pergaminu.
Ginny uśmiechnęła się i z przyjemnością rzuciła na łóżko.
- Dumbledore znów wezwał do siebie Harry’ego. To już drugi raz w tym tygodniu – westchnęła Ruda, a Hermiona wreszcie na nią spojrzała.
- Naprawdę? – ciągle zachodziła w głowę, po co dyrektorowi pomoc szesnastoletniego chłopca. To prawda, był Wybrańcem, ale jednocześnie dzieckiem.
- Yhm – Ruda kiwnęła głową i głośno ziewnęła. - Słyszałaś, że Slughorn zamierza wyprawić jakąś imprezę w sobotę?
- Tak, też zostałam zaproszona. Biedny Ron, on jako jedyny z naszej czwórki nie zakwalifikował się do Klubu Ślimaka - Hermiona uśmiechnęła się na myśl o przyjacielu. – Śmieszy mnie to, że Slughorn zapamiętał twoje imię, a na Rona mówi… Wallenby?
Ginny parsknęła śmiechem.
- Coś w ten deseń.

- Panie – Lucjusz ukłonił się nisko. Tom podniósł na niego swoje czerwone oczy, a na usta wpełzł mu szatański uśmiech.
- Tak, Malfoy?
Lucjusz wyprostował się, jednak jego głowa nadal pozostawała opuszczona. Nie śmiał spojrzeć na Czarnego Pana.
- Snape właśnie przysłał mi sowę, że Draco znalazł bliźniaczą Szafę Zniknięć w Pokoju Życzeń. Gdy tylko ją naprawi, będziemy mogli zacząć próby – poinformował Toma trzęsącym się głosem.
- Świetnie – Voldemort klasnął w dłonie ucieszony. – Widzę, że twój syn nareszcie poszedł po rozum do głowy. Wiadomo, co ze szlamą Granger?
- Według Severusa szlama traci siłę. Wszystko idzie zgodnie z planem, mój Panie.
Riddle kiwnął głową.
- Już niedługo wygramy wojnę, moja droga – zwrócił się do Nagini i pogłaskał ją po głowie. – Świat będzie nasz.

- Blaise wie? – zapytała Pasny, nalewając Ognistej do dwóch szklanek.
- Nie – mruknął Draco, trzęsącą się dłonią sięgając po trunek. – Niech tak zostanie. Już widzę jego minę, jak dowiaduje się, co zaszło między mną a Granger. Nie zrozumiałby.
- Nie doceniasz go, Smoku – powiedziała dziewczyna, jednym haustem wypijając zawartość naczynia. – Może jest impulsywny i wredny, ale jest twoim przyjacielem. Zawsze stanie po twojej stronie, nie ważne, co będzie się działo.
- Nawet, jeżeli będę chciał odzyskać Granger? Zaakceptuje mój wybór? – Malfoy, nie fatygując się, by nalać whisky do szklanki, chwycił butelkę i zdrową pociągnął z gwintu. Po jego ciele rozeszła się przyjemna fala ciepła, a w głowie mocno zaszumiało.
- A chciałbyś?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo przywiązałem się do tej małej, wrednej, irytującej istoty. Przez te cholerne dwa miesiące zmieniła mnie, pokazała mi moją inną twarz. Widzisz? Pieprzę same głupoty. Dobrze, że nie jestem na tyle głupi, by pod  jej oknem śpiewać mugolskie serenady.
Pansy uśmiechnęła się i wyrwała mu butelkę.
- Faktycznie, pieprzysz – Malfoy zmroził ją spojrzeniem. – Ale spróbuj. Skoro raz się w tobie zakochała, nic nie szkodzi na przeszkodzie, by zrobiła to po raz drugi.
Draco zaśmiał się nerwowo i zerwał z miejsca. Niczym szaleniec zaczął chodzić po pokoju. W końcu podszedł do okna i otworzył je na oścież. Chłodne powietrze przyjemnie łaskotało go po twarzy.
- Nigdy nie będzie tak jak wcześniej. Po tym wszystkim nawet na mnie nie spojrzy.
Parkinson zmarszczyła brwi.
- To ja mam być tym, który wprowadzi śmierciożerców do zamku. Znalazłem Szafę Zniknięć, gdy ją naprawię, Hogwart przestanie istnieć. A jeżeli na dokładkę zabiję Dropsa, mogę się pożegnać ze szczęśliwym zakończeniem – wyjaśnił oschle, po czym kilkoma łykami opróżnił butelkę do pusta.
Brzydził się sobą. Nienawidził tego życia. Niestety, raz śmierciożercą, na zawsze śmierciożercą. Jedynym sposobem na wolność była śmierć.
- Draco – szepnęła Pansy, przytulając się do niego. – Spróbuj. Może pokaż jej swoje wspomnienia? Wytłumacz jej sytuację, w jakiej się znalazłeś. Nawet jeżeli nie wypali, przynajmniej nie będziesz się zadręczał. To cię zniszczy.
- Czy ty namawiasz mnie, żebym rozkochał w sobie „szlamę Granger”?
- Widzisz? Przez tą cholerną dziewuchę sama zaczynam pieprzyć głupoty.

And I don’t want to let this go
I don’t want to lose control
I just want to see the stars with you

 And I don’t want to say goodbye
Someone tell me why
            I just want to see the stars with you *

* Troye Sivan - The fault in our stars
** Trading yesterday - Shattered

EDIT: Aithne

Wreszcie wstawiam trzecią część Obliviate. Kilka osób pytało mnie, kiedy wstawię, a ja muszę przyznać, że dopiero Wasze komentarze przypomniały mi o tym opowiadaniu.
Notki zamierzam wstawiać co dwa tygodnie w soboty. Na początku każdego rozdziału będzie pojawiała się data kolejnego. Również w spisie treści, obok następnego jeszcze nieopublikowanego rozdziału w nawiasie napisane jest, kiedy wstawię. Na razie główną historię zamierzam przeplatać z opowiadaniami (Obliviate i Są takie chwile...), ale kiedy tamte się skończą zostanie tylko Zakazana Historia. 
Pozdrawiam magicznie
~hope~

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 12

Hermiona nieśmiało zapukała do drzwi, mocniej ściskając w ręku książkę od Obrony przed czarną magią. Nie wiedziała, jak Malfoy będzie się do niej odnosił po tym, jak „pobłogosławiła” związek Blaise’a i Ginny. Miała nadzieję, że chłopak zrozumie, że nie może zabronić im się spotykać. Teraz sama karciła się za to, że taka myśl w ogóle przeszła jej przez głowę. Działała pod wpływem impulsu, iskierki złości. Teraz, na spokojnie, wiedziała, że nic nie może zrobić.
Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, a za nimi stanął Malfoy. Malfoy, który z niewidomych dla Hermiony przyczyn był bez koszulki. Malfoy, którego mięśnie przyprawiłyby o zawroty głowy nawet McGonagall. Usta Granger otworzyły się delikatnie, a ona oniemiała. Chociaż nie chciała o tym myśleć, Draco bez koszulki był bardzo ponętny – tak wyrzeźbionej klatki piersiowej mógł mu pozazdrościć niejeden mężczyzna.
Malfoy zaśmiał się pod nosem.
- Wytrzyj ślinę, Granger – mruknął rozbawiony. – Zaraz zmoczysz całą podłogę.
Hermina otrząsnęła się z dziwnego amoku, a jej policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Nieśmiało weszła po pokoju, śledząc chłopaka wzrokiem. Pożądliwie patrzyła, jak zakładał koszulkę, a jakaś jej część chciała, by przestał. Gryfonka kolejny raz skarciła się w myślach i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.
- Jeżeli chodzi o Ginny i Blaise’a… – zaczęła niepewnie, ale on przerwał jej w pół zdania.
- Wiem, my nie mamy na to wpływu, nie nasza sprawa, bla, bla, bla. – Draco usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Pierwszy raz Hermiona widziała go takiego słabego i bezbronnego. Nie wiedziała, że Malfoy aż tak przejmie się związkiem Zabiniego ze „zdrajczynią krwi”, w środku jednak czuła, że chodzi o coś większego. Znacznie większego.
Nie wiedząc zbytnio jak ma się zachować, usiadła obok i spojrzała na niego smutno. Nagle zapragnęła mu pomóc, jakoś go pocieszyć, przytulić. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, ale zatrzymała ją w pół drogi i opuściła na miękki materac łóżka.
- Jeżeli chcesz, możemy dzisiaj się nie uczyć, powiemy McGonagall, że źle się poczułeś… - zaczęła cicho, nadal nie spuszczając go z oczu.
- Nie – znów jej przerwał i odwrócił się w jej stronę. Nagle na jego ustach pojawił się uśmiech, jednak nie ten ironiczny, tylko prawdziwy, szczery. – Chociaż chciałbym zobaczyć, jak okłamujesz McDziewicę.
Hermiona zaśmiała się na jego słowa, po czym, jak zwykle usiadła na podłodze i otworzyła książkę. Draco przez chwilę w ciszy jej się przyglądał.  Widząc jej pytające spojrzenie, uśmiech Malfoya trochę się pogłębił, gdy ten wstawał, żeby przyszykować się do zajęć.

Ona w ciebie wierzy. Przemyśl to.
                Malfoy nie mógł w nocy spać. Kręcił się i wiercił, a sen nadal nie przychodził. Tyle działo się teraz w jego życiu, że nie wiedział, czym martwić się najbardziej. Anabell, sprawa sądowa, choroba Parkinson, idiota Zabini, a teraz do tego wszystkiego dochodziła jeszcze Granger. Westchnął i przetarł twarz dłońmi. Dlaczego wszystko musiało się tak strasznie pokomplikować?
                Przekręcił głowę i spojrzał na szafkę nocną. Zegarek pokazywał drugą trzydzieści pięć. Draco przeciągnął się i zapalił lampkę. Chwilę mrugał oczami, próbując przyzwyczaić się do światła. Po chwili leżenia w bezruchu, włożył rękę do wnęki i wyjął z niej ramkę.
Uśmiechnął się na widok zdjęcia. Zawsze, gdy je widział, w jego wnętrzu roztaczało się przyjemne ciepło. Ona zawsze wyzwalała w nim takie uczucia. Była iskierką radości w ponurej rodzinie Malfoyów! Nie potrafił jej nienawidzić, chociaż tego oczekiwał ojciec. Kochał ją, swoją małą siostrzyczkę.

Hermiona obudziła się po piątej. Słońce jeszcze nie wzeszło, nad ziemią rozciągała się mleczna mgła. Cały zamek pogrążony był we śnie – większość uczniów nie wstawała tak wcześnie rano w weekendy, odsypiała bowiem ciężki tydzień. Jednak nie panna Granger. Ona nie lubiła spać długo, uważała to za marnowanie dnia. Poza tym, umówiona była na bieganie z pewnym bardzo przystojnym blondynem. Oczywiście, on tak naprawdę nic nie zmieniał, chodziło jej przecież o sam sport, prawda?
Hermiona przeciągnęła się, wydając siebie cichy pomruk. Szybko przebrała się w dresy i związała włosy w wysoką kitkę.
Na dworze było zimno. Wiał chłodny wiatr, wprawiając liście w delikatny ruch. Hermiona ruszyła w stronę chatki Hagrida, jednak idąc przed siebie zauważyła postać siedzącą nad jeziorem. Zmrużyła oczy, ale z tej odległości nie mogła określić, kto to dokładnie jest.
W miarę jak się zbliżała, dostrzegała coraz więcej szczegółów – szerokie ramiona, niesforne blond włosy. Uśmiechnęła się i cicho podeszła do chłopaka.
- Cześć – powiedziała, a on uniósł głowę i skinął jej na powitanie. Usiadła obok i zaczęła bawić się źdźbłem trawy. Siedzieli w milczeniu, nie było to dla nich jednak coś niekomfortowego. Dobrze czuli się we swoim towarzystwie.
- Wiesz… - zaczęła Hermiona, a Draco przeniósł na nią swój wzrok. Dopiero teraz dziewczyna zobaczyła jego cienie pod oczami i zmęczone spojrzenie. – Tak sobie pomyślałam…
- No… - zachęcił ją do dalszej rozmowy Malfoy.
- Nasze stosunki nieco się ociepliły i pomyślałam sobie…
- Nie, Granger, nie zaproszę cię na randkę – zaśmiał się, a ona szturchnęła go w ramię.
- Głupek – mruknęła. – Chodziło mi o to, że może byśmy tak oficjalnie zakopali topór wojenny – powiedziała szybko. Malfoy zamyślił się na chwilę.
- Na serio tego chcesz? – Tym pytaniem zbił ją z tropu. Zadał je takim miękkim głosem, którego wcześniej u niego nie słyszała.
- Tak – odpowiedziała pewnie i wyciągnęła rękę na zgodę. Draco uścisnął ją z delikatnym uśmiechem.
- Ale nie oczekuj, że zacznę się do ciebie zwracać po imieniu – powiedział zadziornie. – Dla mnie na zawsze pozostaniesz Granger. Tylko Granger.
- I vice versa, Tylko Malfoy.

Po śniadaniu Hermiona wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku, opatuliła się kocykiem i chwyciła książkę od transmutacji. Z uśmiechem zatopiła się w lekturze, zapominając o świecie. Uczyła się w akompaniamencie deszczu, który właśnie zaczął padać.
Po dwóch godzinach cała w skowronkach do dormitorium wróciła Ginny. Wyglądała na przeszczęśliwą.
- Co się tak szczerzysz? – zapytała Hermiona, odrywając się od czytanej lektury.
- Blaise zaprosił mnie na randkę – prawie wykrzyknęła i opadła na swoje łóżko. – Dzisiaj jest wyjście do Hogsmeade i idziemy tam razem. Jako para – Ginny była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć na miejscu. Wspólnie podjęli decyzję, że koniec z ukrywaniem się. Postanowili, że nie będą więcej spotykać się po kątach.
- To cudownie. – Hermiona uśmiechnęła się, widząc stan, w jakim jest jej przyjaciółka.
- A ty idziesz? – zapytała Ginny, otwierając szafę i przeglądając ubrania.
- Nie wiem – odpowiedziała szczerze starsza Gryfonka, wzruszając ramionami. – Pogoda jest okropna, ale powinnam niedługo iść na jakieś świąteczne zakupy. W końcu już listopad!
- Pogoda z każdym dniem będzie gorsza, Hermiono. Wydaje mi się, że powinnaś skorzystać z faktu, że temperatura jeszcze jest na plusie.

Półtorej godziny później Hermiona opuściła dormitorium zaopatrzona w sporą kwotę pieniędzy i kurtkę przeciwdeszczową. Co prawda, deszcz już tylko kropił, ale pogoda w Anglii była zmienna niczym rozkapryszona kobieta – nigdy nie można być pewnym, co przyniesie dzień. W pokoju wspólnym zastała Harry’ego, który siedział na kanapie z dwa lata młodszą Gryfonką i, delikatnie mówiąc, obściskiwał się z nią. Hermiona nie wiedziała, że Potter miał nową dziewczynę. To prawda, ostatnio nie rozmawiali za dużo, ale raczej nie przeoczyłaby tak istotnego faktu. Wzruszyła jednak ramionami i już miała wyjść, kiedy drogę zagrodziła jej Lavender.
- Cześć, Hermionko – Landrynka uśmiechnęła się sztucznie. – Mam do ciebie takie małe pytanko.
- Tak? – zapytała, modląc się w duchu, że nie zajmie to długo. Perfumy koleżanki były tak słodkie, że aż mdliły.
- Widziałam, że ostatnio nie rozmawiałaś z Ronem…
Aha, czyli o to chodziło. Wygląda na to, że panna Brown już ostrzy sobie pazurki.
- Jesteśmy dobrymi koleżankami i nie chciałabym zrobić ci żadnego świństwa. – Hermiona miała ochotę roześmiać się na głos. Gdyby tylko mogła, Lavender zrobiłaby wszystko, by zniszczyć jej życie. – Ostatnio dużo czasu spędzałam z Ronem i czuję, że między nami znowu coś zaiskrzyło. Chciałam więc zapytać, czy między wami definitywnie koniec.
- Tak, Lav, między nami koniec. Jeżeli chcesz, to weź go sobie. Nasz już nic nie łączy – rzekła oschle, a Landrynka zapiszczała z radości.
- Tak właśnie myślałam, Hermionko, ale musiałam się upewnić! – wykrzyknęła i posłała jej całusa. – To papatki!
Panna Granger wywróciła oczami i szybkim krokiem wyszła z pokoju wspólnego. Jeszcze chwila w pobliżu tej żałosnej dziewczyny, a zupełnie straci wiarę w ludzkość.

- Mon- Ron! – krzyknęła Lavender podbiegając do chłopaka. Rudy obejrzał się i nim spostrzegł dziewczyna wskoczyła mu w ramiona. – Idziemy razem do Hogsmeade?
- Lav, mówiłem ci, że nie mogę. Nadal nie wiem, czy Hermiona nie żywi do mnie żadnych uczuć.
- Och, Ronuś – monuś, ale ja wiem! Rozmawiałam z nią przed chwilą – zapiszczała i złożyła soczyste pocałunki na obu policzkach chłopaka. Ron zacisnął pięści.
- Tak? – syknął, czerwieniąc się.
- Powiedziała, że między wami definitywnie koniec! Czyż to nie cudownie?!
Weasley poczuł się, jakby dostał w twarz. Nie mógł uwierzyć, że Hermiona mogła zrobić mu takie świństwo i nie powiedzieć mu prawdy. Zapewniała go, że potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć, a tymczasem podjęła już decyzję. 
- Coś jeszcze mówiła? – warknął.
- Nie, kochanie – zaświergotała. Nagle w jej głowie pojawiła się „świetna” myśl. – Nie możesz pokazać jej, że jakkolwiek zabolało cię to, że nie miała odwagi powiedzieć ci tego wprost. Nie jest warta twojej złości, misiaczku. Udowodnij jej, że sam masz ją gdzieś. Ta wredna suka jeszcze nas popamięta.
- Lavender?
- Tak?
- Zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, po czym nie czekając na jej odpowiedź wpił się w jej usta i zatopił dłonie w jej miękkich włosach.

Hermiona chodziła po wiosce, oglądając wystawy różnych sklepów. Spacerując po wąskich alejkach zrozumiała swój błąd – nie powiedziała Ronowi, co zdecydowała. Była wręcz pewna, że właśnie w tej chwili Landrynka cytuje jej słowa. Żałowała, ale zadziałała pod wpływem impulsu – niestety, Lavender irytowała ją tak mocno, że traciła kontrolę nad tym, co mówi. Westchnęła, stając przed witryną jednego ze sklepów. Zaciekawiona weszła do środka. Pokój, do którego wkroczyła był bardzo przytulny i pachniał starym pergaminem. Panna Granger uśmiechnęła się i zaczęła rozglądać. Wokół porozstawiane zostały stare, antyczne przedmioty i wszystkie przykuwały uwagę dziewczyny. Miała ochotę dotknąć każdego, przyjrzeć się z bliska nawet najmniejszym detalom.
Pół godziny później spostrzegła cudowną bransoletkę. Została ona wykonana z jasnych białych koralików przeplatanych małymi okrągłymi szmaragdami. Na środku przyczepiony był srebrny owalny charms, jednak nie było na nim nic napisane.
- Piękna, prawda? – usłyszała obok ucha i podskoczyła. Nie zauważyła, żeby ktokolwiek inny wchodził do sklepu.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
Hermiona odwróciła się. Za nią stał wysoki, szczupły chłopak o brązowych włosach i czekoladowych oczach. Wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Theodor Nott – przedstawił się i ukłonił szarmancko. – A ty musisz być Hermioną Granger, dziewczyną, która uczy naszego Smoka.
Hermiona kiwnęła głową, ściskając dłoń Ślizgona.
- Zgadza się – uśmiechnęła się przyjaźnie i znów przeniosła spojrzenie na bransoletkę. – Tak, jest cudowna.
Theo palcem dotknął jednego z koralików.
- Na świecie są tylko trzy bransoletki wykonane w ten sposób. Jedyne, czym się różnią to kamień szlachetny. Bransoletka z szafirem znajduje się w Karolinie Północnej w Charlotte, a ta z rubinem niestety zaginęła. Ostatni raz widziano ją w Moskwie w 1954 roku. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ta bransoletka ma dużą moc. Chłopak, który ją kupi, nie będzie w pełni świadomy tego, co robi. Uzna, że to świetny prezent dla dziewczyny, którą kocha, ale jeszcze o tym nie wie, albo nie będzie chciał się do tego przyznać.
Hermiona jak urzeczona słuchała Notta.
- Kiedy delikwent będzie kupował ten prezent i go dotknie, na charmsie pojawi się imię dziewczyny, do której ta bransoletka ma trafić. To jest dopiero magia, prawda?
Granger uśmiechnęła się i już miała coś powiedzieć, kiedy drzwi sklepu otworzyły się i stanął w nich Malfoy. Gdy tylko ich zauważył podszedł do nich wyraźnie podirytowany.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę, Theo. Nie pamiętasz, że byliśmy umówieni? – warknął.
- Jakbyś był punktualny, to nie byłoby tego problemu – odpowiedział chłopak i wzruszył ramionami.
- To ja już lecę – powiedziała Hermiona i zapięła kurtkę. – Miło było cię poznać, Theodorze – powiedziała i posłała mu ciepły uśmiech.
- Ciebie również, Hermiono.
Dziewczyna zerknęła jeszcze przelotnie na Malfoya, po czym szybko opuściła sklep.
- Piękna, prawda? – zapytał Theo i wskazał na bransoletkę. Draco wzruszył ramionami, jednak zaczął się jej przyglądać. Nott uśmiechnął się tajemniczo i ruszył w stronę wyjścia. Malfoy, gdy zorientował się, że przyjaciel wychodzi, ruszył za nim, zastanawiając się, czemu do jasnej cholery Theo tak się szczerzy. Gdyby tylko wiedział…

EDIT: Aithne 

Aktualizacja: 05/05/2020  

Witam! 
Dzisiaj udało mi się skończyć rozdział i moja beta sprawdziła go w ekspresowym tempie (dziękuję), więc od razu wstawiam. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że dzisiaj  napiszę aż tyle. Wczoraj byłam na osiemnastce brata i późno wróciłam do domu, a rano (raczej w południe xD) wstałam tak obolała, że nie chciało mi się nic. Chyba częściej powinnam chodzić na imprezy, bo jak zaczynałam miałam zaledwie stronę. (2020: Chciałabym nadal tak jak w wieku 17 lat móc po imprezie normalnie funkcjonowac. To były czasy xd)
Pozdrawiam magicznie
~hope~

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 11

Rozdział dedykuję dwóm bardzo ważnym dla mnie osobom. 
Oldze i Julii - za to, że... że po prostu jesteście :*

Minerwa McGonagall stała na środku sali z założonymi rękoma. Niecierpliwie stukała obcasem o parkiet, czekając, aż wszyscy uczniowie usiądą na swoich miejscach. Obok niej ustawiony został sprzęt grający, a Hermiona rozpoznała w nim gramofon, którego używali kilka lat temu przygotowując się na Bal Bożonarodzeniowy. Granger uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtego wieczoru – należał zdecydowanie do jednego z jej ulubionych. Żałowała, że po wyjeździe jej stosunki z Krumem nieco się ochłodziły.
Hermiona spojrzała na przeciwną stronę sali, gdzie swoje miejsca zajmowali chłopcy ze wszystkich czterech domów. Z niewielkim entuzjazmem spostrzegła, że dokładnie naprzeciwko niej siedział Malfoy. On również ją zauważył i posłał w jej kierunku szelmowski uśmiech.
- Możemy już zaczynać – powiedziała McGonagall i klasnęła w dłonie, chcąc tym gestem uciszyć trzech chłopców z Gryffindoru, którzy śmiali się z jakiegoś niezwykle sprośnego żartu. – To wam przypadł zaszczyt otwarcia Balu Bożonarodzeniowego. W tradycji naszej szkoły dotychczas nigdy nie było corocznych imprez w tym stylu. Ministerstwo podsunęło nam pomysł, by zorganizować bal ku czci bitwy, która rozległa się w murach naszego zamku kilka miesięcy temu. Po kilku naradach postanowiliśmy, że uroczystość rozpocznie wasz taniec, później wszyscy uczniowie i nauczyciele zbiorą się w Wielkiej Sali i minutą ciszy uczczą pamięć poległych. Do Hogwartu przybędą goście z Ministerstwa i dziennikarze z Proroka Codziennego.
   Hermiona z zażenowaniem spostrzegła reakcję innych uczniów, którzy na wieść o prasie niczym małe dzieci zaczęli chichotać i podskakiwać w miejscu. Po przeciwległej stronie sali siedział Malfoy, na którym ta informacja również nie zrobiła zbyt dużego wrażenia. Wyglądał, jakby odpłynął gdzieś daleko, pozostawał na miejscu tylko ciałem, podczas gdy jego myśli wędrowały w przestworzach. Dziewczyna szybko zorientowała się, o co chodzi. Bal miał się odbyć tydzień po rozprawie sądowej. Nagle Draco ocknął się z amoku i spojrzał wprost na nią. Hermiona posłała mu niepewny uśmiech, którym miała nadzieję rozwiać jego wątpliwości. Wygrają ten proces. Razem. 
- Mam nadzieję, że pamiętacie cokolwiek z ostatniego razu – westchnęła McGonagall i ręką dała znać Filtchowi, żeby włączył muzykę. Dziewczyny szybko wstały ze swoich miejsc, jednak chłopcy patrzyli po sobie z niemałym niezadowoleniem. Kobieta złapała się za głowę.
- Nie mamy czasu na zabawę! – krzyknęła podirytowana. – Zrobimy więc tak… Każdy podchodzi do osoby, która jest naprzeciwko niej. No już, już, panie Weasley, idzie pan wprost przed siebie, proszę nie zmieniać trasy!
Hermiona z lękiem spostrzegła, że jej partnerem będzie Malfoy. Spojrzała na Ginny, chcąc podzielić się swoim żalem i udręką, ale Ruda z zadowoleniem patrzyła na stojącego przed nią Zabiniego. Ślizgon również nie wyglądał na pokrzywdzonego. Granger bardzo się to nie spodobało.
- Kogo my tu mamy? – Malfoy zaśmiał się i zmierzył dziewczynę wzrokiem, przez co ona delikatnie się zarumieniła. – Mam nadzieję, że umiesz tańczyć. Nie chcę źle przez ciebie wyglądać. 
- Mogłabym tobie powiedzieć to samo – powiedziała, chcąc ukryć czerwone policzki.
- A teraz… - zaczęła McGonagall, chodząc wzdłuż par. – Na początku potrenujemy proszenie do tańca. Ostatnim razem widziałam dużo sposobów, a zdecydowana większość była nie na miejscu. Panowie, szybkim ruchem złączcie nogi i ukłońcie się partnerce, wyciągając przed siebie prawą dłoń…
Malfoy zrobił tak, jak poleciła profesor. Jednak, gdy większość chłopców opuściła głowę, on tego nie zrobił i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z Hermioną.  Jego oczy wpatrywały się w jej bardzo intensywnie. Ona oddawała spojrzenie z równą pasją. Jak przez mgłę słyszała dalsze polecenia, wykonywała je machinalnie: ręce odsunęła na bok delikatnym ruchem, prawą nogę postawiła na palcach za lewą stopą, zgięła kolana i lekko schyliła głowę. Wszystko to robiła patrząc blondynowi w oczy. Następnie podała mu prawą dłoń, którą on ujął delikatnie, jakby była z porcelany. Hermiona pozwoliła, by przysunął ją bliżej do siebie. Jedną rękę położył na jej plecach, drugą zaś, nadal trzymając jej dłoń, uniósł na wysokość jej głowy.
McGonagall podchodziła do każdej pary, poprawiała pozycję, karciła niektórych chłopców, których ręka była zdecydowanie za blisko pośladków partnerki.
- Panno Granger, panie Malfoy, bardzo dobra robota – pochwaliła ich, nieświadomie przerywając tą magiczną chwilę. Hermiona odchrząknęła znacząco i przeniosła spojrzenie w bok.
Czuła się dziwnie. Reakcja jej organizmu na dotyk Malfoya była… nieodpowiednia. Nie rozumiała, co się dzieje, dlaczego jego bliskość tak na nią działała. Na plecach czuła przyjemne mrowienie, a jednocześnie ogień, jakby ktoś przykładał do jej zimnej skóry gorące łuczywo. Jej dłoń mała i zgrabna, spleciona z jego - znacznie większą, zdawała się być na swoim miejscu. Długie palce chłopaka obejmowały ją delikatnie, jakby bał się, że może coś w niej uszkodzić.
Nie wiedziała, że u Malfoya w głowie również pojawiły się niebezpieczne myśli. Sięgnął myślami do czasów, kiedy oboje, tak blisko siebie, chowali się za zbroją przed patrolującym korytarze nauczycielem. Teraz te wszystkie uczucia zdawały się żywsze, płonęły mocniej i raźniej. Nie mógł się nadziwić, jaką przyjemność sprawiało mu trzymanie jej w ramionach. Powtarzanie, że to szlama, której nienawidził od pierwszego wejrzenia, szlama, której ból sprawiał mu radość, nie pomagało. Ba, nawet wypowiedzenie tego słowa w myślach przychodziło mu z trudem.
Hermiona odsunęła się od Malfoya. Bała się, że z jej zachowania wyczyta, że coś się zmieniło. Z mocnym postanowieniem stwierdziła, że dopóki sama nie rozwiąże tego problemu, będzie trzymała się od niego z daleka. A już w szczególności, jak najmniej go dotykała.
Kolejnym zadaniem wyznaczonym przez McGonagall był po prostu taniec. Po wstępie, w którym objaśniała teorię, nadszedł czas na praktykę. Hermiona prychnęła, orientując się, że swoje postanowienie musi odłożyć na później. W końcu znowu musi go dotknąć.
Malfoy był wyjątkowo niezłym tancerzem. Chociaż „niezłym” to za mało powiedziane. Sprawiał wrażenie, jakby muzykę miał we krwi.  Krążyli po sali w ciszy. Żadne z nich początkowo nie chciało jej przerywać.
- Nie jesteś zazdrosna o Wieprzleja? – zapytał znienacka Draco. Hermiona spojrzała mu w oczy, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Niby czemu miałabym być zazdrosna o Rona? – odpowiedziała pytaniem, kładąc nacisk na imię chłopaka. Chciała tym pokazać, jak bardzo nie lubi tego określenia.
- Brown wygląda tak, jakby zaraz miała dostać orgazmu – powiedział i głową wskazał w kierunku tańczącej niedaleko pary. Hermiona zerknęła w tamtą stronę, po czym wybuchła śmiechem. Mina Rona wskazywała, że najchętniej uciekłby daleko stąd. A Lavender… Granger musiała zgodzić się z określeniem Malfoya. Na jej twarzy widniała taka rozkosz, że nawet McGonagall postała jej zniesmaczone pojrzenie.
- Więc?
- Z Ronem postanowiliśmy zrobić sobie przerwę.
Serce Malfoya z niewiadomych przyczyn zabiło mocniej.
- Na jak długo? – zapytał, siląc się na obojętny ton głosu.
- Na ile będzie potrzeba.
Znowu zapanowała między nimi cisza. Hermiona zaczęła rozglądać się po sali, szukając wzrokiem przyjaciółki. Ginny razem z Blaisem tańczyła kilka metrów dalej. Wyglądała na bardzo zrelaksowaną i zadowoloną. Granger zmarszczyła brwi, a po chwili przyszła jej do głowy absurdalna myśl.
- Czy Zabini zachowywał się ostatnio inaczej? – zapytała, nadal wpatrując się w Ginny. Malfoy posłał jej pytające spojrzenie.
- W jakim sensie inaczej?
Hermiona ciężko westchnęła.
- Zaczął częściej wychodzić, nie mówił, gdzie idzie, chodził zamyślony…?
Draco spojrzał na przyjaciela, a potem znowu na Hermionę.
-Możliwe. Do czego pijesz, Granger?
- Gdzie ty masz oczy? – mruknęła. – Ginny również się zmieniła. Ale wszystko wyszło na jaw, kiedy przyznała się, że „jest pewien chłopak”. Nie chciała mi nawet powiedzieć, z którego jest domu. Teraz, jak tak na nią patrzę, to chyba już wiem.
- Granger, chyba upadłaś na głowę! Weasley i Zabini? Razem? – chłopak zaśmiał się, jednak widząc wyraz twarzy Hermiony, przyjrzał się jeszcze raz tańczącej niedaleko parze.
- O kurwa – wyrwało mu się. – Chyba masz rację.
Do końca zajęć Hermiona nie spuszczała Ginny z oczu. Nie mogła pogodzić się z myślą, że jej najlepsza przyjaciółka nie powiedziała jej o tym od razu. To był Blaise Zabini, Ślizgon i najlepszy przyjaciel Malfoya! Może nigdy nie wstąpił w szeregi Voldemorta, ale był złym człowiekiem. Razem z Draconem uwielbiał uprzykrzać jej, Harremu i Ronowi życie. Jak zareagują chłopcy, gdy dowiedzą się, z kim zadaje się mała Weasley?
Właśnie dlatego Hermiona zgodziła się na plan Malfoya. W tej kwestii się z nim zgadzała – oni nie mogli być razem.
Po skończonych zajęciach Granger szybkim krokiem podeszła do Ginny.
- Widziałam, że tobie przytrafił się Zabini. To musiał być koszmar – zaczęła, przyglądając się jej uważnie.
- Yhm – skinęła głową Ruda i posłała jej blady uśmiech.
- Pójdziesz ze mną do Pokoju Życzeń? – zapytała bez ogródek Hermiona. – Zostawiłam tam kilka książek, a niedługo muszę oddać je do biblioteki.
Zamyślona Weasley nie pojęła absurdu wypowiedzi przyjaciółki – przecież Hermiona uczyła się albo u Malfoya, albo u siebie. Połknęła haczyk z zadziwiającą łatwością.
Po chwili dziewczyny stanęły przed ścianą, która skrywała Pokój Życzeń. Granger przeszła wzdłuż niej trzy razy, aż pojawiły się drzwi.
W środku panował półmrok. Pomieszczenie było duże i przestronne - Hermiona rozpoznała w nim pokój wspólny śliozgonów, jednak w trochę mroczniejszej wersji.
Ginny ze zdziwieniem rozejrzała się wokół siebie. Dopiero teraz dotarły do niej ostrzegawcze sygnały.
- Nie jesteśmy tu po twoje książki, prawda?
- Nie.
To nie Hermiona odpowiedziała. Z mroku wyłonił się Malfoy, a za nim jak cień posuwał się Blaise. On już wiedział.
- To dla twojego dobra – szepnęła Granger i ścisnęła dłoń przyjaciółki. Zaprowadziła ją na szmaragdową kanapę i stanęła z założonymi rękoma.
- To ma się skończyć – powiedział sucho Malfoy stając obok Hermiony. Zabini stanął za sofą i położył obie dłonie na ramionach Weasley.
- To nie ty masz o tym decydować – warknął. Zawsze pogodny i zabawny Blaise w jednej chwili zmienił się nie do poznania. Rozbawienie zniknęło z jego oczu, a wyraz twarzy stał się chłodny i nienaturalny.
- Hermiono – jęknęła Ginny. – Miałam ci o tym powiedzieć, przysięgam. Bałam się, że będziesz na mnie zła.
- I miałaś rację, Ginewro. Powinnaś była mi o tym powiedzieć już na samym początku.
- Wiem i przepraszam – mruknęła, spoglądając na swoje dłonie.
Hermiona przygryzła dolną wargę, po czym złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła na drugi koniec pomieszczenia.
 - Kochasz go? – zapytała, patrząc Ginny w oczy.
- Tak – odpowiedziała dziewczyna i spojrzała błagalnie na Hermionę. – Proszę, pozwól mi być szczęśliwą.
- Właśnie na tym mi zależy, kochanie - szepnęła i przytuliła ją mocno do siebie. – Nie ufam mu. To Ślizgon. Nie chcę, żeby cię zranił.
- Nie zrani mnie. Blaise jest dobrym człowiekiem. Przy nim odżyłam.

- Zabini, ogarnij się – warknął Malfoy, gdy dziewczyny oddaliły się na stosowną odległość. – To zdrajczyni krwi, do jasnej cholery. Mała, irytująca wiewióra.
- Nie mów tak o niej. Wcale jej nie znasz – odpowiedział chłodno mulat. – Kocham ją.
Draco prychnął zażenowany.
- Miłość? – zaśmiał się ironicznie. – Miłość nie istnieje. To, co zapewne was łączy to pożądanie i seks – nic więcej.
- Nie spałem z nią jeszcze, Malfoy. Nie jestem taki jak ty – odpowiedział mocno już poddenerwowany.
Tego Draco się nie spodziewał.
- Jak zareagują twoi rodzice?
- Będą musieli się z tym jakoś pogodzić.
Nagle obok pojawiła się Hermiona.
- Jeżeli Ginny uroni przez ciebie chociaż jedną łzę to, Merlin świadkiem, rozerwę cię na strzępy – warknęła, przykładając różdżkę do jego klatki piersiowej. Na twarzy mulata pojawił się cień rozbawienia.
- Czy to oznacza, że mamy twoje błogosławieństwo?
Hermiona niepewnie kiwnęła głową i zabrała różdżkę.
- Co ty robisz, Granger? – wrzasnął Malfoy. – Pozwolisz im tak po prostu odjechać w stronę tęczy na białym rumaku? – zironizował, zaciskając mocno pięści.
- To nie nam o tym decydować – powtórzyła słowa Zabiniego.
- Wszyscy jesteście popieprzeni – powiedział i schował twarz w dłoniach. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

- Draco, nie możesz ot tak zakazać im się spotykać – powiedziała Pansy, próbując ukryć rozbawienie. – To dorośli ludzie, mogą robić co chcą.
- Wiem, ale to niewłaściwe. Jakbym ja zaczął umawiać się z Granger. Wyobrażasz sobie mnie i Granger? – prychnął i zrobił minę, jakby miał zaraz zwymiotować. Parkinson wyprostowała się i podrapała po głowie, próbując ukryć lekki uśmiech.
- Nie – jęknął Malfoy. – Błagam, nie zostawiaj mnie w tym wariatkowie. Nie daj się w to wszystko wkręcić. A teraz powtarzaj za mną: Malfoy i Granger nigdy, przenigdy nie mogliby być razem.
- Nigdy nie mów nigdy – szepnęła zadziornie. – Ale tak na serio, to jestem zdania, że jakbyście przestali się nienawidzić i złą energię przenieśli na seks, bylibyście najgorętszą parą w szkole.
- Bierzesz za dużo leków – warknął Malfoy i zrozpaczony rzucił się na łóżko. – Merlinie, powiedz, że to sen.
- Widziałam ciebie i Granger podczas próby tańca. Wokół was roztaczała się magiczna aura. McGonagall nawet zauważyła, że coś między wami się pojawiło. Widziałeś te jej tajemnicze uśmiechy?
- Idę – powiedział Draco i zerwał się z łóżka. Pansy zaśmiała się i złapała go za rękę, ale on ją wyrwał. – Idę poszukać kogoś, kto jest normalny.
Otworzył drzwi, stając oko w oko z Astorią. Jęknął. Nie miał ochoty na rozmowę z kimś jej pokroju. Zatrzasnął je, czując jak ogarnia go bezsilność. Osunął się na ziemię.

- Granger nie jest taka zła – szepnęła Pansy i usiadła obok niego. – Pomaga ci. Dzięki niej podciągnąłeś się w nauce i jesteś przygotowany do rozprawy. Widziałeś jej uśmiech w wielkiej sali. Ona w ciebie wierzy. Przemyśl to.

EDIT: Aithne

Aktualizacja: 05/05/2020

Tak jak obiecałam, w lutym ukazał się rozdział 11. Nareszcie. Co do "Są takie chwile" i "Obliviate" to nie wiem, czy pojawią się w ty  miesiącu. Jest możliwe, że napiszę jeszcze jedną notkę, ale na pewno nie dwie. W końcu luty kończy się w przyszłą sobotę. 
Pozdrawiam magicznie
~hope~