niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 11

Rozdział dedykuję dwóm bardzo ważnym dla mnie osobom. 
Oldze i Julii - za to, że... że po prostu jesteście :*

Minerwa McGonagall stała na środku sali z założonymi rękoma. Niecierpliwie stukała obcasem o parkiet, czekając, aż wszyscy uczniowie usiądą na swoich miejscach. Obok niej ustawiony został sprzęt grający, a Hermiona rozpoznała w nim gramofon, którego używali kilka lat temu przygotowując się na Bal Bożonarodzeniowy. Granger uśmiechnęła się na samo wspomnienie tamtego wieczoru – należał zdecydowanie do jednego z jej ulubionych. Żałowała, że po wyjeździe jej stosunki z Krumem nieco się ochłodziły.
Hermiona spojrzała na przeciwną stronę sali, gdzie swoje miejsca zajmowali chłopcy ze wszystkich czterech domów. Z niewielkim entuzjazmem spostrzegła, że dokładnie naprzeciwko niej siedział Malfoy. On również ją zauważył i posłał w jej kierunku szelmowski uśmiech.
- Możemy już zaczynać – powiedziała McGonagall i klasnęła w dłonie, chcąc tym gestem uciszyć trzech chłopców z Gryffindoru, którzy śmiali się z jakiegoś niezwykle sprośnego żartu. – To wam przypadł zaszczyt otwarcia Balu Bożonarodzeniowego. W tradycji naszej szkoły dotychczas nigdy nie było corocznych imprez w tym stylu. Ministerstwo podsunęło nam pomysł, by zorganizować bal ku czci bitwy, która rozległa się w murach naszego zamku kilka miesięcy temu. Po kilku naradach postanowiliśmy, że uroczystość rozpocznie wasz taniec, później wszyscy uczniowie i nauczyciele zbiorą się w Wielkiej Sali i minutą ciszy uczczą pamięć poległych. Do Hogwartu przybędą goście z Ministerstwa i dziennikarze z Proroka Codziennego.
   Hermiona z zażenowaniem spostrzegła reakcję innych uczniów, którzy na wieść o prasie niczym małe dzieci zaczęli chichotać i podskakiwać w miejscu. Po przeciwległej stronie sali siedział Malfoy, na którym ta informacja również nie zrobiła zbyt dużego wrażenia. Wyglądał, jakby odpłynął gdzieś daleko, pozostawał na miejscu tylko ciałem, podczas gdy jego myśli wędrowały w przestworzach. Dziewczyna szybko zorientowała się, o co chodzi. Bal miał się odbyć tydzień po rozprawie sądowej. Nagle Draco ocknął się z amoku i spojrzał wprost na nią. Hermiona posłała mu niepewny uśmiech, którym miała nadzieję rozwiać jego wątpliwości. Wygrają ten proces. Razem. 
- Mam nadzieję, że pamiętacie cokolwiek z ostatniego razu – westchnęła McGonagall i ręką dała znać Filtchowi, żeby włączył muzykę. Dziewczyny szybko wstały ze swoich miejsc, jednak chłopcy patrzyli po sobie z niemałym niezadowoleniem. Kobieta złapała się za głowę.
- Nie mamy czasu na zabawę! – krzyknęła podirytowana. – Zrobimy więc tak… Każdy podchodzi do osoby, która jest naprzeciwko niej. No już, już, panie Weasley, idzie pan wprost przed siebie, proszę nie zmieniać trasy!
Hermiona z lękiem spostrzegła, że jej partnerem będzie Malfoy. Spojrzała na Ginny, chcąc podzielić się swoim żalem i udręką, ale Ruda z zadowoleniem patrzyła na stojącego przed nią Zabiniego. Ślizgon również nie wyglądał na pokrzywdzonego. Granger bardzo się to nie spodobało.
- Kogo my tu mamy? – Malfoy zaśmiał się i zmierzył dziewczynę wzrokiem, przez co ona delikatnie się zarumieniła. – Mam nadzieję, że umiesz tańczyć. Nie chcę źle przez ciebie wyglądać. 
- Mogłabym tobie powiedzieć to samo – powiedziała, chcąc ukryć czerwone policzki.
- A teraz… - zaczęła McGonagall, chodząc wzdłuż par. – Na początku potrenujemy proszenie do tańca. Ostatnim razem widziałam dużo sposobów, a zdecydowana większość była nie na miejscu. Panowie, szybkim ruchem złączcie nogi i ukłońcie się partnerce, wyciągając przed siebie prawą dłoń…
Malfoy zrobił tak, jak poleciła profesor. Jednak, gdy większość chłopców opuściła głowę, on tego nie zrobił i cały czas utrzymywał kontakt wzrokowy z Hermioną.  Jego oczy wpatrywały się w jej bardzo intensywnie. Ona oddawała spojrzenie z równą pasją. Jak przez mgłę słyszała dalsze polecenia, wykonywała je machinalnie: ręce odsunęła na bok delikatnym ruchem, prawą nogę postawiła na palcach za lewą stopą, zgięła kolana i lekko schyliła głowę. Wszystko to robiła patrząc blondynowi w oczy. Następnie podała mu prawą dłoń, którą on ujął delikatnie, jakby była z porcelany. Hermiona pozwoliła, by przysunął ją bliżej do siebie. Jedną rękę położył na jej plecach, drugą zaś, nadal trzymając jej dłoń, uniósł na wysokość jej głowy.
McGonagall podchodziła do każdej pary, poprawiała pozycję, karciła niektórych chłopców, których ręka była zdecydowanie za blisko pośladków partnerki.
- Panno Granger, panie Malfoy, bardzo dobra robota – pochwaliła ich, nieświadomie przerywając tą magiczną chwilę. Hermiona odchrząknęła znacząco i przeniosła spojrzenie w bok.
Czuła się dziwnie. Reakcja jej organizmu na dotyk Malfoya była… nieodpowiednia. Nie rozumiała, co się dzieje, dlaczego jego bliskość tak na nią działała. Na plecach czuła przyjemne mrowienie, a jednocześnie ogień, jakby ktoś przykładał do jej zimnej skóry gorące łuczywo. Jej dłoń mała i zgrabna, spleciona z jego - znacznie większą, zdawała się być na swoim miejscu. Długie palce chłopaka obejmowały ją delikatnie, jakby bał się, że może coś w niej uszkodzić.
Nie wiedziała, że u Malfoya w głowie również pojawiły się niebezpieczne myśli. Sięgnął myślami do czasów, kiedy oboje, tak blisko siebie, chowali się za zbroją przed patrolującym korytarze nauczycielem. Teraz te wszystkie uczucia zdawały się żywsze, płonęły mocniej i raźniej. Nie mógł się nadziwić, jaką przyjemność sprawiało mu trzymanie jej w ramionach. Powtarzanie, że to szlama, której nienawidził od pierwszego wejrzenia, szlama, której ból sprawiał mu radość, nie pomagało. Ba, nawet wypowiedzenie tego słowa w myślach przychodziło mu z trudem.
Hermiona odsunęła się od Malfoya. Bała się, że z jej zachowania wyczyta, że coś się zmieniło. Z mocnym postanowieniem stwierdziła, że dopóki sama nie rozwiąże tego problemu, będzie trzymała się od niego z daleka. A już w szczególności, jak najmniej go dotykała.
Kolejnym zadaniem wyznaczonym przez McGonagall był po prostu taniec. Po wstępie, w którym objaśniała teorię, nadszedł czas na praktykę. Hermiona prychnęła, orientując się, że swoje postanowienie musi odłożyć na później. W końcu znowu musi go dotknąć.
Malfoy był wyjątkowo niezłym tancerzem. Chociaż „niezłym” to za mało powiedziane. Sprawiał wrażenie, jakby muzykę miał we krwi.  Krążyli po sali w ciszy. Żadne z nich początkowo nie chciało jej przerywać.
- Nie jesteś zazdrosna o Wieprzleja? – zapytał znienacka Draco. Hermiona spojrzała mu w oczy, a na jej twarzy malowało się zaskoczenie.
- Niby czemu miałabym być zazdrosna o Rona? – odpowiedziała pytaniem, kładąc nacisk na imię chłopaka. Chciała tym pokazać, jak bardzo nie lubi tego określenia.
- Brown wygląda tak, jakby zaraz miała dostać orgazmu – powiedział i głową wskazał w kierunku tańczącej niedaleko pary. Hermiona zerknęła w tamtą stronę, po czym wybuchła śmiechem. Mina Rona wskazywała, że najchętniej uciekłby daleko stąd. A Lavender… Granger musiała zgodzić się z określeniem Malfoya. Na jej twarzy widniała taka rozkosz, że nawet McGonagall postała jej zniesmaczone pojrzenie.
- Więc?
- Z Ronem postanowiliśmy zrobić sobie przerwę.
Serce Malfoya z niewiadomych przyczyn zabiło mocniej.
- Na jak długo? – zapytał, siląc się na obojętny ton głosu.
- Na ile będzie potrzeba.
Znowu zapanowała między nimi cisza. Hermiona zaczęła rozglądać się po sali, szukając wzrokiem przyjaciółki. Ginny razem z Blaisem tańczyła kilka metrów dalej. Wyglądała na bardzo zrelaksowaną i zadowoloną. Granger zmarszczyła brwi, a po chwili przyszła jej do głowy absurdalna myśl.
- Czy Zabini zachowywał się ostatnio inaczej? – zapytała, nadal wpatrując się w Ginny. Malfoy posłał jej pytające spojrzenie.
- W jakim sensie inaczej?
Hermiona ciężko westchnęła.
- Zaczął częściej wychodzić, nie mówił, gdzie idzie, chodził zamyślony…?
Draco spojrzał na przyjaciela, a potem znowu na Hermionę.
-Możliwe. Do czego pijesz, Granger?
- Gdzie ty masz oczy? – mruknęła. – Ginny również się zmieniła. Ale wszystko wyszło na jaw, kiedy przyznała się, że „jest pewien chłopak”. Nie chciała mi nawet powiedzieć, z którego jest domu. Teraz, jak tak na nią patrzę, to chyba już wiem.
- Granger, chyba upadłaś na głowę! Weasley i Zabini? Razem? – chłopak zaśmiał się, jednak widząc wyraz twarzy Hermiony, przyjrzał się jeszcze raz tańczącej niedaleko parze.
- O kurwa – wyrwało mu się. – Chyba masz rację.
Do końca zajęć Hermiona nie spuszczała Ginny z oczu. Nie mogła pogodzić się z myślą, że jej najlepsza przyjaciółka nie powiedziała jej o tym od razu. To był Blaise Zabini, Ślizgon i najlepszy przyjaciel Malfoya! Może nigdy nie wstąpił w szeregi Voldemorta, ale był złym człowiekiem. Razem z Draconem uwielbiał uprzykrzać jej, Harremu i Ronowi życie. Jak zareagują chłopcy, gdy dowiedzą się, z kim zadaje się mała Weasley?
Właśnie dlatego Hermiona zgodziła się na plan Malfoya. W tej kwestii się z nim zgadzała – oni nie mogli być razem.
Po skończonych zajęciach Granger szybkim krokiem podeszła do Ginny.
- Widziałam, że tobie przytrafił się Zabini. To musiał być koszmar – zaczęła, przyglądając się jej uważnie.
- Yhm – skinęła głową Ruda i posłała jej blady uśmiech.
- Pójdziesz ze mną do Pokoju Życzeń? – zapytała bez ogródek Hermiona. – Zostawiłam tam kilka książek, a niedługo muszę oddać je do biblioteki.
Zamyślona Weasley nie pojęła absurdu wypowiedzi przyjaciółki – przecież Hermiona uczyła się albo u Malfoya, albo u siebie. Połknęła haczyk z zadziwiającą łatwością.
Po chwili dziewczyny stanęły przed ścianą, która skrywała Pokój Życzeń. Granger przeszła wzdłuż niej trzy razy, aż pojawiły się drzwi.
W środku panował półmrok. Pomieszczenie było duże i przestronne - Hermiona rozpoznała w nim pokój wspólny śliozgonów, jednak w trochę mroczniejszej wersji.
Ginny ze zdziwieniem rozejrzała się wokół siebie. Dopiero teraz dotarły do niej ostrzegawcze sygnały.
- Nie jesteśmy tu po twoje książki, prawda?
- Nie.
To nie Hermiona odpowiedziała. Z mroku wyłonił się Malfoy, a za nim jak cień posuwał się Blaise. On już wiedział.
- To dla twojego dobra – szepnęła Granger i ścisnęła dłoń przyjaciółki. Zaprowadziła ją na szmaragdową kanapę i stanęła z założonymi rękoma.
- To ma się skończyć – powiedział sucho Malfoy stając obok Hermiony. Zabini stanął za sofą i położył obie dłonie na ramionach Weasley.
- To nie ty masz o tym decydować – warknął. Zawsze pogodny i zabawny Blaise w jednej chwili zmienił się nie do poznania. Rozbawienie zniknęło z jego oczu, a wyraz twarzy stał się chłodny i nienaturalny.
- Hermiono – jęknęła Ginny. – Miałam ci o tym powiedzieć, przysięgam. Bałam się, że będziesz na mnie zła.
- I miałaś rację, Ginewro. Powinnaś była mi o tym powiedzieć już na samym początku.
- Wiem i przepraszam – mruknęła, spoglądając na swoje dłonie.
Hermiona przygryzła dolną wargę, po czym złapała przyjaciółkę za rękę i pociągnęła na drugi koniec pomieszczenia.
 - Kochasz go? – zapytała, patrząc Ginny w oczy.
- Tak – odpowiedziała dziewczyna i spojrzała błagalnie na Hermionę. – Proszę, pozwól mi być szczęśliwą.
- Właśnie na tym mi zależy, kochanie - szepnęła i przytuliła ją mocno do siebie. – Nie ufam mu. To Ślizgon. Nie chcę, żeby cię zranił.
- Nie zrani mnie. Blaise jest dobrym człowiekiem. Przy nim odżyłam.

- Zabini, ogarnij się – warknął Malfoy, gdy dziewczyny oddaliły się na stosowną odległość. – To zdrajczyni krwi, do jasnej cholery. Mała, irytująca wiewióra.
- Nie mów tak o niej. Wcale jej nie znasz – odpowiedział chłodno mulat. – Kocham ją.
Draco prychnął zażenowany.
- Miłość? – zaśmiał się ironicznie. – Miłość nie istnieje. To, co zapewne was łączy to pożądanie i seks – nic więcej.
- Nie spałem z nią jeszcze, Malfoy. Nie jestem taki jak ty – odpowiedział mocno już poddenerwowany.
Tego Draco się nie spodziewał.
- Jak zareagują twoi rodzice?
- Będą musieli się z tym jakoś pogodzić.
Nagle obok pojawiła się Hermiona.
- Jeżeli Ginny uroni przez ciebie chociaż jedną łzę to, Merlin świadkiem, rozerwę cię na strzępy – warknęła, przykładając różdżkę do jego klatki piersiowej. Na twarzy mulata pojawił się cień rozbawienia.
- Czy to oznacza, że mamy twoje błogosławieństwo?
Hermiona niepewnie kiwnęła głową i zabrała różdżkę.
- Co ty robisz, Granger? – wrzasnął Malfoy. – Pozwolisz im tak po prostu odjechać w stronę tęczy na białym rumaku? – zironizował, zaciskając mocno pięści.
- To nie nam o tym decydować – powtórzyła słowa Zabiniego.
- Wszyscy jesteście popieprzeni – powiedział i schował twarz w dłoniach. Po chwili odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

- Draco, nie możesz ot tak zakazać im się spotykać – powiedziała Pansy, próbując ukryć rozbawienie. – To dorośli ludzie, mogą robić co chcą.
- Wiem, ale to niewłaściwe. Jakbym ja zaczął umawiać się z Granger. Wyobrażasz sobie mnie i Granger? – prychnął i zrobił minę, jakby miał zaraz zwymiotować. Parkinson wyprostowała się i podrapała po głowie, próbując ukryć lekki uśmiech.
- Nie – jęknął Malfoy. – Błagam, nie zostawiaj mnie w tym wariatkowie. Nie daj się w to wszystko wkręcić. A teraz powtarzaj za mną: Malfoy i Granger nigdy, przenigdy nie mogliby być razem.
- Nigdy nie mów nigdy – szepnęła zadziornie. – Ale tak na serio, to jestem zdania, że jakbyście przestali się nienawidzić i złą energię przenieśli na seks, bylibyście najgorętszą parą w szkole.
- Bierzesz za dużo leków – warknął Malfoy i zrozpaczony rzucił się na łóżko. – Merlinie, powiedz, że to sen.
- Widziałam ciebie i Granger podczas próby tańca. Wokół was roztaczała się magiczna aura. McGonagall nawet zauważyła, że coś między wami się pojawiło. Widziałeś te jej tajemnicze uśmiechy?
- Idę – powiedział Draco i zerwał się z łóżka. Pansy zaśmiała się i złapała go za rękę, ale on ją wyrwał. – Idę poszukać kogoś, kto jest normalny.
Otworzył drzwi, stając oko w oko z Astorią. Jęknął. Nie miał ochoty na rozmowę z kimś jej pokroju. Zatrzasnął je, czując jak ogarnia go bezsilność. Osunął się na ziemię.

- Granger nie jest taka zła – szepnęła Pansy i usiadła obok niego. – Pomaga ci. Dzięki niej podciągnąłeś się w nauce i jesteś przygotowany do rozprawy. Widziałeś jej uśmiech w wielkiej sali. Ona w ciebie wierzy. Przemyśl to.

EDIT: Aithne

Aktualizacja: 05/05/2020

Tak jak obiecałam, w lutym ukazał się rozdział 11. Nareszcie. Co do "Są takie chwile" i "Obliviate" to nie wiem, czy pojawią się w ty  miesiącu. Jest możliwe, że napiszę jeszcze jedną notkę, ale na pewno nie dwie. W końcu luty kończy się w przyszłą sobotę. 
Pozdrawiam magicznie
~hope~

środa, 4 lutego 2015

Są takie chwile... cz. I

            Są takie chwile, kiedy masz dość. Twoje serce chce odpocząć od smutku i żalu, głowa pragnie uwolnić się od przytłaczających myśli. Coś w tobie pęka, tracisz kontrolę, wszystkie buzujące emocje eksplodują, tworząc dawkę śmiercionośną dla ludzi wokół. Nie panujesz nad sobą, mówisz coś, czego nie powinieneś, robisz coś, czego możesz żałować do końca życia.
            Nadszedł upragniony weekend. Hermiona otworzyła oczy, czując na twarzy promienie gorącego, letniego słońca. Spojrzała na drugą połowę łóżka pragnąc ujrzeć twarz ukochanego mężczyzny.  Niestety on już dawno wstał, pozostało po nim tylko zimne prześcieradło. Nie widywała go codziennie, mimo że mieszkali razem. Tęskniła za nim. Wychodził wcześnie rano, wracał późno wieczorem, tłumaczył się nadmiarem pracy i napiętym grafikiem. Samotność doskwierała jej każdego popołudnia, gdy przychodziła z biura do pustego domu.
            Wstała i narzuciła na ramiona beżowy szlafrok. Rozpuszczone włosy związała w wysoką kitkę, a twarz przemyła chłodną wodą. Zeszła na dół kierowana zapachem świeżo parzonej kawy.
Siedział przy stole, obładowany papierami. Pisał coś zawzięcie, co chwilę maczając pióro w atramencie. Nie zauważył jej przyjścia.
            - Dzień dobry - przywitała go, siląc się na radosny uśmiech. Mężczyzna kiwną głową, nie odrywając wzroku od czytanego tekstu. Hermiona fuknęła zirytowana, zwracając tym samym na siebie jego uwagę.
            - Coś się stało, kochanie? -  zapytał, po czym upił łyk mocnej kawy i powrócił do wcześniej wykonywanej czynności..
            - Jakby cię to interesowało - warknęła, siadając naprzeciwko niego i wojowniczo krzyżując ręce na piersi. Draco podniósł wzrok zdziwiony. Nie rozumiał, co tym razem zrobił źle.
            - O co ci chodzi? - zapytał, z trudem powstrzymując się od powrotu do czytania papierów. - Nie mam czasu, muszę to skończyć - wyjaśnił, wskazując na stos pergaminów.
            - Nigdy nie masz czasu - szepnęła z wyrzutem, opuszczając wzrok. - Odkąd zacząłeś pracę w Ministerstwie praktycznie ze mną nie rozmawiasz. Cały czas zajmujesz się jakimiś sprawami, w domu tylko nocujesz.  A ja muszę ci o czymś powiedzieć...
            Draco spojrzał na nią zaciekawiony. Czuł, że lekko zaniedbuje narzeczoną, ale chciał zakończyć to śledztwo jak najszybciej. Hermiona wzięła głęboki oddech, by wszystko mu wytłumaczyć, gdy nagle usłyszała pukanie do okna.
            - Otworzę - powiedział Draco, po czym wstał z miejsca i wpuścił sowę do kuchni. Ptak usiadł na wcześniej zajmowanym przez niego krześle i wyciągnął nóżkę z przywiązanym do niej listem. Hermiona westchnęła cicho, patrząc jak otwiera wiadomość. Szybko ją przeczytał, przeczesał dłonią platynowe włosy i ponownie na nią spojrzał.
- Muszę na chwilę wyjść – niepewność w głosie Dracona była wręcz namacalna. Hermiona spojrzała na niego z wyrzutem. - Obiecuję, wrócę przed szesnastą i zabiorę cię na wyśmienity obiad, a wtedy wszystko mi opowiesz, dobrze? To naprawdę bardzo ważne, może być kluczowe dla sprawy - wyjaśnił, biegnąc na górę. Wrócił parę minut później ubrany i gotowy do wyjścia.
- Przepraszam - szepnął tylko, muskając ustami jej czoło. Zebrał wszystkie papiery i włożył je do teczki, po czym teleportował się z cichym trzaskiem. Została sama. Wzięła kilka głębokich wdechów, chcąc uspokoić przyspieszone bicie serca.
                                                  

Czas bardzo jej się dłużył. Tylko wizja wieczoru z Malfoyem podnosiła ją na duchu. Mimo że zawiódł ją wiele razy, ona i tak łudziła się nadzieją, że tym razem będzie inaczej. O piętnastej zaczęła się szykować. Założyła czerwoną sukienkę na ramiączka, której falbanki tuszowały delikatnie zaokrąglony brzuszek. To właśnie chciała mu powiedzieć. Jest w ciąży. Dowiedziała się w trzecim miesiącu, jednak czekała na odpowiedni moment, by mu to oznajmić. Włosy zostawiła rozpuszczone, pozwalając delikatnym puklom opadać na ramiona. Makijaż zrobiła dziewczęcy i naturalny, taki, jaki najbardziej lubiła. Stanęła przed lustrem, podziwiając efekt. Postarała się. Miała nadzieję, że gdy Draco dowie się, że zostanie ojcem, wszystko wróci do normy. Znów będzie tak jak dawniej. Spojrzała na zegarek stojący na szafce nocnej. Duża wskazówka bardzo powoli zbliżała się do czwórki, wskazując, że dopiero za trzydzieści minut wybije szesnasta. Hermiona westchnęła cicho, schodząc na dół. Wlała sok do szklanki, po czym skierowała się na taras. Usiadła w bujanym fotelu i wzięła leżącą na stoliku książkę. Wiedziała, że czytając nie zauważy upływu czasu. Miała rację. Gdy wróciła do salonu lekko zmarznięta przez chłodny wiatr, spojrzała na zegarek - dochodziła siedemnasta. Trochę już zgłodniała, jednak z uporem czekała na Dracona. Do osiemnastej trzydzieści miała nadzieję, że za chwilę wróci, jednak poddała się. Przygotowała kanapki, usiadła na sofie i włączyła telewizor. Kupili go po wielu jej namowach, że to naprawdę świetne i przydatne urządzenie. Gdy Malfoy zaczął pracować w Ministerstwie dopiero doceniła jego prawdziwą wartość. Obejrzała dwa filmy, a jego nadal nie było. Czy się martwiła? Nie. Już nie. Takie sytuacje zdarzały się tak często, że już nie bała się, czy coś mu się nie stało.
Przed północą wróciła na górę, szykując się do snu. Sukienkę rzuciła na krzesło, nie kwapiąc się, by włożyć ją do szafy. Była zła. Przecież jej OBIECAŁ! Miała tego wszystkiego dosyć.
 Łzy zbierały się pod jej powiekami, jednak nie pozwoliła im wypłynąć. Zasnęła po pierwszej, a jego jeszcze nie było.
Obudził ją zapach naleśników. Jak zwykle miejsce obok było puste, ale przyjemny aromat unoszący się w całym domu oznaczał, że Malfoy wrócił. Wstała, wsunęła stopy w kapcie, po czym zeszła na dół.
- O której wróciłeś? - zapytała, nie siląc się na miły ton głosu.
- Około drugiej, ale za chwilę znowu będę musiał wyjść. Prawie rozwiązaliśmy sprawę...
-Świetnie - przerwała mu oschle, z trudem powstrzymując łzy. - Znowu wychodzisz. Nigdy cię tu nie ma! - wrzasnęła, nie wytrzymując, dając upust wszystkim kłębiącym się w jej wnętrzu emocjom. - Dom traktujesz jak hotel, przychodzisz tylko spać i coś zjeść. A ja?! Pamiętasz, że masz narzeczoną? Nie sądzę - zaśmiała się gorzko. - Cały czas tylko praca i praca! Kiedy ostatnio spędziliśmy razem czas?! Kiedy ostatnio rozmawialiśmy?! Pamiętasz?! Bo ja nie! I wiesz co? Mam dosyć. Mam dosyć ciebie i tej twojej cholernej pracy. Po co ci żona i dziecko skoro nawet nie spędzasz z nami czasu? Jak chcesz to ci to ułatwię! Wyprowadzam się! – wrzeszczała w amoku. Po jej policzkach płynęły łzy. Szybko wbiegła na górę, jak burza wpadając do pokoju. Działała pod wpływem chwili, impulsu, nie myślała racjonalnie. Jednym zaklęciem spakowała wszystkie swoje rzeczy, zmniejszając walizkę do wielkości pudełka od zapałek. Gdy zbiegła na dół, Draco nadal stał w tym samym miejscu.
- Hermiono... - szepnął, wyciągając w jej kierunku dłoń. Dziewczyna zignorowała ją, podchodząc do drzwi.
- Żegnaj, Draco.

Ze łzami w oczach wybiegła na ulicę. Dopiero na świeżym powietrzu uprzytomniła sobie, że powiedział jej imię.

EDIT: Julia

Dawno nie pisałam. Trochę za tym tęsknię i obiecuję (najbardziej to sobie) poprawę. W między czasie odkryłam, że na tym blogu było już ponad 40 tys. wejść, co bardzo dodało mi skrzydeł! Dlatego wstawiam pierwszą część krótkiego opowiadania. Druga mam nadzieję pojawi się w tym miesiącu. Planuję również wstawienie rozdziału 11 i trzeciej części Obliviate.. Mam nadzieję, że mi się to uda.
Pozdrawiam magicznie
~hope~