piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 8

Dedykuję Earie S. za okazane wsparcie, gdy zwątpiłam w siebie przed egzaminami i za to, że jest najlepszą przyjaciółką w całej galaktyce! 

Ginny wolnym, spokojnym krokiem spacerowała po błoniach, mimo ciemnych chmur kłębiących się na niebie. Nie przejmowała się ani nimi, ani chłodnym wiatrem targającym jej miedzianymi włosami. Zdawała się nie widzieć otaczającego ją świata, pustym wzrokiem wpatrywała się w spokojną taflę jeziora. Jej myśli błądziły wokół czarnowłosego chłopaka o zielonych, bystrych oczach. Tak, to Harry Potter zaprzątał jej głowę. Mimo że nie byli już razem, Ginny nadal chciała przebywać w jego towarzystwie. Kochała go niczym brata, miała w nim oparcie, uwielbiała ich długie rozmowy. Jednak od pamiętnego, sobotniego wieczoru, kiedy powiedziała, że chce, aby zostali przyjaciółmi, on odwrócił się od niej. Ignorował ją, nie słyszał jej głosu, gdy prosiła go o rozmowę. Jego oczy stały się chłodne i obojętnie, radosne iskierki zniknęły i zdawało się, że już nigdy nie wrócą.
Ginny objęła się ramionami, gdy jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Koniec października zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim odchodziły słońce i błękitne niebo. Pogoda zdawała się podzielać humor dziewczyny, która z bezsilności kucnęła na ziemi, opuszczając głowę. Z jej zielonych oczu popłynęły pierwsze łzy. Nie kochała już Harry’ego. Nie będzie żałować decyzji o rozstaniu, ponieważ była ona słuszna. Chciała być z Blaisem, to jemu oddała swoje serce. Jednak w środku czuła pustkę, jaką pozostawił po sobie Wybraniec. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek ta pusta przestrzeń wypełni się, miała jednak taką nadzieję.
Dziewczyna nawet nie zauważyła pierwszych kropli deszczu, które po chwili przerodziły się w lekką mżawkę. Chłodna, orzeźwiająca woda spływała po jej twarzy, mieszając się ze łzami.
- Co ty robisz? – usłyszała męski głos, a po chwili poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona i podciąga do góry. Gdy zbliżyła twarz do jego koszuli, do jej nozdrzy dostał się intrygujący zapach – deszczu przemieszanego ze świeżo skoszoną trawą i mogłaby przyrzec, że poczuła nutkę cynamonu.
Dopiero, gdy znalazła się w zamku, mogła się przyjrzeć chłopakowi. Miał długie, brązowe włosy i oczy w kolorze gorzkiej czekolady. Na jego idealnie wykrojonych ustach malował się chytry uśmieszek, odsłaniający białe zęby.
Ginny skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na niego pytająco.
- Teodor Nott – przedstawił się aksamitnym głosem, wyciągając dłoń w jej kierunku. – Ty musisz być Ginny Weasley, dziewczyną, która podbiła serce naszego Diabła – uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jej reakcję.
- Powiedział ci? – zapytała z szeroko otwartymi oczami, ignorując wyciągniętą w swoją stronę dłoń.
- Nie – zaprzeczył Ślizgon, łapiąc w dwa palce zabłąkany listek z włosów Gryfonki i odrzucając go na bok. Dziewczyna speszyła się przez ułamek sekundy, ale szybko się zreflektowała.
- To skąd wiesz? – Przecież z Blaisem ukrywali się, nie było możliwości, by ktoś ich przyłapał. Poza tym, gdyby tak się stało, to cała szkoła już by o tym wiedziała! Przecież to Hogwart, tutaj informacje, szczególnie tajemnice, rozprzestrzeniają się w mgnieniu oka.  
- Ja wszystko wiem. – Teodor puścił jej oczko, odwracając się do niej plecami i ruszając w kierunku lochów. Tylko raz obejrzał się za siebie, śmiejąc się cicho, widząc osłupienie w jakim zostawił Ginny. Gdy tylko zniknął za rogiem, Ruda potrząsnęła głową, zastanawiając się, co tak właściwie się stało.
~*~
Snape krążył po gabinecie, przeglądając wypracowania uczniów. Ze złośliwością wymalowaną na twarzy wytykał im wszelkie błędy, zaznaczając je czerwonym atramentem. Irytowała go postawa dzieciaków wobec sztuki, jaką były eliksiry. Przecież cała zabawa polegała na tym, że nie ma bezsensownego machania różdżką i zajmowania się idiotycznymi stworzeniami. Ten przedmiot wymagał całkowitego skupienia i koncentracji, a napięta atmosfera w klasie tylko w tym pomagała. Teraz, jako nowy dyrektor Hogwartu mógł bezproblemowo znęcać się nad bezmózgimi bachorami, które miały świetną radochę, dopóki ich ukochane zwierzątko nie miało zostać królikiem doświadczalnym. Mijał zaledwie drugi miesiąc nauki, a już dziewczynka z drugiego roku poważnie otruła swoją ropuchę. Ten mały incydent pokazał, że to nie żarty.
Severus usiadł przy biurku, z satysfakcją odkładając stertę pergaminów. Nareszcie mógł delektować się otaczającą go ciszą. Niestety, jego perfekcyjny mały świat runą, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zacisną pięści, modląc się, żeby ta osoba jak najszybciej opuściła jego gabinet.
- Dzień dobry, profesorze. – Usłyszał tak dobrze znany głos Hermiony Granger. Podniósł głowę, świdrując ją swoimi czarnymi jak smoła oczami. Zobaczył zdenerwowanie wypisane na twarzy Gryfonki i uśmiechną się kpiąco.
- Mam pewną prośbę – zaczęła nieśmiało, robiąc krok w przód. Chwilę zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, nerwowo przygryzając dolną wargę. Irytowało go to. – Mam dzisiaj pomagać Malfoyowi w eliksirach, jednak uważam, że zajęcia praktycznie są o wiele bardziej przydatne niż sama teoria i…
- Co, Granger, streszczaj się – warknął, powoli wstając ze swojego miejsca.
- Chciałabym pożyczyć przenośny kociołek i składniki potrzebne do uwarzenia Eliksiru Łagodzącego I stopnia – powiedziała na wydechu, podnosząc wzrok. Snape zmroził ją spojrzeniem, podchodząc do biblioteczki.
- A skąd mam mieć pewność, że na pewno użyjesz ich w słusznej sprawie? – zapytał złośliwie, przypominając sobie plotki o warzeniu przez pannę Granger Eliksiru Wielosokowego na drugim roku nauki w szkole.
- Severusie, daj jej dostęp do swojego kantorka. – W gabinecie rozległ się głos poprzedniego dyrektora Hogwartu - Albusa Dumbledore’a, który patrzył na Hermionę ciepło z obrazu.
Gryfonka spojrzała w jego stronę, uśmiechając się przyjaźnie. Snape przewrócił oczami i wyciągną różdżkę. Jej czubek wskazał w stronę szafki z książkami, która po chwili przesunęła się, ukazując tajemne przejście. Nietoperz zniknął w nim na chwilę, wracając z małym pudełkiem.
- Tu masz wszystko, co ci potrzebne, Granger. – Jego głos nie wyrażał żadnych emocji, był zimny i pusty.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie, posyłając Dumbledore’owi ciepły uśmiech. Ruszyła w stronę wyjścia, chowając pakunek do torby. Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, Snape odetchnął głęboko, znów rozkoszując się błogą ciszą.
~*~
Ślizgoni przyzwyczaili się do jej wizyt. Tylko niektórzy prowokowali ją, mrucząc pod nosem słowa obelgi, jednak ona nie zwracała już na nie uwagi. Przyzwyczaiła się do ciągłej nienawiści, w pewien sposób ją akceptowała. Weszła po schodach prowadzących do pokojów chłopców. Pewnie szła korytarzem, a jej kroki echem odbijały się od kamiennych ścian. Zatrzymała się dopiero przy ostatnich, masywnych drzwiach. Zapukała, mając nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać. Po kilku minutach niecierpliwości otworzyła jej Pansy, patrząc na nią przymrużonymi oczami. Wyraz jej twarzy nagle złagodniał, gdy zobaczyła książki w rękach Gryfonki.
- Wejdź – powiedziała, odsuwając się i tym samym przepuszczając Gryfonkę w drzwiach . Wskazała jej fotel, a sama zabrała swój błękitny sweter z jego oparcia. – Draco zaraz przyjdzie – wyjaśniła, widząc zdziwione spojrzenie Hermiony. – Ja niestety muszę już iść. Ostrzegam, najlepiej niczego nie dotykaj, bo Malfoy bardzo poważnie traktuje swoją prywatność.
Po chwili już  jej nie było. Brązowowłosa wyjęła kociołek i potrzebne do uwarzenia eliksiru składniki. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W jej wnętrzu zrodziła się niezdrowa ciekawość, która rozpalała ją od środka. Na drżących nogach podeszła do łóżka, czując buzującą w żyłach adrenalinę . Rozejrzała się jeszcze, upewniając się, że blondyn nie chowa się pod biurkiem, chcąc ją przyłapać na gorącym uczynku. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Dotknęła drewnianego stolika nocnego, widząc leżącą na niej kopertę. Nie była jeszcze otwarta, a rodowa pieczęć Malfoyów wskazywała na sprawy rodzinne. Pokręciła głową, chcąc odgonić myśli o wzięciu pergaminu do rąk. Przeniosła wzrok niżej, sama sobie nie ufając. We wnęce zobaczyła samotnie leżącą  ramkę. Wyglądała, jakby ktoś brutalnie ją tam wrzucił, pragnąc zapomnieć o wspomnieniach się z nią wiążących. Tej ciekawości nie mogła już powstrzymać.  Łapczywie złapała przedmiot, odwracając go drżącymi rękoma. Na zdjęciu ujrzała mała dziewczynkę o długich blond włosach i przepięknych błękitnych oczach, w których czaiły się radosne iskierki. Uśmiechała się i wesoło machała do osoby, która robiła jej zdjęcie. Hermiona od razu zorientowała się, że musi ona należeć do rodziny Malfoya, wyglądała jak jego młodsza, damska kopia. Miała jednak w sobie tyle szczęścia, że zdawała się nie pasować do sztywnych zasad panujących w tym poważanym rodzie. Możliwe, że była daleką kuzynką znienawidzonego blondyna, tylko dlaczego właśnie jej zdjęcie trzymał we wnęce szafki nocnej? Odłożyła ramkę na miejsce, upewniając się, że ułożona jest tak samo jak poprzednio. Roześmiana buźka dziewczynki wywołała w jej wnętrzu przyjemne ciepło. Niestety, Hermionie nie dane było się nad tym dłużej zastanawiać, gdyż usłyszała kroki. Zerwała się z miejsca i z bijącym sercem podbiegła do kociołka. Gdy tylko usiadła na podłodze, drzwi otworzyły się, a staną w nich sam Draco Malfoy.
- Co ty tu robisz, Granger? – zapytał wrogo, mrużąc oczy.
- Pansy mnie wpuściła – powiedziała, uśmiechając się sztucznie, tym samym próbując ukryć drżenie rąk .
Blondyn kiwnął głową i podszedł do łóżka, na którym jeszcze pół minuty temu siedziała ciekawska Gryfonka. Spojrzał na list, delikatnie biorąc go do ręki i oglądając ze wszystkich stron, jakby chciał się upewnić, że nie został on otworzony bez jego wiedzy. Po chwili odłożył go z wyraźną ulgą, kierując się w stronę biurka. Szybko przeglądał papiery leżące na blacie, aż w końcu znalazł właściwy pergamin i podał go dziewczynie, wcale na nią nie patrząc.
- Co to jest? – zapytała, biorąc kartkę do ręki. Od razu zorientowała się, że to praca, którą zadała mu na ostatnich zajęciach.
- Przecież miałeś to zrobić na…
- Wiem, Granger – przerwał jej, siadając przed nią na podłodze. – Po co to wszystko przyniosłaś?
Hermiona przewróciła oczami, dając chłopakowi do zrozumienia, że odpowiedź jest banalna.
- Uwarzymy dziś eliksir – powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie niczym małe dziecko. Malfoy skinął głową, przyglądając się składnikom, po chwili marszcząc czoło.
- Co to za eliksir?
- Eliksir Łagodzący I stopnia – odpowiedziała Gryfonka. – Będziemy go warzyć na najbliższych dwugodzinnych zajęciach, gdyż około tyle czasu zajmuje jego przyrządzenie. W niektórych momentach jest dosyć podchwytliwy, ale gdy raz go zrobisz, za drugim razem nie będziesz miał z tym żadnego problemu. 
 Malfoy pokiwał głową na znak, ze zrozumiał. Już po chwili oboje podwinęli rękawy i zabrali się do pracy. Draco, bez żadnych złośliwych komentarzy i min, wykonywał polecenia, dokładnie studiując każdy z podpunktów. Uważnie słuchał Hermiony, notując najważniejsze informacje na temat eliksiru. Po bardzo pracowitej godzinie brązowowłosa oceniła ich wywar. Miał błękitną, płynną konsystencję o mdławym, słodkim zapachu – a właśnie taki powinien być.
- Teraz musi przez 15 minut pogotować się w temperaturze 112 stopni Celsjusza – wyjaśniła, przeciągając się powoli. Spojrzała na blondyna, przyglądając mu się z ciekawością. Był przystojny, musiała to przyznać. Jego błękitnoszare oczy nie  wyrażały żadnych uczuć, stanowiły zimną barierę, ale miały w sobie coś pociągającego i magnetyzującego. Idealnie wyprofilowany nos przepięknie komponował się z ostrymi rysami twarzy. Blond włosy niesfornie opadały mu na czoło, a on szybkim ruchem głowy odgarniał je, by lepiej widzieć, aczkolwiek  gdy tak robił, żeńska część szkoły dostawała palpitacji serca. I Malfoy wydawał się być tego świadomy.
~*~
- Cześć, słoneczko – przywitał ją czule, namiętnie całując ją w usta i przyciągając do siebie. Ginny uśmiechnęła się, ciesząc się z kolejnego spotkania z Zabinim. Przytuliła się do niego, czując bicie jego serca.
- Jak ci minął weekend, wiewióreczko? – zapytał, splatając swoje palce z jej. Mniejsza dłoń Ginewry idealnie wpasowała się w jego większą.
- Dobrze. Zerwałam z Harry’m – odpowiedziała, opuszczając głowę. Zabini uśmiechnął się triumfalnie, obejmując Weasley i kilka razy obracając ją wokół własnej osi. Dziewczyna zaśmiała się perliście, a gdy postawił ją na ziemię, dała mu buziaka w policzek.  Dopiero po chwili przypomniała sobie rozmowę z tajemniczym Ślizgonem. – Kojarzysz Notta?
- Teodora? – zdziwił się Blaise. – Jasne, nasze rodziny znają się od bardzo dawna. Wychowywaliśmy się razem. A co? – zapytał, patrząc przenikliwie na swoją dziewczynę.
- On o nas wie – powiedziała Ruda na jednym wydechu, oczekując reakcji mulata. Diabeł przystanął w miejscu, lecz po chwili głośno się roześmiał.
- Można się było tego spodziewać – zaśmiał się, siadając na ciemnozielonej sofie. Widząc zdziwione spojrzenie Gryfonki, uśmiechnął się jeszcze szerzej i poklepał miejsce obok siebie.
- Nott jest najsprytniejszym człowiekiem jakiego w życiu spotkałem. Może zabrzmieć to śmiesznie czy dziwacznie, ale on widzi więcej niż przeciętny czarodziej, a pewnie również i Mugol. Ma chłopak talent – wytłumaczył Zabini, szczerząc się głupio. – On sam jest za to ogromną zagadką. Nigdy do końca nie wiesz, co wymyśli. I nie martw się, wiewióreczko – uspokoił ją chłopak, widząc jej podejrzliwe spojrzenie. – Theo nikomu o nas nie powie. A już w szczególności nie Draconowi. Wie, że oboje zostalibyśmy przez niego zamordowani w sposób brutalny i na pewno niehumanitarny –uśmiechnął się, a Ginny odpowiedziała mu tym samym, wyraźnie się rozluźniając.
- Ja będę musiała niedługo powiedzieć Hermionie. Przecież w grudniu organizowany jest bal i ona i tak się dowie. Mam tylko nadzieję, że mnie nie znienawidzi – Ginewra przytuliła się do Zabiniego, wpatrując się w tańczące w kominku pomarańczowożółte płomienie.
- Skąd wiesz, że zaproszę cię na bal? – zapytał chłopak, siląc się na poważny wyraz twarzy. Dziewczyna spojrzała na niego oburzona, trzepiąc go dłonią w ramię.
- Głupek – zaśmiała się, po chwili znów poważniejąc.
- Głowa do góry, wiewióreczko – szepnął jej Blaise do ucha, sprawiając, że ciarki przeszły jej po plecach. – Hermiona jest twoją przyjaciółką, kiedyś na pewno to zrozumie – uspokoił ją mulat, przytulając ją do piersi i głaszcząc po włosach. On sam zdawał sobie sprawę, że Smok również musi się dowiedzieć o jego związku ze „zdrajczynią krwi”. Ale na razie miał zamiar cieszyć się chwilą i nie przejmować się tym, co powie Malfoy. 
~*~
Gdy Granger opuściła jego pokój , szybko złapał leżącą na stoliku kopertę. Chwilę trzymał ją w dłoniach, nie widząc, jakie wieści znajdzie w środku. W końcu otworzył ją, wyciągając pożółkły pergamin. Od razu rozpoznał pochyła pismo matki. Z drugiej strony… kto inny miałby do niego napisać? Draco wziął głęboki oddech i zaczął czytać.

Cieszę się, że poprawiłeś się w nauce. W tym roku są egzaminy mimo wszystko to na nich musisz się skupić.
Znów proszę Cię, byś rozważył propozycję Andrewa. Znam Twoje zdanie i szanuję je, ale on jest naprawdę dobrym adwokatem. Wygrał kilka z pozoru beznadziejnych spraw. Gdyby mógł, na pewno wygrałby również w procesie Lucjusza. Błagam Cię, przemyśl to jeszcze! Sama Granger Ci nie pomoże – nie ma przecież odpowiedniej wiedzy i doświadczenia.
Mam pewne podejrzenia, gdzie Ona się znajduje. Pojadę jutro do ciotki Margaret do Francji i sprawdzę, czy czegoś nie wie. Ty zostań w szkole i nie rób nic głupiego. Powiadomię Cię, gdy dowiem się jakichkolwiek szczegółów.
Narcyza
Kamień spadł Draconowi z serca, po przeczytaniu listu od matki. Miał nadzieję, że tym razem jej podejrzenia są słuszne i, że odnajdą Ją. Ciotki Margaret nie kojarzył, jednak wcale go to nie trapiło.
Schował pergamin do koperty, podchodząc do biurka. Z jednej szuflady wyjął drewnianą szkatułkę z wyrytym M na wierzchu. Schował do niej list, posyłając mu ostatnie przeciągłe spojrzenie. Gdy tylko zamknął pudełeczko, zabezpieczył je odpowiednimi zaklęciami i schował do szafki. Zerknął na zegarek, orientując się, że musiał już iść, jeżeli nie chciał spóźnić się na kolację. Skierował swoje kroki w stronę drzwi, gdy nagle zobaczył leżącą przy fotelu książkę. Przeklął w myślach Granger, wiedząc, że to ona najpewniej zostawiła ją przez przypadek. Podręcznik od eliksirów przyda się jej na poniedziałkowej lekcji. Uśmiechnął się kpiąco na myśli o tym, że Gryfonka będzie jej szukać i panikować niczym wariatka. Już miał kopnąć książkę pod fotel, gdy uznał, że nie może tego zrobić. Przecież mu pomagała. Swoim zachowaniem udowodnił, że jej pomoc jest mu bardzo potrzeba. Sam nie ogarnąłby wszystkiego, chociaż w życiu nie powiedziałby tego na głos. Wziął do ręki wolumin, spoglądając na nienaganną, czystą okładkę. Oczywiście, że wyglądała perfekcyjnie. Przecież to Granger!
Wyszedł z pokoju, nie kwapiąc się, by zamknąć za sobą drzwi jak człowiek, tylko trzasnął nimi mocno.
- Draco! – usłyszał wołanie, gdy tylko wyszedł z pokoju wspólnego i przystanął, czekając na Diabła i pozwalając mu się dogonić. – Jak tam nauka z kujoneczką? – zapytał, szczerząc się złośliwie. Malfoy posłał mu spojrzenie mówiące, by po prostu się zamknął i więcej nie poruszał tego tematu.
- Widzę, że ci się udzieliło – zagadał Blaise po chwili ciszy.
- Co? – warknął Smok, przenosząc wzrok na przyjaciela.
- Nauka, kochanie, nauka. Tak jak Granger wszędzie tachasz ze sobą książki. – Diabeł ułożył usta w iście szatańskim uśmiechu. Malfoy spojrzał na podręcznik od eliksirów i jeszcze raz przeklął w myślach Gryfonkę.
- Zapomniała tego gówna, więc zamierzam jej to oddać. Jakiś problem? – wycedził przez zaciśnięte zęby, ściskając mocniej wolumin.
- Jakie to słooodkie! – krzyknął mulat, przeciągając samogłoskę „o”  w charakterystyczny, idiotyczny i irytujący sposób.
- Zamknij się, idioto – powiedział, wyraźnie zły na przyjaciela. Przyspieszył kroku, skręcając w główny korytarz, prowadzący prosto do Wielkiej Sali. Ze złością spostrzegł Hermionę, spokojnie idącą ze swoimi przyjaciółmi. Blaise klasnął w dłonie bardzo zadowolony i poklepał Malfoya po ramieniu, po czym przyspieszył kroku, przez przypadek szturchając łokciem Ginny.
- Uważaj jak chodzisz, palancie! – wrzasnął Ron, grożąc mulatowi pięścią. Zabini nawet się nie odwrócił, za to młoda Weasley zarumieniła się delikatnie, opuszczając głowę.
- Granger! – krzyknął Malfoy, zwracając na siebie uwagę całej trójki. Na twarzy przybrał typowy dla siebie ironiczny uśmieszek. Gryfonka spojrzała na Rona niepewnie. Przecież on nic nie wiedział o tym, że pomagała znienawidzonemu Ślizgonowi w nauce!
- Czego chcesz, Malfoy? – krzyknął Weasley, wyciągając z kieszeni różdżkę. Draco nawet na niego nie spojrzał, powoli zbliżając się do Hermiony.
- Zapomniałaś czegoś jak u mnie byłaś – powiedział cicho, a jego usta ułożyły się w przepięknym uśmiechu. Gdy zobaczył jej zdezorientowane spojrzenie, uniósł trzymaną książkę do góry. Hermiona zarumieniła się niczym piwonia , wyciągając rękę po swoją własność. Draco patrząc w jej oczy z dziwnym, nieznanym nikomu błyskiem, oddał jej książkę bez większego oporu, co zaskoczyło trójkę przyjaciół z Granger na czele.
- Tak w ogóle, przyjemnie się razem pracowało. Cieszę się, że będziemy widywać się aż trzy razy w tygodniu! – Jego głos przesiąknięty był słodkością, na pewno udawaną, czego Ron zdawał się nie zauważać. Jego cierpliwość wystawiona była na próbę, gdy Malfoy zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Podszedł do niej i schylił się, by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek. Po chwili zniknął w Wielkiej Sali z ogromnym uśmiechem na ustach.   Hermiona stała jak wryta, zupełnie nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Jedyne, co wskazywało na to, że jeszcze żyła to płytki, nieregularny oddech i szkarłatne policzki.
- Co to do cholery było?!- wrzasnął Ron, zamaszystym krokiem podchodząc do dziewczyny. Jego twarz również zdobiły szkarłatne plamy, tylko że w jego przypadku oznaczały furię, a nie zawstydzenie.
- Pomagasz mu w nauce?! Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś, co? Może masz coś więcej do ukrycia?- wskazał na nią oskarżycielsko palcem, mrużąc niebezpiecznie oczy. – I jeszcze ten pocałunek! – w jego zielonych tęczówkach czaiły się ogromna złość i jeszcze większa zazdrość.
- Ron… - szepnęła Hermiona, jednak Weasley zaśmiał się ironicznie na jej cichy, smutny głos.
- Przestań zgrywać taką niewinną cnotkę. Przejrzałem cię na wylot. Zdradzasz mnie z tą tlenioną fretką! – kilka osób przyglądało im się z niemałym zainteresowaniem, jednak mu to wcale nie przeszkadzało.
- Co się tak gapicie? – warknęła Ginny, patrząc na wszystkich spod przymrużonych powiek. Podeszła do Hermiony i wzięła ją pod rękę.
- Jesteś kompletnym palantem, Ronaldzie – powiedziała na odchodnym, ciągnąc przyjaciółkę do Wielkiej Sali.
~*~
- Draco – Teodor pojawił się przy stole Ślizgonów znikąd, po chwili siadając obok blondyna.
- Minąłeś po drodze Granger? – zapytał Malfoy, uśmiechając się łobuzersko. Nott spojrzał na niego rozbawiony.
- Tak, kłóciła się z Rudzielcem. A tak naprawdę to on się na nią darł. Zakładam, że to ty jesteś tą „tlenioną fretką”, z którą ona go zdradza.
- Dokładnie – Draco kiwnął głową bardzo z siebie zadowolony.
- Co ty zrobiłeś, Smoku? – wtrącił się Blaise, biorąc do ręki szklankę z sokiem dyniowym i upijając łyk.
- Pocałowałem ją…
- Co?! – wrzasnął Zabini, zwracając na siebie uwagę nauczycieli i uczniów, przy okazji wypluwając sok na siedzącą naprzeciwko niego Pansy.
- Ty idioto! – krzyknęła, patrząc na bluzkę z niemałym obrzydzeniem.
- Zamknijcie się – powiedział rozbawiony Draco, zaklęciem sprzątając po przyjacielu. – Pocałowałem ją w policzek, bałwany – wyjaśnił.
- Nie bałeś się, ze ubrudzisz się szlamem? – zapytała Parkinson, unosząc brwi do góry.
- Ledwo ją musnąłem – wytłumaczył uważając sprawę za zakończoną. Zajął się posiłkiem, gdy ciszę znów przerwał głos Pansy.
- Widziałam w twoim pokoju list. Wiadomo coś o Anabelle?
- Cicho bądź – skarcił ją Malfoy, patrząc na nią groźnie i rozglądając się na boki podejrzliwie. – Nie tutaj – szepnął, wiedząc kilka ciekawskich spojrzeń. 
~*~
Gdy tylko zadzwonił dzwonek na lekcje, Snape otworzył drzwi, wpuszczając do środka uczniów. Każdy w ciszy i spokoju zajął swoje miejsce, na co profesor uśmiechnął się kpiąco. Stanął przy tablicy, nagle odwracając się w ich stronę.
- Każdy obecny w tej sali wie, że będziecie pisać owutemy. Niektórzy podejmą się tego testu już pod koniec stycznia. Mam tylko nadzieję, że nie będą tej decyzji żałować – powiedział, zwracając swój wzrok na Rona, który nagle zrobił się czerwony na twarzy. – Dzięki tym kilku wybrańcom, cała klasa będzie pracować szybszym tempem. Jako dyrektor pozwoliłem sobie wprowadzić kilka zasad, których wszyscy nauczyciele muszą przestrzegać – Nietoperz krążył po sali, a jego czarna szata powiewała za nie złowrogo.  – Od dzisiaj na każdej lekcji jest pytany przynajmniej jeden uczeń. Na ocenę – dodał, widząc błysk niepewności w oczach Hermiony. Uwielbiał jej reakcję, gdy mówił o testach czy esejach. Zawsze wtedy spinała się i wpatrywała się w niego z przerażeniem, kodując w myślach każde jego słowo. Tym razem również było podobnie, co wywołało u niego nagły przypływ radości. – Żeby przypomnieć sobie o wszystkim, co próbowaliśmy wbić do waszych tępych głów przez ostatnie lata, będziecie pisać prace, przynajmniej na dwie rolki, na zadany temat. Bez wyjątków – Snape zmrużył niebezpiecznie oczy, pochylając się w stronę uczniów. W klasie panowała niczym niezmącona cisza. Profesor uśmiechnął się kpiąco, nagle się prostując.
- Może dzisiaj pokażę wam skutki nieuczenia się – Nietoperz podszedł do swojego biurka, otwierając notes. – Weasley, chodź tutaj.
Ron uniósł głowę, przenosząc wzrok na nauczyciela. Przełknął głośno ślinę, powoli wstając. Ostatni raz spojrzał na Hermionę, prosząc ją o pomoc. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie chcąc dostawać kary za próbę podpowiadania chłopakowi.
- Wywar tojadowy – powiedział Severus, siadając na swoim miejscu i odchylając się w fotelu i z zadowoleniem patrząc na czerwień i purpurę pojawiającą się na jego twarzy i szyi.
- Ten eliksir… - zaczął, zaciskając dłonie w pięści, co tylko pogłębiło wredny uśmieszek u Snape’a.
- Nie wiesz? – zapytał Nietoperz z udawanym współczuciem. – To jak zamierzasz napisać owutemy w styczniu, jak ty, głąbie, podstaw nie umiesz? – warknął, wpisując ogromne „T” przy nazwisku rudzielca. – Zejdź mi z oczu – machnął na niego ręką, ze złością zamykając zeszyt.
Weasley z oburzeniem wrócił na swoje miejsce, zamaszyście siadając na swoim miejscu.
- Dzięki – warknął, kierując swoje słowa do Hermiony. Dziewczyna przygryzła wargę, zupełnie go ignorując, ale w głębi duszy cierpiąc, że zwalił to wszystko na nią.
~*~
Zapach książek i pergaminu od zawsze ją uspokajał. Uśmiechnęła się na myśl, że ma jeszcze kilka minut tylko dla siebie. Musnęła palcami starą okładkę ogromnej księgi, by po chwili powoli ją wyciągnąć. „Historia Hogwartu” – przeczytała masywny tytuł i otworzyła na pierwszej stronie, gdzie widniał przepiękny szkic całego zamku. Wpatrywała się  w niego chwilę, po czym zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce. Nie wiedziała dlaczego, ale ten rysunek uspokajał ją, dawał poczucie wspaniałej błogości. Zawsze zachwycał ją tak samo, delikatne pociągnięcia ołówkiem zdawały się być perfekcyjne i w pełni zaplanowane. Zerknęła na zegarek, którego wskazówki wskazywały osiemnastą czterdzieści. Musiała już wyjść, gdyż chciała jeszcze przed kolacją iść do dormitorium odłożyć torbę. Ruszyła w stronę ogromnych drzwi , gdy jej uwagę przykuł mały wolumin leżący na stole. Wzniosła oczy ku niebu , podirytowana faktem złego traktowania książek. Harry i Ron często jej mówili, że w przyszłości mogłaby zastąpić panią Pince, która również darzyła wszystkie woluminy ogromną miłością i traktowała je z widoczną czcią.
Hermiona podeszła do stolika, upewniając się, że właściciel książki opuścił już pomieszczenie. Delikatnie chwyciła książeczkę, urzeczona jej przepiękną okładką. Wykonano ją z jasnego, zwiewnego materiału, a na środku widniał złoty napis „Romeo i Julia”. Gdy była mała, zawsze chciała ją przeczytać, kuszona opowieściami babci, jednak wiedziała, że musi dorosnąć, by w pełni zrozumieć jej treść. Później poszła do Hogwartu, zapominając o romantycznej historii, którą tak bardzo chciała poznać. Teraz, zachęcona ciszą panującą w bibliotece, usiadła na krześle, otwierając na pierwszej stronie. Wzięła głęboki oddech, uśmiechając się, po czym zanurzyła się w otchłani fantazji, marzeń i zakazanej miłości.
~*~
Nie miał ochoty na kolację. Nie zamierzał również wracać do pokoju wspólnego, bojąc się spotkać wiecznie odchudzającą się Astorię Greengrass. Ostatnio dziewczyna uwzięła się na niego, a jak zaczynała trajkotać, tak nie przestawała, dopóki nie rzucił na nią jakiegoś zaklęcia. Niestety nie zrażało jej to, wręcz przeciwnie – sądziła, że Draco uważa ją za tak mądrą, że ćwiczy z nią różne formułki na zajęcia. Malfoy wzdrygnął się na myśl o Ślizgonce, po czym pchnął drzwi prowadzące do biblioteki, wiedząc, że jej tam nie spotka. W pomieszczeniu panowała cisza. Blondyn ruszył w kierunku półki, gdy jego uwagę przykuła pewna postać. Od razu rozpoznał jej brązowe pukle. Jak zwykle coś czytała, pochylając się nad książką z widocznym zainteresowaniem. Draco rozejrzał się, sprawdzając, czy ktoś jeszcze postanowił zrezygnować z posiłku. Na szczęście byli sami.
Ruszył w jej kierunku, cicho stąpając po podłodze. Zdawała się go nie słyszeć, co bardzo go cieszyło. Zastanawiał się nad sposobem wyrwania dziewczyny z zadumy, jednak nic odpowiedniego nie przychodziło mu do głowy. Wstrzymał oddech, stając za nią. Zmrużył oczy, chcąc dostrzec małe literki tej „zajmującej” pozycji. Pochylił się tak, że jego usta znajdowały się na poziomie jej ucha. Uśmiechnął się, zadowolony z własnego genialnego pomysłu.
- Oczy, spojrzyjcie po raz ostatni! Ramiona, po raz ostatni zegnijcie się w uścisku! A wy, podwoje tchu zapieczętujcie pocałowaniem akt sojuszu ze śmiercią* - szepnął, czytając wybrany przez siebie fragment. Reakcja dziewczyny była wręcz natychmiastowa. Zadrżała, podnosząc głowę i szybko odwracając ja w stronę Ślizgona. Na szczęście blondyn wyprostował się, unikając zderzenia z Gryfonką.
- Malfoy – syknęła, odkładając książkę na stół. Dopiero po chwili chłopak spostrzegł jej zaszklone oczy i  łzę spływającą po jej policzku. Hermiona wytarła ją wierzchem dłoni, nie spuszczając z niego swych brązowych oczu.
- Czego ryczysz, Granger? – zapytał złośliwie, krzyżując ręce na piersi. Twarz dziewczyny nagle złagodniała, jednak jej mięśnie były spięte i gotowe do ataku.
- Nigdy nie płakałeś czytając jakąś książkę, Malfoy?
Draco prychnął pod nosem, wznosząc oczy ku niebu.
- Jestem mężczyzną, Granger. A prawdziwi mężczyźni nie rozczulają się nad żałosnymi romansidłami – blondyn wypiął dumnie pierś, jakby powiedział najmądrzejszą rzecz na świecie.
- To nie jest żałosne romansidło – wycedziła, czerwieniąc się delikatnie. – To – wskazała na leżący na stole wolumin – To przepiękna historia o zakazanej miłości Julii i Romea, którzy należeli do dwóch nienawidzących się rodów – westchnęła cichutko, a na jej ustach znów pojawił się subtelny uśmiech.

- O zakazanej miłości? – prychnął. – Skoro należeli do dwóch nienawidzących się rodów, nie ma możliwości, by się w sobie zakochali. To tak, jakby arystokrata zakochał się w szlamie. To tak, jakbym ja zakochał się w tobie. 

*William Szekspir – „Romeo i Julia”

Aktualizacja: 14/04/2020 

EDIT: EARIE S. 

Witam! Boże, jak ja tęskniłam za tym opowiadaniem. Dzisiaj skończyła się moja katorga (i mogę nieskromnie powiedzieć, że z podstawowego angielskiego będę miała 100% ) i egzaminy gimnazjalne mam już za sobą. Nawet nie macie pojęcia, jak mnie to cieszy. Dzisiaj obiecany rozdział. Jest długi (aż 10 stron w wordzie), ale mam do tego pewien powód. Tego bloga założyłam dokładnie ROK TEMU!! 25 kwietnia 2013 roku życzyłam wszystkim gimnazjalistom powodzenia, a teraz sama przez to przeszłam!
Mam również pewne OGŁOSZENIE: Earie S. prowadzi dwa znakomite blogi, jednak niedawno zmieniła nazwy i możecie mieć trudności w odnalezieniu jej historii. Linki są na pasku obok, jednak wstawię je jeszcze tutaj, tak dla bezpieczeństwa.

sobota, 12 kwietnia 2014

One shot 2

Jej serce stanęło w miejscu, gdy tylko go zobaczyła. Opierał się o framugę drzwi z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a w oczach błyszczał niezrozumiały dla niej podziw. Zarumieniła się pod wpływem jego natarczywego spojrzenia, więc opuściła głowę, pozwalając włosom zakryć czerwone policzki.
- Pięknie wyglądasz – usłyszała jego cichy szept chwilę później i spojrzała w jego stronę. Stał kilka metrów od niej, jeszcze piękniejszy niż zwykle. Słońce wpadające przez okno bawiło się kolorem jego włosów, a szarobłękitne oczy wyrażały radość i pożądanie. Przygryzła dolną wargę, lekko przechylając głowę w bok.
 - Jak mnie znalazłeś? – zapytała, marszcząc brwi i patrząc na niego podejrzliwie. Zaśmiał się cicho, podchodząc bliżej. Z każdym jego krokiem, jej serce wybijało coraz szybszy rytm.
- Myślałaś, że się mnie pozbyłaś? – szepnął, pochylając głowę. – Myślałaś, że cię nie znajdę?
Nie wytrzymała. Jednym ruchem przyciągnęła go do siebie, zarzucając mu ręce na szyję i złączając ich usta w namiętnym pocałunku. Pocałunku pełnym pożądania i tęsknoty. Na chwilę zapomniała o tym, dlaczego zniknęła z jego życia. Emocje zapanowały nad jej ciałem, nie pozwalając głowie racjonalnie myśleć. On również nie pozostawał jej dłużny, delikatnie gładząc jej plecy, a jednocześnie przyciągając je, by zmniejszyć dzielącą ich odległość do minimum. Gdy oderwali się od siebie, dziewczyna opuściła głowę. Draco złapał jej podbródek, zmuszając ją, by na niego spojrzała. Nie mogła dłużej się opierać. Stal zmieszała się z ciepłym brązem, ogień napotkał zimny lód. Wspomnienia namiętnych chwil, sprawiły, że chciała z nim pozostać. Wiedziała jednak, że to niemożliwe. Szybko odsunęła się od niego, wyciągając ręce w obronnym geście.
- Czemu? – zapytał tylko, a jego twarz wyrażała dezorientację i smutek. Dziewczyna znów odwróciła wzrok, ledwo hamując łzy. Przelotnie dotknęła dłonią brzucha, ale on to zrozumiał. Jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia, po chwili łagodniejąc.
- Bałam się – szepnęła, pozbawiona odwagi, by na niego spojrzeć. – Nie wiedziałam, jak zareagujesz, przecież to było tylko kilka nocy, do tego alkohol… - jej głos załamał się. Opadła na kolana, a jej drobnym ciałem wstrząsnął szloch. Malfoy zaraz znalazł się przy niej, niczym małe dziecko przytulając ją do piersi. Głaskał ją po głowie, nic nie mówiąc, po prostu będąc przy niej. Potrzebowała tego, wtulając się w niego i znajdując schronienie w jego silnych ramionach. Po chwili zaczęła się uspokajać, jej oddech wyrównał się, już się nie trzęsła.

-   Hermiono… - tak rzadko mówił jej imię. Uniosła głowę, szybko odnajdując jego spojrzenie. – Granger – poprawił się, sprawiając, że uśmiechnęła się z pobłażaniem. – Co ty sobie myślałaś? Że wyrzucę na bruk ciężarną kobietę, w której zakochałem się na zabój? Mam mózg i go używam, głuptasie -  powiedział, oczekując jej reakcji. W jej oczach zapaliły się iskierki radości, które miały już nigdy nie zgasnąć. Przymknęła powieki, a Malfoy uśmiechnął się, dziękując Merlinowi za to, że pomógł mu ją odnaleźć. 

Witam po całkiem długiej przerwie! Ostatni mój post pojawił się z okazji świąt Bożego Narodzenia, a mamy już kwiecień... Mogę powiedzieć, że wracam. Niestety, na Forty Letters kolejny rozdział ukaże się dopiero 2 maja, tak jak zaznaczyłam na tamtym blogu. Ze spraw organizacyjnych - notki będą pojawiać się co dwa tygodnie - jednak, jeżeli czytasz obie moje historie, to tak na prawdę co tydzień będę coś dodawać :) Również dziękuję za ponad 16 tys. wyświetleń! To dla mnie na prawdę wiele znaczy i sprawia, że jak głupia szczerzę się do monitora. Miniaturka krótka - wiem. Rozdział 8 jest już napisany w moim magicznym zeszyciku, jednak muszę to jeszcze przepisać na komputer i lekko doszlifować.
Dziękuję wszystkim, którzy tutaj zaglądali!
Pozdrawiam magicznie
~hope~