Wokół wszystko powoli cichło. Czarodzieje wracali
do zamku, ostatkiem sił wchodzili do budynku.
A raczej jego ruiny.
A on po prostu stał. Stał uśmiechając się
perfidnie, śmiejąc się w myślach, wiedząc, że to już koniec. Nareszcie odzyska
to, co ten gnojek mu odebrał. A co to było? Długo można by wyliczać. Szczęście,
zaufanie, miłość, … JĄ. Draco Malfoy zabrał mu najważniejszą osobę w jego
życiu. A teraz leżał martwy u jego stóp, nie stanowiąc już żadnego zagrożenia.
Mężczyzna już miał się odwrócić i odejść, odszukać
ukochaną, opowiedzieć jej o jego śmierci, ale nagle leżący na ziemi blondyn
poruszył się delikatnie. Zielone oczy chłopaka zwróciły się na nieskazitelną
twarz Ślizgona, na którą wstępowały dziwne rumieńce, jakby miał gorączkę.
Draco Malfoy żył.
A Rudy tak się cieszył, radował, że jego największy wróg odszedł z
tego świata i już nigdy nie zagrozi jego planom. Ale on walczył. Otworzył swoje
oczy, oczy pełne bólu, strachu, one szukały czegoś… k o g o ś. Błękitne
tęczówki blondyna spoczęły na nim.
Z gardła Malfoya wydobył się cichy jęk. Usta
ułożyły się w dziwnym grymasie, co chwilę otwierały się, by zaczerpnąć powietrza, lub by coś
powiedzieć. Ronald przyglądał mu się, zastanawiając się, jak wykończyć Ślizgona.
Kucnął przy ciele mężczyzny i powoli wyciągnął różdżkę.
- Nigdy już nie odbierzesz mi Hermiony – warknął,
przykładając mu patyk do gardła. Szyderczy uśmiech wpełzł na jego twarz. Oczy
Malfoya rozszerzyły się, nigdy nie wierzył, że zginie z ręki Weasleya.
- Draco?! – kobiecy krzyk przerwał głuchą ciszę.
Ślizgon odetchnął z nieukrywaną ulgą. Wiedział, że Hermiona zaraz tu przyjdzie
i , że mu pomoże. Ronald odskoczył od swojego wroga jak oparzony. Uśmiech znikł
z jego twarzy, teraz wstąpiło na nią przerażenie. Był tak blisko, tak blisko
pozbycia się Dracona… Pośpiesznie schował różdżkę. Hermiona była coraz bliżej,
cały czas nawoływała ukochanego. A Ron nie mógł pozwolić, by się spotkali. Nie
mógł do tego dopuścić.
Po chwili w jego głowie pojawiła się jedna, jedyna
myśl. Ostatni raz spojrzał na twarz blondyna i… z całej siły kopnął go w skroń.
Mężczyzna zamknął oczy, a jego twarz pozostała niewzruszona na nic. Malfoy
stracił przytomność i przy tym życie.
- Hermiono! – krzyknął Gryfon, odwracając się w
stronę kobiety.
- Czy to Draco tam leży? – brązowowłosa zbliżała
się do nich, prawie biegła, by tylko go zobaczyć. – On żyje, prawda?
Ron podszedł do niej i mocno przytulił.
- Nie mogłem nic zrobić – szepnął. Hermiona zaczęła
się wyrywać, chciała podbiec do ciała kochanka, ale rudzielec mocno ją trzymał.
Dziewczyna zaczęła go bić, kopać. Musiała ostatni raz go zobaczyć, przytulić,
nie mogła dać mu odejść. Jej umysł nie dopuszczał do siebie tej myśli. Serce
wybijało coraz szybszy rytm, jakby za chwilę miało eksplodować.
- To nie może być prawda! – krzyknęła. Upadła na
ziemię, zakryła twarz trzęsącymi się dłońmi. Jej serce rozpadło się, podzieliło
na dwoje, a jedna część umarła razem z Draconem.
As strong as you were, tender you go.
I'm watching you breathing for the last time.
A song for your heart, but when it is quiet,
I know what it means
I'm watching you breathing for the last time.
A song for your heart, but when it is quiet,
I know what it means
James Blunt “Carry you home”
~*~
Dziewczyna siedziała w oknie i patrzyła na
wschodzące słońce. W jej głowie pojawiło się milion pytań i jeszcze więcej
wątpliwości. Ale nie ma już odwrotu.
Ronald dał jej dużo szczęścia. Codziennie był przy
niej, dbał o nią, próbował rozweselić na każdym kroku. Dawał jej poczucie
bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała. Mimo tego, jak potraktowała go
prawie półtora roku temu, chłopak nadal ją kochał. Dlaczego miałaby nie dać
czegoś w zamian? Dlaczego miałaby go nie uszczęśliwić? Bo co? Bo raniła samą
siebie? On nie patrzył na ból, jaki pojawił się w jego sercu, gdy zostawiła go
dla Dracona. Nie przejmował się tym, że po zerwaniu przez trzy miesiące
traktowała go jak powietrze, udawała, że nie istnieje.
Z drugiej strony… on też ją zranił. Przecież, gdyby
nie jego zachowanie, nie uciekałaby, nie znalazła oparcia w ramionach swojego
największego wroga!
Teraz nie ma odwrotu. Zgodziła się. I musi udawać
szczęśliwą. Dla niego.
Ciche pukanie do drzwi sprowadziło ją na ziemię.
Zamglonym wzrokiem spojrzała w stronę dźwięku, delikatnie unosząc brwi do góry.
Stanęła w nich Ginny, trzymając w rękach wielkie
pudło.
- Trzeba zacząć się szykować – powiedziała,
stawiając paczkę na łóżku i podchodząc do przyjaciółki. Ruda położyła jej rękę
na ramieniu, zmuszając tym samym pannę Granger do spojrzenia na nią.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Ja widzę
jak cierpisz, jak u d a j e s z szczęśliwą. Nie musisz tego robić, nikt cię
przecież nie zmusza, Ron zrozumie…
- Jest w porządku – przerwała jej brązowowłosa,
podnosząc dłoń do góry, jakby w geście obrony. Szybko zeskoczyła z parapetu i
ruszyła w kierunku szafy. W środku znajdowała się piękna biała suknia ślubna, w
której Hermiona miała wystąpić tego popołudnia. Brązowowłosa musnęła opuszkami
delikatny materiał.
- Ronald był przy mnie cały ten czas. Mimo że
nienawidził Malfoya, pocieszał mnie i pozwalał wypłakiwać na ramieniu. Nie mogę
go zawieść, nie mogę go zranić, nie mogę… Nie zasłużył na to – dokończyła
szeptem, czując spływające po policzkach słone łzy. Szybko otarła je wierzchem
dłoni, by Ruda ich nie zauważyła. – I ja j e s t e m z nim szczęśliwa, Gin.
Kocham go.
Ginny oparła się o parapet i złożyła ręce na
piersi. Ron był jej bratem, a Hermiona jej najlepszą przyjaciółką i bardzo
chciała, by byli razem, jednak oboje musieli czuć do siebie to, co ona czuła do
Harry’ego.
- Ale to nie jest miłość dziewczyny do chłopaka,
Miono! Kochasz go jak brata! A to znaczna różnica – krzyknęła i podbiegła do
brązowowłosej. Przytuliła ją mocno do siebie i pogłaskała po plecach.
- Ja tego chcę – szepnęła, wtulając się w drobne
ciało swojej przyszłej bratowej.
~*~
Hermiona miała już tego dosyć. Droga do ołtarza
dłużyła jej się niemiłosiernie, a widok uśmiechniętego Rona ściskał jej serce.
Wiedziała jednak, że postępuje słusznie. Wolała skłamać, niż go stracić. Tak
jak straciła Dracona…
Myśl o jej zmarłym ukochanym kompletnie ją dobiła.
Tak bardzo chciała, by to on znajdował się na miejscu Ronalda. Jednak to
niemożliwe.
Na ustach panny młodej pojawił się wymuszony
uśmiech, w który wszyscy uwierzyli. Nikt nie zauważył, że łzy napływające do
jej oczu nie były oznaką szczęścia, tylko bólu i tęsknoty. Tylko ON by to
wiedział, ON by to zobaczył. I pewnie widzi, patrząc na nią z góry. Czy
uśmiecha się, mówiąc, że tak będzie najlepiej? A może chce, by powiedziała
prawdę? Nigdy nie uzyska odpowiedzi
na te pytania. Nigdy nie spojrzy w
jego szarobłękitne tęczówki, które tak skrzętnie strzegły jego duszy. I już nigdy nie zobaczy, jak w tych pięknych
oczach pojawiają się miłość i zaufanie, gdyż to właśnie ona znalazła klucz
bramy jego serca.
Ceremonia dłużyła jej się niemiłosiernie. Każdą
formułkę wyrzucała z siebie, chcąc pozbyć się grzesznych słów kłamstwa. Przyrzekam kochać się i być ci wierną,
dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Nagle drzwi od kościoła otworzyły się z donośnym
hukiem. Wszyscy zebrani spojrzeli w stronę dźwięku z irytacją, która po chwili
przemieniła się w lekkie niedowierzanie.
Hermiona zwróciła głowę w stronę przybysza z lekką
obojętnością. Jednak mimo zmęczenia na jego twarzy, ogromnych cieni pod oczami
i spierzchniętych ust, rozpoznała go od razu. Przez chwilę myślała, że ktoś
robił sobie z niej głupie żarty, jednak te OCZY nie mogą kłamać.
Dziewczyna upuściła na ziemię bukiet i ruszyła w
stronę mężczyzny, podwijając przy tym suknię wysoko do góry. Nie odchodziła ją
wkurzona mina Rona, który ze złości kopnął jedną ze stojących ławek. Ten cholerny drań jest silniejszy, niż
ktokolwiek mógłby przypuszczać – przeszło mu przez myśl.
- Hermiona – usłyszała szept, gdy wpadła w jego
ramiona. Bała się, że to sen, złudzenie, zjawa, która zniknie, jak tylko
otworzy oczy.
So
nice to see your face again
Tell
me how long has it been
Since
you've been here
You
look so different than before
You're
still the person I adore
{.
. .}
So
nice to see your face again
But
tell me will this ever end
Don't
disappear
Slash ft. Adam Levine - Gotten
Zapach
jego drogich perfum pieścił jej nozdrza, silne ramiona trzymały ją blisko
niego. Mimo że bardzo zmizerniał, to jednak widok ukochanej dodawał mu siły.
Tęsknił za nią tak bardzo.
-
Dlaczego nie napisałeś, że żyjesz? – zapytała, patrząc w jego zmęczone oczy.
Nie była na niego zła, nie potrafiła, nie w tej chwili. Ale potrzebowała
wytłumaczenia.
-
Napisałem od razu, gdy odzyskałem przytomność, czyli ponad miesiąc po zakończeniu
bitwy. Czekałem na odpowiedź, ale nie zjawiała się. Później wysłałem jeszcze
kilka listów. W mojej głowie powstawały najróżniejsze scenariusze, dopuszczałem
do siebie każdą myśl. Po kilku, może kilkudziesięciu tygodniach dałem sobie
spokój z nadzieją, że kiedyś coś usłyszę na twój temat. Jednak, gdy wczoraj
usłyszałem twe imię wymienione przez jedną magomedyczkę, odzyskałem nadzieję.
Podsłuchałem ich rozmowę. Dowiedziałem się, że wychodzisz za mąż za człowieka,
który o mały włos mnie nie zabił i do tego z pełną premedytacją. No cóż, widać
za słabo kopie – zakończył swoją wypowiedź Draco. Wszyscy zebrani przenieśli
spojrzenie na czerwonego ze złości Rona.
-
Czy to prawda? – zapytała szeptem Hermiona, patrząc na niedoszłego męża z
rozpaczą. – Całe twoje opiekowanie się mną i mówienie, że to nie moja wina i,
że muszę się z tym pogodzić było od dawna zamierzone?!? Chciałeś mi w ogóle o
tym kiedykolwiek powiedzieć? – krzyknęła, czując spływające po policzkach łzy.
Nie obchodził jej makijaż, przygotowywany przez Ginny przez ponad godzinę.
Dziewczyna podeszła do niego i z całej siły uderzyła Rudzielca w policzek.
Chłopak spojrzał na nią nienawistnym spojrzeniem, czując piekący ból na twarzy.
Przeklął siarczyście, łapiąc się za bolące miejsce. Po chwili jednak otrzymał
drugi cios, tylko, że od własnej siostry. Ginny nie mogła darować bratu takiego
zachowania.
Hermiona
odwróciła głowę w stronę Dracona, uśmiechając się na jego widok. Szybkim
krokiem zbliżyła się do niego i wplotła swoje smukłe palce w jego blond włosy.
-
Tęskniłam – szepnęła, jednak nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż chłopak
zamknął jej usta pocałunkiem. Najsłodszym, jaki można sobie wyobrazić.
Przepełniony miłością i tęsknotą. Cały
świat przestał się dla nich liczyć. Cieszyli się chwilą. Cieszyli się
SOBĄ.
I dodałam ONE SHOT'a. Od razu przyznam się, że pierwsza część (scena śmierci Dracona) została przeze mnie napisana dosyć dawno temu. Miał być to ostatni rozdział mojej poprzedniej (i niedokończonej) historii Dramione. Zresztą cały ten pomysł z tym ślubem i pojawieniem się na nim Malfoy'a miał być zakończeniem tamtego ff.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję za ponad 5000 wyświetleń! Gdy wchodzę na bloga i widzę taką liczbę to mam myśl "ojej, chyba za często tu zaglądam i nabijam sobie wejścia" xD
Mam takie pytanie: czy którejkolwiek z Was zdarzyło się zakochać się w kimś znowu? W sensie takim, że kiedyś byłyście zadurzone w chłopaku, ale później uświadomiłyście sobie, że nic was nigdy nie łączyło, a po kilku miesiącach spotykacie go i BACH! nie możecie przestać o nim myśleć? Czy to po prostu ja?
Pozdrawiam magicznie i kocham Was całym swoim serduszkiem <3
~hope~