wtorek, 24 grudnia 2013

All I want for Christmas is you - miniaturka

Hermiona zatrzasnęła za sobą mosiężne drzwi, wychodząc tym samym na zewnątrz. Kilka razy wciągnęła do płuc mroźne powietrze. Jednym ruchem nadgarstka zamknęła biuro, odwracając się w stronę ulicy.
Atmosfera świąt była wręcz namacalna. Wszędzie porozwieszano kolorowe lampki, które radośnie iskrzyły się w mroku, mrugając do nielicznych przechodniów. Gdzieniegdzie stały pięknie ubrane choinki, częściowo pokryte białym puchem. Z daleka dało się słyszeć wesołą kolędę, śpiewaną przez okoliczne dzieciaki. Hermiona spojrzała na granatowe niebo, z którego sypały się maleńkie płatki śniegu. Dziewczyna westchnęła cichutko, mocniej naciągając czapkę na głowę, po czym ruszyła do furtki. Opuściła wzrok, nie chciała patrzeć na radosnych Londyńczyków, rodzinnie świętujących Boże Narodzenie. Zimna łza spłynęła po jej policzku, pozostawiając po sobie mokry ślad.  
- Granger? – usłyszała i ze zdziwieniem podniosła głowę. Była pewna, że znała ten głos, skądś go kojarzyła, jednak za nic nie mogła sobie w tej chwili przypomnieć skąd. Spojrzała na mężczyznę stojącego parę metrów od niej. Jego twarz skryta była w mroku i mimo zmrużonych oczu, Hermiona nie rozpoznawała go. Po chwili chłopak zrobił krok w przód, a na jego zimne oblicze padło delikatne światło ulicznej latarni.
- Malfoy? – zapytała zupełnie zbita z tropu. Spodziewała się każdego, tylko nie jego. Od razu, z przyzwyczajenia, na jej ustach pojawił się grymas niezadowolenia. 
-  Jest Wigilia, gdzie zgubiłaś swoją przybłędę? – zapytał, krzyżując ręce na piersi. Spojrzał na nią z góry, uśmiechając się ironicznie. Udał, że nie zauważył niebezpiecznych ogników, które nagle zapaliły się w jej czekoladowych oczach.
- Nie twoja sprawa – mruknęła, spuszczając na chwilę wzrok z jego zimnych oczu. Nie miała ochoty na konfrontację ze szkolnym wrogiem. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu, przebrać w luźne dresy i napić kieliszka wina. Może nawet dwóch.
- Chociaż, wydaje mi się… - kontynuował blondyn, podchodząc bliżej niej. – Wiedziałem niedawno Wieprzleja z jakąś blondynką. Rozstaliście się? – zaśmiał się szyderczo, wkładając ręce do kieszeni kurtki. – Przykro mi.
Jednak w jego głosie nie było słychać współczucia, jedynie czystą złośliwość. Hermiona wierzchem dłoni otarła kolejną spływającą po policzku łzę i uniosła głowę. Nie będzie się nad sobą użalać i płakać po tym dupku. I żaden zadufany w sobie arystokrata nie będzie z niej szydził! Dziewczyna poczuła napływ pewności siebie i zrobiła krok w jego stronę.
- Jakoś ty też włóczysz się po ulicach Londynu bez większego celu, Malfoy. Nie tylko ja mam takie nudne życie towarzyskie – zaśmiała się ironicznie, patrząc mu hardo w oczy. Chłopak zmrużył niebezpiecznie powieki, zmniejszając jeszcze bardziej odległość miedzy ich ciałami.
- Nie muszę ci się tłumaczyć ze swojego życia, Granger – warknął, jednak na jego ustach zagościł uśmiech. Lubił jej zadziorny charakterek.
- Ty zacząłeś ten temat, Malfoy – odpowiedziała, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Nieważne – mruknął, unosząc obie dłonie w geście kapitulacji. – Mój błąd, Granger. Pozwól, że go naprawię. Zapraszam cię na kolację.
- Chyba żartujesz! – oburzyła się Hermiona, jednak na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. – Nigdzie z tobą nie pójdę, Malfoy!
Draco wzruszył ramionami, a jego oblicze przeszył udawany grymas smutku.
- Łamiesz moje serce, Granger! – krzyknął, przykładając dłoń do klatki piersiowej, jakby dla potwierdzenia własnych słów. Dziewczyna zaśmiała się, patrząc na blondyna z politowaniem. Wtedy również zauważyła, że w jego platynowych włosach iskrzyły się malutkie płatki śniegu, a jego idealnie wyprofilowany nos zaczerwienił się pod wpływem mrozu. Szarobłękitne oczy blondyna błyszczały delikatnie w świetle okolicznej latarni. Wyglądał… dobrze.
- Co mi się tak przyglądasz, Granger? – zapytał, unosząc brwi, które podjechały aż pod samą blond grzywkę.  Speszona, opuściła na chwilę głowę, a jej policzki przybrały odcień ciemnej purpury.  Draco uśmiechnął się pod nosem, widząc jej reakcję. – To co? Idziesz?
Hermiona spojrzała na niego pytająco, jednak po chwili przypomniała sobie powód pytania. Co miała do stracenia? Zmienił się, widziała to w jego oczach. Nie stanowiły już bramy do jego wnętrza, przynajmniej nie w takim stopniu. Wojna dawno się skończyła, status krwi więcej się nie liczył. Poza tym, wydawał się być zabawnym chłopakiem.
- A co proponujesz? – zapytała zadziornie. Blondyn podrapał się po głowie, zastanawiając się nad odpowiedzią. Szczerze mówiąc, nie miał pojęcia. Nie pomyślał o tym wcześniej. Nagle pewne miejsce zaświtało mu w głowie. Był tam bardzo dawno temu, ale pamiętał wyśmienite jedzenie, które tam podawali.
- Może Notre Amour*. Wiesz gdzie to jest? – doskonale wiedziała, co to za miejsce. Jej ulubiona restauracja. Elegancka, ale nie za wykwintna. Wręcz idealna. Kiwnęła głową na znak zgody, jednak odsunęła się od niego na klika kroków.
- Muszę się przebrać po pracy – wyjaśniła, widząc jego pytające spojrzenie. – Spotkajmy się tam o dwudziestej, ok?
Draco kiwnął głową, uśmiechając się łobuzersko. Bez słowa odwrócił się na pięcie i ruszył w tylko sobie znanym kierunku. Hermiona również skierowała się w stronę domu. Miała ponad pół godziny, a to nie było dużo czasu.  Szybko wbiegła w wąską uliczkę, sprawdzając, czy nikt nie patrzy w jej stronę, po czym wyciągnęła różdżkę i teleportowała się z cichym trzaskiem. Do mieszkania wpadła niczym burza, rzucając torebkę na stół. Stanęła przed lustrem, zwinnie wyciągając wsuwki z ciasnego koka. Z ulgą poczuła, jak brązowe loki opadły jej na ramiona. Szybko wbiegła do sypialni, otwierając szafę. Zaśmiała się ironicznie, wiedząc, że stroi się na spotkanie ze szkolnym wrogiem. Nerwowo przebierała ubrania, rzucając na podłogę garsonki, koszule i biurowe sukienki. Po przymierzeniu miliona różnych strojów, stanęła na środku pokoju, tupiąc nóżką niczym mała dziewczynka. To był chyba pierwszy raz w życiu, gdy nie miała się w co ubrać. W geście kapitulacji rzuciła się na łóżko, jednak od razu zerwała się z niego jak oparzona. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? Opadła na kolana, szukając beżowego pudełka na dnie szafy. Jaka ulga wstąpiła na jej twarz, gdy wreszcie je znalazła! Zamaszystym ruchem otworzyła je, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Kupiła tą sukienkę bardzo dawno temu, jednak nie miała jeszcze okazji jej założyć. Ron nigdy jej nigdzie nie zapraszał. Hermiona delikatnie pogłaskała czarny materiał, wiedząc, że ten wieczór będzie wyjątkowy.  W zawrotnym tempie przebrała się, siadając przy białej toaletce. Bardzo rzadko robiła sobie makijaż, również tego dnia nie zamierzała nakładać go zbyt dużo. Korektorem poprawiła wszystkie czerwone plamki oraz cienie pod oczami, a rzęsy pociągnęła czarnym tuszem. Już miała wstać, gdy spostrzegła czerwoną szminkę stojącą na blacie. Chwyciła ją łapczywie, powoli nakładając na usta. Popsikała się jeszcze swoimi ulubionymi i bardzo drogimi perfumami, których używała tylko na wyjątkowe okazje.  Z zadowoleniem opuściła sypialnię i biorąc torebkę oraz płaszcz, ruszyła w stronę wyjścia.
~*~
Malfoy siedział przy stoliku, nerwowo stukając opuszkami palców po blacie. Nie wiedział, co go podkusiło, by zaprosić Granger na kolacje. Wydała mu się taka smutna i znudzona życiem. Ostatnio widział ją, gdy po wojnie wręczano Świętej Trójce Order Merlina I klasy. To było jednak trzy lata temu. Od tego czasu wiele się zmieniło. On się zmienił. Rozstał się z Astorią, przestał  każdy wieczór spędzać z inną panienką. Wydoroślał, tak przynajmniej mówili wszyscy starzy znajomi. Przez pracę w Ministerstwie Magii ludzie zaczęli go szanować, nie patrzyli już na niego krzywo. Z każdym kolejnym dniem zdobywał ich zaufanie.  
Rozmyślania chłopaka przerwała piękność, która właśnie pojawiła się w restauracji. W pierwszej chwili jej nie poznał, gapiąc się na nią bezwstydnie. Ubrana była w zwiewną, czarną sukienkę bez ramiączek. Dekolt, uwydatniający kobiece atuty, miała w kształcie serca. Do bioder materiał przylegał ścisło go ciała, podkreślając jej piękną talię. Dół sukienki był zwiewny, z przodu sięgał prawie do kolan, a z tyłu do kostek. Włosy rozpuściła, pozwalając brązowym puklom swobodnie opaść na ramiona. Makijaż pozostawiła naturalny, jednak dodała ostrości czerwoną szminką.
Dracon wstrzymał oddech, gdy spojrzała w jego stronę. Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła w kierunku jego stolika. Oczarowany, wstał z miejsca i odsunął dla niej krzesło. Hermiona podziękowała grzecznie, rumieniąc się pod wpływem jego spojrzenia.
- Ładnie wyglądasz – skomentował, poprawiając platynową grzywkę.  Granger odgarnęła zagubiony kosmyk za ucho, spuszczając wzrok speszona. – Każdy mężczyzna na sali zazdrości mi twojego towarzystwa– powiedział pewnie, pochylając się w jej stronę.
- Przesadzasz – machnęła ręką, ukazując rząd białych zębów. W tej samej chwili przyszedł kelner z kartami. Był to młody chłopak o brązowych włosach i błękitnoszarych oczach. Co chwila zerkał na Hermionę z podziwem. Dziewczyna mało nie parsknęła śmiechem, widząc jego reakcję na jej obecność. Zadarła głowę do góry, czytając jego imię z plakietki.
- Co nam proponujesz, Matt? – zapytała delikatnym głosem, opierając brodę na dłoniach. Kelner przez chwilę stał jak słup soli, zapominając języka w gębie, ale po chwili zreflektował się.
- Szef kuchni serdecznie poleca tego wieczoru łososia w papilotach – odpowiedział tak, jakby kilkusetny raz recytował ten sam, nudny wiersz, rumieniąc się przy tym delikatnie. Malfoy zacisnął usta, by nagłos się nie roześmiać. Jednak spojrzenie Matta w kierunku Hermiony mocno go irytowało.
- To poprosimy dwie porcje tego łososia i butelkę wytrawnego, czerwonego wina – Draco przejął inicjatywę, przypominając o swoim istnieniu i uśmiechając się z wyższością. Chłopak kiwnął głową na znak zgody i zniknął w tłumie. Po chwili wrócił, trzymając w dłoniach butelkę.
- Czy to państwu odpowiada? – zapytał, pokazując nazwę Malfoyowi. Blondyn pokręcił głową, marszcząc czoło.
- To nie jest najdroższe wino, jakie tu macie, prawda? – jego głos przesycony był złośliwością. Matt posłał mu zirytowane spojrzenie, zabierając butelkę sprzed nosa blondyna. – Przecież ta piękna pani naprzeciwko mnie nie będzie piła czegoś tak okropnego w Wigilię, nie uważa pan? – Malfoy upajał się zakłopotaniem kelnera, który posłał Hermionie przepraszające spojrzenie. Znów oddalił się od ich stolika, udając się po inny trunek.
- Najdroższe wino? – zapytała Granger, z niedowierzaniem patrząc na blondyna. Nie mogła uwierzyć, że jej dawny szkolny wróg zamierzał tak dużo płacić za sam alkohol. Malfoy pokiwał głową, uśmiechając się łobuzersko. Po chwili Matt wrócił, trzymając w dłoniach kolejną butelkę. Draco z uśmiechem spojrzał na plakietkę i kazał nalać sobie troszkę do kieliszka. Gdy spróbował, kiwnął głową z aprobatą. Uwielbiał delektować się dobrym, drogim winem.
- Idealne – skomentował z uśmiechem. Gdy kelner odszedł od ich stolika, Malfoy uniósł swój kieliszek, a Hermiona zrobiła to samo. Delikatnie stuknęli szkłem, posyłając sobie przepiękne uśmiechy.
- Wesołych świąt, Granger.
- Wesołych świąt, Malfoy.
Czas mijał im nieubłaganie szybko. Oboje zgodnie stwierdzili, że świetnie się dogadują i bardzo dobrze czują się w swoim towarzystwie. Oczywiście nie zabrakło dużej ilości alkoholu, samego wina wypili aż trzy butelki. Jedzenie również było przepyszne i wykwintnie podane. Po prostu idealnie. Niestety, restaurację zamykano o północy, więc młodzi czarodzieje musieli ją opuścić. Hermiona z żalem nasunęła na ramiona czarny płaszcz i ostatni raz spojrzała w stronę ich stolika.
- Wspaniały wieczór – wyszeptała, po chwili śmiejąc się głośno. W głowie jej szumiało, a podłoga wydawała się lekko kołysać. Gdy tylko wyszli na zewnątrz spostrzegli, jak pięknie wyglądał Londyn nocą. Większość ludzi siedziała w domach, w rodzinnym gronie, tylko czasem przejeżdżał jakiś samochód. Drzewa zostały przyozdobione białymi lampkami, a z nieba sypał się biały puch, który pokrywał cały świat.  
- To co teraz robimy? – zapytał blondyn, łapiąc dziewczynę, gdy ta poślizgnęła się. Obcasy na oblodzonym chodniku nie były dobrym pomysłem. – Odprowadzić cię do domu?
- Żartujesz! – oburzyła się, stając na pasach na środku ulicy. Skrzyżowała ręce na piersi, robiąc obrażoną minę. – Noc jeszcze młoda!! – krzyknęła, rozkładając ramiona niczym mała dziewczynka. Uniosła głowę do góry i wystawiła język, pozwalając tym samym płatkom śniegu na niego spadać.
- Jesteś wariatką, wiesz o tym? – zapytał rozbawiony Malfoy, uśmiechając się łobuzersko.
- Wiem – odpowiedziała panna Granger, przenosząc wzrok na blondyna. Nagle jej usta wykrzywiły się w szatańskim uśmiechu. – Chodźmy do klubu! – zaproponowała, podbiegając do chłopaka i łapiąc go za rękę.
- Po co? – zapytał głupio.
- Potańczyć, idioto – zaśmiała się i zaczęła ciągnąc go w tylko sobie znanym kierunku.
- Granger?
- Co?
- To nie jest dobry pomysł.
 - Czemu?
- Bo jesteś pijana – na jego słowa wzruszyła ramionami, nie zwalniając kroku.
- Granger?
- Co?
- Gdzie my idziemy?
- Na Street Avenue. Tam jest najlepszy klub w całym mieście – wykrzyknęła radośnie, klaszcząc w dłonie.
- Granger?
- CO? – wrzasnęła, stając na środku chodnika i krzyżując ręce na piersi. Miała go dosyć! Nagle zrobił się taki porządny i sztywny. A ona chciała się zabawić, potańczyć, wyszaleć!
- Street Avenue jest w drugą stronę – odpowiedział, wskazując palcem jakby na potwierdzenie własnych słów.
- Przecież wiem! – krzyknęła, pokazując mu język. Draco posłał jej pobłażliwe spojrzenie i złapał pod ramię. Szli koło siebie, głośno rozmawiając. Co chwila ciszę londyńskiej nocy przerywał donośny śmiech panny Granger, który był reakcją na żarty odpowiadane przez jej towarzysza. Po kwadransie wreszcie stanęli przed wejściem do klubu.
- Czas na zabawę – wykrzyknęli jednocześnie, ramię w ramię, niczym małe dzieci, wbiegając do budynku.
~*~
Nie liczyli minut, godzin, dni. Zatracili się w muzyce, która zawładnęła ich umysłami i połączyła w jeden. Tańczyli, skacząc i śmiejąc się. Ręce błądziły po ciałach partnerów, które ocierały się o siebie. Byli jednością.
Hermiona dotknęła opuszkiem palca policzek blondyna, przybliżając swoją twarz do jego. Jej usta znajdowały się zaledwie parę milimetrów od jego warg. Czuła jego perfumy, połączone z potem i alkoholem. Ten zapach upajał ją, doprowadzał do szaleństwa. Nareszcie porzuciła skorupę, w której siedziała 23 lata. Stała się sobą, odnalazła siebie. Przy nim. Jego dłonie zjechały niebezpiecznie nisko, prawie dotykając jej pośladków. Przyciągnął ją mocniej do siebie, patrząc głęboko w oczy. Chciał jej. Pragnął całym sercem.
I feel so close to you right now** zawył tłum, gdy z głośników wypłynęła nowa piosenka. Hermiona musnęła ustami jego, po czym złapała go za rękę, ciągnąc na sam środek parkietu. Jej ruchy stały się odważniejsze, pewniejsze, jej sprawne dłonie błądziły po jego klatce piersiowej.

 - And there’s no stopping us right now, I feel so close to you right now- krzyknęła Granger, wpijając się w usta Malfoya. Dłonie wplotła w jego blond włosy, upajając się smakiem jego warg. Chciała zatrzymać ten moment, zrobić zdjęcie i wkleić do albumu na honorową stronę. Coś połączyło ją z tym nieziemsko przystojnym blondynem. Nie wiedziała, co to dokładnie było, ale zamierzała się dowiedzieć. W końcu to dzięki niemu spędziła niezapomnianą Wigilię Bożego Narodzenia.

*Notre amour (z francuskiego) – nasza miłość
** Feel so close - Calvin Harris

Postanowiłam zrobić Wam świąteczny prezent. Napisałam dwie miniaturki, jedna jest na tym blogu, druga na moim drugim (link do bloga jest na bocznym pasku).
Wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia! Dużo szczęścia, miłości! Abyście miały wspaniałych przyjaciół i kochającą rodzinę, abyście zawsze się uśmiechały! A jeżeli prowadzicie blogi to życzę dużo weny i wspaniałych czytelników!
Pozdrawiam magicznie 
~hope~

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 7

Zegar w Pokoju Wspólnym Slytherinu wybił godzinę piątą rano. Wszyscy uczniowie spokojnie spali w swoich dormitoriach i nawet nie myśleli o tym, by ruszyć się z łóżka. No… prawie wszyscy. Pansy siedziała skulona na ciemnozielonym fotelu. Kurczowo przyciskała kolana do klatki piersiowej, chcąc tym złagodzić ból pogarszający się przy każdym wdechu. Ślizgonka mocno zaciskała powieki, czując jak przebijają się przez nie słone łzy. Nie chciała płakać. Jako dziewczyna z domu Salzara nie mogła pokazać słabości, mimo że znajdowała się w pokoju sama. I tak by jej to nie pomogło. Eliksir, który wzięła kilka minut temu, zaraz powinien przynieść ulgę. A wtedy ona spokojnie wróciłaby do swojego dormitorium.
Żadna z jej koleżanek nie znała prawdy o stanie jej zdrowia. Większość wpadłaby w panikę i pocieszała ją na każdym kroku. A Pansy nie potrzebowała litości czy współczucia. To by ją wręcz dobiło. To właśnie robiła jej matka. Gdy tylko dowiedziała się o chorobie, sprowadziła najlepszych magomedyków aż z Australii, którzy wzruszyli ramionami i powiedzieli, że oprócz przyjmowania eliksirów i zdrowego trybu życia, nic więcej nie da się zrobić. Pani Parkinson błagała o operację, proponowała ogromne sumy, ale to nic nie dało. Lekarze pozostali niewzruszeni.
Ze znajomych tylko Draco i Blaise wiedzieli. Nie robili żadnych scen, a wręcz żartowali, że to koniec z paleniem papierosów na błoniach nad jeziorem, tak jak to robili prawie co tydzień. Pansy dziękowała im za to z całego serca. Wiedziała, że nie pogorszą sytuacji.
Jednak nikt nie wiedział o tym, że choroba rozwinęła się i stała bardziej bolesna. Eliksiry coraz rzadziej pomagały i coraz wolniej działały, ból powracał w najmniej oczekiwanych momentach. Pansy nie wiedziała dlaczego. Nie paliła i zażywała potrzebne medykamenty. Przecież nic więcej nie mogła już zrobić.
Wskazówki zegara poruszały się w wyznaczonym tempie, coraz bardziej zbliżały się do godziny szóstej, jednak ucisk w klatce piersiowej wcale nie znikał. Dziewczyna coraz łapczywiej nabierała powietrza, czując, że ilość tlenu zmniejsza się z każdym wdechem. Pansy przycisnęła kolana mocniej do siebie i kurczowo zacisnęła pięści. Przygryzła dolną wargę, zaciskając zęby tak mocno, że w ustach pojawił się metaliczny smak krwi. Ślizgonka wtuliła swoją głowę w oparcie fotela i pozwoliła łzom swobodnie spływać po policzkach. Tak jak się spodziewała, nie przyniosły oczekiwanej ulgi.
Nagle dziewczyna usłyszała dźwięk, jakby otwieranych drzwi. Szybko otarła łzy i spróbowała wyglądać naturalnie, jakby nic się nie działo. Odwróciła głowę w stronę korytarza, cierpliwie czekając na intruza.  Po chwili zobaczyła znajomą blond czuprynę i odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Chłopak ubrany był w czarne spodnie od dresu i luźną koszulkę z logo swojej ulubionej drużyny Quidditcha.
- Wychodzisz gdzieś? – zapytała, zwracając na siebie jego uwagę. Draco przyjrzał się jej uważnie, podchodząc do fotela, na którym siedziała.
- Umówiłem się z Granger – powiedział, a po chwili zorientował się, jak to zabrzmiało i pacną otwartą dłonią w czoło. Pansy uśmiechnęła się złośliwie, mrużąc oczy, w których pojawiły się zadziorne iskierki.  – Będziemy razem biegać – wytłumaczył, jednak nie polepszyło to jego sytuacji. Westchnął teatralnie. – Pieprzona szlama – mruknął, jakby sam do siebie, kucając przy fotelu dziewczyny. – Dlaczego tu siedzisz? – zapytał, świdrując ją spojrzeniem.
- To wolny kraj, mogę robić co mi się podoba – odpowiedziała dumnie, ale widząc złą minę Ślizgona, szepnęła:
- Źle się poczułam, ok? Ale już jest dobrze, przyrzekam. – Miała nadzieję, że Malfoy da sobie spokój, jednak on nie spuszczał jej z oczu, gorączkowo nad czymś myśląc. Delikatnie zmarszczył brwi, a po chwili cicho westchnął.
- Jak wrócę, masz mi wyśpiewać całą prawdę o twoim zdrowiu, Parkinson – powiedział poważnie, wstając i otrzepując spodnie z niewidocznego pyłku. – Wiesz, że ci tego nie odpuszczę – rzucił jeszcze przez ramię, po czym wyszedł z Pokoju Wspólnego, nie zaszczycając jej już żadnym spojrzeniem.
Pansy oparła głowę o fotel i przymknęła oczy. Może faktycznie powinna im wszystko powiedzieć, zanim będzie za późno. Jednak na razie nie chciała o tym myśleć. Jedyne o czym marzyła to puszysta, cieplutka pościel i kilka godzin snu.
~*~
Hermiona stała z założonymi rękoma, czekając na pojawienie się irytującego Ślizgona. Spóźniał się już dobre pięć minut. Dziewczyna westchnęła, chowając dłonie w rękawy swojej bluzy. Po co ona w ogóle zgodziła się na wspólne bieganie? Cały czas w głowie karciła się za ten błąd, przeklinając w myślach wstrętnego blondyna. Pewnie zaspał albo specjalnie wystawił ją do wiatru, by później mieć kolejny pretekst do nabijania się z jej naiwności.
- Ziemia do Granger! – usłyszała nagle tuż przy swoim uchu i podskoczyła przerażona. Spojrzała na chłopaka z żądzą mordu w oczach i warknęła:
- Mamusia nie nauczyła, jak korzystać z zegarka, Malfoy? – Na nieskazitelną twarz chłopaka wpełzł złośliwy uśmiech, a po chwili lekkie zdezorientowanie i przerażenie. Zaczął wodzić wzrokiem po jej ciele, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. Hermiona stała zdezorientowana, zupełnie nie wiedząc, o co może mu chodzić.
- Widzę, że jak na szlamę masz niezły gust – powiedział neutralnym tonem. – Tylko nie wiedziałem, że interesujesz się Quidditchem.
Dopiero teraz zorientowała się, o co chodziło fretce i parsknęła niepohamowanym śmiechem. Ubrali się dokładnie tak samo, oboje założyli koszulki z logiem Błękitnych Jastrzębi i czarne spodnie od dresu.
- Ron dał mi tą koszulkę na zeszłe święta – Po twarz dziewczyny przeszedł grymas niezadowolenia, ale po chwili znów zmrużyła oczy, uśmiechając się złośliwie. Draco wyglądał tak, jakby długo się nad dobrą odpowiedzią, ale po chwili wzruszył ramionami i spojrzał w stronę lasu.
- To co, biegniemy do Zakazanego Lasu? – zapytał, uśmiechając się przy tym łobuzersko. Podszedł do zdezorientowanej Hermiony i schylił się, by przybliżyć swoją twarz do jej. – Chyba, że się boisz, Granger… – szepnął, a jego słodki oddech owiał jej twarz. Gryfonka delikatnie zmarszczyła nosek w geście obrzydzenia, po czym powiedziała złośliwie:
- Umyj czasem zęby, Malfoy – uśmiechnęła się z triumfem, a po chwili ruszyła, nie patrząc na blondyna. Draco zacisnął dłonie w pięści i pobiegł za Hermioną, szybko doganiając ją i dostosowując do jej tempa.
Biegli w ciszy, ramię w ramię i zupełnie nie zwracali na siebie uwagi. Każde zatopione było w swoich myślach, nie patrząc na otoczenie. Zakazany Las o tej porze roku wyglądał magicznie, ale mrocznie i tajemniczo. Nad ziemią unosiła się gęsta mgła, zasłaniająca niebezpieczne wystające konary drzew. Niebo zasłaniały rozłożyste gałęzie, nie przepuszczając światła, przez co wszędzie panował półmrok. Ciszę przerywał tylko tupot dwóch par nóg oraz oddechy dwóch nienawidzących się wrogów.
- Cholera jasna! – krzyknęła Hermiona, potykając się kolejny raz z rzędu i zaliczając już drugie bolesne spotkanie z ziemią. Malfoy spojrzał na nią z rozbawieniem, ale zatrzymał się i złożył ręce na piersi, by zaczekać na dziewczynę. Niestety, ku jego ogromnemu niezadowoleniu, wpatrywała się w ziemię, zupełnie ignorując Ślizgona. Chłopak zacisnął dłonie w pięści, spoglądając na zegarek.
- Granger, z łaski swojej, rusz dupę i wstawaj! Nie mam całego dnia – warknął, podchodząc do niej.
- Zaraz – mruknęła w odpowiedzi, podnosząc coś ziemi. Malfoy wytężył wzrok, zamrugał kilka razy, by upewnić się, że to prawda. Ta irytująca Wiem – To – Wszystko wpatrywała się w jakiś cholerny KAMYCZEK! Spodziewał się wszystkiego, nawet jakiegoś zapchlonego galeona, ale nie… Blondyn pokręcił głową z niedowierzaniem. Zamaszystym krokiem pokonał dzielącą ich odległość i złapał dziewczynę za ramiona, mocno podciągają ją przy tym do góry.
- Ała! – wrzasnęła, patrząc na niego nienawistnym spojrzeniem i mrużąc niebezpiecznie powieki. Zacisnęła dłonie w małe piąstki i zrobiła obrażoną minę. – Naprawdę musiałeś to robić? – zapytała, masując sobie obolałą rękę.
- Tak, Granger, bo ty miałaś zamiar cały dzień spędzić na oglądaniu jakiegoś pieprzonego kamyczka! – warknął w odpowiedzi i odwrócił się na pięcie. Zaczął iść w tylko sobie znanym kierunku, a Hermiona uśmiechnęła się chytrze.
- Ten „jakiś pieprzony kamyczek” to prawdopodobnie Kamień Wskrzeszenia, mądralo! – krzyknęła za nim, a blondyn zatrzymał się momentalnie. To przecież niemożliwe, żeby jedno z Insygniów Śmierci, jak gdyby nigdy nic leżało sobie w lesie. Odwrócił się w stronę Gryfonki z nieukrywanym zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Bujasz, Granger!
- Jestem śmiertelnie poważna, Malfoy! – odpowiedziała, podchodząc do Ślizgona i otwierając dłoń, w której znajdował się rzekomo magiczny przedmiot. Draco delikatnie wziął go z ręki dziewczyny, która momentalnie drgnęła, czego na szczęście nie zauważył blondyn. Zafascynowany oglądał kamień, a po chwili spojrzał na Hermionę.
- I jak twoim zdaniem znalazł się w lesie, panno wszechwiedząca? – zapytał złośliwie, mrużąc oczy.
- Harry, gdy szedł na spotkanie z Voldemortem – na dźwięk tego imienia, przez twarz Malfoya przeszedł grymas, który dziewczyna spostrzegła kątem oka, ale nie skomentowała tego w żaden sposób, ciągnąc swoją historię. – Tym kamieniem wskrzesił rodziców, Syriusza, Tonks… Był przekonany, że umrze od śmiertelnego zaklęcia, dlatego chciał zobaczyć twarze wszystkich, których kochał.
Draco prychnął cicho, śmiejąc się z sentymentalności Wybrańca, a po chwili zmarszczył czoło.
- I co, potem go tak rzucił tutaj na trawę i sobie poszedł? – zironizował, przyglądając się Hermionie.
- Tak – mruknęła dziewczyna, mając ochotę zaśmiać się z głupoty przyjaciela. To oczywiście zrobił Malfoy, łapiąc się za brzuch i teatralnie ocierając łzę.
- Od zawsze wiedziałem, że Grzmotter to idiota, ale nie aż tak. Chyba nawet Wieprzelej postąpiłby słuszniej!
- Przestań przezywać moich przyjaciół – warknęła, chowając kamień do kieszeni i zmierzając w kierunku wyjścia z lasu. Chciała już wrócić do dormitorium, przebrać się, a później zabrać się za odrabianie prac domowych. Miała dość tej tlenionej fretki, która jak na złość szła obok niej, śpiewając jakąś durną melodię.
- Możesz przestać? – zapytała w pewnym momencie, zatrzymując się i patrząc na niego wyczekująco. Blondyn wzruszył tylko ramionami, uśmiechając się złośliwie.
- Aż tak to cię denerwuje, szlamciu? – na widok wypływającej złości na twarz dziewczyny, uśmiechnął się jeszcze szerzej i ruszył w kierunku zamku w wyśmienitym humorze.
- Wal się, ty durny, tleniony Śmierciożerco – szepnęła jakby sama do siebie, jednak młody dziedzic usłyszał to bardzo wyraźnie. W jednej chwili złapał dziewczynę za nadgarstki i spojrzał w jej oczy, w których czaiły się panika, ale i nutka satysfakcji. W ciele blondyna zawrzało.
- Coś ty powiedziała? – warknął, przybliżając swoją twarz do jej. Hermiona zaczęła się wyrywać, a pewność siebie uciekła tak szybko, jak powietrze z dziurawego balonika.
- Puść mnie – odpowiedziała, próbując wyswobodzić ręce z mocnego uścisku. Postawa chłopaka świadczyła o tym, że nic to jej nie da, jednak dziewczyna nie poddawała się. Próbowała go nawet kopnąć, ale niestety on w porę zrobił szybki unik. Mimo wszystko, rozjuszyło to Malfoya jeszcze bardziej. Popchnął dziewczynę, tak, że znalazła się na ziemi i wyciągnął różdżkę, którą wymierzył prosto w serce Gryfonki. Ogarną ją niepohamowany strach. Przecież to były Śmierciożerca, pewnie już wiele razy zabijał Mugolaków z zimną krwią. Hermiona przymknęła oczy, w których zaczęły zbierać się łzy złości i paniki. A co jeżeli on naprawdę jest w stanie zrobić jej krzywdę?
- Nie chcę spędzić reszty życia w Azkabanie, ale uwierz mi, w wielką chęcią bym rzucił teraz w ciebie jakimś paskudnym zaklęciem. Jednego robaka mniej na świecie – warknął jej do ucha, po czym poszedł do zamku, jak gdyby nigdy nic.
Hermiona objęła rękoma kolana i schowała głowę między ramionami. Próbowała uspokoić bicie serca i uregulować oddech. Zacisnęła dłonie w piąstki i pozwoliła łzom swobodnie spływać po policzkach. 
~*~
Ginny nerwowo spojrzała za zegarek, wyczekując przyjaciółki. Wiedziała, że dziewczyna poszła biegać z Malfoyem, dlatego niepokoiła się o przyjaciółkę. Blondyn był nieobliczalny. Jedno słowo za dużo, jeden niewłaściwy gest, a może zdarzyć się katastrofa. Najmłodsza z Wesleyów, westchnęła cichutko, przygładzając swoją spódnicę bombkę. Bardzo ucieszyła się ze zniesienia zakazu noszenia mundurków po lekcjach i w weekendy. Nareszcie mogła ubierać się tak, jak chciała i nikt jej aż tak nie ograniczał. Również Hermiona dała się przekonać do zmiany stylu. Jeszcze rok temu chodziła tylko w luźnych spodniach i przydużych koszulkach. Ona sama wiedziała, że inne dziewczyny nie pochwalają jej ubioru, jednak zawsze tłumaczyła sobie, że „nie jest jak napuszone lale, którym w głowach tylko paznokcie”. W wakacje Ginny napierała na nią z całej siły, by przynajmniej poszła do sklepu. A reszta potoczyła się sama: nakupowanie mnóstwa nowych, ładnych ubrań, wyrzucenie zawartości szafy panny Granger do ogniska i pokazanie jej co się z czym nosi. Teraz… dziewczyna ubierała się bardziej dojrzale i kobieco, nie była fanką miniówek i bluzek z ogromnymi dekoltami.
Rozmyślania Gryfonki przerwało trzaśnięcie drzwiami. Ginny podskoczyła w miejscu i spojrzała na obiekt jej rozmyślań ze zdziwieniem.
- Boże, Miona, przestraszyłaś mnie – powiedziała, kładąc rękę na klatce piersiowej i uśmiechając się delikatnie. Panna Granger ominęła ją bez słowa i rzuciła się na łóżko. Ukryła twarz w drobnych dłoniach i leżała tak przez kilka sekund. Ginewra nie wiedziała, czy ma się odezwać, czy może zostawić dziewczynę samą.
- Poddaję się – Hermiona odsłoniła twarz, z której powoli znikały szoki przerażenie. Teraz wstępowały na nią rezygnacja, ale i determinacja. – Nie obchodzi mnie, że sama McGonagall kazała mi to zrobić. Jeszcze dzisiaj z nią porozmawiam, jak tylko się na nią natknę – krzyknęła, a na jej policzki wstępowały dziwne rumieńce. – Tak, perfekcyjna Wiem – To – Wszystko Granger poddaje się przez jakiegoś ulizańca – zaśmiała się gorzko i zamaszystym ruchem otworzyła szafę. Wyrzuciła z niej spodnie i bluzkę, po czym zniknęła w łazience. Pojawiła się kilka minut później, cały czas emanując złością. Ginny bała się nawet mrugnąć, dlatego siedziała cicho i przyglądała się poczynaniom przyjaciółki. – Próbowałam, ale chyba zbyt wiele nas różni. Nie mogę mu zapomnieć przeszłości, może jestem uprzedzona, może nie jestem taka dobra jak wszyscy mnie postrzegają. Boję się go, cały czas widzę go w tej pieprzonej masce, widzę jego wzrok jak przyglądał się poczynaniom Bellatrix...
- Hermiono? – szepnęła Ginny i chwyciła przyjaciółkę w objęcia. 
~*~
Draco przemierzał korytarze Hogwartu bez większego celu. Na dworze szalała wichura, więc nawet nie zamierzał patrzeć przez okno. Nie lubił, gdy na dworze było pochmurno i szaro, wolał zimę, gdy świat znajdował się pod białą pierzyną. Czuł, że wtedy pasuje do otoczenia…
- Pani profesor! – usłyszał nagle i znieruchomiał. Bez dwóch zdań głos dziewczyny należał do Granger. Malfoy nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Nie ze względu na to, co powiedziała, tylko na to, czego mało nie zrobił. Miał ochotę rzucić w nią naprawdę paskudnym zaklęciem, nie mógł więcej narażać jej na takie niebezpieczeństwo. Nie przejmował się nią, tylko sobą, że to przypieczętuje jego wyrok. Ale czy na pewno tylko o to chodziło…?
- Tak, panno Granger? – odpowiedziała McGonagall, zatrzymując się w miejscu.
- Mam pewną prośbę – powiedziała cicho Gryfonka, a Ślizgon nastawił uszu. Coś czuł, że ta rozmowa zmierza w dość nietypowym kierunku, dlatego chciał być jej świadkiem. – Czy ktoś inny mógłby pomagać Malfoyowi? – zapytała z nadzieją w głosie, na co wspomniany blondyn momentalnie zamarł w miejscu. Czyli po tym całym zdarzeniu, dziewczyna zamierzała się poddać! Przecież to Granger, do cholery! Ona nigdy nie zostawia niedokończonej sprawy! Jest perfekcjonistką w każdym calu!
- Dlaczego? – głoś wicedyrektorki stał się bardziej czujny, ale zarazem ostrzejszy. Tylko żeby się nie zgodziła, tylko żeby się nie zgodziła… - powtarzał w myślach jak mantrę, zastanawiając się, dlaczego mu tak na tym zależy, ale po chwili miał idealną odpowiedź. Przecież to kujonica, która za zadanie ma mu pomagać w pisaniu wszystkich esejów, a że zawsze dostaje W, to on również otrzyma takową ocenę.
- Ponieważ… - usłyszał w jej głowie dziwne wahanie, jakby nie wiedziała, czy ma powiedzieć prawdę, o zdarzeniu mającym miejsce rano. – Tak po prostu, pani profesor. Odkąd na siebie spojrzeliśmy pałaliśmy do siebie żywą nienawiścią. On jest z rodziny arystokrackiej, a ja z mugolskiej, on walczył po stronie zła, a ja po stronie dobra… - jej głos powoli ściszał się z każdym wypowiedzianym przez nią słowem. – Wątpię, żeby zostało w nim na tyle dobra, żeby zrozumieć swój błąd  – westchnęła cicho, a on poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Skoro empatyczna Granger przestała w niego wierzyć, to nie ma dla niego ratunku.
- Czy chcesz mi o czymś powiedzieć, Hermiono? – usłyszał pytanie z nutką troski w głosie surowej profesorki.
- Nie – odpowiedziała pewnym siebie głosem.
- No dobrze… Jeszcze jutro postaraj się dać panu Malfoyowi ostatnią szansę. Jeżeli nie zmienisz zdania, to pomyślimy nad kimś innym – powiedziała, a po chwili dało się słyszeć tupot obcasów. Czyli jutro może mieć ostatnią szansę na to, żeby Granger mu pomogła. I on musi zrobić wszystko, by tego nie spieprzyć.
~*~
Za oknem szalała burza, a czwórka przyjaciół siedziała przy stoliku w Pubie pod Trzema Miotłami. Każde z nich trzymało w dłoniach Kremowe Piwo, które tak uwielbiali. Cała trójka śmiała się z opowiedzianego przez Rona żartu, kiedy nagle chłopak zorientował się, że coś jest nie tak.
- Kochanie? – zapytał, łapiąc dziewczynę za rękę. Ona spojrzała na niego ze zdziwieniem i uśmiechnęła się, by zamaskować burzę myśli w jej głowie. – Wszystko dobrze?
Hermiona pokiwała głową, jednak to nie wystarczyło Ronaldowi. Dalej wpatrywał się w Gryfonkę, a w jego oczach pojawiła się troska.
- Jestem po prostu zmęczona – wyjaśniła delikatnie wzruszając ramionami. Nie mogła mu powiedzieć o incydencie z Malfoyem. Bała się, że jej chłopak robi coś pod wpływem emocji, coś, czego mógłby żałować do końca swojego życia.
- Za dużo pracujesz, Miona. Jest październik, masz jeszcze dużo czasu na naukę, a poza tym nawet bez przygotowań, napisałabyś lepiej niż my – powiedział, gładząc dziewczynę po dłoni, by dodać jej troszkę otuchy. Gryfonka uśmiechnęła się do Rudzielca i powróciła do swoich myśli.
Teraz miała wyrzuty sumienia. Może była zła na Malfoya za to, co się stało na błoniach, ale mimo wszystko nie powinna go tak zostawiać. Bez niej nie da sobie rady. Przecież obiecała sobie, że zrobi wszystko, by wyciągnąć go z tego bagna. A jeszcze da mu następny powód do wyśmiewania się z niej. Że się boi. Poddaje. Nie dotrzymuje danego słowa. A panna Granger miała być chodzącym ideałem, wzorem do naśladowania, a nie tchórzem, który ucieka, gdy sytuacja staje się dla niego niekomfortowa.
Malfoy to dupek. Nie zasłużył na moją pomoc.
Każdy zasługuje na drugą szansę, zawsze tak powtarzałaś, już nie pamiętasz? – odezwał się głos w jej głowie. Był wyraźnie zniecierpliwiony.
Pamiętam, ale… pokazał już na co go stać. Nie mam zamiaru czekać na więcej.
Boisz się go?! Haha! Dobre sobie. Walczyłaś przeciw Voldemortowi, żaden Ślizgon nie powinien sprawiać ci problemu – zakpił głos.
Ja się go nie boję!
Czy aby na pewno?!
- Ja się go nie boję! – krzyknęła, a kilka osób odwróciło się w jej stronę z zainteresowaniem. Ronald mało nie zakrztusił się pitym piwem, a w jego oczach pojawił się czujny błysk. Kogo ona się nie boi? O czym on nie wie?
- Hermiono…? – zapytał, ale dziewczyna zerwała się z miejsca jak oparzona. Chwyciła swoją kurtkę i wybiegła z gospody, trzaskając drzwiami. Ronald już miał się podnieść, ale zatrzymała go Ginny.
- Musi teraz pobyć sama – powiedziała z przekonaniem, ale w jej oczach dało się zauważyć troskę o przyjaciółkę.
~*~
Blaise i Draco szli właśnie na Ognistą Whiskey, gdy zobaczyli idącą w ich stronę dziewczynę. Była sama i opatulała się rękoma, chcąc lekko się ocieplić. Wydawała się zagubiona i samotna. Panowie spojrzeli po sobie, wiedząc, że prawdopodobnie potrzebuje pocieszenia. Nagle Malfoy staną w miejscu zupełnie zdziwiony, nie mogąc uwierzyć oczom. Tą dziewczyną okazała się Granger! Może pokłóciła się z przyjaciółmi – przeszło mu przez myśl, a po chwili zaśmiał się w duchu, że przecież aż tak mu nie zależy. Poza tym ona przestała się nim przejmować, zostawiając go na pastwę losu.
Gryfonka minęła ich bez słowa, nie zwracając na nich żadnej uwagi. To łzy w jej oczach, czy może deszcz?
- Granger, zaczekaj! – krzyknął za nią, nie panując nad ustami. Dziewczyna zatrzymała się w miejscu i obróciła w stronę Ślizgona. Zabini spojrzał na nich rozbawiony i oddalił się, wiedząc, że mają do załatwienia pewną kwestię.
- Czego?! – warknęła, chcąc przekrzyczeć deszcz i wiatr. Zmrużyła oczy i zacisnęła pięści. Dlaczego taki palant jak on musiał być tak cholernie przystojny? Te blond włosy, teraz przyklejające mu się do twarzy i szarobłękitne oczy mieszające się z deszczem… STOP! Zapędziłaś się, Hermiono, nie masz tak prawa myśleć o tym tlenionym dupku!
- Jesteś na mnie zła?! – krzyknął, wiedząc jak bezsensowne jest jego pytanie. Oczywiście, że jest! Gdyby było inaczej, nie zgrzytałaby zębami ze złości i irytacji, a jej czekoladowe oczy nie ciskałby w jego stronę błyskawic.
- Nie, nie jestem! Niby czemu miałabym być? – zironizowała i odwróciła się na pięcie, a po chwili zniknęła w deszczu. Draco nie próbował jej zatrzymywać. Patrzył jeszcze przez minutę w tamtym kierunku, zupełnie nie wiedząc po co to robi. Po namyśle, odwrócił się, by odnaleźć przyjaciela.
~*~
Sobotnie wieczory Gryfoni spędzali w różny sposób. Jedni czytali książki wygodnie ułożeni na fotelach, inni spędzali czas z przyjaciółmi, a niektóry nad lekcjami. Do tej ostatniej grupy zaliczali się Harry i Ginny. Oboje siedzieli przy małym stoliku, obładowani książkami, a wokół walały się karki pergaminu. Ginewra nagle podniosła wzrok. To jest ta chwila, musi mu to powiedzieć…
- Co się stało? – zapytał Wybraniec, czując na sobie spojrzenie Rudej. Dziewczyna westchnęła cicho, nie wiedząc, jak zacząć.
- Musimy poważnie porozmawiać – wyrzuciła z siebie, a chłopak spojrzał na nią ze zdziwieniem. Szybko dokończył pisane zdanie i posłusznie odłożył pióro.
- O czym? – zapytał z błyskiem zainteresowania w zielonych oczach.
- O nas, Harry, o naszym związku – powiedziała, czerwieniąc się delikatnie na twarzy. Odgarnęła niesforny kosmyk za ucho i ciągnęła:
- Zauważyłeś, że miedzy nami już dawno nie ma „tego czegoś”. Jesteśmy przyjaciółmi i tak właśnie się zachowujemy. Lubię cię i nie chcę stracić z tobą kontaktu – szepnęła, opuszczając głowę i nagle widząc zainteresowanie w swojej bransoletce. – Jesteś na mnie zły? – zapytała z nadzieją, że odpowiedź będzie przeciwna. Wybraniec wzruszył ramionami, a w jego oczach dostrzegła chłodną obojętność.

- Idę na spacer – powiedział, a po chwili zniknął w drzwiach.


Aktualizacja: 14/04/2020
 ~~~~~
WAŻNY KOMUNIKAT!!!

Większość z Was pewnie o tym nie wie, ale jestem teraz w trzeciej klasie gimnazjum, a wiecie co to oznacza.... EGZAMINY! Niby są w kwietniu, ale w tym roku mamy strasznie, bo piszemy je od razu po świętach :( Ci luzie chyba nie myślą! Mniejsza o to. Biorę również udział w dwóch konkursach przedmiotowych: z angielskiego i biologii, co oznacza jeszcze więcej nauki i mniej czasu na pisanie. W tym semestrze mogą się jeszcze jakieś notki ukazać (szczególnie dłuższe weekend, albo jak będę chora), ale nie mogę powiedzieć kiedy. Teraz postaram się napisać coś na zapas, by później tylko sprawdzić i opublikować. Co do drugiego semestru... na pewno po egzaminach, wtedy obiecuję pracować cały czas i dodawać notki ze zdwojoną siłą. 
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Jeżeli już je pisaliście (szczególnie po tej .... {brzydkie epitety} reformie), to doskonale wiecie o czy mówię.
Przepraszam za to najmocniej, ale nie mogę nic poradzić.
Pozdrawiam magicznie
~hope~

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

ONE SHOT

Wokół wszystko powoli cichło. Czarodzieje wracali do zamku, ostatkiem sił wchodzili do budynku.
A raczej jego ruiny.
A on po prostu stał. Stał uśmiechając się perfidnie, śmiejąc się w myślach, wiedząc, że to już koniec. Nareszcie odzyska to, co ten gnojek mu odebrał. A co to było? Długo można by wyliczać. Szczęście, zaufanie, miłość, … JĄ. Draco Malfoy zabrał mu najważniejszą osobę w jego życiu. A teraz leżał martwy u jego stóp, nie stanowiąc już żadnego zagrożenia.
Mężczyzna już miał się odwrócić i odejść, odszukać ukochaną, opowiedzieć jej o jego śmierci, ale nagle leżący na ziemi blondyn poruszył się delikatnie. Zielone oczy chłopaka zwróciły się na nieskazitelną twarz Ślizgona, na którą wstępowały dziwne rumieńce, jakby miał gorączkę.
Draco Malfoy żył.
A Rudy tak się cieszył, radował, że jego największy wróg odszedł z tego świata i już nigdy nie zagrozi jego planom. Ale on walczył. Otworzył swoje oczy, oczy pełne bólu, strachu, one szukały czegoś… k o g o ś. Błękitne tęczówki blondyna spoczęły na  nim.
Z gardła Malfoya wydobył się cichy jęk. Usta ułożyły się w dziwnym grymasie, co chwilę otwierały się,  by zaczerpnąć powietrza, lub by coś powiedzieć. Ronald przyglądał mu się, zastanawiając się, jak wykończyć Ślizgona. Kucnął przy ciele mężczyzny i powoli wyciągnął różdżkę.
- Nigdy już nie odbierzesz mi Hermiony – warknął, przykładając mu patyk do gardła. Szyderczy uśmiech wpełzł na jego twarz. Oczy Malfoya rozszerzyły się, nigdy nie wierzył, że zginie z ręki Weasleya.
- Draco?! – kobiecy krzyk przerwał głuchą ciszę. Ślizgon odetchnął z nieukrywaną ulgą. Wiedział, że Hermiona zaraz tu przyjdzie i , że mu pomoże. Ronald odskoczył od swojego wroga jak oparzony. Uśmiech znikł z jego twarzy, teraz wstąpiło na nią przerażenie. Był tak blisko, tak blisko pozbycia się Dracona… Pośpiesznie schował różdżkę. Hermiona była coraz bliżej, cały czas nawoływała ukochanego. A Ron nie mógł pozwolić, by się spotkali. Nie mógł do tego dopuścić.
Po chwili w jego głowie pojawiła się jedna, jedyna myśl. Ostatni raz spojrzał na twarz blondyna i… z całej siły kopnął go w skroń. Mężczyzna zamknął oczy, a jego twarz pozostała niewzruszona na nic. Malfoy stracił przytomność i przy tym życie.
- Hermiono! – krzyknął Gryfon, odwracając się w stronę kobiety.
- Czy to Draco tam leży? – brązowowłosa zbliżała się do nich, prawie biegła, by tylko go zobaczyć. – On żyje, prawda?
Ron podszedł do niej i mocno przytulił.
- Nie mogłem nic zrobić – szepnął. Hermiona zaczęła się wyrywać, chciała podbiec do ciała kochanka, ale rudzielec mocno ją trzymał. Dziewczyna zaczęła go bić, kopać. Musiała ostatni raz go zobaczyć, przytulić, nie mogła dać mu odejść. Jej umysł nie dopuszczał do siebie tej myśli. Serce wybijało coraz szybszy rytm, jakby za chwilę miało eksplodować.
- To nie może być prawda! – krzyknęła. Upadła na ziemię, zakryła twarz trzęsącymi się dłońmi. Jej serce rozpadło się, podzieliło na dwoje, a jedna część umarła razem z Draconem.

As strong as you were, tender you go. 
I'm watching you breathing for the last time. 
A song for your heart, but when it is quiet, 
I know what it means
James Blunt “Carry you home
~*~
Dziewczyna siedziała w oknie i patrzyła na wschodzące słońce. W jej głowie pojawiło się milion pytań i jeszcze więcej wątpliwości. Ale nie ma już odwrotu.
Ronald dał jej dużo szczęścia. Codziennie był przy niej, dbał o nią, próbował rozweselić na każdym kroku. Dawał jej poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowała. Mimo tego, jak potraktowała go prawie półtora roku temu, chłopak nadal ją kochał. Dlaczego miałaby nie dać czegoś w zamian? Dlaczego miałaby go nie uszczęśliwić? Bo co? Bo raniła samą siebie? On nie patrzył na ból, jaki pojawił się w jego sercu, gdy zostawiła go dla Dracona. Nie przejmował się tym, że po zerwaniu przez trzy miesiące traktowała go jak powietrze, udawała, że nie istnieje.
Z drugiej strony… on też ją zranił. Przecież, gdyby nie jego zachowanie, nie uciekałaby, nie znalazła oparcia w ramionach swojego największego wroga!
Teraz nie ma odwrotu. Zgodziła się. I musi udawać szczęśliwą. Dla niego.
Ciche pukanie do drzwi sprowadziło ją na ziemię. Zamglonym wzrokiem spojrzała w stronę dźwięku, delikatnie unosząc brwi do góry.
Stanęła w nich Ginny, trzymając w rękach wielkie pudło.
- Trzeba zacząć się szykować – powiedziała, stawiając paczkę na łóżku i podchodząc do przyjaciółki. Ruda położyła jej rękę na ramieniu, zmuszając tym samym pannę Granger do spojrzenia na nią.
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? Ja widzę jak cierpisz, jak u d a j e s z szczęśliwą. Nie musisz tego robić, nikt cię przecież nie zmusza, Ron zrozumie…
- Jest w porządku – przerwała jej brązowowłosa, podnosząc dłoń do góry, jakby w geście obrony. Szybko zeskoczyła z parapetu i ruszyła w kierunku szafy. W środku znajdowała się piękna biała suknia ślubna, w której Hermiona miała wystąpić tego popołudnia. Brązowowłosa musnęła opuszkami delikatny materiał.
- Ronald był przy mnie cały ten czas. Mimo że nienawidził Malfoya, pocieszał mnie i pozwalał wypłakiwać na ramieniu. Nie mogę go zawieść, nie mogę go zranić, nie mogę… Nie zasłużył na to – dokończyła szeptem, czując spływające po policzkach słone łzy. Szybko otarła je wierzchem dłoni, by Ruda ich nie zauważyła. – I ja j e s t e m z nim szczęśliwa, Gin. Kocham go.
Ginny oparła się o parapet i złożyła ręce na piersi. Ron był jej bratem, a Hermiona jej najlepszą przyjaciółką i bardzo chciała, by byli razem, jednak oboje musieli czuć do siebie to, co ona czuła do Harry’ego.
- Ale to nie jest miłość dziewczyny do chłopaka, Miono! Kochasz go jak brata! A to znaczna różnica – krzyknęła i podbiegła do brązowowłosej. Przytuliła ją mocno do siebie i pogłaskała po plecach.
- Ja tego chcę – szepnęła, wtulając się w drobne ciało swojej przyszłej bratowej.
~*~
Hermiona miała już tego dosyć. Droga do ołtarza dłużyła jej się niemiłosiernie, a widok uśmiechniętego Rona ściskał jej serce. Wiedziała jednak, że postępuje słusznie. Wolała skłamać, niż go stracić. Tak jak straciła Dracona…
Myśl o jej zmarłym ukochanym kompletnie ją dobiła. Tak bardzo chciała, by to on znajdował się na miejscu Ronalda. Jednak to niemożliwe.
Na ustach panny młodej pojawił się wymuszony uśmiech, w który wszyscy uwierzyli. Nikt nie zauważył, że łzy napływające do jej oczu nie były oznaką szczęścia, tylko bólu i tęsknoty. Tylko ON by to wiedział, ON by to zobaczył. I pewnie widzi, patrząc na nią z góry. Czy uśmiecha się, mówiąc, że tak będzie najlepiej? A może chce, by powiedziała prawdę? Nigdy nie uzyska odpowiedzi na te pytania. Nigdy nie spojrzy w jego szarobłękitne tęczówki, które tak skrzętnie strzegły jego duszy. I już nigdy nie zobaczy, jak w tych pięknych oczach pojawiają się miłość i zaufanie, gdyż to właśnie ona znalazła klucz bramy jego serca.
Ceremonia dłużyła jej się niemiłosiernie. Każdą formułkę wyrzucała z siebie, chcąc pozbyć się grzesznych słów kłamstwa. Przyrzekam kochać się i być ci wierną, dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Nagle drzwi od kościoła otworzyły się z donośnym hukiem. Wszyscy zebrani spojrzeli w stronę dźwięku z irytacją, która po chwili przemieniła się w lekkie niedowierzanie.
Hermiona zwróciła głowę w stronę przybysza z lekką obojętnością. Jednak mimo zmęczenia na jego twarzy, ogromnych cieni pod oczami i spierzchniętych ust, rozpoznała go od razu. Przez chwilę myślała, że ktoś robił sobie z niej głupie żarty, jednak te OCZY nie mogą kłamać.
Dziewczyna upuściła na ziemię bukiet i ruszyła w stronę mężczyzny, podwijając przy tym suknię wysoko do góry. Nie odchodziła ją wkurzona mina Rona, który ze złości kopnął jedną ze stojących ławek. Ten cholerny drań jest silniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać – przeszło mu przez myśl.
- Hermiona – usłyszała szept, gdy wpadła w jego ramiona. Bała się, że to sen, złudzenie, zjawa, która zniknie, jak tylko otworzy oczy.
So nice to see your face again
Tell me how long has it been
Since you've been here
You look so different than before
You're still the person I adore
{. . .}

So nice to see your face again
But tell me will this ever end
Don't disappear
Slash ft. Adam Levine - Gotten

Zapach jego drogich perfum pieścił jej nozdrza, silne ramiona trzymały ją blisko niego. Mimo że bardzo zmizerniał, to jednak widok ukochanej dodawał mu siły. Tęsknił za nią tak bardzo.
- Dlaczego nie napisałeś, że żyjesz? – zapytała, patrząc w jego zmęczone oczy. Nie była na niego zła, nie potrafiła, nie w tej chwili. Ale potrzebowała wytłumaczenia.
- Napisałem od razu, gdy odzyskałem przytomność, czyli ponad miesiąc po zakończeniu bitwy. Czekałem na odpowiedź, ale nie zjawiała się. Później wysłałem jeszcze kilka listów. W mojej głowie powstawały najróżniejsze scenariusze, dopuszczałem do siebie każdą myśl. Po kilku, może kilkudziesięciu tygodniach dałem sobie spokój z nadzieją, że kiedyś coś usłyszę na twój temat. Jednak, gdy wczoraj usłyszałem twe imię wymienione przez jedną magomedyczkę, odzyskałem nadzieję. Podsłuchałem ich rozmowę. Dowiedziałem się, że wychodzisz za mąż za człowieka, który o mały włos mnie nie zabił i do tego z pełną premedytacją. No cóż, widać za słabo kopie – zakończył swoją wypowiedź Draco. Wszyscy zebrani przenieśli spojrzenie na czerwonego ze złości Rona.
- Czy to prawda? – zapytała szeptem Hermiona, patrząc na niedoszłego męża z rozpaczą. – Całe twoje opiekowanie się mną i mówienie, że to nie moja wina i, że muszę się z tym pogodzić było od dawna zamierzone?!? Chciałeś mi w ogóle o tym kiedykolwiek powiedzieć? – krzyknęła, czując spływające po policzkach łzy. Nie obchodził jej makijaż, przygotowywany przez Ginny przez ponad godzinę. Dziewczyna podeszła do niego i z całej siły uderzyła Rudzielca w policzek. Chłopak spojrzał na nią nienawistnym spojrzeniem, czując piekący ból na twarzy. Przeklął siarczyście, łapiąc się za bolące miejsce. Po chwili jednak otrzymał drugi cios, tylko, że od własnej siostry. Ginny nie mogła darować bratu takiego zachowania.
Hermiona odwróciła głowę w stronę Dracona, uśmiechając się na jego widok. Szybkim krokiem zbliżyła się do niego i wplotła swoje smukłe palce w jego blond włosy.

- Tęskniłam – szepnęła, jednak nie zdążyła powiedzieć nic więcej, gdyż chłopak zamknął jej usta pocałunkiem. Najsłodszym, jaki można sobie wyobrazić. Przepełniony miłością i tęsknotą. Cały  świat przestał się dla nich liczyć. Cieszyli się chwilą. Cieszyli się SOBĄ.

I dodałam ONE SHOT'a. Od razu przyznam się, że pierwsza część (scena śmierci Dracona) została przeze mnie napisana dosyć dawno temu. Miał być to ostatni rozdział mojej poprzedniej (i niedokończonej) historii Dramione. Zresztą cały ten pomysł z tym ślubem i pojawieniem się na nim Malfoy'a miał być zakończeniem tamtego ff. 
Dziękuję, dziękuję, dziękuję za ponad 5000 wyświetleń! Gdy wchodzę na bloga i widzę taką liczbę to mam myśl "ojej, chyba za często tu zaglądam i nabijam sobie wejścia" xD
Mam takie pytanie: czy którejkolwiek z Was zdarzyło się zakochać się w kimś znowu? W sensie takim, że kiedyś byłyście zadurzone w chłopaku, ale później uświadomiłyście sobie, że nic was nigdy nie łączyło, a po kilku miesiącach spotykacie go i BACH! nie możecie przestać o nim myśleć? Czy to po prostu ja?
Pozdrawiam magicznie i kocham Was całym swoim serduszkiem <3
~hope~

niedziela, 28 lipca 2013

Rozdział 6

- W jakim sensie? – zapytała lekko zdziwiona. Z drugiej strony spodziewała się tej rozmowy, wiedziała, że Hermiona zorientuje się, że parę spraw uległo zmianie.
- Coś się stało i ja to widzę, Gin. Przede mną nie ukryjesz takich rzeczy, znam cię na wylot i wiem kiedy coś nie gra – powiedziała panna Granger, siadając na łóżku obok przyjaciółki. Odgarnęła jej włosy z ramienia i spojrzała na najmłodszą latorośl Weasleyów z wyczekiwaniem.
- Masz rację – westchnęła Ruda. – Już od jakiegoś czasu między mną a Harry’m nie układa się tak jak dawniej. To nie jest jego wina, raczej moja. On jest wspaniałym chłopakiem, ale nie dla mnie. Tyle lat biegałam za nim jak szalona, zakochana byłam po uszy.
- Pamiętam to – zaśmiała się Hermiona, uśmiechając się ze zrozumieniem do przyjaciółki.
- Wydaje mi się, że moje uczucie wypaliło się i od początku nie było trwałe. Muszę ci to powiedzieć, Hermiono. Zakochałam się w kimś innym. On jest dla mnie ogromnym wsparciem, a gdy z Harry’m pokłóciłam się, właśnie on mnie pocieszał. A od jakiegoś czasu przerodziło się to w coś więcej, niż koleżeństwo, czy przyjaźń.
- Powiesz mi, kto to jest? – zapytała z nadzieją Hermiona.
- Przepraszam cię, Mionka, ale nie jestem pewna, czy ten związek ma jakąś przyszłość. Poza tym nie jestem jeszcze gotowa, by wyjawić to komukolwiek.
Granger pokiwała ze zrozumieniem głową. 
- Powinnaś porozmawiać o tym z Harry’m. Nie możesz go tak wiecznie zwodzić i oszukiwać. Ja uszanuję każdą twoją decyzję i poczekam, aż zdecydujesz się mi powiedzieć, kto to jest, ale proszę cię, byś dała znać Harry'emu co się dzieje.
Ginny przytuliła się do panny Granger, wzdychając przy tym cicho.
- Wiem, to nie jest wytłumaczenie ale najzwyczajniej w świecie się boję. Ale dziękuję ci, że jak zawsze mogłam się tobie wygadać. Jesteś najlepszą przyjaciółką pod słońcem – mruknęła.
-Wiem – odpowiedziała Hermiona uśmiechając się przy tym delikatnie.
~*~
Nadszedł kolejny dzień w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Nie był on tak słoneczny ani ciepły jak poprzednie. Słońce całkowicie zniknęło za ciemnymi chmurami i nawet na chwilę nie chciało pokazać się światu. Po błoniach huczał wiatr poruszając ciemne korony drzew i sprawiając, że tafla wody na jeziorze delikatnie się marszczyła.
Hermiona zaspanym krokiem weszła do Wielkiej Sali, w której panował niebywały gwar. Wszyscy krzyczeli, śmiali się i pokazywali jakiś artykuł w gazecie. Nawet nauczyciele z zadowoleniem kiwali głowami.
- Hermiono!! - usłyszała głos Rona i spojrzała w jego stronę z lekkim zainteresowaniem. Rudzielec również wymachiwał najnowszym wydaniem Proroka Codziennego na wszystkie strony.
             - Co się stało? - zapytała, biorąc od niego gazetę.


MISTRZOSTWA ŚWIATA W QUIDDITCHU ZNÓW W ANGLII

Wczoraj, dokładnie o godzinie czwartej trzydzieści cztery rano brytyjska drużyna Błękitne Jastrzębie wygrała mecz z Bułgarią 330 do 180, co oznacza, że w czerwcu przyszłego roku zagra z Iralndią o tytuł Mistrza Świata! Ostatnia taka impreza nie skończyła się pomyślnie, dlatego postanowiono jeszcze raz urządzić ją w Anglii! ,,Teraz, gdy wszyscy najgroźniejsi Śmierciożercy zostali wyłapani i zamknięci w Azkabanie, nie ma żadnych przeszkód. Jednakże, biorąc pod uwagę ostatnie mistrzostwa, zamierzamy z szczególną starannością zabezpieczyć ten teren, co oznacza przesunięcie daty wydarzenia do czerwca." powiedział Minister Magii w rozmowie z nami. Mamy nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po naszej myśli i zwyciężymy!
                                                                                                                                                           Alan Greensop


Hermiona uśmiechnęła się do Rona, oddając mu Proroka.
- Mam nadzieję, że tacie również w tym roku uda sie zdobyć bilety. Zaraz wyślę do niego sowę, by od razu zapytał o to w Ministerstwie. Szczerze mówiąc, nie przypuszczałem, że nasza drużyna wygra. Przecież Bułgaria ma Kruma na pozycji Ścigającego , a my Josepha Morgona, który jest dużo słabszy. A raczej był. Teraz to my wymiatamy - nawijał całą drogę Ronald, szczerząc się do swojej dziewczyny. Panna Granger westchnęła cicho i przewróciła oczami. Gdy doszli do stołu, dziewczyna usiadła pomiędzy Weasleyami i sięgnęła po tosta.
 - Jutro pierwszy wypad do Hogsmeade. Idziesz? - zapytała Ginny, uśmiechając się delikatnie.
Hermiona spojrzała na nią, a jej ręka z chlebem zawisła na chwilę w powietrzu.
- Dziś jest piątek?
- Tak - odpowiedział Ron zupełnie zaskoczony postawą dziewczyny. - Kochanie, co się dzieje? Z każdym dniem markotniejesz.
- Wydaje ci się - mruknęła, wpatrując się w swój talerz.
Piątek oznaczał kolejną lekcję z Malfoyem. Poprzednia nie była najgorsza, jednak Hermiona nie sądziła, że ta przebiegnie równie spokojnie.  Gryfonka mimowolnie spojrzała w stronę blond Ślizgona. Chłopak nie rozmawiał z nikim i tępo wpatrywał się w swoje jedzenie.  Koło niego siedział Blaise, który dyskutował na jakiś temat z Parkinson. Oboje wyglądali na zmartwionych i co chwila zerkali na blondyna z troską w oczach.
~*~

Draco zatrzasnął drzwi od swojego pokoju i rzucił list na łóżko. Jak najszybciej podszedł do barku, chwycił Ognistą Whiskey i, nie kwapiąc się, by wziąć szklankę, wlał sobie połowę butelki do gardła. Po jego ciele rozniosło się przyjemne ciepło, wypełniające każdą cząsteczkę jego ciała. Malfoy z politowaniem pokręcił głową, zirytowany własną postawą. Przecież on wcale się nie bał. Co ma być, to będzie.
- Smoku? - usłyszał głos Pansy, jednak nie odwrócił się w jej stronę. Nadal wpatrywał się bursztynowy trunek wypełniający butelkę. Pokręcił lekko nadgarstkiem i z rozbawieniem patrzył, jak płyn poruszył się, niby fale na wzburzonym morzu zamkniętym w szklanym naczyniu.
- Draco? - powtórzyła pytanie dziewczyna, powoli podchodząc w jego stronę. - Zaraz lekcje, nie możesz iść na nie pijany. I tak wszyscy pobłażają ci w tym roku, nie nadwyrężaj ich zaufania. Nie wierzę w to, co mówię, ale... twoją nadzieją jest Granger, Draco. To szlama, wiem, ale nie zaprzeczysz, że jej pomoc jest ci potrzebna. Teraz widzisz, że czasu zostało mało. Nie rób głupstw, na ostatnich korepetycjach powstrzymywałeś się od złośliwych komentarzy. I tym razem postaraj się o to.
Malfoy zerknął na nią z politowaniem.
- Sam sobie poradzę - powiedział spokojnie, biorąc kolejny łyk Ognistej.
- Widzę, jak sobie radzisz. Sam nic nie zdziałasz. Ja i Blaise pomożemy ci, oczywiście, jednak ona zmobilizuje cię do działania. Wysuń na przód swoją męską dumę i pokaż jej, że jesteś lepszy...
- Ja jestem lepszy - przerwał jej monolog Draco, uśmiechając się chytrze.
- Chyba tylko w piciu alkoholu.
- Między innymi w tym - zaśmiał się blondyn, po czym złapał torbę, zarzucił ją sobie na ramię i nie oglądając się na Pansy, odwrócił się na pięcie, by wyjść z dormitorium. Po chwili wrócił się i wcisnął w ręce Parkinson butelkę z resztką trunku.
- Z tym przecież nie mogę iść, bo ''nadwyrężę ich zaufanie" - powiedział Draco, uśmiechając się złośliwie. Pansy przewróciła oczami, również rozkładając usta w uśmiechu.


~*~

To było od niej silniejsze. Jakaś niewidzialna moc ciągnęła ją w jego stronę. Najpierw, gdy pierwszy raz wymykała się z pokoju, miała wyrzuty sumienia. Rozsądek podpowiadał jej, że nie powinna dopuszczać się zdrady. Harry nie zasłużył na takie traktowanie. Był kochany, opiekuńczy i bohaterski, nie wtrącał się w jej prywatne sprawy i dawał jej własną przestrzeń.  Chociaż czasami powstawał między nimi maleńki mur, to zawsze udawało im się przez niego przebić.
Teraz rozsądek podpowiadał jej, by była szczęśliwa. A serce mówiło dokładnie to samo. Wiedziała, że nie może długo ukrywać prawdy, która kiedyś i tak wyjdzie na jaw. Ale teraz tym sie nie przyjmowała. Liczył sie tylko on.
- Witaj, moja mała wiewióreczko - szepnął jej do ucha pewien Ślizgon, chwytając dziewczynę w talii i przyciągając ją mocno do siebie. Od razu do jego nozdrzy dostał się piękny zapach włosów Gryfonki, który pachniał dla niego najcudowniej na świecie.

,,Gdy jesteś obok nic się nie liczy
znikają troski, puszcza lęk
mógłbym w twych dłoniach zasnąć na zawsze
nie przypuszczałem, że to spotka mnie "*

- Blasie - szepnęła dziewczyna, uśmiechając się szeroko. Powoli odwróciła się w jego stronę i zarzuciła ręce na jego szyję, przyciągając go bliżej siebie. Ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, a języki zaczęły swój szalony taniec. Nie trwało to długo, a gdy ich wargi oderwały się od siebie, Ginny westchnęła cicho.
- Wiem, że chcesz więcej - mruknął jej do ucha Blaise, wywołując jeszcze większe dreszcze rozkoszy na ciele młodej Gryfonki.
Ginewra odsunęła się od niego i złapała go za rękę. Ich dłonie pasowały do siebie wręcz idealnie.
- Coś się stało? - zapytał, wpatrując się w twarz dziewczyny. W jej zielonych oczach widział niepewność, tak bardzo kontrastującą z jej wybuchowym charakterem.
- Zamierzam rozstać się z Harry’m - powiedziała jednym tchem. Zabini uśmiechnął się mimowolnie i przytulił Gryfonkę do siebie.
- To dlaczego jesteś smutna? Przecież Potter nie zasługiwał na ciebie od samego początku. Powinien być ci wdzięczny, że tak długo z nim wytrzymałaś.
- Nie mów tak - przerwała mu Ginny, wyplątując się z jego uścisku. - Od ponad miesiąca okłamuję przyjaciół, wymykając się na spotkania z tobą. To dla mnie trudne, zrozum.
- Nie musimy się widywać, jeśli tego nie chcesz - powiedział ze spokojną miną, udając, że jest mu to obojętne.
- Przestań, wiesz, że nie o to mi chodzi. - Ginny przytuliła go do siebie,  gładząc go delikatnie po plecach. - Harry jest dobrym chłopakiem i mimo że łączące nas uczucie wyparowało dawno temu, nadal liczę się z jego zdaniem. Nie chcę mieć w nim wroga.
- Jeżeli naprawdę cię kocha, zrozumie, że chcesz odejść. Ja bym to uszanował, mimo tego, jak bardzo by to mnie bolało.
Ginewra spojrzała na niego, a w jej oczach pojawiły się radosne iskierki.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytała, czując, jak w jej brzuchu pojawiło się tysiące motylków, które wesoło machały skrzydełkami.
- Kocham cię - szepnął.


~*~

Panna Granger szybkim krokiem przemierzała korytarze Hogwartu, kierując się w stronę biblioteki. W ostatniej chwili przypomniała sobie o tym, że zapomniała wypożyczyć Numerologii dla skrajnie zaawansowanych. Wiedziała, że coś pominęła, jednak za nic nie mogła sobie przypomnieć, co to było. Aż do teraz.
Jej kroki echem odbijały się od kamiennych ścian wiekowej szkoły. Nie chciała się spóźnić na korepetycje z Mafoyem. Nie zależało jej na nich, jednak jako wzorowa uczennica, wszelkie prośby profesor McGonagall chciała wykonywać wręcz idealnie. Nie mogła znieść myśli, że zawiodłaby wicedyrektorkę.
Nagle ciszę przerwał donośny huk i śmiech kilku uczniów. Mimo że Hermiona nie była Prefekt Naczelną,  czuła się odpowiedzialna za bezpieczeństwo swoich rówieśników. Dlatego, zamiast do biblioteki, dziewczyna skierowała się w stronę dźwięku.
- Ciota! – krzyknął ktoś. Hermiona uniosła brwi do góry i wyciągnęła różdżkę. Chciała być przygotowana na konfrontację z przeciwnikiem.
Panna Granger nie tolerowała żadnej przemocy, ale szczególnie psychicznej. Może dlatego, że sama była ofiarą przezwisk ze strony większości uczniów z domu Salzara. Doskonale wiedziała, jak to boli. Zdawała sobie sprawę z ogromnego cierpienia.  Każde obraźliwe słowo, nawet to najbardziej niewinne, rozrywa duszę młodego człowieka na kawałki. Sprawia, że on przestaje w siebie wierzyć, traci wszelką nadzieję na lepsze jutro. Jedni sobie z tym radzą i stawiają czoła problemowi, dzięki pomocy przyjaciół wzmacniają swoją psychikę na tyle, by nie zwracać uwagi na bluźnierstwa. Niestety, nie wszyscy mogą znaleźć oparcie w innych. Czasami przynosi to tragiczne skutki.
Hermiona skręciła, rozglądając się wokół. Na korytarzu, oprócz leżącego na ziemi chłopca, nie było nikogo.
- Co się stało? – zapytała troskliwie dziewczyna, podchodząc bliżej. Teraz mogła lepiej się mu przyjrzeć. Chłopak miał krótkie, potargane blond włosy i szaroniebieskie, smutne oczy. Całą twarz pokrywały liczne piegi.
- Nic – mruknął, podnosząc się z ziemi i otrzepując czerwone, brudne spodenki i wygładzając białą koszulkę.  Dziewczyna zauważyła, że spojrzenie młodzieńca cały czas skierowane było na podłogę, jakby widział tam coś ciekawego.
- Jak masz na imię? – zapytała, podnosząc z ziemi książkę wypożyczoną ze szkolnej biblioteki Historia transmutacji od początku. Gryfonka uśmiechnęła się delikatnie. Tą lekturę przeczytała na swoim pierwszym roku, zafascynowana przedmiotem, jakim jest transmutacja.
- Ralph Lewis – odpowiedział cicho, czerwieniąc się na całej twarzy.
- Ja jestem Hermiona Granger – przedstawiła się, przyjaźnie wyciągając dłoń w jego kierunku. Chłopak przez chwilę przyglądał się jej ręce, zastanawiając się, czy to nie jest jakiś podstęp. Jednak szczerość w czekoladowych tęczówkach dziewczyny oraz piękny uśmiech utwierdziły go w przekonaniu, że Gryfonka nie ma złych zamiarów.
- Miło mi cię poznać, Ralph. To… w którym domu jesteś? – zapytała, oddając mu książkę i patrząc na niego przyjaźnie.
- Jestem w Ravenclawie, na szóstym roku – rzekł cicho, znów spuszczając wzrok.
Hermionie zrobiło się bardzo żal chłopaka. Widać, że był samotny i zagubiony. Inni uczniowie wyżywali się na nim jak na jakimś worku treningowym, pomiatając nim i gnębiąc go całymi dniami. A ból w jego oczach cieszył ich i dawał im chorą satysfakcję.  Panna Granger postanowiła mu pomóc uwierzyć w siebie i stawić czoła rówieśnikom.

~*~

- Granger, myślałem, że jesteś punktualniejsza – przywitał ją Malfoy, szelmowsko opierając się o parapet w swoim pokoju. Po porannym załamaniu nie pozostało żadnego śladu.  Ślizgon wiedział, że uda mu się przezwyciężyć przeciwności losu, a jeżeli miał w bonusie gnębić Wiem – To – Wszystko, to czuł się wręcz spełniony.
- Coś mnie zatrzymało – wysapała, opadając na fotel i zrzucając przy tym torbę z ramienia na podłogę.
Draco uniósł brwi w geście rozbawienia i zbliżył się do Gryfonki.
- Jeżeli opowiesz pikantne szczegóły, to nie powiem McGonagall – szepnął jej do ucha, ukazując przy tym rząd śnieżnobiałych zębów.
- O jakie pikantne… O ty ZBOCZEŃCU! – wrzasnęła na całe gardło, odpychając go przy tym od siebie. Na jej twarz wstąpił grymas obrzydzenia. – PO PIERWSZE TO NIE JEST TWOJA SPRAWA, CO ROBIŁAM PRZED NASZYM SPOTKANIEM, A PO DRUGIE I TAK BYM CI NIE ZDRADZAŁA SZCZEGÓŁÓW Z MOJEGO ŻYCIA SEKSUALNEGO!!!  - wrzeszczała Hermiona, biegając po pokoju jak szalona i rzucając w chłopaka różnymi przedmiotami. Nie sądziła, że Malfoy jest taki bezczelny i podły. A może jednak wiedziała, ale nie spodziewała się t a k i c h pytań z jego strony.
- Czyli jednak masz jakieś życie seksualne, Granger – stwierdził blondyn, uśmiechając się szatańsko i sugestywnie poruszając brwiami w górę i w dół. – A już myślałem, że jesteś taką zakonnicą jak McGonagall.
Hermiona zarumieniła się jak piwonia, ukrywają swą czerwoną twarz za kurtyną brązowych włosów. Nienawidziła, gdy ktokolwiek poruszał t e tematy. Kiedyś Ron napomknął coś w ich rozmowie o „kroku naprzód”. Panna Granger od razu postawiła sprawę jasno: dla niej to za wcześniej.
- Możemy przejść do lekcji? – zapytała z nadzieją w głosie, odgarniając włosy z twarzy.  Na jej policzkach tylko jeszcze przez chwile widniały czerwone plamy.
Draco szybkim krokiem podszedł do łóżka i podniósł jakąś kopertę. Wyciągnął rękę w stronę Hermiony, podając mu pergamin. Gryfonka spojrzała na niego ze zdziwieniem, ale posłusznie wzięła list do ręki. Przyglądała mu się przez chwilę, obracając go i zastanawiając się, czy nie jest to jakiś głupi Malfoyowski żart. Brązowowłosa podniosła wzrok na Ślizgona, a ten skinął głową, by otworzyła i przeczytała zawartość.
Do Dracona napisali z Ministerstwa, że rozprawa odbędzie się dnia 29 listopada o godzinie 12.00. Miał się on stawić punktualnie, a jakiekolwiek spóźnienie brane będzie na jego niekorzyść.
- Czyli masz jeszcze około półtora miesiąca, by się przygotować? – upewniła się dziewczyna, czując delikatny zastrzyk adrenaliny.
- Niecałe półtora miesiąca, Granger, naucz się liczyć – warknął Dracon, podchodząc do fotela i sięgając po torbę Gryfonki. – Ta książka, którą pokazałaś mi ostatnio w bibiotece dała mi wiele do myślenia. Znalazłem jeszcze kilka innych, ale nie wiem czy się na cokolwiek zdadzą, zaraz dam ci ich listę, może kiedyś na nie natrafiłaś. Nie mam dużo czasu i nie chcę go tracić na coś, co w ogóle mi się nie przyda.
Hermiona była tym tak zaszokowana, że nie zareagowała na to, że Malfoy grzebał jej w torbie. Nie spodziewała się,  że blondyn zainteresuje się tą sprawą. Teraz wiedziała, że mu zależało. I postanowiła mu za wszelką cenę pomóc, mimo ich sporów i nienawiści.
Dziewczyna szybko do niego podeszła i usiadła obok na ziemi.
- Wiesz w ogóle na czym polega numerologia? – zapytała, przyciągając do siebie czysty pergamin, atrament i pióro.
- Nie jestem głupi, Granger. Jest to wróżenie za pomocą liczb. – Chłopak uśmiechnął się, wypinając przy tym pierś.
- Polega na analizie liczb, związanych z życiem danego człowieka, i czytaniu z nich – dopowiedziała panna Granger, szybko notując to na kartce.
- A czy ja tego nie powiedziałem? – żachnął się Malfoy, robiąc obrażoną minę.
- Jeżeli chcesz zdać na Wybitny, lub przynajmniej na Powyżej Oczekiwań to musisz znać pełną definicję – wyjaśniła, posyłając mu groźne spojrzenie. Nie chciała kłótni z nim, nie po tym jak obiecała sobie, że mu pomoże.
- A teraz opisz mi znaczenie liczby… siedem – rozkazała, patrząc na niego wyczekująco. Takie banały to on na samym początku przerabiał. Nie musiał sobie tego znowu przypominać. Malfoy westchnął teatralnie i przewrócił oczami.
- Siódemki mają słabość do ciężkiej pracy i wyzwań. Często bywają poważne, uczone i ciekawe wszystkiego, co tajemnicze…
Tak spędzili następne godziny. Hermiona zadawała mu pytania, on na nie odpowiadał, a ona zazwyczaj dodawała jeszcze coś od siebie.
Wybiła 23.00, jednak panna Granger nie miała zamiaru kończyć. Uznała, że przerobią jak najwięcej materiału, by zając się studiowaniem prawa czarodziejów.
- Rozumiem, że się angażujesz, ale ja już mam serdecznie dosyć nauki! Nie rozumiem jak możesz tak siedzieć nad tymi książkami całymi dniami. To nudne i męczące – powiedział Draco, kładąc się na podłodze i układając, jakby do snu. Zamknął oczy, a grzywka opadał mu na czoło, co oczywiście nie uszło uwadze dziewczyny, która uśmiechnęła się delikatnie.
- Wiem, że się na mnie gapisz – mruknął, na co dziewczyna speszyła się i odwróciła wzrok w inną stronę. Powoli podniosła się ze swojego miejsca i zaczęła zbierać książki i porządkować zrobione przez siebie notatki.
- Na tych kartkach pozapisywałam z czym masz problemy, albo jakich definicji dokładnie nie znasz . Masz to przejrzeć i napisać mi pełną odpowiedź na każde pytanie na osobnym pergaminie. Na środę – powiedziała stanowczym tonem, biorąc spakowaną torbę do ręki.
- Dobrze, mamo – odpowiedział Malfoy, uśmiechając się złośliwie. Hermiona przewróciła oczami i już miała wyjść, ale zatrzymał ją głos blondyna.
- Idziesz jutro biegać, Granger? – zapytał, otwierając oczy i patrząc się na dziewczynę z wyczekiwaniem.
- Oczywiście – odpowiedziała. – Jutro o szóstej przy chatce Hagrida – powiedziała na odchodne, po czym zamknęła za sobą drzwi od dormitorium Dracona. Chłopka jęknął głośno i zamknął oczy.

                Ale on jej nienawidzi.

Aktualizacja: 14/04/2020


*Łukasz Zagrobelny - Jeszcze o nas

Przepraszam, że dopiero teraz dodaje. Trochę mi wstyd, że miesiąc zwlekałam z dodaniem nowego rozdziału. Jeżeli ktoś z Was czytał „Sowią pocztę”, to wie, że miałam mały kryzys rodzinny i nie miałam ani weny ani ochoty, by nawet spróbować. Dopiero na obozie uruchomiła się moja wyobraźnia :)
Mam nadzieję, że Wasze wakacje są lepsze od moich
Pozdrawiam magicznie
~hope~-