piątek, 9 maja 2014

Obliviate 01

Londyn o tej porze roku wyglądał przepięknie. Promyki ciepłego słońca kąpały się w Tamizie i rozświetlały roześmiane buzie mieszkańców miasta. Po błękitnym niebie swobodnie pływały małe chmurki, a drzewa poruszały się w rytm delikatnych podmuchów wiatru.
Na przedmieściach również panowała radosna atmosfera. Dzieciaki biegały po parku, korzystając z ostatniego dnia wakacji, dorośli z uśmiechem na ustach popijali mrożoną kawę i rozmawiali o błahych sprawach. Nikt nie zwracał uwagi na samotnie idącego blondyna. Chłopak miał wysoko uniesioną głowę i pewnym wzrokiem patrzył przed siebie. Nie chciał się teleportować, chociaż musiał przejść jeszcze spory kawałek drogi. Przez wakacje przyzwyczaił się do spacerów po tym parku. Uśmiechnął się delikatnie, gdy w jego głowie pojawiły się wspomnienia z ostatniego miesiąca. Tyle się zmieniło! Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że jedna osoba może tak wpłynąć na jego życie. Zatopiony we własnych myślach wyszedł z parku. Nagle wokół niego krajobraz zmienił się, zniknęły śliczne domki, lodziarnie i supermarkety, a pojawiły się starsze domy i dużo wolnej przestrzeni. Po chwili chłopak skręcił w mroczniejszą ulicę. Szedł wzdłuż niej, znów przybierając na twarzy maskę obojętności. Z powrotem stał się niedostępnym arystokratą bez duszy i serca. Z ironicznym uśmiechem przyglądał się mijanym ruinom, które tak naprawdę były ogromnymi posiadłościami zacnych czarodziei. Żaden mugol nie zapuszczał się w tutejsze strony,  prawdopodobnie przez plotki o licznych morderstwach i masakrach rozgrywających się w tym miejscu przed wielu laty.
Blondyn zatrzymał się dopiero przy najbardziej oddalonym domu, za którym rozciągały się puste, górzyste tereny. Rozejrzał się na boki, uważnie obserwując otoczenie. Zgrabnym ruchem wyciągną różdżkę i wyszeptał:
- Revealanto* - przed jego oczami pokazał się ogromny pałac, otoczony metalowym, wysokim płotem. Chłopak szybkim krokiem podszedł do mosiężnej bramy i pchnął ją lekko. Jej otwarciu towarzyszył okropny, głośny skrzyp, który niewątpliwie oznaczał protest przed ruszaniem się z miejsca.  Arystokrata skrzywił się nieznacznie i ruszył przed siebie ku drzwiom. Z każdym krokiem pogłębiał się jego niepokój i strach. Tak, Draco Malfoy bał się. Nienawidził tego miejsca, tego życia, chciał, by było inaczej. Niestety istniał w przytłaczającej rzeczywistości i musiał się z tym pogodzić. Nie miał wpływu na decyzje, które bezkarnie podejmowano za niego.
Gdy już miał przyłożyć różdżkę  do zamka, drzwi otworzyły się, a przed nim stanęła Krwinka, skrzat domowy Toma Riddle ‘a.
- Witam, paniczu Malfoy – stworzenie ukłoniło się przed nim nisko, dotykając długim nosem kamiennej podłogi. – Czekają na pana w Salonie Głównym.
Draco tylko skinął głową i ruszył w dobrze znanym sobie kierunku. Nie zwracał uwagi na mijane rzeźby i obrazy, znał je bowiem wszystkie na pamięć. Bez trudu odnajdywał się w tym ogromnym pałacu, w którym spędzał mnóstwo czasu po odrodzeniu Czarnego Pana.
- Draco – usłyszał za plecami i odwrócił się ze zdziwieniem. Za nim stał Severus, jak zwykle w swojej nieskazitelnie prostej, czarnej pelerynie. Nie wyglądał zbyt dobrze. Na twarzy miał wymalowane ból i zmęczenie. Młody Malfoy mógł się założyć, że to sprawka zacnego Voldemorta.
- Wiesz, jak głupio postąpiłeś? – jego zimny głos odbijał się od kamiennych ścian, niczym gumowa piłeczka. – Nie spodziewałem się po tobie takiego zachowania – czarne jak smoła oczy Snape’a niebezpiecznie błysnęły. – Nie wiem, co się z tobą stanie, ale uwierz mi, na pewno nic dobrego. Czarny Pan nie toleruje zdrajców, pamiętaj o tym. I może użyj tych swoich aktorskich zdolności, by przynajmniej udawać skruchę – zironizował i minął Dracona podchodząc do wejścia do salonu. Ostatni raz spojrzał na niego krytycznie i otworzył drzwi.
- Ach, Severusie, nareszcie się pojawiłeś - Voldemort ułożył usta w imitację uśmiechu, ukazując rząd czarnych, brudnych zębów. – Mam nadzieję, że młody Malfoy również zaszczycił nas swoją obecnością.
Wspomniany blondyn wzdrygnął się na dźwięk własnego nazwiska, po czym przekroczył próg salonu i posłusznie się ukłonił. Ze zdziwieniem stwierdził, że na środku nie stał już ogromny stół, przy którym zawsze zbierali się Śmierciożercy. Zostało tylko jedno krzesło, należące do Czarnego Pana. W pokoju nie było dużo osób. Lucjusz stał koło Narcyzy i wyglądał jakby przed chwilą dostał Cruciatusem. Oczy miał zamknięte, a jego sine usta drgały delikatnie. Jego lekko pomiętoszone szaty nie wyglądały na świeże. Matka Dracona wcale nie prezentowała się lepiej. Widać było, że powstrzymywała szloch i co chwila ocierała łzy z bladych policzków. Jej zawsze nieskazitelnie ułożone blond włosy znajdowały się teraz w wielkim nieładzie. Kobieta opierała się o stojącą obok kolumnę, jakby bez niej mogła upaść na ziemię. Malfoy Junior zdziwił się ogromnie, ale nie odezwał się ani słowem. Jego wzrok dalej błądził po pomieszczeniu, aż natrafił na ciotkę Bellę, która ze zniecierpliwieniem chodziła wzdłuż ściany. W jej oczach czaiły się obłęd i ekscytacja. Pomalowane czerwoną szminką usta ułożone były w szaleńczym uśmiechu. Dopiero po chwili Dracon zauważył skuloną dziewczynę, wokół której krążyła Bellatrix. Jedyne co widział to burza potarganych, brązowych loków i posiniaczone, gołe nogi. Nie widział twarzy, którą przykrywały bujne włosy.  Na środku pokoju stał Voldemort, a jego czerwone oczy wpatrywały się w Dracona z oczekiwaniem.
- Wyglądasz dużo lepiej, niż po ostatnim naszym spotkaniu – głos Czarnego Pana wcale nie był troskliwy, wręcz przeciwnie - zimny i zły. – Jestem ciekaw, jak sobie sam poradziłeś z tymi ranami. Masz może jakieś wskazówki? – Malfoy cały zesztywniał, a jego wzrok spoczął na skulonej pod ścianą dziewczynie. Ona również uniosła głowę, zwracając w jego stronę przepełnione łzami tęczówki. Stal na chwilę zmieszała się z ciepłym brązem. Chciał do niej podbiec, chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Chciał… ale nie mógł. Nie mógł jej jeszcze bardziej narażać!
Czarny Pan obrócił głowę w stronę Granger, uśmiechając się kpiąco. Szybkim krokiem podszedł do niej i chwycił za włosy, pociągając ją tym samym do góry. Hermiona zacisnęła powieki, z pod których wypłynęło kilka słonych łez. Draco drgnął, a jego ręka niebezpiecznie zbliżyła się do kieszeni, w której spoczywała różdżka.
- Taka ładna dziewczyna – Voldemort przybliżył swoją twarz do jej, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. – Szkoda, że szlama – wysyczał jej do ucha i pchnął ją na ziemię, przez co upadła, w ostatniej chwili osłaniając głowę przed bolesnym spotkaniem z kamienną posadzką.
- Hermiona Granger,  wychwalana przez wszystkich Gryfonka, najlepsza przyjaciółka Harrego Pottera – krzyknął Tom Riddle, wskazując na nią białą różdżką. – Zawiodłeś mnie, Malfoy – zwrócił się teraz do blondyna, a z jego oczu biła ogromna złość. – Jesteś zdrajcą. A zdrajcy zasługują na karę! – wrzasną, rzucając w blondyna niewybaczalnym zaklęciem.
~*~
- Crucio! – usłyszała i od razu uniosła głowę do góry. Zobaczyła Malfoya, wijącego się na ziemi z bólu. Jego ciało wyginało się w najróżniejsze strony, a paznokcie wbijały w jego dłoń, tworząc czerwone półokręgi.
Nie mogła znieść tego widoku. Przez te dwa miesiące, gdy pomagała mu dojść do siebie, przywiązała się do niego, między nimi zrodziła się niewidzialna więź. Już nie czuła tej nienawiści, co kiedyś.
- Zostaw go! – nawet nie wiedziała, skąd wzięła się u niej siła, by krzyknąć. Zaklęcie ustało, a ciało blondyna upadło na ziemię z cichym klapnięciem. Oczy nadal miał zamknięte, a jego klatka piersiowa unosiła się w nienaturalnie szybkim tempie, jednak żył.
- Żałosne – skomentował Czarny Pan, zbliżając się do niej wolno. – Jestem ciekaw, co dokładnie zdarzyło się przez te wakacje, co zmieniło wasze podejście do siebie… Czyżby miłość? – zakpił, śmiejąc się groźnie. Kucnął przy niej, odgarniając różdżką kosmyk z jej twarzy. – Legilimens – szepnął.
Oklumencja nie była sztuką jej obcą, jednak teraz nie miała siły, by oczyścić umysł. Razem z Voldemortem oglądała wspomnienia związane z Draconem. Wiedziała, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy je widzi.
Trzask teleportacji. Ciemna uliczka. Malfoy osuwający się na ziemię.
Krew. Dużo krwi. Otwarte rany. Przerażenie ogarniające jej ciało, gdy patrzyła na twarz nieprzytomnego szkolnego wroga.
Przygotowywanie najróżniejszych eliksirów. Strach. Pośpiech.
Poprawiający się stan Dracona. Jego twarz, która z każdym dniem wyglądała lepiej.
Gorączka. Nieprzespane noce. Czuwanie przy jego łóżku.
Okłamywanie przyjaciół. Zmęczenie. Determinacja.
Obudzenie się Malfoya. Próba ucieczki. Hermiona krzycząca, że ona mu pomoże i, że tu jest bezpieczny.
Złość. Nienawiść. Codzienne kłótnie. Płacz Granger po nocach. Przeprosiny Malfoya.
Cisza. Zawieszenie broni.
Ich śmiech.
Taniec w kuchni do znanych piosenek.
Spacery po parku.
Bieganie nad Tamizą.
Ich usta łączące się w namiętnym pocałunku.
Voldemort skrzywił się z obrzydzenia, wstając z kucek. Z jego twarzy dało się wyczytać zniesmaczenie, złość, ale również zadumę.
- Moje kochane gołąbeczki – odezwał się w końcu, przywołując na twarzy ironiczny uśmiech. – Niestety, wasza miłość się kończy. Za chwilę nie będziecie pamiętać o tych wspaniałych chwilach, które przeżyliście razem podczas wakacji.
Wszystko miało wrócić do normy, znów mieli stać się wrogami i z całego serca się nienawidzić. Spojrzała na Dracona, który również przypatrywał się jej z przerażeniem. Nigdy nie powiedziała mu, co czuje. Bała się jego reakcji, bała się, że to wszystko zniszczy.
Nagle Tom stanął w miejscu, a jego oczy zabłysnęły złośliwie.
- Mam jeszcze lepszy pomysł – klasnął w dłonie, niczym uradowane dziecko. – Wymażemy pamięć tylko pannie Granger, co wy na to? – zapytał, patrząc wyczekująco na dwójkę nastolatków. Hermiona znieruchomiała. Wiedziała, że już nigdy nie poczuje tego, co teraz. A on… będzie pamiętał. I nic nie będzie mógł zrobić.
Voldemort wyciągnął różdżkę w jej stronę, uśmiechając się jak szaleniec. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na blondyna i wiedząc, że to jej ostatnia szansa, szepnęła cicho: Kocham cię. Widziała zdziwienie w jego oczach, przeradzające się w ogromny smutek.
- Obliviate – usłyszała, po czym ogarnęła ją ciemność.     

* z anielskiego „reveal” – ujawniać się

Wiem, że miałam wstawić rozdział 9. Niestety, dzisiaj mimo wielu prób i godzin spędzonych przed laptopem, nie skończyłam dziewiątki. Uznałam jednak, że wstawić coś muszę. Wylądowało na Obliviate. Będzie to kilkuczęściowa miniaturka, prawdopodobnie 10 
Zachęcam do komentowania :) 
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam magicznie 
~hope~