czwartek, 27 czerwca 2013

Rozdział 5

Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie na skraju fotela. Nerwowo stukała paznokciami o blat, mimo że ten dźwięk szczególnie ją irytował. Jednak musiała coś zrobić z rękoma, jakoś rozładować to napięcie wypełniające całe jej ciało.
Dlaczego ona w ogóle się tym przejmowała? Dlaczego sama myśl o tym, co za chwilę powie, przyprawia ją o niepokój i zdenerwowanie?
Przecież to nic wielkiego.  Od pokoleń takie rzeczy miały miejsce i wszystkim wychodziło to na dobre.
Kobieta szybko spojrzała na zegarek i westchnęła cicho.  Za pięć minut wybije siedemnasta. Za pięć minut pojawią się tu uczniowie, którzy po rozmowie, którą zmuszona jest z nimi przeprowadzić, na pewno wyjdą mocno zdenerwowani. Minerwa trzymała kciuki, aby odbyło się bez większych kłótni.
Zegar tykał, dla niej zdecydowanie za głośno. Cienkie wskazówki ruszały się w wyznaczonym rytmie, a ona nie mogła go zwolnić, czy też zmienić według własnego uznania.
Cztery minuty. Jej palce nerwowo muskały blat, a oczy z oczekiwaniem wpatrywały się w starą, wręcz wiekową tarczę.
Trzy minuty. Jeszcze chwila, jeden moment…
Dwie minuty. Dlaczego ten czas tak niemiłosiernie się dłużył?
Jedna minuta. Wskazówki z uporem maniaka nie chciały zrobić pełnego okrążenia.
Wybiła siedemnasta, na co McGonagall wstrzymała oddech. Czy ona przypadkiem nie jest na to za stara?
 Równo z donośnym biciem zegara, kobieta usłyszała pukanie do drzwi.  Podskoczyła na krześle lekko zaskoczona punktualnością ucznia i szybko wstała.
- Otwarte! – krzyknęła, a jej przesiąknięty nerwami głos, echem odbijał się od surowych ścian gabinetu.
Do pomieszczenia dumnym krokiem weszła Hermiona Granger, ubrana w spódniczkę do kolan w czerwono – złotą kratkę i białą koszulę z lekko podwiniętymi rękawami. Jej krawat w kolorach Gryffindoru zapięty był idealnie pod szyją. Dziewczyna swe piękne, długie włosy związała w wysoką kitkę, tak, by żaden nieporządny kosmyk nie wymknął się poza gumkę. Na jej ustach gościł nerwowy uśmieszek. Gryfonka zawsze tak reagowała, gdy profesorka wzywała ją do siebie.
- Witaj, Hermiono – przywitała ją McGonagall wygładzając szatę, próbując przy tym ukryć zdenerwowanie. – Proszę, usiądź – kobieta wskazała na jedno z dwóch wolnych krzeseł naprzeciwko biurka.
- Coś się stało? – zapytała dziewczyna, uważnie wpatrując się w twarz profesorki. Próbowała znaleźć odpowiedź na swoje pytanie na podstawie zachowania wicedyrektorki.  Jej „poszukiwania” przerwało donośnie pukanie do drzwi.  Po chwili w tych samych drzwiach pojawił się Draco Malfoy.
Ubrany był w czarne, lekko wytarte jeansy i białą koszulę, z niezapiętymi pod szyją guzikami. Krawat w kolorach Slytherinu miał luźno zawiązany, można było powiedzieć, że w seksowny sposób zwisał z jego szyi.  Jasne, troszkę przy długie włosy opadały mu na czoło, a chłopak co chwilę odgarniał je szybkim ruchem głowy, na co, z pewnością z zachwytem reagowała płeć piękna.
Nie czekając na zaproszenie usiadł na krześle, obok Hermiony, rozsiadając się przy tym wygodnie.
McGonagall spojrzała na nich i westchnęła cicho.
Tak, tak, to był jej pomysł, sama go podsunęła dyrektorowi. Ale teraz, jak patrzyła na tę dwójkę, miała coraz większe wątpliwości. Przecież… oni nigdy się nie dogadają! Są przeciwieństwami, można było to stwierdzić nawet po ich zachowaniu w tej chwili.
Hermiona siedziała wyprostowana, obie dłonie spoczywały na kolanach, co chwilkę nerwowym gestem poprawiając spódniczkę. Gryfonka patrzyła na profesorkę z uwagą, czekając na to, co powie.
Draco odchylał się w krześle, ręce złożone miał na piersi. Wydawało się, że nie interesuje go, co się dzieje, a z wyrazu jego twarzy dało się wyczytać znudzenie i irytację.
Dwa przeciwieństwa, uczniowie z dwóch nienawidzących się domów.
To nie ma prawa się udać.
Kobieta znów westchnęła cicho, po czym chrząknęła znacząco, przygotowując gardło do poważniej rozmowy.
- Draco, twoje wyniki nie są zadawalające. Wiem, że wszystko może się jeszcze zmienić, jednk, chcielibyśmy ci to troszkę ułatwić. Znamy twoją sytuację i zdajemy sobie sprawę, jak musi być ci ciężko…
Malfoy prychnął, na co profesorka zmroziła go spojrzeniem, mówiącym, jak bardzo niestosowne jest jego zachowanie.
- … dlatego chcielibyśmy zaoferować ci pewną pomoc.
Hermiona z przerażeniem wpatrywała się w Minerwę. Wiedziała, co za chwilę padnie z jej ust, jednak nie chciała tego słyszeć. Nie, nie, NIE!
- Panno Granger, to będzie twoje zadanie. Pomożesz panu Malfoyowi w nauce i przy okazji w przygotowaniach do… rozprawy.
Gryfonka przełknęła ślinę. Nie, ona się nie zgadza, nie chce tego. Jej zdanie też powinno się liczyć, prawda?  Może da się to wszystko odwrócić…
- Pani profesor …– szepnęła nieśmiało, zwracając na siebie uwagę nie tylko McGonagall, ale również samego Dracona. – Ja już raz chciałam mu pomóc, z własnej woli. To nie ma prawa się udać, nie umiemy współpracować. On nie potrzebuje niczyjego współczucia, czy litości. On zawsze radzi sobie sam. Zostawmy go w spokoju, skoro jest taki idealny i samodzielny. 
Minerwa ze zdziwieniem uniosła brwi. Kobieta od zawsze wiedziała, że panna Granger to dziewczyna o złotym sercu. Altruizm był jedną z jej największych cech. Ogłosili to nawet w magazynie ,,Czarownica”,  zaraz po wojnie. Gryfonka pomagała wszystkim poszkodowanym i ich rodzinom. Okazywała ciepło i wsparcie każdej żyjącej istocie na ziemi.
McGonagall musnęła palcami książkę, by ustawić ją idealnie pod kątem prostym. Jej mania perfekcjonizmu w stresujących sytuacjach jeszcze bardziej się potęgowała. 
- Nie sądzę, by pan Malfoy sam sobie poradził w tej sytuacji. Jego oceny są jednymi z najgorszych w całej szkole – stwierdziła, namyślając się przez krótką chwilkę.
Draco spojrzał na nią nienawistnym wzrokiem. Dlaczego nikt w niego nie wierzy? Dlaczego nikogo nie obchodziło jego zdanie? No dobrze, może niektóre rzeczy wymknęły mu się spod kontroli, ale każdemu się zdarza, prawda? Każdemu, oprócz Granger, oczywiście.
- Niestety, wy nie macie nic do powiedzenia, panno Granger. Decyzja już zapadła i nie ma odwrotu. Będziecie uczyć się razem w środy i w piątki po kolacji do 22.30 i w niedziele od 15.00 do 18.00. Oczywiście, korepetycje żadnemu z was nie kolidują z innymi zajęciami, co pozwoliłam sobie sprawdzić jeszcze przed rozmową z wami.
Draco wywrócił oczami. Po jaką cholerę ona wyznaczyła im taki grafik? Co z jego czasem wolnym, prawem do spędzania czasu tak, jak mu się to podoba? Myślała, że inaczej nie będą razem się uczyć, czy co? Chociaż, tutaj może miała troszkę racji…
- Gdzie będziemy się spotykać? – zapytali oboje, w tym samym czasie i spojrzeli na siebie z przestrachem, po czym każde z nich wzdrygnęło się z obrzydzenia.
- Na początku myśleliśmy o bibliotece, jednak  zważywszy na to, że może być dużo uczniów, co wskazuje na tłok i brak skupienia, wybór padł na wasze dormitoria. Wy zdecydujcie u kogo – powiedziała Minerwa, wyczekująco patrząc na dwójkę.
Hermiona rozważała wszystkie za i przeciw.
Ron dostanie szału, jak się o tym dowie. Zaraz zacznie wymyślać i powie, że go zdradzam. Poza tym, co chwilę będzie przychodzić i sprawdzać, czy nie wylądowaliśmy razem w łóżku. Jeżeli chociaż któreś z nas przesunie się o milimetr, Weasley zrobi nam awanturę. Nie może być u mnie!
Draco również myślał gorączkowo, co z tym fantem zrobić.
Skoro już muszę mieć z nią zajęcia to tylko i wyłącznie w moim dormitorium! Nie mam zamiaru tyle razy pokazywać się w ich wieży. Ci idioci mogą pomyśleć, że coś do niej czuję… fuj! Nie ma mowy!
- W jego dormitorium – powiedziała Hermiona w tym samym czasie, co blondyn, tylko, że jego słowa brzmiały: „W moim pokoju”.
McGonagall uśmiechnęła się z triumfem i rzekła:
- Dobrze. Zaczynacie w tym tygodniu. Życzę wam owocnej pracy.
Kobieta podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko. Teraz wiedziała, że dobrze zrobiła. Nie miała już żadnych wyrzutów sumienia. 
~*~
Hermiona jak osa wpadła do Pokoju Wspólnego. Uczniowie posyłali jej zdziwione spojrzenia, jednak Gryfonka miała je gdzieś.  JUTRO po kolacji miała udać się do dormitorium MALFOYA, żeby go UCZYĆ!! Dlaczego właśnie ona? Jest przecież milion innych dziewczyn, które zabiłyby się, by być na jej miejscu!
Brązowowłosa potrzebowała rozmowy z kimś bliskim i zaufanym. Z kimś, kto nie będzie w żaden sposób jej krytykował i zrobi wszystko, by jej pomóc. Ginny to najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Mimo że ostatnio nie rozmawiały ze sobą za często, najmłodsza latorośl Weasleyów na pewno jej pomoże.
Hermiona, niewiele myśląc, pobiegła do dormitorium, które na szczęście dzieliła tylko z Rudą. Gdy otworzyła drzwi, na pierwszy rzut oka nie zauważyła jej. Ginewra leżała zwinięta w kłębek na swoim łóżku i patrzyła się w przestrzeń, rozmyślając nad czymś gorączkowo. Gdy tylko spostrzegła Mionę, zerwała się do pozycji siedzącej i ruchem ręki odgarnęła miedziane włosy z twarzy.
- Musimy pogadać – stanowczo powiedziała Granger, na co Ginny zareagowała z przestrachem.
Czy ona wie o wszystkim? Czy będzie mnie krytykować za mój wybór? Czy powie Harry’emu?
- Mam straszny problem – szepnęła, opadając na satynową kołdrę na swoim łóżku. – McGonagall wezwała mnie dziś do siebie w… dość nietypowej sprawie. Mam dawać korepetycję – powiedziała na wydechu, podnosząc się i z uwagą wpatrując się w twarz przyjaciółki.
- To przecież nic złego – odpowiedziała Ruda. – Dopóki jest to ktoś fajny, ja nie widzę przeszkód, by…
- No właśnie, Gin! – przerwała jej Gryfonka, zrywając się z miejsca. – Ja nie chcę mieć z tą osobą nic do czynienia! To MALFOY, rozumiesz?! Ta obrzydliwa, podła fretka! Do tego muszę mu pomagać w przygotowaniach do rozprawy!! Oni chcą, by ten przestępca wygrał i normalnie żył na wolności! 
Ginny z politowaniem spojrzała na Mionkę przerażoną tym, co właśnie powiedziała. Przecież nie myślała w ten sposób, czemu czuła potrzebę zaprzeczania temu, co czuła naprawdę?
- A gdzie podziała się twoja altruistyczna postawa, kochanie? – zapytała ciepło Ginny, głaszcząc przyjaciółkę po ramieniu. – Niektórzy zasługują na drugą szansę i na zrozumienie. Jeżeli się troszkę postarasz, zobaczysz rzeczy, o których wcześniej nie miałaś pojęcia.
Hermiona wzięła kilka głębokich wdechów i kiwnęła głową.
- Wiem, ja... Nie chciałam tego powiedzieć. Może i nie znoszę tej tlenionej, przeklętej DURNEJ fretki, ale nie życzę mu Azkabanu. Tylko Ginny, - ton jej głosu zmienił się w błagalny  - przyrzeknij, że nic nie powiesz Ronaldowi!
- Nawet tego nie  planowałam – zgodziła się Ginny, by po chwili z całej siły przywalić w przyjaciółkę poduszką.
~*~
Słońce powoli wstawało, delikatne promienie kąpały się w jeziorze, a białe chmurki beztrosko pływały po niebie, co chwila zmieniając swe kształty. Raz pokazywały się jako zwykła kuleczka, a już po chwili stawały się małymi barankami. Wszystko powoli budziło się do życia. Ptaszki wesoło ćwierkały, śpiewając przeróżne melodie. Zapowiadał się piękny, słoneczny i w miarę ciepły dzień. Prawdopodobnie jeden z ostatnich.
Hermiona przetarła oczy, powoli je otwierając. Przyciągnęła się, ziewając przy tym głośno. Jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzała na zegar, który wskazywał kilka minut przed siódmą.
Czas wstawać pomyślała, wyczołgując się z łóżka. Poranną rutynę rozpoczynała, oczywiście, od wizyty w łazience. Dziewczyna wzięła szybki, zimny prysznic, który zmył z niej resztki zmęczenia, zachęcając przy tym do życia. Owinięta w bordowy, puchowy ręcznik wróciła do dormitorium. Ginny również już nie spała i czekała na swoją kolej, siedząc przy mahoniowym biurku.
- Dzień dobry – przywitała szatynkę z uśmiechem i zniknęła za drzwiami łazienki. Gryfonka stanęła przy oknie, rozkoszując się promieniami słońca padającymi na jej twarz. Westchnęła cicho i skierowała swoje kroki do szafy. Po pół godzinie obie były gotowe do wyjścia. Rozpromienione zeszły do Pokoju Wspólnego, by poczekać na chłopaków.
Pierwszy pojawił się Harry. Uścisnął Hermionę na powitanie i namiętnie pocałował Ginewrę w usta. Ginny posmutniała nagle, no co zwróciła uwagę tylko panna Granger. Szatynka posłała jej spojrzenie, mówiące : ,,Jak tylko skończą się lekcje, wszystko mi wyśpiewasz, młoda damo” .
Po chwili na dole zjawił się Ronald cały w skowronkach.
- Cześć, kochanie – przywitał się z Hermioną, składając na jej ustach długi pocałunek. – To co, idziemy? – zapytał wesoło, łapiąc ją za rękę.  Cała czwórka zeszła do Wielkiej Sali na śniadanie, a po chwili usadowili się przy stole Gryffindoru. Hermiona przelotnie spojrzała na stół Slytherinu, przez co spojrzenia jej i Malfoya skrzyżowały się na ułamek sekundy,  co przypomniało Gryfonce pewną smutną prawdę. Dzisiaj odbywały się jej pierwsze korepetycje z tą glizdą.
~*~
Jak na złość, każda z lekcji kończyła się bardzo szybko, a wskazówki zegara nieubłaganie zbliżały się  do dziewiętnastej, co oznaczało kolację. Dziewczyna zupełnie nie miała na to ochoty. Już przy obiedzie marudziła, dłubiąc widelcem swój posiłek. Tylko Ruda znała prawdziwy powód jej zmartwienia i co chwila posyłała jej pokrzepiający uśmiech.
Po zakończonych lekcjach Hermiona zniknęła w bibliotece. Musiała się przecież przygotować do spotkania, znaleźć odpowiednie książki, by nie wyjść na idiotkę. Nie może się przecież skompromitować przed tą szują. Nie da mu powodu do następnych przezwisk.
Dzisiaj postanowiła poduczyć go z transmutacji. Ten przedmiot nie należał do łatwych, a poza tym McGonagall zadała niezwykle trudne wypracowanie dla chętnych, które Malfoy z przyjemnością napisze pod jej czujnym okiem. Hermiona już dawno je zrobiła, dlatego wiedziała, jakie lektury wybrać.
Kilka minut przed dziewiętnastą dziewczyna opuściła bibliotekę, kierując swe kroki do Wielkiej Sali. Na korytarzach było niepokojąco cicho, szatynka nie zauważyła też ani jednego ucznia, co lekko ją zaniepokoiło.  Gdy doszła do jadalni, zobaczyła, że drzwi są zamknięte, a zwykle pozostawały otwarte w porach posiłków. Dziewczyna upewniła się, że różdżka bezpiecznie spoczywa w jej kieszeni i otworzyła wrota.
To, co zobaczyła w środku, bardzo ją zaskoczyło, oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na jej twarzy pojawił się ogromy uśmiech, gdy trójka jej najlepszych przyjaciół rzuciła jej się w ramiona.
- Wszystkiego najlepszego! – ryknęli wszyscy, jak na zawołanie, łącznie ze Ślizgonami i nauczycielami. Sam dyrektor wykrzywił usta co miało być imitacją uśmiechu.
Panna Granger zupełnie zapomniała o swoich urodzinach, a u ciągu całego dnia nikt nie kwapił się, by jej o tym przypomnieć. Każdy zachowywał się w zupełności normalnie, tylko po to, by pod wieczór zrobić jej taką wspaniałą niespodziankę. 
Wielka Sala prezentowała się pięknie. Wszystkie stoły zostały przesunięte, tworząc pewnego rodzaju koło na środku.  W powietrzu latały, zmieniające swoje barwy, balony i świeczki,  a z niebieskiego sklepienia zwisały kolorowe serpentyny. Za nauczycielami wisiał ogromny napis „Wszystkiego najlepszego, Hermiono!” Każdy uczeń na głowie miał urodzinową czapeczkę, nawet ci z domu Salzara zostali zmuszeni, by takowe założyć.
Nagle do pomieszczenia, na sam jego środek, wjechał ogromny tort w kształcie Hogwartu, a przed zamkiem, na błoniach stały ruszające się, lukrowane figurki czwórki przyjaciół, którzy trzymali się za ręce i machali do wszystkich wokół. Ciasto było bardzo realistyczne, a każdy detal ukazany wręcz idealnie. Hermiona wiedziała, że za jego wykonaniem stały skrzaty, dlatego dziewczyna postanowiła później im podziękować.
Wszyscy odśpiewali jej głośne ,,sto lat”,  jednak najgłośniej darli się Gryfoni. Większość chłopców powchodziła na stoły wiwatując na jej cześć. A ona… ona czuła się niesamowicie, szczęście wypełniało całe jej ciało, każdą jej komórkę. Od zawsze wiedziała, że ma najwspanialszych przyjaciół na świecie, ale nie zdawała sobie sprawy, że zdolni są do czegoś TAKIEGO! Pierwszy raz, odkąd postawiła stopę w tej szkole odbyła się taka impreza z okazji urodzin któregoś z uczniów.
- Ja wpadłem na ten pomysł – szepnął jej do ucha Ron, obejmując ją od tyłu i kładąc głowę na jej ramieniu.
- Dziękuję – odpowiedziała, odwracając się i całując go w usta. Cała sala zaczęła gwizdać i bić brawa. Hermiona speszona oderwała się od chłopaka i spiekła ogromnego raka.
~*~
Impreza trwała w najlepsze. Niestety nie zdążyła się nawet rozkręcić, gdy profesor McGonagall oznajmiła wszem i wobec, że to już koniec. Solenizantka spojrzała na zegarek, który wskazywał na dwudziestą pierwszą.
- Hermiono! – zawołała za nią Minerwa, gdy panna Granger miała opuścić Wielką Salę. Dziewczyna poprosiła przyjaciół, by zanieśli jej górę prezentów do jej dormitorium, a sama podeszła do profesorki.
- Tak? – zapytała, doskonale wiedząc, po co kobieta kazała jej zostać.
- Zostało jeszcze półtorej godziny twojej nauki z panem Malfoyem. Mam nadzieję, że nic się nie stanie, gdy już dzisiaj zaczniecie. Rozumiem, że są twoje urodziny, ale mu naprawdę trzeba pomóc.
Hermiona pokiwała głową, poprawiając torbę na ramieniu. Na szczęście wszystkie książki zmniejszyła do rozmiaru pudełek po zapałkach i wzięła ze sobą.
- Hasło to : Czysta krew  - oznajmiła na pożegnanie i uśmiechnęła się ciepło.
Granger szybkim krokiem opuściła Wielką Salę. Dlaczego ona w SWOJE URODZINY miała uczyć tą szuję?! Czy McGonagall nie obchodziło, że jest zmęczona i chce jak najszybciej położyć się do łóżka?
Gdy szatynka coraz bardziej zbliżała się do lochów, usłyszała kroki, ale nie przejęła się nimi zbytnio. Przed chwilą skończyła się impreza urodzinowa i ktoś jeszcze mógł nie wrócić do pokoju. Dziewczyna przeklinając w myślach profesorkę transmutacji przez przypadek na kogoś wpadła. Oczywiście musiała zaliczyć bliższe spotkanie z zimną posadzką. Gdy uniosła oczy, zobaczyła Zabiniego. Na jej twarz wstąpił grymas obrzydzenia, ale gdy Ślizgon podał jej rękę, by pomóc, zdziwiła się ogromnie. Mimo wszystko ujęła jego dłoń i wstała z ziemi.
- Dzięki – powiedziała cicho, podnosząc torbę.
- Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony brunet, patrząc na nią przenikliwie. – Wieża Gryffindoru jest w drugą stronę.
- Wiem, ale McGonagall kazała mi… - zaczęła, ale Diabeł przerwał jej w połowie.
- Draco mi coś wspominał. Chodź.
Całą drogę przebyli w milczeniu. Hermionę zastanawiała postawa Blaise’a. Dopiero teraz zauważyła jak różnił się od Malfoya. Blondyn na pewno by jej nie pomógł, tylko rzucił komentarz, o tym jaka jest niezdarna.
Gdy oboje weszli do Pokoju Wspólnego Slytherinu, wszyscy w środku zamarli. Gdzieniegdzie  rozległy się szepty oburzenia. Nawet Draco zaskoczony był jej przyjściem. Myślał, że ta idiotka dziś im odpuściła, w końcu jej ulubienica miała urodziny. Mylił się.
- Chodź za mną – rozkazał Gryfonce i nawet na nią nie patrząc, udał się na górę, jak przypuszczała Hermiona, do swojego dormitorium. Na szczęście dziewczyna zdążyła się rozejrzeć wokół.
Pokój Wspólny  domu węża nie przypominał tego z jej wyobrażeń. Wyglądał prawie tak samo jak gryfoński, jednak w zielono srebrnych kolorach. Zdobiły go różne rzeźby i obrazy. Również przed kominkiem stała kanapa, a przy ścianach porozstawiano stoliki i fotele.
Dormitorium Dracona różniło się od jej i Ginny, nie tylko kolorystyką, ale też wielkością i rozmieszczeniem mebli. Malfoy mieszkał sam, a drzwi po prawej zapewne prowadziły do pokoju Diabła. Ściany zostały pomalowane na szmaragdowy kolor, a z sufitu zwisał przepiękny, zrobiony z drogich kamieni, żyrandol. Po lewej stronie, tuż pod ścianą ustawione było dwuosobowe łoże, które spokojnie można nazwać małżeńskim. Na przeciwko wejścia, pod oknem stało mahoniowe biurko zawalone teraz książkami i kawałkami pergaminu. Na samym środku pomieszczenia leżał miękki, zielony dywan, na którym postawiono mały stolik i dwa fotele. Obok drzwi prowadzących do przyjaciela stał pokaźnych rozmiarów barek, po brzegi zaopatrzony w alkohole.
- Wow – skomentowała Gryfonka, siadając na wygodnym fotelu i wyjmując z torby zmniejszone książki. Jednym ruchem różdżki przywróciła im rzeczywistą wielkość i zaczęła swój wykład.
- Dziś zajmiemy się transmutacją. Na razie nie ma nic trudnego, więc napiszesz dodatkowy esej na temat Cristoffa i praw, które opracował. Powinno ci to zająć dwie i pół rolki – powiedziała,  a blondyn pokiwał głową na zgodę.
Dziewczyna dała mu kilka książek, mówiąc, że on też ma czegoś poszukać na ten temat. Malfoy, niezbyt chętnie, ale zajął się zadaną pracą. Specjalnymi zakładkami, które wzięła ze sobą Gryfonka, zaznaczał strony z przydatnymi informacjami.
Później nadeszła kolej na napisanie eseju. Hermiona doradzała, co powinno się znaleźć na początku, a co na końcu i poprawiała wszystkie jego błędy. W środku chłopaka aż się gotowało, za każdym razem, gdy mówiła :Tutaj źle przepisałeś ,albo Nie widzisz, że ta informacja dwa razy powtarza się w twoim tekście? Mimo wszystko hamował się, jak tylko mógł. Pansy przekonała go, by skupiał się i nie marudził, bo potrzebuje pomocy w nauce.
Gdy wybiła dwudziesta druga trzydzieści, Hermiona jak oparzona zerwała się ze swojego miejsca. Te półtorej godziny nie okazały się ogromną męczarnią, jak się tego wcześniej spodziewała, ale nie robiła sobie złudnych nadziei. Widziała przecież,  jak zaciskał zęby, gdy mówiła, że ma coś poprawić. Doceniała jednak jego starania.
- Dobrze nam dzisiaj poszło – podsumowała, ziewając przy tym. – Jestem pewna, że dostaniesz dobrą ocenę – powiedziała, pakując swoje rzeczy. – To część! – krzyknęła i zniknęła za drzwiami.
Teraz jej największym zmartwieniem był Ronald, który z pewnością będzie ją wypytywał, co robiła. Nie może wyjawić mu prawdy, gdyż wpadnie w furię.
Biegnąc przez ciche korytarze, zastanawiała się, w jaką bajeczkę uwierzy jej chłopak. Gdy tylko pojawiła się w pokoju wspólnym zastała Ronalda śpiącego na kanapie, co ogromnie ułatwiało jej sprawę. Postanowiła, że wytłumaczy mu rano.
Jak najciszej weszła na górę i otworzyła drzwi do swojego dormitorium. Na szczęście Ginny jeszcze nie spała.
- Jak tam korepetycje z fretką? – zagadnęła ją Ruda, zamykając książkę i odkładając ją na szafkę nocną.
- Co jest z tobą i Harry’m? – zapytała Hermiona bez zbędnych ceregieli, krzyżując ręce na piersiach i wyczekująco patrząc się na przyjaciółkę.

Aktualizacja: 14/04/2020

Tak jak obiecałam, dziś dodałam rozdział 5. Najdłuższy jaki do tej pory napisałam, aczkolwiek troszkę nudnawy.
Dziś miałam zakończenie roku. Nareszcie wakacje!! Byłam również w kinie na The Bling Ring i powiem jedno. Emma Watson jest genialna!! Potrafi się wczuć w każdą rolę!
Pozdrawiam magicznie
~hope~

środa, 19 czerwca 2013

Rozdział 4

- Myślisz, że Hermiona kiedykolwiek by mnie zdradziła? – zapytał znienacka Ronald, uparcie wpatrując się w kąt pokoju. Harry posłał mu zdziwione spojrzenie. Hermiona? Ich Hermiona? To była za dobra dziewczyna, by kogoś tak zranić. A już w szczególności Rona.
- Niby z kim miałaby to zrobić? – Wybraniec z uwagą wpatrywał się w twarz przyjaciela, szukając choćby cienia zazdrości. Weasley należał do osób porywczych. Wszystko interpretował na odwrót, szukając ukrytego znaczenia. Jednak tym razem jego mina nie wskazywała na nic podobnego. Chłopak był po prostu smutny.
- Z takim Malfoyem na przykład – odpowiedział spokojnie. Brwi Harry'ego schowały się pod jego bujną czupryną. Zakrył usta dłonią, by nie uradzić przyjaciela swoim śmiechem, jednak nie potrafił uwierzyć, że te słowa wyszły z ust Rona. 
- Żartujesz, prawda? – Rudzielec pokręcił przecząco głową. - Zastanów się przez chwilę o czym ty mówisz! Hermiona z tą fretką? To przecież jest niedorzeczne! Po pierwsze, nie ma ona czystej krwi i Malfoy nawet by jej nie tknął koniuszkiem palca. A po drugie, oni się nienawidzą od pierwszego dnia szkoły! Nie sądzisz chyba, że takie uczucie może przerodzić się w miłość? Potrzeba byłoby cudu! – powiedział wzburzony Harry błagając w myślach aby te argumenty przemówiły di rozsądku Rona. Z ulgą spostrzegł, jak rozluźnia się ciało przyjaciela. 
- Masz rację – westchnął cicho. - Wiedziałem, że ten cały powrót do Hogwartu to bardzo zły pomysł. Malfoy źle na mnie wpływa -  to mówiąc uśmiechnął się sam do siebie i zwinnym ruchem wygrał partyjkę szachów. 
~*~
Hermiona opuszkami palców musnęła okładkę starej księgi. Prawa czarodziejów to nietypowa książka i żaden uczeń Hogwartu świadomie nie wziąłby jej do ręki. Jednak ten osobnik chciał przestudiować chyba wszystkie lektury o tej tematyce, jakie znajdowały się w szkolnej, dość obszernej bibliotece. Siła argumentów - poradnik dla młodocianego przestępcy, czy Jak skutecznie zmniejszyć swój wyrok? wskazywały na jedno. Ktoś tu miał poważne kłopoty.
- Nie wiesz, że to niegrzecznie ruszać nie swoje rzeczy? – Usłyszała za sobą stanowczy, zimny głos szkolnego wroga. Dziewczyna szybko odwróciła się stając twarzą w twarz z Malfoyem. Blondyn trzymał w rękach jeszcze jedną księgę.
- To ty czytasz to wszystko?- zapytała zdziwiona, wskazując palcem na stolik za swoimi plecami i tym samym ignorując jego komentarz. 
- Ja pierwszy zadałem pytanie – odpowiedział wymijająco po chwili milczenia. Jednym krokiem wyminął dziewczynę i usiadł przy biurku, wzdychając cicho.  Delikatnie ułożył lekturę na blacie, jakby się bał, że uszkodzi starą okładkę, co oczywiście nie uszło uwadze Hermiony. Gryfonka uśmiechnęła się i zaczęła przeglądać tomy znajdujące się na stole. Draco co chwila patrzył na nią ukradkiem, czując jak wzbiera się w nim irytacja.
- Czegoś tu brakuje – mruknęła pod nosem, dłonią odgarniając włosy z twarzy, z której dało się wyczytać ogromne skupienie.
- Nawet w tej kwestii musisz się wymądrzać? – zapytał kpiąco, odchylając się na krześle. – Znasz wszystkie książki, jakie znajdują się w tej bibliotece, czy co?
- Daj mi się skoncentrować – powiedziała zezłoszczona, na co uśmiech na twarzy Malfoya pogłębił się.
- Czyli przy mnie nie możesz się skupić, tak?
- Och, zamknij się i nie wymyślaj, dobrze? Ciesz się, że w ogóle chcę ci pomóc. 
- Rozpraszam cię, prawda? Każda, nawet najmniejsza cząsteczka twojego ciała, chciałaby się teraz na mnie rzucić – szepnąłą, unosząc się na ramionach i pochylając w stronę Gryfonki. Dziewczyna zrobiła kilka dużych kroków w tył i uniosła obie dłonie jakby w obronnym geście. 
- Co ty pieprzysz!? – oburzyła się, czując, jak złość powoli bierze górę. Nagle wyraz twarzy Hermiony zmienił się diametralnie, jakby zapomniała o całej złości do Malfoya. – Wiem! – krzyknęła radośnie, by po chwili zniknąć między półkami.
Malfoy z powrotem opadł na krzesło, szepcąc przy tym:
- I jak tu zrozumieć kobietę?
Granger wróciła po dwóch minutach bardzo z siebie zadowolona, głowę trzymała dumnie uniesioną  do góry. Jednym ruchem ręki przysunęła sobie krzesło (oczywiście w stosownej odległości od Malfoya ) i usiadła, otwierając przy tym ogromną księgę.
- Gdy na trzecim roku pomagałam Hagridowi w sprawie Hardodzioba, – W tym momencie Hermiona zrobiła dramatyczną pauzę i spojrzała na Draco morderczym wzrokiem, – natknęłam się na to. Tutaj opisane są wszystkie beznadziejne przypadki, analizy procesów, notatki sądowe a nawet wywiady z niektórymi obecnymi na sali sądowej. Zdecydowane powinieneś do tego zajrzeć niezależnie od tego, co  powie twój adwokat.
Draco kiwnął głową, skupiony na jej słowach. Patrzył, jak delikatne dłonie Hermiony muskają pożółknięty pergamin, jak koniuszki jej palców wodzą po stronach szukając odpowiedniego akapitu.  
            - W 1864 roku Nicolaus Garminos z małej Hiszpańskiej wioski został postawiony przed sądem za uprawianie czarnej magii. Regularnie czerpał moc z energii witalnej Mugoli z okolicznej wioski, osłabiał ich a nawet w dwóch przypadkach spowodował tym śmierć. Tłumaczył się, że chciał stworzyć potężne zaklęcie ochronne, które miało uchronić wioskę przed zniszczeniem przez tornado. Nikt nie wierzył, że chciał dobrze a dosłownie wszyscy zeznawali na jego niekorzyść. Nie miał dobrej reputacji, często wszczynał bójki i nie stronił od alkoholu. Chodziły nawet plotki, że gwałcił okoliczne kobiety. Tylko jego córka potwierdziła jego wersję wydarzeń i jak się później okazało, to ona przepowiedziała śmierć tych wszystkich ludzi. Kiedy zostało to potwierdzone i tym samym udowodnione, że Garminos wybrał "mniejsze zło", jego wyrok został zmniejszony z dożywocia do tylko dziesięciu lat w Almas perdidas*.
            - Gdzie? – zapytał Malfoy wyraźnie zaciekawiony. Na jego policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Nigdy nie spodziewał się, że zacznie doceniać Granger i jej wiedzę.
            - Czytałam o tym miejscu w jednej z książek… - zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć.
            - Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej.
- Och, zamknij się! – żachnęła się, patrząc na niego ze złością. ­- Almas perdidas jest takim odpowiednikiem naszego Azkabanu. Również położony jest na wyspie, w samym sercu Morza Śródziemnego. Tamtej wieży również strzegą dementorzy, ale z tego co wiem, zdecydowanie łatwiej jest z niej uciec. Może poproś, żeby to tam cię wsadzili, będzie łatwiej twojej mamusie cię stamtąd wyciągnąć. - Kąśliwa uwaga uciekła z ust Hermiony zanim zdołała się powstrzymać. Spojrzała na Malfoya przepraszającym wzrokiem, jednak błękit jego oczu zamienił się w zimną stal. 
           - Dlaczego mi w ogóle pomagasz? – szepnął i chociaż próbował ukryć ból w swoim głosie, ten delikatnie mu się załamał. – Dlaczego mieszasz się w nieswoje sprawy? Bawi cię to, chcesz razem z tymi pożal-się-Merlinie przyjaciółmi się ze mnie wyśmiewać? Dziękuję bardzo za taki altruizm, szlamo. - Draco wzdrygnął się. - Sam sobie poradzę, do tej pory zawsze mi się udawało! Więc spieprzaj stąd, póki masz wszystkie kończyny. – Szept Malfoya szybko przerodził się w krzyk.  Nienawistne uczucie grzało jego organizm, wypełniało każdą cząsteczkę jego ciała.  Nie wzruszyły go nawet zaszklone oczy dziewczyny. Hermiona powoli wstała zabierając przy tym swoje książki. Głowę miała opuszczoną, dzięki czemu włosy skrzętnie zasłaniały jej czerwone policzki.
            - Przepraszam – powiedziała cicho idąc w stronę wejścia. Nagle ktoś zagrodził jej drogę.
            - Co się dzieje, panno Granger?! Słyszałam krzyki i niecenzuralne słowa – zapytała zmartwiona bibliotekarka, delikatnie poprawiając swe okulary drżącą dłonią.
              - Nic się nie stało – odpowiedziała Gryfonka, wymijając bibliotekarkę i szybko opuszczając pomieszczenie.
~*~
              W życiu Hermiony Granger wiele się nie zmieniło. Większość czasu poświęcała nauce, przygotowując się do OWTM – ów, zdarzało się też, że chodziła na treningi, by patrzeć jak Ron lata na miotle. Coraz częściej jednak widywała na trybunach Lavender, która posyłała jej nienawistne spojrzenia. Kilka razy w drodze na stadion wymijała też Malfoya, ale starała się nawet na niego nie patrzeć. W głębi serca żałowała, że czeka go taki los i dzielenie celi razem z własnym ojcem. Może go nienawidziła, może od samego początku uprzykrzał jej życie, jednak nawet jemu nie życzyła  Azkabanu.

~*~
            Severus Snape siedział w gabinecie dyrektora, czytając jedną ze swych ulubionych książek o najtrudniejszych i najmroczniejszych eliksirach. Taki rodzaj relaksu najbardziej lubił a miewał go ostatnio zdecydowanie za mało. Pełnienie obowiązków dyrektora i nauczyciela było jednak ponad jego siły, a wydarzenia minionych miesięcy znacznie osłabiły jego organizm. 
             Za oknem robiło się coraz ciemniej, zaraz miała odbyć się kolacja, jednak Snape nie miał na nią najmniejszej ochoty. Godzinę temu wrócił z Azkabanu gdzie odbył z Lucjuszem bardzo długie spotkanie. Malfoy Senior oczekiwał od niego pomocy w sprawie Dracona. To naturalne, że ojciec nie chciał, by jego dziedzic zmarnował siebie i swoje życie w więzieniu. Jednak jego myśli przestały być racjonalne, przeszłość mieszała mu się z teraźniejszością, czasami nadal myślał, że obaj są sługami Czarnego Pana, który niedługo znowu miał powrócić i to Draco miał być jego prawą ręką. Chwilę później potrafił płakać i pluć na magię, żałować, że nie był wiodącym zwyczajne życie Mugolem. 
            Rozmyślania Severusa przerwało pukanie do drzwi.
            - Proszę wejść! – Jego doniosły, zimny głos rozniósł się echem po gabinecie. Mężczyzna szybko zatrzasnął książkę i wstał, by odłożyć ją na półkę. W tym samym czasie drzwi otworzyły się i stanęła w nich Minerwa. Wyglądała na zmartwioną.
            - Co się stało? – zapytał, jednak jego postawa nie wskazywała na żadne zainteresowanie sprawą. Odwrócił się tyłem do kobiety, wyglądając przez okno.
            - Chodzi o Dracona – powiedziała cicho, na co dyrektor skierował wzrok w jej stronę. Zaczął świdrować ją spojrzeniem, przez co profesorka speszyła się delikatnie. – Jego oceny… Ja rozumiem, że przechodzi teraz trudny okres i ma wiele spraw na głowie, jednak nauka też jest ważna! Zauważyłam również, że na lekcjach jest jakiś nieobecny duchem. Trzeba mu pomóc – zakończyła, podając Snape’ owi pergamin. Faktycznie, stopnie Malfoya Juniora pozostawiały wiele do życzenia.
            - Nie wybiera się swojej rodziny, Minerwo – powiedział ostrożnie Severus, odkładając kartkę na swoje biurko. – Chłopak nie jest zły i nie zasłużył na taki los. To nie jest jego wina, ale musi sobie z tym sam poradzić.
            - Nie musi – rzekła stanowczo McGonagall, uśmiechając się delikatnie. – Jest pewien sposób, bardzo ryzykowny, ale może przynieść spore korzyści dla wszystkich.
~*~
            Tygodnie mijały. Październik przyszedł szybko, przynosząc ze sobą zimne, ciemne dni, częste burze i nieustające deszcze. Jesień tego roku z pewnością nie zaliczała się do tych pięknych.
             Dla Hermiony nie robiło to jednak dużego znaczenia. Z każdym dniem dokładała sobie coraz więcej nauki, tłumacząc wszystkim wokół, że niedługo egzaminy. Każdy machał na to ręką, uznając, że jej odbiło. Co więcej, była to oznaka normalności i braku większych, poważniejszych zmartwień. 
            Ronowi natomiast bardzo to nie odpowiadało. Nie wystarczało mu siedzenie obok niej i patrzenie jak wodzi wzrokiem po tekście, co chwila notując jakieś ważne zdanie. Chciał więcej niż zwykłego buziaka na dobranoc.
             Między Harrym i Ginny również nie układało się dobrze. Dziewczyna coraz częściej gdzieś znikała, tłumacząc się nauką, treningiem, lub zwyczajnym bólem głowy. Harry również potrafił się skarżyć na brak bliskości przez to chłopcy rozumieli się bez słów. Często razem grali w szachy, jeździli na miotłach i próbowali nie myśleć o swoich związkach. Ron z niecierpliwością wyczekiwał półrocza, gdyż wtedy oboje wracali do Londynu, gdzie wszystko miało się ułożyć. Harry również opuszczał szkołę, nie zważając na to co uczyni najmłodsza latorośl Weasleyów.
~*~
              Dracon jak zwykle siedział w dormitorium. Wokół niego porozrzucane były książki, puste paczki po papierosach i butelki z Ognistą Whisky. W całym pokoju śmierdziało papierosami, a widoczność została ograniczona przez gęsty dym.
             Nagle drzwi od pokoju otworzyły się i stanęła w nich Pansy. Gdy tylko przeszła próg, zakrztusiła się, nie mogąc znieść okropnego smrodu. Odkąd rzuciła palenie i ograniczyła picie, zaczęła wręcz nienawidzić ich odoru. Jej zniszczone chorobą płuca czasem źle radziły sobie ze świeżym powietrzem, a co dopiero dymem. Mimo wielu eliksirów i zabiegów Pansy musiała bardzo na siebie uważać, jednak jej przyjaciele czasami o tym zapominali.
             - Chłoszczyć! – krzyknęła podirytowana dziewczyna, patrząc jak wszystko wraca na swoje miejsce.
             - Czego chcesz? – warknął blondyn, nie siląc się na żadne grzeczności, czy sentymenty.
             - Spójrz na siebie! – krzyknęła brunetka podchodząc do chłopaka. – Co się stało z tym bogiem seksu, którego tak uwielbiamy? 
             - Prawdopodobnie resztę życia spędzi w Azkabanie – odpowiedział, opadając na łóżko i przywołując do siebie kolejną butelkę trunku. Jednak Pansy szybko mu ją zabrała i nie myśląc wiele otworzyła okno i… wyrzuciła ją. Po chwili oboje usłyszeli trzask zbijającej się butelki.
           - Ty idiotko! – wrzasnął. – Coś ty do jasnej cholery zrobiła?! Wiesz ile te butelki mają lat? Ile one kosztowały|? 
           Parkinson uśmiechnęła się chytrze.
           - Zrobię tak z każdą Ognistą, którą weźmiesz do ręki – rzekła wręcz uradowana i zadowolona z siebie. – A teraz Draconie Lucjuszu Malfoyu posłuchasz mnie bardzo uważnie. Masz w tej chwili przestać się mizdrzyć i zaczął podchodzić do tego z dystansem. Co ma być, to będzie! Ja i Blaise pomożemy ci we wszystkim, od tego masz przyjaciół. 
          Blondyn uśmiechnął się, w głębi duszy wiedząc, ze Parkinson ma rację. Chłopak szybko wstał i uścisnął brunetkę.
         - A teraz może opijemy mój wielki powrót do starej formy, co? – szepnął jej do ucha błagalnie.
         - Ale tylko kieliszek – zaśmiała się Pansy, wiedząc, ze nią jednym się nie skończy.  Oj tam, oj tam – pomyślała, biorąc od przyjaciela szklankę z bursztynowym płynem.


* z hiszpańskiego – potępione dusze

Aktualizacja: 13/04/2020

Udało mi się dodać rozdział!! :) Wiem, że krótki, ale piąteczka już się pisze, pewnie pojawi się za tydzień( na pewno do końca czerwca). Niektórzy mogli zauważyć, że założyłam nowego bloga :
 www.forty-letters.blogspot.com 
na razie nic nie wstawiłam. Zaczynam pisać nową historię. Nie wiem, kiedy pojawi się prolog, ale pewnie dopiero w wakacje :)
A właśnie! Za tydzień koniec roku !!!!!!!!!!!!
Pozdrawiam magicznie
~hope~ 

sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 3

Draco jak burza wpadł do dormitorium. Swoje kroki  od razu skierował do barku, szybko wyjął czystą szklaneczkę i jednym płynnym ruchem wlał sobie Ognistej. Bez mrugnięcia wypił zawartość, by po chwili jeszcze raz napełnić naczynie bursztynowym płynem.
Czuł się d z i w n i e. Jego myśli pędziły jak szalone, gnały przed siebie, sprawiając wrażenie niespokojnych. I takie właśnie były. Ciało blondyna przeszedł kolejny dreszcz. Co to do jasnej cholery jest? Pytane, choć proste, odpowiedź miało bardzo skomplikowaną, nieznaną. A tego Malfoy Junior nie znosił.
Nie znosił nowości, nie znosił niewiedzy, nie znosił k o m p l i k a c j i. A to coś nie dawało mu spokoju, utrudniając racjonalne myślenie. Nawet ukochany alkohol nie przynosił oczekiwanej ulgi.
Chciał odpłynąć, zapomnieć, zignorować wydarzenie mające miejsce pół godziny temu. Próbował umówić sobie, że przecież nic nadzwyczajnego się nie stało. Pragnął tego z całych sił. Jednak to coś nadal siało spustoszenie w jego organizmie. Walczyło z całych sił, nie poddawało się, nawet na chwilę nie dało chwili wytchnienia. WYGRYWAŁO.
Blondyn oparł się o parapet, a jego zamglony wzrok wpatrzony był w bursztynowy płyn, iskrzący się delikatnie w świetle księżyca.
Wspomnienia zalały głowę młodzieńca, a on, biedaczek, nic nie mógł na to poradzić.
Ich ciała, tak blisko siebie.
Przyśpieszone oddechy.
Rumieńce na jej twarzy.
Bliskość nigdy go nie… frustrowała. Dla niego była czymś naturalnym, przecież już nie jedną dziewczynę pieścił po nagim ciele. Jednak to było coś innego. Nowy rodzaj namiętności i porządania, który nie chciał odpuścić mimo upływu czasu. 
Draco odepchnął się od parapetu i szybko pokręcił głową, chcąc pozbyć się tych nowych uczuć i myśli. Nie chciał tego więcej anazlizować, bo przerażała go jego własna reakcja. 
- Ziemia do Smoka? – Głos Zabiniego lekko go ocucił. Blondyn rzucił mu zdziwione spojrzenie, jakby zupełnie zapomniał, że nie jest sam.
- Czego chcesz się napić?  -z apytał, wskazując ręką na zapełniony alkoholem barek.  Blaise skrzywił się nieznacznie, na co brwi Malfoy’a momentalnie pojechały do góry w geście zdziwienia.
- Nie napijesz się z własnym kumplem? – jego głos, z nutką ironii, przesycony był zdumieniem i lekkim zażenowaniem. – Albo zażywasz eliksiry, o których nie chcesz mi powiedzieć, albo… Nie, to tyle. Ty ZAWSZE pijesz, Diable, zawsze.
Brunet wzruszył na to ramionami. Nie mógł podać prawdziwego powodu. Wtedy musiałby opowiedzieć Draconowi wszystko, co działo się za zamkniętymi drzwiami Pokoju Życzeń, oczywiście ze szczegółami. Smok nie może się o tym dowiedzieć!! Zabiłby go gołymi rękoma, nie trudząc się, by użyć różdżki.   
Za to temperatura w ciele Malfoy’a wzrosła momentalnie, w przypływie gniewu. Nie bez przyczyny byli przyjaciółmi. Mówili sobie wszystko, a Diabeł widocznie miał przed nim słodką tajemnicę. Musiało być to coś poważnego, skoro Zabini zarumienił się nagle, a kąciki ust nieśmiało uniosły się w górę.
Czyżby?
Nie, to niemożliwe.
Czyżby on się ZAKOCHAŁ? Draco zaśmiał się pod nosem. Przecież miłość nie istnieje. Ludzie mylą to z pożądaniem. On sam przez przypadek zatracił się w wirze emocji, traktując Astorię jaką tą jedyną. Ale seks wszystko zmienił. Spędzili ze sobą kilka nocy, a nagle uczucie zniknęło. To samo było z tą cholerną Granger. Stała się piękną kobietą a on nie potrafił przejść koło obojęcie. Piękną, jak na szlamę, oczywiście. 
- Kim ona jest? – zapytał Draco podchodząc do barku i znów napełniając szklaneczkę bursztynowym płynem. 
Zabini spojrzał się na niego z lekkim strachem i zdziwieniem. No tak! Jak mógł być tak głupi, by myśleć, że ukryje coś przed Draconem. Jednak… nie zamierzał się poddawać.
- Jeżeli ty powiesz mi co zaszło między tobą a szlamą Granger, ja wyśpiewam ci wszystko. – Malfoy spojrzał na niego przez ramię, uśmiechając się nonszalancko. Wypił kolejną już porcję Ognistej i odstawił naczynie na blacie. Przez chwilę zastanawiał się dokładnie co odpowiedziedzieć. 
- Zgoda – westchnął, opadając na łóżko. – Tylko sęk w tym, że nic się nie stało, Diable. Nic, kompletnie nic. Jak zwykle nie obyło się bez ostrej wymiany zdań. Musieliśmy schować się przed Snapem za jedną ze zbroi, byłem po prostu wstrzząśnięty po tak bliskim spotkaniu ze szlamą. Koniec historii. Teraz twoja kolej.
Zabini przyjrzał się mu uważnie i wiedział, że może nie kłamie, ale całej prawdy też nie mówi. Ominął ważny szczegół, tylko dlaczego? Może po prostu się wstydził, zrobił coś głupiego, coś, co zniszczyło by jego nienaganną reputację pana, który nienawidzi szlam. Diabeł machnął ręką, odganiając od siebie tym samym dziwne myśli.
~*~
Z samego rana obie Gryfonki wróciły do Pokoju Wspólnego. 
- Ginny – szepnął Harry, z całych sił przytulając swoją dziewczynę. Ruda odwzajemniła uścisk, wtulając się przy tym w ramiona Wybrańca. Czuła się winna, jednak nie mogła tak po prostu tego powiedzieć. Zrujnowała by życie nie tylko jemu…
Hermiona od razu po powrocie poszła do swojego pokoju. Bolała ją głowa, w nocy nie spała dobrze, prawie w ogóle nie zmrużyła oka. Musiała oczyścić umysł, zrelaksować się. Ostatnio, oprócz książek, pokochała bieganie. Po wojnie właśnie tak spędzała czas wolny, by sprawić, że wspomnienia leżących wokół martwych ciał raz na zawsze zniknęły z jej głowy.
Dziewczyna szybko odświeżyła się i przebrała w długie czarne spodnie od dresu oraz obcisłą białą bluzkę na ramiączka. Włosy spięła w wysoką kitkę, używając przy tym zaklęcia, by gumka nie poluźniła się podczas biegu. Złapała jeszcze butelkę wody, która sama się napełnia, i wyszła z dormitorium. Gdy tylko pojawiła się w pokoju wspólnym, Ron rzucił jej zdziwione spojrzenie.
- Idziesz na dwór? – zapytał głupio. Hermiona pokiwała głową i ruszyła w stronę portretu. – Zaczekaj! – krzyknął za nią, a ona odwróciła się, posyłając mu znużone spojrzenie. – Jak chcesz pójdę z tobą, tylko się przebiorę…
- Nie trzeba, naprawdę – przerwała mu szybko i pocałowała go w policzek, po czym zniknęła za drzwiami.
Gdy tylko znalazła się na błoniach od razu puściła się pędem przed siebie. Kochała to uczucie, tą wolność, wiatr we włosach. Zupełnie nie zwracała uwagi na drogę, po prostu gnała przed siebie wzdłuż jeziora, zostawiając za sobą liczne drzewa i krzewy. Z daleka doszło do niej szczekanie Kła, na co uśmiechnęła się jeszcze bardziej.
- No, no – usłyszała nagle, więc przystanęła i odwróciła się w stronę głosu. Na jej nieszczęście jego właścicielem był nie kto inny, tylko sam Draco Malfoy. Nonszalancko opierał się o drzewo, a firmowy uśmieszek nie schodził mu z twarzy. Ślizgon również ubrał się w dres, a po nielicznych kropelkach potu na skroni, Hermiona wywnioskowała, że on sam uprawiał jogging.
- Czego chcesz? – warknęła w jego stronę, unikając spojrzenia jego stalowoniebieskich oczu. Po wydarzeniach minionej nocy postanowiła go unikać. Miała dziwne wrażenie, że grał w jakąś grę a ona nie chciała brać w tym wszystkim udziału. 
- Po prostu zastanawiam się, dlaczego zaczęłaś nagle interesować się sportem? – Chłopak posłał jej rozbawione spojrzenie, udając przy tym głęboką zadumę. Po krótkiej chwili odrzekł spokojnie. – Niech zgadnę… Byłaś tak słaba w łóżku, że Wiewiór cię do tego zmusił?
Na twarz Hermiony wstąpiło oburzenie, a policzki zaróżowiły się w przypływie złości i zażenowania. Gryfonka zacisnęła dłonie w pięści i wzięła kilka głębokich oddechów.
- Jak śmiesz – wycedziła, gdy nagle inna myśl zaświtała jej w głowie. Jej oczy zaświeciły dziwnym blaskiem, a usta ułożyły się w złośliwym uśmiechu.
- Według twojej logiki, ty również nie spełniasz oczekiwań w… no wiesz… w tych sprawach –  Hermiona zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu. Mało nie parsknęła śmiechem widząc minę Ślizgona, który nie był przygotowany na podważanie przez kogokolwiek jego męskości.
- Ja trenuję Quidditcha, szlamo.
- Czyli nie tylko bieganie? Musisz być naprawdę słaby! – Jej głos przepełniony rozbawieniem i udawanym niedowierzaniem. W wyższością uniosła głowę do góry i odwróciła się na pięcie. Draco stał i patrzył się na nią nienawistnym spojrzeniem. Ona WYGRAŁA ich słowną walkę!!! W świecie Malfoya to było niedopuszczalne, on przecież nigdy nie odchodził bez jakiegokolwiek trofeum.
- Hej, Granger!! – krzyknął za nią. Hermiona odwróciła głowę posyłając mu znużone spojrzenie i skrzyżowała ramiona na piersi.
- Co? – warknęła zniecierpliwiona, patrząc na zegarek. Zaraz kończyło się śniadanie, a ona jeszcze nic nie zjadła.
- Ścigamy się do zamku – powiedział, stając obok niej i patrząc na nią z góry. Ach, jak on kochał swoje metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Mógł bez problemu górować nad wszystkimi. – Zobaczymy, kto jest lepszy.
- Nie będę ci niczego udowadniać, Malfoy.
- Tchórzysz?- Ślizgon uderzył w czuły punkt wszystkich Gryfonów. Boże, jacy oni są naiwni!
- Ja? – żachnęła się dziewczyna i ustawiła w dogodnej pozycji do startu.  Oczywiście, nie odbyło się bez kłótni, na czyj sygnał startują. Minęło przez to kolejne kilka minut. W końcu ustalili, że to na jego komendę. Draco z triumfem wymalowanym na twarzy obrócił się w stronę zamku i po chwili krzyknął:
- Start!!
Oboje biegiem puścili się przed siebie. I jego i jej ciało przepełnione były adrenaliną. Jednak liczne treningi Ślizgona dały mu dużą przewagę, co jeszcze bardziej pobudziło go do walki. Wygraną miał w kieszeni, z czego bardzo się cieszył. Już planował co jej powie, gdy jako druga dobiegnie do drzwi, gdy usłyszał jej krzyk. Mimowolnie zatrzymał się, a wydarzenia minionego lata ukazały się w jego głowie.
Malfoy Manor. Draco stał obok ojca i patrzył na scenę rozgrywającą się na jego oczach. Granger leżąca na ziemi, krzycząca, wyrywająca się i ciotka Bella pochylona nad nią ze sztyletem w dłoni.
Chłopak szybko odrzucił od siebie tę myśl i pobiegł do dziewczyny.
- Co ci? – zapytał beznamiętnym głosem.
- Potknęłam się i chyba skręciłam kostkę – wysapała zmęczona i cała czerwona na twarzy. Z uporem maniaka trzymała się za nogę, jakby dla potwierdzenia swych słów.
- Wstawaj. Idziemy do Skrzydła Szpitalnego – rozkazał i ruszył w stronę zamku. Po chwili obejrzał się za siebie ze złością zauważył, że ona nadal siedzi na ziemi.
- Rusz się – warknął zniecierpliwiony.
- Nie wstanę sama. A pomocy od ciebie nie chcę, ale…
- Nawet nie miałem zamiaru – wszedł jej w słowo, uśmiechając się złośliwie. Dziewczyna posłała mu mordercze spojrzenie i kontynuowała swój wywód.
-  ALE gdzieś tam wypadła mi różdżka. Jak ją znajdziesz, ustabilizuję sobie kostkę prostym zaklęciem, którego ty nawet pewnie go nie umiesz i znając życie nigdy się nie nauczysz, bo jesteś na to za…
- Skończ już to – warknął i ruszył we wskazaną przez dziewczynę stronę, mrucząc coś, co brzmiało jak: ,,Pieprzona Granger, kiedyś cię za to zabiję, zobaczysz, szlamo, uduszę gołymi rękoma, albo nie, w rękawiczkach, bo jeszcze się ubrudzę szlamem…”
Gdy oddalił się na dobrą odległość, Hermiona zerwała  się z ziemi i pędem pognała w stronę szkoły. Draconowi kilka cennych sekund zajęło zorientowanie się o co chodzi. Blondyn przeklął siarczyście i zaczął gonić Gryfonkę. Dziewczyna, gdy zobaczyła go tak wkurzonego, zaśmiała się perliście i przyspieszyła. Jednak to i tak było za mało. Chłopak w krótką chwilę dogonił ją i zamaszystym ruchem złapał za rękę.
- Myślisz, ze tak możesz ze mną pogrywać, co? – wycedził, oddychając szybko i mierząc dziewczynę nienawistnym spojrzeniem. Dodatkową irytację sprawił mu rozbawiony uśmiech na jej twarzy. Gryfonka zupełnie nie przejmowała się, ba, czerpała radość z jego złości.
- Hermiona? – usłyszeli oboje i spojrzeli w stronę Hogwartu. Niedaleko stał Ron patrząc na nich smutno. Jego oczami wyglądało to zupełnie inaczej. Przed chwilą ganiali się, ona się śmiała, on złapał ją za rękę i przyciągnął do ciebie mrucząc coś cicho.
- To jeszcze nie koniec – warknął jej do ucha i puścił rękę. Gdy odwrócił się w stronę Rona, wyraz jego twarzy zmienił się błyskawicznie. Uśmiechnął się radośnie i jak gdyby nigdy nic zapytał:
- Nie masz nic przeciwko, że pożyczyłem sobie twoją dziewczynę na dzisiejszy poranek?
~*~
-Jestem taka zmęczona – Hermiona opadła na kanapę przed kominkiem w pokoju wspólnym Gryffindoru. – A muszę jeszcze napisać esej na Obronę przed Czarną Magią i zrobić pracę na Starożytne Runy.
Ron pogłaskał ją po ramieniu i uśmiechnął się ciepło.
- Jesteś przepracowana, już na początku roku szkolnego masz tyle roboty. A jeszcze miałaś pomóc mi w moim opracowaniu na eliksiry, pamiętasz?
Hermiona posłała Ronowi wymuszony uśmiech. 
- Muszę iść do biblioteki – westchnęła ciężko, powoli wstając i przeciągając się. – Przy okazji oddam niepotrzebne mi już książki. Pani Pince i tak nagina dla mnie zasady. Nie mogę jej zawieść.
- Oczywiście, że nie możesz – szepnął Rudzielec i zaklęciem przywołał Czarodziejskie Szachy. Szybko dosiadł się do niego Harry, gdyż Ginny znów gdzieś zniknęła. Wybraniec powiedział, że trenuje, gdyż nie może zawieść drużyny. On, jako kapitan, nie miał nic przeciwko, nawet zachęcał do tego swoją dziewczynę.
Hermiona zabrała stos najróżniejszych ksiąg i  szybkim krokiem wyszła na korytarze Hogwartu. Wokół niej było cicho, większość uczniów siedziała w Pokojach Wspólnych, co pasowało dziewczynie.
Gdy była młodsza często po kolacji wychodziła pospacerować. Sama. Wtedy mogła przemyśleć kilka spraw, szczególnie, gdy razem z Harrym i Ronem przeżywali wspólne przygody.
Na pierwszy rzut oka w bibliotece nie było żywej duszy. Dopiero po dłuższym wsłuchiwaniu się, dało się słyszeć skrobanie pióra po pergaminie i przewracanie kartek. Dziewczyna żwawo podeszła do biurka starej bibliotekarki i z cichym westchnięciem położyła górę książek na blacie.
- Dobry wieczór – powiedziała i uśmiechnęła się ciepło do kobiety, która odwzajemniła uśmiech, po czym wstała, by odłożyć lektury na miejsce.
- Ja to zrobię – zaproponowała Gryfonka. – Bardzo to lubię – wyjaśniła, na co zmarszczki wokół ust kobiety jeszcze bardziej się pogłębiły. Z powrotem założyła na nos okrągłe okulary i powróciła do wcześniej czytanej lektury, co chwila upijając łyk herbaty.
Dziewczyna z niemalże czcią złapała kilka książek i zniknęła w różnych alejkach, szukając odpowiednich miejsc. Dość szybko się z tym uporała, zważywszy na to, że znała to miejsce na pamięć i tak jak bibliotekarka potrafiła bezbłędnie i w kilka minut zlokalizować dane dzieło bez użycia jakiejkolwiek magii.
Po odłożeniu lektur na miejsce dziewczyna zajęła się poszukiwaniami pozycji przydatnych do prac domowych. Jako pierwszą zdobyła książkę Starożytne runy dla początkujących po chwili również Mistyczne stworzenia i nie tylko . W dormitorium miała jeszcze kilka własnych ksiąg, więc ograniczyła się tylko do wypożyczenia tych dwóch.
Dziewczyna już miała opuścić bibliotekę, gdy nagle zauważyła, że jeden stolik, dokładnie jej ulubiony, przy oknie, zawalony był wieloma ogromnymi, starymi książkami. Z zaciekawieniem podeszła do stolika i przeczytała tytuł leżącej na wierzchu lektury.


Aktualizacja: 13/04/2020

Przepraszam, że dopiero teraz wstawiłam trójeczkę. Uznajcie to więc za prezent na Dzień Dziecka ode mnie :) Dajcie znać, czy się podoba.
A tak przy okazji jak spędziliście ten dzień?? Tak jak mój brat, czyli przed komputerem, czy tak jak ja, czyli z przyjaciółką w kinie? A i wiem, że nie ma to nic wspólnego z Dramione, ale polecam film Iron Man 3!! Jest  genialny, śmieszny i super (wiem, wiem - rozbudowane słownictwo)
Pozdrawiam magicznie
~hope~