Minerwa McGonagall siedziała w swoim gabinecie na skraju fotela. Nerwowo stukała paznokciami o blat, mimo że ten dźwięk szczególnie ją irytował. Jednak musiała coś zrobić z rękoma, jakoś rozładować to napięcie wypełniające całe jej
ciało.
Dlaczego ona w ogóle się tym przejmowała? Dlaczego
sama myśl o tym, co za chwilę powie, przyprawia ją o niepokój i zdenerwowanie?
Przecież to nic wielkiego. Od pokoleń takie rzeczy miały miejsce i
wszystkim wychodziło to na dobre.
Kobieta szybko spojrzała na zegarek i westchnęła
cicho. Za pięć minut wybije siedemnasta.
Za pięć minut pojawią się tu uczniowie, którzy po rozmowie, którą zmuszona jest z nimi przeprowadzić, na pewno wyjdą mocno zdenerwowani. Minerwa trzymała kciuki, aby odbyło się bez większych kłótni.
Zegar tykał, dla niej zdecydowanie za głośno.
Cienkie wskazówki ruszały się w wyznaczonym rytmie, a ona nie mogła go zwolnić,
czy też zmienić według własnego uznania.
Cztery minuty. Jej palce nerwowo muskały blat, a
oczy z oczekiwaniem wpatrywały się w starą, wręcz wiekową tarczę.
Trzy minuty. Jeszcze chwila, jeden moment…
Dwie minuty. Dlaczego ten czas tak niemiłosiernie
się dłużył?
Jedna minuta. Wskazówki z uporem maniaka nie
chciały zrobić pełnego okrążenia.
Wybiła siedemnasta, na co McGonagall wstrzymała
oddech. Czy ona przypadkiem nie jest na to za stara?
Równo z
donośnym biciem zegara, kobieta usłyszała pukanie do drzwi. Podskoczyła na krześle lekko zaskoczona
punktualnością ucznia i szybko wstała.
- Otwarte! – krzyknęła, a jej przesiąknięty nerwami
głos, echem odbijał się od surowych ścian gabinetu.
Do pomieszczenia dumnym krokiem weszła Hermiona
Granger, ubrana w spódniczkę do kolan w czerwono – złotą kratkę i białą koszulę
z lekko podwiniętymi rękawami. Jej krawat w kolorach Gryffindoru zapięty był
idealnie pod szyją. Dziewczyna swe piękne, długie włosy związała w wysoką kitkę,
tak, by żaden nieporządny kosmyk nie wymknął się poza gumkę. Na jej ustach
gościł nerwowy uśmieszek. Gryfonka zawsze tak reagowała, gdy profesorka wzywała
ją do siebie.
- Witaj, Hermiono – przywitała ją McGonagall
wygładzając szatę, próbując przy tym ukryć zdenerwowanie. – Proszę, usiądź –
kobieta wskazała na jedno z dwóch wolnych krzeseł naprzeciwko biurka.
- Coś się stało? – zapytała dziewczyna, uważnie
wpatrując się w twarz profesorki. Próbowała znaleźć odpowiedź na swoje pytanie na
podstawie zachowania wicedyrektorki. Jej
„poszukiwania” przerwało donośnie pukanie do drzwi. Po chwili w tych samych drzwiach pojawił się Draco Malfoy.
Ubrany był w czarne, lekko wytarte jeansy i białą
koszulę, z niezapiętymi pod szyją guzikami. Krawat w kolorach Slytherinu miał
luźno zawiązany, można było powiedzieć, że w seksowny sposób zwisał z jego szyi. Jasne, troszkę przy długie włosy opadały mu na
czoło, a chłopak co chwilę odgarniał je szybkim ruchem głowy, na co, z
pewnością z zachwytem reagowała płeć piękna.
Nie czekając na zaproszenie usiadł na krześle, obok
Hermiony, rozsiadając się przy tym wygodnie.
McGonagall spojrzała na nich i westchnęła cicho.
Tak, tak, to był jej pomysł, sama go podsunęła
dyrektorowi. Ale teraz, jak patrzyła na tę dwójkę, miała coraz większe
wątpliwości. Przecież… oni nigdy się nie dogadają! Są przeciwieństwami, można
było to stwierdzić nawet po ich zachowaniu w tej chwili.
Hermiona siedziała wyprostowana, obie dłonie
spoczywały na kolanach, co chwilkę nerwowym gestem poprawiając spódniczkę. Gryfonka
patrzyła na profesorkę z uwagą, czekając na to, co powie.
Draco odchylał się w krześle, ręce złożone miał na
piersi. Wydawało się, że nie interesuje go, co się dzieje, a z wyrazu jego
twarzy dało się wyczytać znudzenie i irytację.
Dwa przeciwieństwa, uczniowie z dwóch
nienawidzących się domów.
To nie ma prawa się udać.
Kobieta znów westchnęła cicho, po czym chrząknęła
znacząco, przygotowując gardło do poważniej rozmowy.
- Draco, twoje wyniki nie są zadawalające. Wiem, że
wszystko może się jeszcze zmienić, jednk, chcielibyśmy ci to troszkę ułatwić.
Znamy twoją sytuację i zdajemy sobie sprawę, jak musi być ci ciężko…
Malfoy prychnął, na co profesorka zmroziła go
spojrzeniem, mówiącym, jak bardzo niestosowne jest jego zachowanie.
- … dlatego chcielibyśmy zaoferować ci pewną pomoc.
Hermiona z przerażeniem wpatrywała się w Minerwę.
Wiedziała, co za chwilę padnie z jej ust, jednak nie chciała tego słyszeć. Nie,
nie, NIE!
- Panno Granger, to będzie twoje zadanie. Pomożesz
panu Malfoyowi w nauce i przy okazji w przygotowaniach do… rozprawy.
Gryfonka przełknęła ślinę. Nie, ona się nie zgadza,
nie chce tego. Jej zdanie też powinno się liczyć, prawda? Może da się to wszystko odwrócić…
- Pani profesor …– szepnęła nieśmiało, zwracając na
siebie uwagę nie tylko McGonagall, ale również samego Dracona. – Ja już raz
chciałam mu pomóc, z własnej woli. To nie ma prawa się udać, nie umiemy współpracować. On nie potrzebuje niczyjego współczucia, czy
litości. On zawsze radzi sobie sam. Zostawmy go w spokoju, skoro jest taki
idealny i samodzielny.
Minerwa ze zdziwieniem uniosła brwi. Kobieta od zawsze wiedziała, że panna
Granger to dziewczyna o złotym sercu. Altruizm był jedną z jej największych
cech. Ogłosili to nawet w magazynie ,,Czarownica”, zaraz po wojnie. Gryfonka pomagała wszystkim
poszkodowanym i ich rodzinom. Okazywała ciepło i wsparcie każdej żyjącej
istocie na ziemi.
McGonagall musnęła palcami książkę, by ustawić ją
idealnie pod kątem prostym. Jej mania perfekcjonizmu w stresujących sytuacjach
jeszcze bardziej się potęgowała.
- Nie sądzę, by pan Malfoy sam sobie poradził w tej
sytuacji. Jego oceny są jednymi z najgorszych w całej szkole – stwierdziła,
namyślając się przez krótką chwilkę.
Draco spojrzał na nią nienawistnym wzrokiem.
Dlaczego nikt w niego nie wierzy? Dlaczego nikogo nie obchodziło jego zdanie?
No dobrze, może niektóre rzeczy wymknęły mu się spod kontroli, ale każdemu się
zdarza, prawda? Każdemu, oprócz Granger, oczywiście.
- Niestety, wy nie macie nic do powiedzenia, panno
Granger. Decyzja już zapadła i nie ma odwrotu. Będziecie uczyć się razem w
środy i w piątki po kolacji do 22.30 i w niedziele od 15.00 do 18.00.
Oczywiście, korepetycje żadnemu z was nie kolidują z innymi zajęciami, co
pozwoliłam sobie sprawdzić jeszcze przed rozmową z wami.
Draco wywrócił oczami. Po jaką cholerę ona
wyznaczyła im taki grafik? Co z jego czasem wolnym, prawem do spędzania czasu tak, jak mu się to podoba? Myślała, że inaczej nie będą razem się uczyć, czy
co? Chociaż, tutaj może miała troszkę racji…
- Gdzie będziemy się spotykać? – zapytali oboje, w
tym samym czasie i spojrzeli na siebie z przestrachem, po czym każde z nich wzdrygnęło
się z obrzydzenia.
- Na początku myśleliśmy o bibliotece, jednak zważywszy na to, że może być dużo uczniów, co
wskazuje na tłok i brak skupienia, wybór padł na wasze dormitoria. Wy
zdecydujcie u kogo – powiedziała Minerwa, wyczekująco patrząc na dwójkę.
Hermiona rozważała wszystkie za i przeciw.
Ron dostanie
szału, jak się o tym dowie. Zaraz zacznie wymyślać i powie, że go zdradzam.
Poza tym, co chwilę będzie przychodzić i sprawdzać, czy nie wylądowaliśmy razem
w łóżku. Jeżeli chociaż któreś z nas przesunie się o milimetr, Weasley zrobi
nam awanturę. Nie może być u mnie!
Draco również myślał gorączkowo, co z tym fantem
zrobić.
Skoro już
muszę mieć z nią zajęcia to tylko i wyłącznie w moim dormitorium! Nie mam
zamiaru tyle razy pokazywać się w ich wieży. Ci idioci mogą pomyśleć, że coś do
niej czuję… fuj! Nie ma mowy!
- W jego dormitorium – powiedziała Hermiona w tym
samym czasie, co blondyn, tylko, że jego słowa brzmiały: „W moim pokoju”.
McGonagall uśmiechnęła się z triumfem i rzekła:
- Dobrze. Zaczynacie w tym tygodniu. Życzę wam
owocnej pracy.
Kobieta podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko.
Teraz wiedziała, że dobrze zrobiła. Nie miała już żadnych wyrzutów sumienia.
~*~
Hermiona jak osa wpadła do Pokoju Wspólnego.
Uczniowie posyłali jej zdziwione spojrzenia, jednak Gryfonka miała je
gdzieś. JUTRO po kolacji miała udać się
do dormitorium MALFOYA, żeby go UCZYĆ!! Dlaczego właśnie ona? Jest przecież
milion innych dziewczyn, które zabiłyby się, by być na jej miejscu!
Brązowowłosa potrzebowała rozmowy z kimś bliskim i
zaufanym. Z kimś, kto nie będzie w żaden sposób jej krytykował i zrobi
wszystko, by jej pomóc. Ginny to najlepsza przyjaciółka pod słońcem. Mimo że
ostatnio nie rozmawiały ze sobą za często, najmłodsza latorośl Weasleyów na
pewno jej pomoże.
Hermiona, niewiele myśląc, pobiegła do dormitorium,
które na szczęście dzieliła tylko z Rudą. Gdy otworzyła drzwi, na pierwszy rzut
oka nie zauważyła jej. Ginewra leżała zwinięta w kłębek na swoim łóżku i patrzyła
się w przestrzeń, rozmyślając nad czymś gorączkowo. Gdy tylko spostrzegła
Mionę, zerwała się do pozycji siedzącej i ruchem ręki odgarnęła miedziane włosy
z twarzy.
- Musimy pogadać – stanowczo powiedziała Granger,
na co Ginny zareagowała z przestrachem.
Czy ona wie o
wszystkim? Czy będzie mnie krytykować za mój wybór? Czy powie Harry’emu?
- Mam straszny problem – szepnęła, opadając na
satynową kołdrę na swoim łóżku. – McGonagall wezwała mnie dziś do siebie w…
dość nietypowej sprawie. Mam dawać korepetycję – powiedziała na wydechu,
podnosząc się i z uwagą wpatrując się w twarz przyjaciółki.
- To przecież nic złego – odpowiedziała Ruda. –
Dopóki jest to ktoś fajny, ja nie widzę przeszkód, by…
- No właśnie, Gin! – przerwała jej Gryfonka,
zrywając się z miejsca. – Ja nie chcę mieć z tą osobą nic do czynienia! To
MALFOY, rozumiesz?! Ta obrzydliwa, podła fretka! Do tego muszę mu pomagać w
przygotowaniach do rozprawy!! Oni chcą, by ten przestępca wygrał i normalnie
żył na wolności!
Ginny z politowaniem spojrzała na Mionkę przerażoną tym, co właśnie powiedziała. Przecież nie myślała w ten sposób, czemu czuła potrzebę zaprzeczania temu, co czuła naprawdę?
- A gdzie podziała się twoja altruistyczna postawa,
kochanie? – zapytała ciepło Ginny, głaszcząc przyjaciółkę po ramieniu. – Niektórzy
zasługują na drugą szansę i na zrozumienie. Jeżeli się troszkę postarasz,
zobaczysz rzeczy, o których wcześniej nie miałaś pojęcia.
Hermiona wzięła kilka głębokich wdechów i kiwnęła
głową.
- Wiem, ja... Nie chciałam tego powiedzieć. Może i nie znoszę tej tlenionej, przeklętej DURNEJ fretki, ale nie życzę mu Azkabanu. Tylko Ginny, - ton jej głosu zmienił się w błagalny - przyrzeknij, że nic nie
powiesz Ronaldowi!
- Nawet tego nie planowałam – zgodziła się Ginny, by po chwili z całej
siły przywalić w przyjaciółkę poduszką.
~*~
Słońce powoli wstawało, delikatne promienie kąpały
się w jeziorze, a białe chmurki beztrosko pływały po niebie, co chwila
zmieniając swe kształty. Raz pokazywały się jako zwykła kuleczka, a już po chwili
stawały się małymi barankami. Wszystko powoli budziło się do życia. Ptaszki
wesoło ćwierkały, śpiewając przeróżne melodie. Zapowiadał się piękny, słoneczny
i w miarę ciepły dzień. Prawdopodobnie jeden z ostatnich.
Hermiona przetarła oczy, powoli je otwierając.
Przyciągnęła się, ziewając przy tym głośno. Jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzała
na zegar, który wskazywał kilka minut przed siódmą.
Czas wstawać pomyślała,
wyczołgując się z łóżka. Poranną rutynę rozpoczynała, oczywiście, od wizyty w
łazience. Dziewczyna wzięła szybki, zimny prysznic, który zmył z niej resztki
zmęczenia, zachęcając przy tym do życia. Owinięta w bordowy, puchowy ręcznik
wróciła do dormitorium. Ginny również już nie spała i czekała na swoją kolej,
siedząc przy mahoniowym biurku.
- Dzień dobry – przywitała szatynkę z uśmiechem i
zniknęła za drzwiami łazienki. Gryfonka stanęła przy oknie, rozkoszując się
promieniami słońca padającymi na jej twarz. Westchnęła cicho i skierowała swoje
kroki do szafy. Po pół godzinie obie były gotowe do wyjścia. Rozpromienione
zeszły do Pokoju Wspólnego, by poczekać na chłopaków.
Pierwszy pojawił się Harry. Uścisnął Hermionę na
powitanie i namiętnie pocałował Ginewrę w usta. Ginny posmutniała nagle, no co zwróciła uwagę tylko panna Granger. Szatynka posłała
jej spojrzenie, mówiące : ,,Jak tylko
skończą się lekcje, wszystko mi wyśpiewasz, młoda damo” .
Po chwili na dole zjawił się Ronald cały w
skowronkach.
- Cześć, kochanie – przywitał się z Hermioną,
składając na jej ustach długi pocałunek. – To co, idziemy? – zapytał wesoło,
łapiąc ją za rękę. Cała czwórka zeszła
do Wielkiej Sali na śniadanie, a po chwili usadowili się przy stole
Gryffindoru. Hermiona przelotnie spojrzała na stół Slytherinu, przez co
spojrzenia jej i Malfoya skrzyżowały się na ułamek sekundy, co przypomniało Gryfonce pewną smutną prawdę.
Dzisiaj odbywały się jej pierwsze korepetycje z tą glizdą.
~*~
Jak na złość, każda z lekcji kończyła się bardzo
szybko, a wskazówki zegara nieubłaganie zbliżały się do dziewiętnastej, co oznaczało kolację.
Dziewczyna zupełnie nie miała na to ochoty. Już przy obiedzie marudziła,
dłubiąc widelcem swój posiłek. Tylko Ruda znała prawdziwy powód jej zmartwienia
i co chwila posyłała jej pokrzepiający uśmiech.
Po zakończonych lekcjach Hermiona zniknęła w
bibliotece. Musiała się przecież przygotować do spotkania, znaleźć odpowiednie
książki, by nie wyjść na idiotkę. Nie może się przecież skompromitować przed tą
szują. Nie da mu powodu do następnych przezwisk.
Dzisiaj postanowiła poduczyć go z transmutacji. Ten
przedmiot nie należał do łatwych, a poza tym McGonagall zadała niezwykle trudne
wypracowanie dla chętnych, które Malfoy z przyjemnością napisze pod jej czujnym
okiem. Hermiona już dawno je zrobiła, dlatego wiedziała, jakie lektury wybrać.
Kilka minut przed dziewiętnastą dziewczyna opuściła
bibliotekę, kierując swe kroki do Wielkiej Sali. Na korytarzach było
niepokojąco cicho, szatynka nie zauważyła też ani jednego ucznia, co lekko ją zaniepokoiło. Gdy doszła do jadalni, zobaczyła, że drzwi są
zamknięte, a zwykle pozostawały otwarte w porach posiłków. Dziewczyna upewniła
się, że różdżka bezpiecznie spoczywa w jej kieszeni i otworzyła wrota.
To, co zobaczyła w środku, bardzo ją zaskoczyło,
oczywiście w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Na jej twarzy pojawił się ogromy
uśmiech, gdy trójka jej najlepszych przyjaciół rzuciła jej się w ramiona.
- Wszystkiego najlepszego! – ryknęli wszyscy, jak
na zawołanie, łącznie ze Ślizgonami i nauczycielami. Sam dyrektor wykrzywił
usta co miało być imitacją uśmiechu.
Panna Granger zupełnie zapomniała o swoich
urodzinach, a u ciągu całego dnia nikt nie kwapił się, by jej o tym
przypomnieć. Każdy zachowywał się w zupełności normalnie, tylko po to, by pod
wieczór zrobić jej taką wspaniałą niespodziankę.
Wielka Sala prezentowała się pięknie. Wszystkie
stoły zostały przesunięte, tworząc pewnego rodzaju koło na środku. W powietrzu latały, zmieniające swoje barwy,
balony i świeczki, a z niebieskiego
sklepienia zwisały kolorowe serpentyny. Za nauczycielami wisiał ogromny napis
„Wszystkiego najlepszego, Hermiono!” Każdy uczeń na głowie miał urodzinową
czapeczkę, nawet ci z domu Salzara zostali zmuszeni, by takowe założyć.
Nagle do pomieszczenia, na sam jego środek, wjechał
ogromny tort w kształcie Hogwartu, a przed zamkiem, na błoniach stały ruszające
się, lukrowane figurki czwórki przyjaciół, którzy trzymali się za ręce i
machali do wszystkich wokół. Ciasto było bardzo realistyczne, a każdy detal
ukazany wręcz idealnie. Hermiona wiedziała, że za jego wykonaniem stały
skrzaty, dlatego dziewczyna postanowiła później im podziękować.
Wszyscy odśpiewali jej głośne ,,sto lat”, jednak najgłośniej darli się Gryfoni.
Większość chłopców powchodziła na stoły wiwatując na jej cześć. A ona… ona
czuła się niesamowicie, szczęście wypełniało całe jej ciało, każdą jej komórkę.
Od zawsze wiedziała, że ma najwspanialszych przyjaciół na świecie, ale nie
zdawała sobie sprawy, że zdolni są do czegoś TAKIEGO! Pierwszy raz, odkąd
postawiła stopę w tej szkole odbyła się taka impreza z okazji urodzin któregoś
z uczniów.
- Ja wpadłem na ten pomysł – szepnął jej do ucha
Ron, obejmując ją od tyłu i kładąc głowę na jej ramieniu.
- Dziękuję – odpowiedziała, odwracając się i
całując go w usta. Cała sala zaczęła gwizdać i bić brawa. Hermiona speszona
oderwała się od chłopaka i spiekła ogromnego raka.
~*~
Impreza trwała w najlepsze. Niestety nie zdążyła
się nawet rozkręcić, gdy profesor McGonagall oznajmiła wszem i wobec, że to już
koniec. Solenizantka spojrzała na zegarek, który wskazywał na dwudziestą
pierwszą.
- Hermiono! – zawołała za nią Minerwa, gdy panna
Granger miała opuścić Wielką Salę. Dziewczyna poprosiła przyjaciół, by zanieśli
jej górę prezentów do jej dormitorium, a sama podeszła do profesorki.
- Tak? – zapytała, doskonale wiedząc, po co kobieta
kazała jej zostać.
- Zostało jeszcze półtorej godziny twojej nauki z
panem Malfoyem. Mam nadzieję, że nic się nie stanie, gdy już dzisiaj
zaczniecie. Rozumiem, że są twoje urodziny, ale mu naprawdę trzeba pomóc.
Hermiona pokiwała głową, poprawiając torbę na
ramieniu. Na szczęście wszystkie książki zmniejszyła do rozmiaru pudełek po
zapałkach i wzięła ze sobą.
- Hasło to : Czysta
krew - oznajmiła na pożegnanie i
uśmiechnęła się ciepło.
Granger szybkim krokiem opuściła Wielką Salę.
Dlaczego ona w SWOJE URODZINY miała uczyć tą szuję?! Czy McGonagall nie
obchodziło, że jest zmęczona i chce jak najszybciej położyć się do łóżka?
Gdy szatynka coraz bardziej zbliżała się do lochów,
usłyszała kroki, ale nie przejęła się nimi zbytnio. Przed chwilą skończyła się
impreza urodzinowa i ktoś jeszcze mógł nie wrócić do pokoju. Dziewczyna
przeklinając w myślach profesorkę transmutacji przez przypadek na kogoś wpadła.
Oczywiście musiała zaliczyć bliższe spotkanie z zimną posadzką. Gdy uniosła
oczy, zobaczyła Zabiniego. Na jej twarz wstąpił grymas obrzydzenia, ale gdy
Ślizgon podał jej rękę, by pomóc, zdziwiła się ogromnie. Mimo wszystko ujęła
jego dłoń i wstała z ziemi.
- Dzięki – powiedziała cicho, podnosząc torbę.
- Co ty tu robisz? – zapytał zdziwiony brunet,
patrząc na nią przenikliwie. – Wieża Gryffindoru jest w drugą stronę.
- Wiem, ale McGonagall kazała mi… - zaczęła, ale
Diabeł przerwał jej w połowie.
- Draco mi coś wspominał. Chodź.
Całą drogę przebyli w milczeniu. Hermionę
zastanawiała postawa Blaise’a. Dopiero teraz zauważyła jak różnił się od Malfoya.
Blondyn na pewno by jej nie pomógł, tylko rzucił komentarz, o tym jaka jest
niezdarna.
Gdy oboje weszli do Pokoju Wspólnego Slytherinu,
wszyscy w środku zamarli. Gdzieniegdzie rozległy
się szepty oburzenia. Nawet Draco zaskoczony był jej przyjściem. Myślał, że ta
idiotka dziś im odpuściła, w końcu jej ulubienica miała urodziny. Mylił się.
- Chodź za mną – rozkazał Gryfonce i nawet na nią
nie patrząc, udał się na górę, jak przypuszczała Hermiona, do swojego
dormitorium. Na szczęście dziewczyna zdążyła się rozejrzeć wokół.
Pokój Wspólny
domu węża nie przypominał tego z jej wyobrażeń. Wyglądał prawie tak samo
jak gryfoński, jednak w zielono srebrnych kolorach. Zdobiły go różne rzeźby i
obrazy. Również przed kominkiem stała kanapa, a przy ścianach porozstawiano
stoliki i fotele.
Dormitorium Dracona różniło się od jej i Ginny, nie
tylko kolorystyką, ale też wielkością i rozmieszczeniem mebli. Malfoy mieszkał
sam, a drzwi po prawej zapewne prowadziły do pokoju Diabła. Ściany zostały
pomalowane na szmaragdowy kolor, a z sufitu zwisał przepiękny, zrobiony z
drogich kamieni, żyrandol. Po lewej stronie, tuż pod ścianą ustawione było
dwuosobowe łoże, które spokojnie można nazwać małżeńskim. Na przeciwko wejścia,
pod oknem stało mahoniowe biurko zawalone teraz książkami i kawałkami
pergaminu. Na samym środku pomieszczenia leżał miękki, zielony dywan, na którym
postawiono mały stolik i dwa fotele. Obok drzwi prowadzących do przyjaciela
stał pokaźnych rozmiarów barek, po brzegi zaopatrzony w alkohole.
- Wow – skomentowała Gryfonka, siadając na wygodnym
fotelu i wyjmując z torby zmniejszone książki. Jednym ruchem różdżki
przywróciła im rzeczywistą wielkość i zaczęła swój wykład.
- Dziś zajmiemy się transmutacją. Na razie nie ma
nic trudnego, więc napiszesz dodatkowy esej na temat Cristoffa i praw, które
opracował. Powinno ci to zająć dwie i pół rolki – powiedziała, a blondyn pokiwał głową na zgodę.
Dziewczyna dała mu kilka książek, mówiąc, że on też
ma czegoś poszukać na ten temat. Malfoy, niezbyt chętnie, ale zajął się zadaną
pracą. Specjalnymi zakładkami, które wzięła ze sobą Gryfonka, zaznaczał strony
z przydatnymi informacjami.
Później nadeszła kolej na napisanie eseju. Hermiona
doradzała, co powinno się znaleźć na początku, a co na końcu i poprawiała
wszystkie jego błędy. W środku chłopaka aż się gotowało, za każdym razem, gdy
mówiła :Tutaj źle przepisałeś ,albo Nie widzisz, że ta informacja dwa razy
powtarza się w twoim tekście? Mimo wszystko hamował się, jak tylko mógł.
Pansy przekonała go, by skupiał się i nie marudził, bo potrzebuje pomocy w
nauce.
Gdy wybiła dwudziesta druga trzydzieści, Hermiona
jak oparzona zerwała się ze swojego miejsca. Te półtorej godziny nie okazały
się ogromną męczarnią, jak się tego wcześniej spodziewała, ale nie robiła sobie
złudnych nadziei. Widziała przecież, jak
zaciskał zęby, gdy mówiła, że ma coś poprawić. Doceniała jednak jego starania.
- Dobrze nam dzisiaj poszło – podsumowała, ziewając
przy tym. – Jestem pewna, że dostaniesz dobrą ocenę – powiedziała, pakując
swoje rzeczy. – To część! – krzyknęła i zniknęła za drzwiami.
Teraz jej największym zmartwieniem był Ronald,
który z pewnością będzie ją wypytywał, co robiła. Nie może wyjawić mu prawdy,
gdyż wpadnie w furię.
Biegnąc przez ciche korytarze, zastanawiała się, w
jaką bajeczkę uwierzy jej chłopak. Gdy tylko pojawiła się w pokoju wspólnym
zastała Ronalda śpiącego na kanapie, co ogromnie ułatwiało jej sprawę.
Postanowiła, że wytłumaczy mu rano.
Jak najciszej weszła na górę i otworzyła drzwi do
swojego dormitorium. Na szczęście Ginny jeszcze nie spała.
- Jak tam korepetycje z fretką? – zagadnęła ją
Ruda, zamykając książkę i odkładając ją na szafkę nocną.
- Co jest z tobą i Harry’m? – zapytała Hermiona bez zbędnych
ceregieli, krzyżując ręce na piersiach i wyczekująco patrząc się na
przyjaciółkę.
Aktualizacja: 14/04/2020
Tak jak obiecałam, dziś dodałam rozdział 5. Najdłuższy jaki do tej pory napisałam, aczkolwiek troszkę nudnawy.
Dziś miałam zakończenie roku. Nareszcie wakacje!! Byłam również w kinie na The Bling Ring i powiem jedno. Emma Watson jest genialna!! Potrafi się wczuć w każdą rolę!
Pozdrawiam magicznie
~hope~