sobota, 28 marca 2015

Obliviate 03

Rozdział 13: 11 kwietnia 2015

The weight
of a simple human emotion
weights me down*

Hermiona Granger całe dnie poświęcała nauce. Tylko to powstrzymywało ją od nadmiernego myślenia, które ostatnimi czasy miało na nią toksyczny wpływ. Za każdym razem, gdy zostawała sama i próbowała przypomnieć sobie jakiekolwiek szczegóły z minionych wakacji, ogarniała ją panika. Czuła się słabo, miała ochotę zwymiotować, jej ciało przepełniała adrenalina. Szukała w bibliotece jakiejś wskazówki, czegokolwiek, co by powiedziało jej, czemu tak się dzieje. Niestety, z marnym skutkiem. Przyjaciele zauważyli zmianę w jej zachowaniu, ale na szczęście taktownie nie poruszali tego tematu.
Jednak pewnego dnia Ron nie wytrzymał.
- Mionko, możemy porozmawiać? – Hermiona wstrzymała oddech. Za każdym razem, gdy słyszała to pytanie, obawiała się, że ktoś poruszy temat tabu.
- Martwię się – powiedział Rudy, siadając obok niej i łapiąc ją za rękę. Kciukiem rysował okręgi na zewnętrznej stronie jej dłoni. – Porozmawiaj ze mną – dodał już szeptem. Hermiona pokręciła głową, a do oczu napłynęły jej łzy.
- Ron, proszę – jęknęła, szybko wstając. Weasley zerwał się na równe nogi i mocno ją do siebie przytulił. Dziewczyna próbowała się wyrwać, jednak to nic nie dało. Ron ani myślał ją puścić. Hermiona wybuchła płaczem, zmęczona walką. Wtuliła się w pierś chłopaka, który przyciągnął ją jeszcze bliżej siebie.
- Wszystko będzie dobrze – szeptał, głaszcząc ją po głowie. Czuł, jak powoli uspokaja się w jego ramionach. – Wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć, możesz powiedzieć mi wszystko. Jestem tu dla ciebie.
Hermiona delikatnie się uśmiechnęła i wyswobodziła się z jego uścisku.
- Dziękuję – powiedziała cicho i wspięła się na palce, by pocałować go w policzek. – Ale na razie chcę uporać się z tym sama – dodała smutno, po czym chwyciła książkę leżącą na stole i ruszyła w stronę dormitorium. W połowie drogi obróciła się w stronę Rona i pomachała mu na pożegnanie. Chłopak odpowiedział jej tym samym i uśmiechnął się, chcąc dodać jej otuchy. Był jej przyjacielem. Nie chciał jej zawieść.

The ache
it’s determined and demanding
to ache*

Patrzenie na nią sprawiało mu fizyczny ból. Nie mógł znieść tej chłodnej obojętności w jej oczach. Wolałby, żeby zaczęła na niego krzyczeć, obrażać, nawet szarpać. Poddałby się temu z przyjemnością. Wszystko byłoby lepsze niż to.
Widział, że coś jest nie tak. Hermiona bardzo schudła, ubrania wisiały na niej jak na wieszaku. Uśmiech już nie gościł na jej ustach, nawet, gdy była z przyjaciółmi, nie dostrzegał tego błysku radości. Cienie pod oczami wskazywały na to, że ledwo spała. Bał się o nią. On, Draco Malfoy, martwił się. Wiedział, że wymazanie tak ważnej części życia z pamięci człowieka jest trudne, a złe wykonanie pozostawia po sobie okropny ślad.
Od pół godziny wpatrywał się w jej plecy. Widział, jak pochyla się nad pergaminem. Mógł się założyć, że marszczy czoło i delikatnie przygryza koniuszek pióra. Lubił ten obraz, nie mógł tak po prostu wyrzucić go z pamięci, nie po tym wszystkim.
- Malfoy! – syknęła Pansy, szturchając go łokciem.
- Co? – warknął, posyłając jej spojrzenie godne bazyliszka.
- Lekcja już się skończyła – powiedziała Parkinson, wrzucając wszystkie swoje rzeczy do torby. Draco poszedł za jej śladem, jednak jego myśli znów odpływały gdzieś daleko.
- Draco, do kurwy nędzy! – wrzasnęła nagle Pansy i potrząsnęła nim porządnie. Malfoy spojrzał na nią zdziwiony, jednak doskonale wiedział, co ją tak wyprowadziło z równowagi. – Nie mam już do ciebie siły. Nie rozumiem, co się dzieje, a widzę, jak się męczysz. Wiem, że coś się stało w te wakacje. Musisz, musisz mi powiedzieć…

Yesterday I died,
tomorrow is bleeding
Fall into your sunlight **

- Ja pierdolę – mruknęła, powoli wstając z miejsca. – To się porobiło…
- Nie mów – warknął i schował twarz w dłoniach.
Powiedział jej. Walczył ze sobą ze wszystkich sił, bał się jak cholera, ale powiedział Pansy. Wszystko. O tym, że Hermiona mu pomogła, że go wyleczyła, że ich nienawiść przerodziła się w coś innego. Coś, co jednym zaklęciem zniszczył Czarny Pan.
- A to jeszcze nie wszystko – powiedział Draco z ironicznym uśmiechem. – Za swoje karygodne zachowanie powierzone mi zostało specjalne zadanie.
- Jakie? – zapytała niepewnie, znów siadając obok niego.
- Mam zabić Dumbledora.

Hermiona siedziała w dormitorium pisząc esej dla profesor McGonagall. Gdy zaczynała dziewiątą rolkę do jej pokoju wpadła Ginny.
-  Co robisz? – zapytała, podchodząc do niej i kładąc rękę na jej ramieniu.
- A jak myślisz? – mruknęła, nie odrywając wzroku od pergaminu.
Ginny uśmiechnęła się i z przyjemnością rzuciła na łóżko.
- Dumbledore znów wezwał do siebie Harry’ego. To już drugi raz w tym tygodniu – westchnęła Ruda, a Hermiona wreszcie na nią spojrzała.
- Naprawdę? – ciągle zachodziła w głowę, po co dyrektorowi pomoc szesnastoletniego chłopca. To prawda, był Wybrańcem, ale jednocześnie dzieckiem.
- Yhm – Ruda kiwnęła głową i głośno ziewnęła. - Słyszałaś, że Slughorn zamierza wyprawić jakąś imprezę w sobotę?
- Tak, też zostałam zaproszona. Biedny Ron, on jako jedyny z naszej czwórki nie zakwalifikował się do Klubu Ślimaka - Hermiona uśmiechnęła się na myśl o przyjacielu. – Śmieszy mnie to, że Slughorn zapamiętał twoje imię, a na Rona mówi… Wallenby?
Ginny parsknęła śmiechem.
- Coś w ten deseń.

- Panie – Lucjusz ukłonił się nisko. Tom podniósł na niego swoje czerwone oczy, a na usta wpełzł mu szatański uśmiech.
- Tak, Malfoy?
Lucjusz wyprostował się, jednak jego głowa nadal pozostawała opuszczona. Nie śmiał spojrzeć na Czarnego Pana.
- Snape właśnie przysłał mi sowę, że Draco znalazł bliźniaczą Szafę Zniknięć w Pokoju Życzeń. Gdy tylko ją naprawi, będziemy mogli zacząć próby – poinformował Toma trzęsącym się głosem.
- Świetnie – Voldemort klasnął w dłonie ucieszony. – Widzę, że twój syn nareszcie poszedł po rozum do głowy. Wiadomo, co ze szlamą Granger?
- Według Severusa szlama traci siłę. Wszystko idzie zgodnie z planem, mój Panie.
Riddle kiwnął głową.
- Już niedługo wygramy wojnę, moja droga – zwrócił się do Nagini i pogłaskał ją po głowie. – Świat będzie nasz.

- Blaise wie? – zapytała Pasny, nalewając Ognistej do dwóch szklanek.
- Nie – mruknął Draco, trzęsącą się dłonią sięgając po trunek. – Niech tak zostanie. Już widzę jego minę, jak dowiaduje się, co zaszło między mną a Granger. Nie zrozumiałby.
- Nie doceniasz go, Smoku – powiedziała dziewczyna, jednym haustem wypijając zawartość naczynia. – Może jest impulsywny i wredny, ale jest twoim przyjacielem. Zawsze stanie po twojej stronie, nie ważne, co będzie się działo.
- Nawet, jeżeli będę chciał odzyskać Granger? Zaakceptuje mój wybór? – Malfoy, nie fatygując się, by nalać whisky do szklanki, chwycił butelkę i zdrową pociągnął z gwintu. Po jego ciele rozeszła się przyjemna fala ciepła, a w głowie mocno zaszumiało.
- A chciałbyś?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo przywiązałem się do tej małej, wrednej, irytującej istoty. Przez te cholerne dwa miesiące zmieniła mnie, pokazała mi moją inną twarz. Widzisz? Pieprzę same głupoty. Dobrze, że nie jestem na tyle głupi, by pod  jej oknem śpiewać mugolskie serenady.
Pansy uśmiechnęła się i wyrwała mu butelkę.
- Faktycznie, pieprzysz – Malfoy zmroził ją spojrzeniem. – Ale spróbuj. Skoro raz się w tobie zakochała, nic nie szkodzi na przeszkodzie, by zrobiła to po raz drugi.
Draco zaśmiał się nerwowo i zerwał z miejsca. Niczym szaleniec zaczął chodzić po pokoju. W końcu podszedł do okna i otworzył je na oścież. Chłodne powietrze przyjemnie łaskotało go po twarzy.
- Nigdy nie będzie tak jak wcześniej. Po tym wszystkim nawet na mnie nie spojrzy.
Parkinson zmarszczyła brwi.
- To ja mam być tym, który wprowadzi śmierciożerców do zamku. Znalazłem Szafę Zniknięć, gdy ją naprawię, Hogwart przestanie istnieć. A jeżeli na dokładkę zabiję Dropsa, mogę się pożegnać ze szczęśliwym zakończeniem – wyjaśnił oschle, po czym kilkoma łykami opróżnił butelkę do pusta.
Brzydził się sobą. Nienawidził tego życia. Niestety, raz śmierciożercą, na zawsze śmierciożercą. Jedynym sposobem na wolność była śmierć.
- Draco – szepnęła Pansy, przytulając się do niego. – Spróbuj. Może pokaż jej swoje wspomnienia? Wytłumacz jej sytuację, w jakiej się znalazłeś. Nawet jeżeli nie wypali, przynajmniej nie będziesz się zadręczał. To cię zniszczy.
- Czy ty namawiasz mnie, żebym rozkochał w sobie „szlamę Granger”?
- Widzisz? Przez tą cholerną dziewuchę sama zaczynam pieprzyć głupoty.

And I don’t want to let this go
I don’t want to lose control
I just want to see the stars with you

 And I don’t want to say goodbye
Someone tell me why
            I just want to see the stars with you *

* Troye Sivan - The fault in our stars
** Trading yesterday - Shattered

EDIT: Aithne

Wreszcie wstawiam trzecią część Obliviate. Kilka osób pytało mnie, kiedy wstawię, a ja muszę przyznać, że dopiero Wasze komentarze przypomniały mi o tym opowiadaniu.
Notki zamierzam wstawiać co dwa tygodnie w soboty. Na początku każdego rozdziału będzie pojawiała się data kolejnego. Również w spisie treści, obok następnego jeszcze nieopublikowanego rozdziału w nawiasie napisane jest, kiedy wstawię. Na razie główną historię zamierzam przeplatać z opowiadaniami (Obliviate i Są takie chwile...), ale kiedy tamte się skończą zostanie tylko Zakazana Historia. 
Pozdrawiam magicznie
~hope~

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 12

Hermiona nieśmiało zapukała do drzwi, mocniej ściskając w ręku książkę od Obrony przed czarną magią. Nie wiedziała, jak Malfoy będzie się do niej odnosił po tym, jak „pobłogosławiła” związek Blaise’a i Ginny. Miała nadzieję, że chłopak zrozumie, że nie może zabronić im się spotykać. Teraz sama karciła się za to, że taka myśl w ogóle przeszła jej przez głowę. Działała pod wpływem impulsu, iskierki złości. Teraz, na spokojnie, wiedziała, że nic nie może zrobić.
Drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, a za nimi stanął Malfoy. Malfoy, który z niewidomych dla Hermiony przyczyn był bez koszulki. Malfoy, którego mięśnie przyprawiłyby o zawroty głowy nawet McGonagall. Usta Granger otworzyły się delikatnie, a ona oniemiała. Chociaż nie chciała o tym myśleć, Draco bez koszulki był bardzo ponętny – tak wyrzeźbionej klatki piersiowej mógł mu pozazdrościć niejeden mężczyzna.
Malfoy zaśmiał się pod nosem.
- Wytrzyj ślinę, Granger – mruknął rozbawiony. – Zaraz zmoczysz całą podłogę.
Hermina otrząsnęła się z dziwnego amoku, a jej policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Nieśmiało weszła po pokoju, śledząc chłopaka wzrokiem. Pożądliwie patrzyła, jak zakładał koszulkę, a jakaś jej część chciała, by przestał. Gryfonka kolejny raz skarciła się w myślach i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi.
- Jeżeli chodzi o Ginny i Blaise’a… – zaczęła niepewnie, ale on przerwał jej w pół zdania.
- Wiem, my nie mamy na to wpływu, nie nasza sprawa, bla, bla, bla. – Draco usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach. Pierwszy raz Hermiona widziała go takiego słabego i bezbronnego. Nie wiedziała, że Malfoy aż tak przejmie się związkiem Zabiniego ze „zdrajczynią krwi”, w środku jednak czuła, że chodzi o coś większego. Znacznie większego.
Nie wiedząc zbytnio jak ma się zachować, usiadła obok i spojrzała na niego smutno. Nagle zapragnęła mu pomóc, jakoś go pocieszyć, przytulić. Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, ale zatrzymała ją w pół drogi i opuściła na miękki materac łóżka.
- Jeżeli chcesz, możemy dzisiaj się nie uczyć, powiemy McGonagall, że źle się poczułeś… - zaczęła cicho, nadal nie spuszczając go z oczu.
- Nie – znów jej przerwał i odwrócił się w jej stronę. Nagle na jego ustach pojawił się uśmiech, jednak nie ten ironiczny, tylko prawdziwy, szczery. – Chociaż chciałbym zobaczyć, jak okłamujesz McDziewicę.
Hermiona zaśmiała się na jego słowa, po czym, jak zwykle usiadła na podłodze i otworzyła książkę. Draco przez chwilę w ciszy jej się przyglądał.  Widząc jej pytające spojrzenie, uśmiech Malfoya trochę się pogłębił, gdy ten wstawał, żeby przyszykować się do zajęć.

Ona w ciebie wierzy. Przemyśl to.
                Malfoy nie mógł w nocy spać. Kręcił się i wiercił, a sen nadal nie przychodził. Tyle działo się teraz w jego życiu, że nie wiedział, czym martwić się najbardziej. Anabell, sprawa sądowa, choroba Parkinson, idiota Zabini, a teraz do tego wszystkiego dochodziła jeszcze Granger. Westchnął i przetarł twarz dłońmi. Dlaczego wszystko musiało się tak strasznie pokomplikować?
                Przekręcił głowę i spojrzał na szafkę nocną. Zegarek pokazywał drugą trzydzieści pięć. Draco przeciągnął się i zapalił lampkę. Chwilę mrugał oczami, próbując przyzwyczaić się do światła. Po chwili leżenia w bezruchu, włożył rękę do wnęki i wyjął z niej ramkę.
Uśmiechnął się na widok zdjęcia. Zawsze, gdy je widział, w jego wnętrzu roztaczało się przyjemne ciepło. Ona zawsze wyzwalała w nim takie uczucia. Była iskierką radości w ponurej rodzinie Malfoyów! Nie potrafił jej nienawidzić, chociaż tego oczekiwał ojciec. Kochał ją, swoją małą siostrzyczkę.

Hermiona obudziła się po piątej. Słońce jeszcze nie wzeszło, nad ziemią rozciągała się mleczna mgła. Cały zamek pogrążony był we śnie – większość uczniów nie wstawała tak wcześnie rano w weekendy, odsypiała bowiem ciężki tydzień. Jednak nie panna Granger. Ona nie lubiła spać długo, uważała to za marnowanie dnia. Poza tym, umówiona była na bieganie z pewnym bardzo przystojnym blondynem. Oczywiście, on tak naprawdę nic nie zmieniał, chodziło jej przecież o sam sport, prawda?
Hermiona przeciągnęła się, wydając siebie cichy pomruk. Szybko przebrała się w dresy i związała włosy w wysoką kitkę.
Na dworze było zimno. Wiał chłodny wiatr, wprawiając liście w delikatny ruch. Hermiona ruszyła w stronę chatki Hagrida, jednak idąc przed siebie zauważyła postać siedzącą nad jeziorem. Zmrużyła oczy, ale z tej odległości nie mogła określić, kto to dokładnie jest.
W miarę jak się zbliżała, dostrzegała coraz więcej szczegółów – szerokie ramiona, niesforne blond włosy. Uśmiechnęła się i cicho podeszła do chłopaka.
- Cześć – powiedziała, a on uniósł głowę i skinął jej na powitanie. Usiadła obok i zaczęła bawić się źdźbłem trawy. Siedzieli w milczeniu, nie było to dla nich jednak coś niekomfortowego. Dobrze czuli się we swoim towarzystwie.
- Wiesz… - zaczęła Hermiona, a Draco przeniósł na nią swój wzrok. Dopiero teraz dziewczyna zobaczyła jego cienie pod oczami i zmęczone spojrzenie. – Tak sobie pomyślałam…
- No… - zachęcił ją do dalszej rozmowy Malfoy.
- Nasze stosunki nieco się ociepliły i pomyślałam sobie…
- Nie, Granger, nie zaproszę cię na randkę – zaśmiał się, a ona szturchnęła go w ramię.
- Głupek – mruknęła. – Chodziło mi o to, że może byśmy tak oficjalnie zakopali topór wojenny – powiedziała szybko. Malfoy zamyślił się na chwilę.
- Na serio tego chcesz? – Tym pytaniem zbił ją z tropu. Zadał je takim miękkim głosem, którego wcześniej u niego nie słyszała.
- Tak – odpowiedziała pewnie i wyciągnęła rękę na zgodę. Draco uścisnął ją z delikatnym uśmiechem.
- Ale nie oczekuj, że zacznę się do ciebie zwracać po imieniu – powiedział zadziornie. – Dla mnie na zawsze pozostaniesz Granger. Tylko Granger.
- I vice versa, Tylko Malfoy.

Po śniadaniu Hermiona wróciła do pokoju. Usiadła na łóżku, opatuliła się kocykiem i chwyciła książkę od transmutacji. Z uśmiechem zatopiła się w lekturze, zapominając o świecie. Uczyła się w akompaniamencie deszczu, który właśnie zaczął padać.
Po dwóch godzinach cała w skowronkach do dormitorium wróciła Ginny. Wyglądała na przeszczęśliwą.
- Co się tak szczerzysz? – zapytała Hermiona, odrywając się od czytanej lektury.
- Blaise zaprosił mnie na randkę – prawie wykrzyknęła i opadła na swoje łóżko. – Dzisiaj jest wyjście do Hogsmeade i idziemy tam razem. Jako para – Ginny była tak podekscytowana, że nie mogła usiedzieć na miejscu. Wspólnie podjęli decyzję, że koniec z ukrywaniem się. Postanowili, że nie będą więcej spotykać się po kątach.
- To cudownie. – Hermiona uśmiechnęła się, widząc stan, w jakim jest jej przyjaciółka.
- A ty idziesz? – zapytała Ginny, otwierając szafę i przeglądając ubrania.
- Nie wiem – odpowiedziała szczerze starsza Gryfonka, wzruszając ramionami. – Pogoda jest okropna, ale powinnam niedługo iść na jakieś świąteczne zakupy. W końcu już listopad!
- Pogoda z każdym dniem będzie gorsza, Hermiono. Wydaje mi się, że powinnaś skorzystać z faktu, że temperatura jeszcze jest na plusie.

Półtorej godziny później Hermiona opuściła dormitorium zaopatrzona w sporą kwotę pieniędzy i kurtkę przeciwdeszczową. Co prawda, deszcz już tylko kropił, ale pogoda w Anglii była zmienna niczym rozkapryszona kobieta – nigdy nie można być pewnym, co przyniesie dzień. W pokoju wspólnym zastała Harry’ego, który siedział na kanapie z dwa lata młodszą Gryfonką i, delikatnie mówiąc, obściskiwał się z nią. Hermiona nie wiedziała, że Potter miał nową dziewczynę. To prawda, ostatnio nie rozmawiali za dużo, ale raczej nie przeoczyłaby tak istotnego faktu. Wzruszyła jednak ramionami i już miała wyjść, kiedy drogę zagrodziła jej Lavender.
- Cześć, Hermionko – Landrynka uśmiechnęła się sztucznie. – Mam do ciebie takie małe pytanko.
- Tak? – zapytała, modląc się w duchu, że nie zajmie to długo. Perfumy koleżanki były tak słodkie, że aż mdliły.
- Widziałam, że ostatnio nie rozmawiałaś z Ronem…
Aha, czyli o to chodziło. Wygląda na to, że panna Brown już ostrzy sobie pazurki.
- Jesteśmy dobrymi koleżankami i nie chciałabym zrobić ci żadnego świństwa. – Hermiona miała ochotę roześmiać się na głos. Gdyby tylko mogła, Lavender zrobiłaby wszystko, by zniszczyć jej życie. – Ostatnio dużo czasu spędzałam z Ronem i czuję, że między nami znowu coś zaiskrzyło. Chciałam więc zapytać, czy między wami definitywnie koniec.
- Tak, Lav, między nami koniec. Jeżeli chcesz, to weź go sobie. Nasz już nic nie łączy – rzekła oschle, a Landrynka zapiszczała z radości.
- Tak właśnie myślałam, Hermionko, ale musiałam się upewnić! – wykrzyknęła i posłała jej całusa. – To papatki!
Panna Granger wywróciła oczami i szybkim krokiem wyszła z pokoju wspólnego. Jeszcze chwila w pobliżu tej żałosnej dziewczyny, a zupełnie straci wiarę w ludzkość.

- Mon- Ron! – krzyknęła Lavender podbiegając do chłopaka. Rudy obejrzał się i nim spostrzegł dziewczyna wskoczyła mu w ramiona. – Idziemy razem do Hogsmeade?
- Lav, mówiłem ci, że nie mogę. Nadal nie wiem, czy Hermiona nie żywi do mnie żadnych uczuć.
- Och, Ronuś – monuś, ale ja wiem! Rozmawiałam z nią przed chwilą – zapiszczała i złożyła soczyste pocałunki na obu policzkach chłopaka. Ron zacisnął pięści.
- Tak? – syknął, czerwieniąc się.
- Powiedziała, że między wami definitywnie koniec! Czyż to nie cudownie?!
Weasley poczuł się, jakby dostał w twarz. Nie mógł uwierzyć, że Hermiona mogła zrobić mu takie świństwo i nie powiedzieć mu prawdy. Zapewniała go, że potrzebuje czasu, żeby wszystko przemyśleć, a tymczasem podjęła już decyzję. 
- Coś jeszcze mówiła? – warknął.
- Nie, kochanie – zaświergotała. Nagle w jej głowie pojawiła się „świetna” myśl. – Nie możesz pokazać jej, że jakkolwiek zabolało cię to, że nie miała odwagi powiedzieć ci tego wprost. Nie jest warta twojej złości, misiaczku. Udowodnij jej, że sam masz ją gdzieś. Ta wredna suka jeszcze nas popamięta.
- Lavender?
- Tak?
- Zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał, po czym nie czekając na jej odpowiedź wpił się w jej usta i zatopił dłonie w jej miękkich włosach.

Hermiona chodziła po wiosce, oglądając wystawy różnych sklepów. Spacerując po wąskich alejkach zrozumiała swój błąd – nie powiedziała Ronowi, co zdecydowała. Była wręcz pewna, że właśnie w tej chwili Landrynka cytuje jej słowa. Żałowała, ale zadziałała pod wpływem impulsu – niestety, Lavender irytowała ją tak mocno, że traciła kontrolę nad tym, co mówi. Westchnęła, stając przed witryną jednego ze sklepów. Zaciekawiona weszła do środka. Pokój, do którego wkroczyła był bardzo przytulny i pachniał starym pergaminem. Panna Granger uśmiechnęła się i zaczęła rozglądać. Wokół porozstawiane zostały stare, antyczne przedmioty i wszystkie przykuwały uwagę dziewczyny. Miała ochotę dotknąć każdego, przyjrzeć się z bliska nawet najmniejszym detalom.
Pół godziny później spostrzegła cudowną bransoletkę. Została ona wykonana z jasnych białych koralików przeplatanych małymi okrągłymi szmaragdami. Na środku przyczepiony był srebrny owalny charms, jednak nie było na nim nic napisane.
- Piękna, prawda? – usłyszała obok ucha i podskoczyła. Nie zauważyła, żeby ktokolwiek inny wchodził do sklepu.
- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć.
Hermiona odwróciła się. Za nią stał wysoki, szczupły chłopak o brązowych włosach i czekoladowych oczach. Wyciągnął w jej kierunku dłoń.
- Theodor Nott – przedstawił się i ukłonił szarmancko. – A ty musisz być Hermioną Granger, dziewczyną, która uczy naszego Smoka.
Hermiona kiwnęła głową, ściskając dłoń Ślizgona.
- Zgadza się – uśmiechnęła się przyjaźnie i znów przeniosła spojrzenie na bransoletkę. – Tak, jest cudowna.
Theo palcem dotknął jednego z koralików.
- Na świecie są tylko trzy bransoletki wykonane w ten sposób. Jedyne, czym się różnią to kamień szlachetny. Bransoletka z szafirem znajduje się w Karolinie Północnej w Charlotte, a ta z rubinem niestety zaginęła. Ostatni raz widziano ją w Moskwie w 1954 roku. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ta bransoletka ma dużą moc. Chłopak, który ją kupi, nie będzie w pełni świadomy tego, co robi. Uzna, że to świetny prezent dla dziewczyny, którą kocha, ale jeszcze o tym nie wie, albo nie będzie chciał się do tego przyznać.
Hermiona jak urzeczona słuchała Notta.
- Kiedy delikwent będzie kupował ten prezent i go dotknie, na charmsie pojawi się imię dziewczyny, do której ta bransoletka ma trafić. To jest dopiero magia, prawda?
Granger uśmiechnęła się i już miała coś powiedzieć, kiedy drzwi sklepu otworzyły się i stanął w nich Malfoy. Gdy tylko ich zauważył podszedł do nich wyraźnie podirytowany.
- Wiedziałem, że cię tu znajdę, Theo. Nie pamiętasz, że byliśmy umówieni? – warknął.
- Jakbyś był punktualny, to nie byłoby tego problemu – odpowiedział chłopak i wzruszył ramionami.
- To ja już lecę – powiedziała Hermiona i zapięła kurtkę. – Miło było cię poznać, Theodorze – powiedziała i posłała mu ciepły uśmiech.
- Ciebie również, Hermiono.
Dziewczyna zerknęła jeszcze przelotnie na Malfoya, po czym szybko opuściła sklep.
- Piękna, prawda? – zapytał Theo i wskazał na bransoletkę. Draco wzruszył ramionami, jednak zaczął się jej przyglądać. Nott uśmiechnął się tajemniczo i ruszył w stronę wyjścia. Malfoy, gdy zorientował się, że przyjaciel wychodzi, ruszył za nim, zastanawiając się, czemu do jasnej cholery Theo tak się szczerzy. Gdyby tylko wiedział…

EDIT: Aithne 

Aktualizacja: 05/05/2020  

Witam! 
Dzisiaj udało mi się skończyć rozdział i moja beta sprawdziła go w ekspresowym tempie (dziękuję), więc od razu wstawiam. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że dzisiaj  napiszę aż tyle. Wczoraj byłam na osiemnastce brata i późno wróciłam do domu, a rano (raczej w południe xD) wstałam tak obolała, że nie chciało mi się nic. Chyba częściej powinnam chodzić na imprezy, bo jak zaczynałam miałam zaledwie stronę. (2020: Chciałabym nadal tak jak w wieku 17 lat móc po imprezie normalnie funkcjonowac. To były czasy xd)
Pozdrawiam magicznie
~hope~