niedziela, 26 października 2014

Rozdział 10

- Ron, ale ty jesteś idiotą! – powiedział Harry, krzyżując ręce na piersi. Jego oczy ciskały błyskawice w stronę przyjaciela, który teraz stał skruszony. – Jak możesz ją o coś takiego oskarżać?! To przecież jej obowiązek pomagać Malfoyowi, doskonale o tym wiesz! Twoja siostra tłumaczyła ci to przez dobre pół godziny, a ty nadal tego nie pojąłeś?!  Poza tym to Hermiona! HERMIONA, rozumiesz?! Nie tknęłaby tej tlenionej glizdy nawet końcem dwumetrowego patyka!
- Wiem i przepraszam – mruknął Ron, bawiąc się palcami i wyginając je w różnych kierunkach ze zdenerwowania.
- Nie mnie powinieneś to mówić – warknął Harry. - Trzeba ją znaleźć i przeprosić. 
- Próbowałem przecież, ale to nie moja wina, że jej nie znalazłem. 
 Harry przewrócił oczami. Chwycił swoją różdzkę i nie oglądając się na przyjaiela wyszedł z Pokoju Wspólnego żwawym krokiem. 
Złość na Weasleya długo go nie opuszczała, dopiero rześkie powietrze troszkę go uspokoiło. Chłodny wiatr muskał go po twarzy, odgarniając z niej ciemne kosmyki włosów. Szum drzew lekko łagodził jego zszargane nerwy, a delikatne fale na jeziorze przyczyniały się do zwolnienia bicia jego serca.
Nagle Harry usłyszał krzyk. Rzucił się w stronę jego źródła, odnajdując głos Hermiony w tym mrożącym krew w żyłach dźwięku. Ze zdziwieniem spostrzegł, że dochodził on od strony boiska. Dopiero po chwili zrozumiał, że to właśnie tam schowałaby się Hermiona jakby nie chciała, by ktoś ją znalazł. Bo kto by się tego po niej spodziewał? 
Wybraniec wpadł na boisko, ciężko dysząc. Na początku nikogo nie zauważył, jednak po przejściu kilku kroków ujrzał dwie postaci. Mężczyzna – zdecydowanie był to mężczyzna – wręcz leżał na dziewczynie, łokciami opierając się przy jej głowie. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Dopiero po przybliżeniu się, zidentyfikował tą dwójkę.
- Co tu do jasnej cholery się dzieje?! – wydarł się na całe gardło, wytrzeszczając oczy. W jednej chwili Malfoy wstał odskakując od Hermiony na kilka kroków. Dziewczyna również zerwała się na nogi i  szybko podbiegła do Harry’ego.
- To nie tak, jak myślisz – powiedziała błagalnie, łapiąc go za ramię. Wybraniec wyrwał swoją rękę, patrząc na przyjaciółkę ze złością.
- A jak? – warknął. – Może Ron miał rację! Może faktycznie to nie są tylko korepetycje, może waszą dwójkę coś naprawdę łączy!
- Uspokój się, Potter – wtrącił się Malfoy, gdyż ta sytuacja coraz bardziej przestawała go bawić.
- Nie wpieprzaj się, glizdo! – krzyknął Harry. – Nie z tobą rozmawiam!
Draco jednym ruchem ręki wyciągnął różdżkę i wymierzył ją w Gryfona ze złością. To samo zrobił Potter, odpychając Hermionę od siebie, przez co dziewczyna zachwiała się i mało nie wywróciła. W Malfoyu zawrzało.
- Taki z ciebie przyjaciel, co? – warknął.
Harry zaśmiał się ironicznie.
- Kiedy ty się nagle taki troskliwy zrobiłeś? - zadrwił.
Draco zmrużył oczy, zaciskając palce na różdżce.
- Exp…
                - Malfoy! Potter! Co tu się dzieje? – krzyk profesor McGonagall rozdarł powietrze, przerywając Ślizgonowi w rzuceniu zaklęcia. – Panno Granger? Może pani mi to wyjaśni?
                Hermiona zarumieniła się za złości i zażenowania, czego na szczęście nie było widać, poprzez otaczającą ich ciemność, rozrzedzaną tylko przez nikłe światło różdżki wicedyrektorki.
                - Ja…
                - Może lepiej będzie jak wyjaśnimy to w moim gabinecie – warknęła profesor, ze złością poprawiając swoją szatę. Bez słowa odwróciła się na pięcie, oczekując, że uczniowie postąpią tak samo. Po chwili cała czwórka stanęła przed pokojem wicedyrektorki. Hermiona nie potrafiła ukryć swojej złości.  Coraz bardziej zaczynała ją irytować postawa przyjaciół, którzy oskarżali ją o coś, czego nie zrobiła. Z drugiej jednak strony, czysto hipotetycznie, miała prawo zakochać się w kim tylko chciała. Z Ronem była w związku, ale przecież się nie zaręczyli, a Weasley nie wyglądał tak, jakby sam miał na to ochotę. Mogłaby z nim zerwać, gdyby tylko chciała i nie powinny czekać jej za to żadne konsekwencje. Chociaż nikomu się do tego nie przyznała, już od kilku dni chodziło jej to po głowie – pobyć chwilę sama i nadrać dystansu do swojej relacji z Ronem.  Nie mogła podać konkretnego powodu swoich myśli – po prostu czuła to głęboko w środku.
- A więc? – zapytała profesor, siadając za biurkiem i poprawiając swoje okrągłe okulary. Spojrzała na trójkę uczniów z dezaprobatą, jednak jej palący wzrok zatrzymał się na Granger. Wiedziała, że Gryfonka nie brała udziału w zamieszaniu, jednak miała jej troszkę za złe, że nie próbowała powstrzymać chłopaków.
- Pani profesor… - zaczęła znów niepewnie Hermiona, ale po chwili miała ochotę pacnąć się w czoło. Przecież tak naprawdę ona wcale nie zawiniła! Z kolejnym wdechem powróciła do niej pewność siebie, jednak wtedy pojawił się kolejny dylemat – to Harry od samego początku zachowywał się agresywnie, a Malfoy wyciągnął różdżkę dopiero wtedy, gdy Wybraniec ją odepchnął.
Z jej ust wyrwało się ciche westchnięcie. Czuła na sobie spojrzenie wszystkich obecnych i po krótkiej walce z samą sobą podjęła decyzję. Powie prawdę.
- Założyłam się z Malfoyem, że umiem latać na miotle – powiedziała, orientując się jak dziecinnie postąpiła. – No cóż, gdyby nie on, nie wiem, co by dokładnie się ze mną stało. Wskoczył na miotłę, chciał ją zatrzymać, ale ona przechyliła się i wylądowaliśmy na ziemi. Wtedy pojawił się Harry – przełknęła ślinę, nie patrząc na przyjaciela. – Nie spodobało mu się to, co zobaczył. Malfoy stanął w mojej obronie, dlatego wyciągnął różdżkę.
Już po wszystkim. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Dracona, jak i palące Harry’ego.
- Dziękuję, panno Granger, że powiedziała mi pani prawdę, mimo że nie była ona korzystna dla pani przyjaciela. Malfoy – jej usta zadrgały jakby chciały ułożyć się w uśmiechu. – Minus dziesięć punktów dla Slytherinu. Choćby nie wiem, jak szczytny był cel, nie tak załatwia się sprawy. A ty, Potter, zostaniesz u mnie jeszcze na chwilę. Wy dwoje, – McGonagall wskazała na Malfoya i Granger –możecie już iść.
- Do widzenia – odpowiedzieli zgodnie i z ulgą wyszli z gabinetu. Hermiona spojrzała na Dracona przelotnie, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak Ślizgon ją powstrzymał.
- Granger. Powiem to raz i tylko raz, więc lepiej zapamiętaj ten moment, gdyż on nigdy więcej się nie powtórzy – uśmiechnął się zawadiacko, pochylając się w jej stronę. – Dzięki, że powiedziałaś prawdę McDziewicy – na to określenie Hermiona parsknęła śmiechem, zasłaniając usta dłonią. – Ale jeżeli informacja, że stanąłem w twojej obronie wyjdzie spoza naszego kręgu – podszedł bliżej, a jego twarz przybrała poważny wyraz. – to już nie będę taki miły.
Odwrócił się i odszedł, pozostawiając po sobie tylko zapach drogiej wody kolońskiej.     
~*~
Ron siedział przed kominkiem, wpatrując się w tańczące płomienie ognia. Czekał na Hermionę. Chciał ją przeprosić za swoje wcześniejsze słowa. Wiedział, że przegiął i ją zranił. Głęboko w jego głowie dzwoniła dziwna myśl, że nie układa się między nimi tak, jak powinno. Odpychał to na dalszy plan, tłumacząc sobie, że to przejściowe i na pewno z czasem minie.
Nagle usłyszał szczęk otwieranego przejścia i spojrzał w tamtą stronę z nadzieją. Uśmiechnął się nieśmiało na widok Hermiony. Wstał i podszedł do niej, od razu zauważając w jej oczach jakiś dziwny błysk. Dziewczyna posłała mu przeciągłe spojrzenie, po czym bez słowa złapała jego rękę i zaprowadziła w stronę pobliskiej sofy. Usiadła na niej i gestem nakazała Ronowi, by zrobił to samo.
- Hermiono… – powiedział cicho rudzielec, próbując dotknąć palcem jej policzka jednak ona odwróciła głowę, marszcząc brwi. – Przepraszam za tamte słowa. Zachowałem się jak dupek i żałuję tego. Wiem, że jesteś na mnie zła i masz do tego prawo, ale chcę wiedzieć, czy mimo wszystko jest między nami okay.
Dziewczyna westchnęła ciężko, patrząc na niego zmęczonymi oczyma. W drodze powrotnej do pokoju wspólnego podjęła decyzję i zamierzała się jej trzymać.
- Wydaje mi się, że potrzebujemy przerwy – wydusiła z siebie w końcu, bacznie obserwując zachowanie przyjaciela. Ron poczerwieniał lekko, jednak nic nie powiedział. Uznała to za doby znak. – To nie jest tak, że między nami definitywnie koniec. Po prostu… oboje musimy pewne sprawy uporządkować, poukładać. Taki czas oddzielnie dobrze nam zrobi, zobaczysz – dodała szeptem. Weasley spuścił wzrok na dłonie, głęboko oddychając. Kiwnął tylko głową na znak zgody, a po chwili usłyszał, jak Hermiona wstaje i odchodzi. Nie powiedziała mu tego wprost, ale on i tak zrozumiał. To była jego wina – gdyby zachowywał się inaczej do niczego takiego by nie doszło. Wiedział, że te wszystkie sceny zazdrości i bezpodstawne oskarżenia sprowadziły ich na tą ścieżkę. I teraz w jego interesie pozostawało, by z niej zejść i wrócić na dawny tor.
Jego rozmyślania przerwał Harry, który niczym burza wpadł do pokoju wspólnego. Na jego twarzy malowało się czysta wściekłość.
- Nigdy nie uwierzysz, co się stało! – wykrzyczał, wzrokiem wodząc po pomieszczeniu. – Gdzie jest Hermiona?
- U siebie – odpowiedział Ron, wstając z sofy i patrząc na Wybrańca ze zdziwieniem. – Co ci?
- Obroniła Malfoya! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku ciekawskich Gryfonów. – Obarczyła mnie całą winą i przez nią mam szlaban, rozumiesz? McGonagall powiedziała, że ostatnio widywała u mnie agresywne zachowania i pomoc woźnemu na pewno wyładuje ze mnie niepotrzebną energię – prychnął. – Wydaje mi się, że miałeś rację co do niej, Ron. Ją i tą obrzydliwą glistę chyba naprawdę coś łączy. A przynajmniej tak to wygląda.
Ronald westchnął przeciągle, znów osuwając się na sofę.
- Zerwała ze mną. Powiedziała, że potrzebujemy przerwy, by wszystko sobie poukładać.
- Widzisz?! Z nią dzieje się coś niedobrego! – Harry opadł na siedzenie obok niego i otarł twarz dłońmi.
- Źle ją oceniamy – wypalił nagle Ron. – Obaj okropnie ją traktowaliśmy. Oddaliliśmy się od siebie. Nie jesteśmy tak zgraną paczką jak kiedyś. Ty nie spędzasz z nią czasu przez zerwanie z Ginny, poza tym również nie pałasz do niej zbytnim zaufaniem, odkąd dowiedziałeś się, że pomaga Malfoyowi. A ja… - westchnął ciężko. – szkoda nawet gadać. Czasami żałuję, że nie jest tak, jak przed wojną. Wszyscy byliśmy wtedy zupełnie innymi ludźmi.
Harry zaśmiał się, mimo że gdzieś w środku zabolały go te słowa. Ale czy nie prostsze było zwalić winę na jedną osobę?
- A mnie się wydaje, że potrzebujesz łyka Ognistej.
~*~
                Tydzień minął wszystkim zastraszająco szybko. Na dworze robiło się coraz chłodniej, często padały rzęsiste deszcze. Piątek zbytnio nie wyróżniał się pod tym względem. Błonia i jezioro otoczyła gęsta, mleczna mgła a ciężkie chmury zagrodziły drogę promieniom słonecznym.
Hermiona niechętnie zwlokła się z łóżka, zmęczona po kolejnej ciężkiej nocy. Nie spała zbyt długo. Do późna ślęczała nad książkami pisząc esej dla profesora Snape’a, mimo że miała go wręczyć dopiero w następnym tygodniu. Nauka pochłaniała teraz większość jej wolnego czasu. Wolała się skupić na niej, niż na rozmyślaniu.
W ciągu tego tygodnia prawie w ogóle nie rozmawiała z Harrym i Ronem. Obaj chłopcy trzymali ją na dystans. Szczególnie Potter wyglądał na naprawdę obrażonego i często posyłał jej niezadowolone spojrzenia. Ginny często gdzieś znikała, myślami cały czas była daleko. Zapewne miało to coś wspólnego z jej tajemniczym „przystojniakiem” – jak to zwykła go określać Weasley. Obiecywała, że w najbliższym czasie zdradzi jego imię, aczkolwiek według panny Granger długo się na to jeszcze nie zapowiadało.
Chociaż dziewczynie trudno było to przed samą sobą przyznać, bardzo pomagał jej Malfoy. Nauka z nim odprężała ją, zapewne przez głupie żarty, które często rzucał. Od sytuacji na boisku coś zmieniło się w jego zachowaniu. Miał do niej większe zaufanie i zdecydowanie mniej pogardy. Dało się to łatwo zauważyć nawet podczas codziennych zajęć. Idealnym potwierdzeniem było zdarzenie ze środy, kiedy jej torba nie wytrzymała nadmiaru książek i rozleciała się na środku korytarza. Draco szedł za nią i podniósł butelkę wody, która poturlała się w jego stronę. Każdy powiedziałby, że to nic wielkiego,  ale jeszcze na początku tego roku pewnie by ją kopnął i odszedł bez słowa.
Hermiona szybko wzięła poranny prysznic, narzuciła ciemne luźne spodnie i wyciągniety granatowy sweter, który dostała od babci kilka lat temu. Włosy spięła w niedbałego koka z tyłu głowy, pozwalając jednocześnie wymknąć się kilku loczkom, które niczym mała aureola otoczyły jej twarz. Już miała wyjść z dormitorium, kiedy zatrzymała ją Ginny.
- Masz zamiar tak wyjść? – zapytała Ruda, krzyżując ręce na piersi. – Przepraszam, ale muszę być z tobą szczera. Wyglądasz jak trup. Dosłownie – powiedziała najpoważniej na świecie. – Pozwól mi zdziałać trochę magii – dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco, jednak w jej zielonych oczach dało się dostrzec szaleńczy błysk, który przeraził Granger.
- Nie przesadzaj – machnęła ręką i podeszła do lustra. Może faktycznie pod jej oczami rozciągały się ciemne pasma, a jej tęczówki dziwnie zmatowiały. – Jest dobrze – powiedziała, próbując przekonać tym również samą siebie. Ruszyła w stronę drzwi, jednak drogę zagrodziła jej zbuntowana Ginny.
- Nie wypuszczę cię tak.
Hermiona westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że i tak pewnie zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie nie ma. Z grobową miną, usiadła na stołku, co spowodowało pisk radości ze strony jej przyjaciółki.
- Jeżeli mi się nie spodoba, zmażę to – ostrzegła tylko i z nutką niepewności zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero pięć minut później, bojąc się spojrzeć na swoje odbicie. Ze zdziwieniem zauważyła, że wcale nie wygląda, jakby miała makijaż. Rzęsy zostały pociągnięte tuszem bardzo delikatnie, jednak sprawiło to, że oczy wyglądały o wiele świeżej. Korektor zakrył ciemne plamy, a usta pociągnięte pomadką lekko się zaróżowiły.
- Może faktycznie jest troszkę lepiej – przyznała. – Ale jest z tym zbyt dużo zachodu. A poza tym, nie wiem jak używać połowy tych rzeczy – powiedziała, pokazując ręką  na zawartość kosmetyczki Ginny.
- Mogę cię wszystkiego nauczyć – zaoferowała się Ruda, ale Hermiona pokręciła głową.
- To nie dla mnie. Ale dziękuję ci – uśmiechnęła się, dając jej całusa w policzek.
Po chwili obie wyszły w dormitorium. W ich oczy od razu rzucił się mały tłum przy tablicy ogłoszeń.
- Szkoda, że tylko starsze roczniki – powiedziała jakaś dziewczynka do swojej koleżanki, robiąc przy tym wielce niezadowoloną minę.
- Co się dzieje? – zapytała Ginny, a Hermiona wzruszyła lekko ramionami. – Dobra, maluchy, zróbcie nam przejście! – krzyknęła w pewnej chwili, patrząc na dzieciaki groźnie. Grzecznie ustąpiły im miejsca, na co Weasley uśmiechnęła się z wyższością. Po chwili obie stanęły pod tablicą, odnajdując wzrokiem wielkie ogłoszenie.

UWAGA UCZNIOWIE: ROCZNIK SIÓDMY I ÓSMY
Dzisiaj o godzinie 15.00 w Wielkiej Sali odbędą się pierwsze przygotowania do balu. Oznacza to, że wszystkie popołudniowe lekcje zostały odwołane. Obecność jest obowiązkowa.
Wicedyrektor
Minerwa McGonagall

- Ale fajnie! – pisnęła Ginny, podskakując w miejscu niczym mała dziewczynka. – Uwielbiam, kiedy odwołują lekcje, a szczególnie w piątki.
- Tylko czemu tak wcześnie? Do balu ponad miesiąc czasu – zastanawiała się panna Granger, ciągnąc przyjaciółkę w stronę wyjścia z pokoju wspólnego. – Ostatnim razem lekcje tańca były dużo później.
- I pamiętasz jak słabo wyszło? Tylko dziewczyny pamiętały co i jak, wyglądało to komicznie – zaśmiała się Weasley na samo wspomnienie.
- Niby tak – westchnęła Hermiona. – A tak w ogóle, idziesz na bal z tym swoim tajemniczym chłopakiem? – zapytała po chwili, spoglądając na Ginny ukradkiem.
- Tak – odpowiedziała zadowolona uśmiechając się szeroko. – A ty? Może Malfoy cię zaprosi…
Hermiona aż przystanęła, nagle się czerwieniąc.
- Niby skąd przyszło ci to do głowy? – założyła ręce na piersi, robiąc złą minę. – To, że nasze stosunki nieco się poprawiły, nie znaczy, że od razu padniemy sobie w ramiona.
- A szkoda – mruknęła Ginny.
- Ginerwo Weasley, słyszałam to! – wykrzyknęła, delikatnie szturchając ją w ramię.  Dziewczyna tylko się zaśmiała i szybszym krokiem ruszyła w stronę Wielkiej Sali, chcąc umknąć niezadowolonej Hermionie. 

Aktualizacja: 18/04/2020

PRZEPRASZAM! 
Ostatnia notka pojawiła się w sierpniu, a teraz jest koniec października. 
Niektórzy z Was może wiedzą, ale w tym roku poszłam do liceum i zderzyłam się z zupełnie innym życiem. Minęły już prawie dwa miesiące, a ja jeszcze do końca nie uporządkowałam wszystkiego w swoim życiu. Najpierw był ogromny stres, teraz kiedy moja nowa szkoła stała się dla mnie naprawdę świetnym miejscem ze wspaniałymi ludźmi na pierwszy plan wskoczył natłok pracy (no cóż, sama wybrałam sobie taką wymagającą klasę). 
Ten rozdział miał być dłuższy. Chciałam, żeby przynajmniej trochę zrekompensował ten czas, kiedy mnie tu nie było. Niestety, nie udało się. Postanowiłam więc wstawić to, co mam. 
Jeszcze raz przepraszam
Pozdrawiam magicznie 
~hope~

sobota, 9 sierpnia 2014

Obliviate 02

- Hermiono! – krzyknął Harry, machając do przyjaciółki, która przed chwilą pojawiła się na peronie. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i ruszyła w  stronę Weasleyów szybkim krokiem.
- Cześć – powiedziała, podchodząc do chłopaka i przytulając się do niego mocno. – Hej, Ron – przywitała się z Rudzielcem, również ściskając go z całych sił. Stęskniła się za nimi. Te wakacje przeleciały jej tak szybko, całe dnie spędzała na nauce, zupełnie zapominając o czasie wolnym, który powinna poświęcić dla siebie.
- Gdzie Ginny? – zapytała, rozglądając się na boki, szukając wzrokiem rudej istotki.
Harry wyraźnie speszył się, a jego oczy błysnęły smutno. Opuścił głowę, znajdując coś ciekawego w swoich czarnych trampkach.
- Jest już w pociągu. Z Deanem – odpowiedział, rumieniąc się. Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu, chcąc go trochę pocieszyć. Wiedziała, że Wybraniec żywił do Ginny jakieś głębsze uczucia, których ona zdawała się nie zauważać. Spędzała dużo czasu z innymi chłopcami, a Harrego traktowała jak brata, których miała wielu.
- Granger! – Hermiona odwróciła się, od razu rozpoznając znienawidzony głos szkolnego wroga. Blondyn stał tuż za nią, uśmiechając się w ten swój arystokracki sposób.
- Czego, Malfoy? – warknęła, krzyżując ręce na piersi i patrząc mu w oczy. Mogłaby przyrzec, że przez chwilę w tych stalowobłękitnych tęczówkach dostrzegła błysk, jakby bólu i tęsknoty. Jednak w jednej sekundzie to wszystko zniknęło, a na twarzy Ślizgona znów pojawiła się zimna maska. Hermiona uniosła brwi do góry, zastanawiając się, dlaczego on stał i wpatrywał się w nią, jak gdyby robił to na co dzień. Po chwili niezręcznej ciszy, chłopak pochylił się, zbliżając swoje usta do jej. Jego perfumy zawładnęły umysłem Gryfonki, mącąc jej w głowie. Wiedziała, że gdzieś już je czuła, jednak za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć gdzie.
- Torujesz mi drogę, Granger…  – szepnął, uśmiechając się łobuzersko. Hermiona stała jak słup soli, nie wiedząc, jak ma się zachować. Jednak, gdy tylko jej mózg zaczął normalnie pracować, dziewczyna z całej siły odepchnęła od siebie blondyna.
- Co ty wyprawiasz, Malfoy?! – krzyknęła zdziwiona, wytrzeszczając oczy. Szybko złapała za rączkę od swojego kufra i ruszyła, nie odwracając się ani razu. Ron zacisnął pięści, jednak posłusznie ruszył za przyjaciółką. To samo uczynił Harry, który wyglądał, jakby poważnie się nad czym zastanawiał.
~*~
Hermiona siedziała przy oknie, patrząc na mijane góry i pola. W głowie cały czas miała obraz twarzy Malfoy’ a, tak blisko jej ust. Nie rozumiała jego zachowania. Przecież od zawsze nienawidzili się i to właśnie on rozpoczął wojnę między nimi, gdy pierwszy raz nazwał ją szlamą. Brzydził się nią, wiele razy jej to powtarzał. A dziś… Miała ogromny mętlik w głowie. Tyle rzeczy działo się wokół niej, a ona czuła, jakby coś przegapiała, jakby była jeden krok w tyle. Westchnęła cicho, sięgając do torby po „Zaklęcia. Tom VI” i otwierając na pierwszej stronie. Nauka zawsze ją odprężała, przynosiła spokój i pewnego rodzaju ukojenie. Dzięki niej wiedziała, że nie marnuje czasu na głupoty. Przewracając kolejną kartkę Hermiona czuła, jakby czegoś brakowało. Była tego absolutnie pewna. Przyjrzała się nieskazitelnie czystej stronie, szukając czegoś nienormalnego. Wodziła wzrokiem po tekście, jednak wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Uznając, że jest zmęczona i przewrażliwiona, przymknęła oczy, rozkoszując się ciszą. Harry i Ron wyszli z przedziału, szukając pani z wózkiem, więc została sama. Po chwili odpoczynku znów sięgnęła po książkę i otworzyła tam, gdzie poprzednio skończyła. I wtedy ją olśniło. Notatki. Zawsze koło tekstu w podręczniku dopisywała własne uwagi lub dodatkowe informacje, dzięki czemu wszystko miała pod ręką. Ten tom był czysty. Zero śladu ołówka, zero śladu używalności. Hermiona zamknęła księgę, łapczywie nabierając powietrza do płuc. Coś się nie zgadzało. Drżącymi dłońmi wyjęła książkę od transmutacji. Czysta. Numerologii. Czysta. Historii magii. Czysta. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. Była jednak pewna, że to nic dobrego.
~*~
- Draco? – Pansy patrzyła na blondyna z troską. Martwiła się o niego. Nie wyglądał dobrze, całą podróż wpatrywał się w leżącą na jego kolanach gazetę. – Malfoy! – szturchnęła go w ramię, widząc jak rzeczywistość powoli do niego powraca.
- O co ci chodzi? – zapytał, krzyżując ręce na piersi i wygodnie opierając się o oparcie siedzenia.
- Przez dwa miesiące nie dajesz znaku życia, a gdy wracasz, dziwnie się zachowujesz – powiedziała, wstając z miejsca. Kochała go jak brata i nie chciała, by stała mu się krzywda. A teraz nadeszły mroczne i niebezpieczne  czasy.
- Dziwnie? – prychnął, niewzruszony zachowaniem przyjaciółki.
- Wczoraj pojawiłeś się znikąd, cały posiniaczony, poraniony, nie chciałeś nic mi powiedzieć! Dzisiaj jesteś dziwnie milczący i skryty i co to do cholery miało być na peronie z Granger?! – krzyknęła, a jej oczy zaszkliły się delikatnie. – Zobaczyłam błysk w twoich tęczówkach, znam cię i wiem, kiedy to coś poważnego! Co się stało przez te dwa miesiące, Draco? – skończyła już szeptem, siadając obok niego i kładąc mu dłoń na ramieniu.- Wiesz, że zawsze będę przy tobie, prawda? Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć.
Malfoy przymknął powieki, rozważając słowa Pansy. Chciał jej powiedzieć, naprawdę chciał, ale coś go blokowało. Co? Sam nie wiedział. Czuł, że powinien pozostawić to dla siebie. Co się stało, to się nie odstanie, musi żyć dalej, zapomnieć. Czy potrafił? Miał taką nadzieję.
Chrząknięcie Parkinson dało mu do zrozumienia, ze siedzi i milczy jak zaklęty, a ona czeka na odpowiedź.
- Nic się nie stało. Wczoraj… jak zwykle Czarny Pan musiał się trochę wyżyć, nic specjalnego, zwykły prezencik z okazji rozpoczęcia roku szkolnego – nie uwierzyła mu. Zobaczył to po jej minie.
- A Granger? – dopytywała zniecierpliwiona i zmartwiona zarazem.
- A co ma być? – odpowiedział pytaniem na pytanie, wzruszając ramionami i dając do zrozumienia, że nie ma zamiaru ciągnąć więcej tego tematu. Zrezygnowana Ślizgonka opadła na fotel naprzeciwko niego, wyciągając z torby magazyn i zatapiając się w jego treści na dalszą część podróży. Malfoy wiedział, że nie powinien tak postępować. Nie było już bezpiecznie, Czarny Pan snuł poważne plany dotyczące przejęcia władzy nad całym światem i zdawał się nie żartować. Odtrącanie Parkinson i Zabiniego wydawało się najłatwiejszym rozwiązaniem. Według niego, im mniej osób wiedziało, tym bardziej możliwe było wymazanie wspomnień z przeszłości. Głęboko w środku wiedział, że szanse na to są niewielkie, ale żywił się nadzieją, że jest inaczej.
~*~
Pociąg z piskiem zatrzymał się na stacji w Hogsmeade. Uczniowie wylewali się z maszyny, a Hagrid jak co roku zbierał w jednym miejscu wszystkich pierwszoroczniaków. Hermiona z zadowoleniem wciągnęła do płuc rześkie powietrze. Zapadł już zmierzch i temperatura nieco spadła, więc dziewczyna opatuliła się mocniej szatą i wcisnęła się między chłopaków.
- Nareszcie w domu, prawda? – powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Obaj chłopcy przytaknęli zadowoleni i cała trójka wsiadła do powozu. Zostało jeszcze jedno wolne miejsce, które już po chwili zostało zajęte przez rudą osóbkę.
- Cześć, Ginny! – krzyknęła Hermiona, wtulając się w przyjaciółkę. Dopiero teraz zorientowała się, że nie spotkały się ani na peronie ani w pociągu. Jedyna córka Weasleyów pisnęła z radości, ale po chwili spoważniała.
- Jestem na ciebie obrażona, Hermiono – wyjaśniła, krzyżując ręce na piersi. – W ciągu wakacji napisałaś do mnie raptem dwa listy i to bardzo krótkie. Masz mi teraz wyjaśnić, dlaczego!
- Miałam dużo nauki… - odpowiedziała, jednak w jej ustach te słowa nie zabrzmiały pewnie. Sama nie do końca wiedziała, co się z nią działo. Nie chciała o tym mówić przyjaciołom, niepotrzebnie by się martwili. Teraz, gdy Voldemort powrócił, jej luki w pamięci zdawały się blaknąć i niknąć.  W końcu pewnie to nic poważnego.
- Dużo nauki? – prychnęła Gryfonka, sprowadzając przyjaciółkę na ziemię. – Egzaminy są dopiero za rok,  dziewczyno!
Hermiona pochyliła głowę, pozwalając, by włosy zakryły jej twarz. Nie pamiętała, by wysyłała jakiekolwiek listy ani na cokolwiek odpisywała. Dziewczyna zmarszczyła czoło, mocno się skupiając. Niestety, nic to nie wskórało. Czarna dziura w jej głowie obejmowała całe wakacje. Ostatnie, czego była pewna to wracanie do domu po spotkaniu z przyjaciółmi. Jednak jak i kiedy dotarła do domu? Nie miała pojęcia. Hermiona przygryzła dolną wargę, próbując uspokoić drżenie rąk. Jej oddech stał się nienaturalnie szybki i nie była w stanie go zwolnić. Serce dziewczyny wybijało szalony rytm, jakby za chwilę miało eksplodować,  niszcząc wszystko wokoło.
- Mionka? – usłyszała zaniepokojony głos przyjaciółki i poczuła jej dłoń na ramieniu. – Wszystko dobrze?
Gryfonka delikatnie kiwnęła głową, co nie uspokoiło Ginny.
- Źle się czujesz? – zapytała, łapiąc ją za brodę i patrząc jej prosto w oczy. – Na Merlina, jesteś strasznie blada! – krzyknęła, odgarniając jej włosy z twarzy. – I twoja warga krwawi! Hermiono, co się stało?
Starsza Gryfonka spojrzała na chłopaków, którzy również przyglądali jej się z niepokojeniem.
- Nic - odpowiedziała po chwili milczenia, posyłając przyjaciołom nieśmiały uśmiech. Dłonią starła krew z ust i wygładziła włosy, sprawiając wrażenie jakby nic się nie stało. Jednak w środku nadal czuła niepokój - nie rozumiała, co się z nią działo. Nigdy wcześniej nie zdarzało jej się panikować, a patrząc na jej życiorys, można stwierdzić, że powodów do tego miała już wiele.
-Hermiono, idziesz? - głos Harry’ego sprowadził ją na ziemię. Dziewczyna rozejrzała się wokoło, a jej wzrok spoczął na Wybrańcu - chłopak patrzył na nią z niepokojem i troską wymalowanymi na twarzy i wyciągał w jej kierunku dłoń. Ona ujęła ją z wdzięcznością, a jak się później okazało - dobrze zrobiła, gdyż zachwiała się niebezpiecznie, wychodząc z powozu.
- Martwię się o ciebie, Miono - zagadał, gdy siedzieli już w Wielkiej Sali i czekali na koniec Ceremonii Przydziału.
- Nie ma takiej potrzeby, naprawdę - zapewniła go, wbijając wzrok w pusty talerz. Całą swoją uwagę skupiła na złoceniach rozciągających się na brzegach oraz na herbie Hogwartu wygrawerowanym na środku. Nigdy wcześniej nie zwróciła na to uwagi.
- Czas na ucztę! - potężny głos Dumbledore'a rozniósł się po sali, odbijając się od kamiennych ścian. Wszyscy uczniowie jak na komendę rzucili się na kusząco wyglądające potrawy. Do takich osób zaliczał się Ronald, który pochłaniając udko kurczaka już nakładał sobie trzy kolejne.
Hermiona jakoś nie była głodna. Martwiła się swoim brakiem pamięci, co powodowało u niej ogromną kulę w gardle, która skutecznie zniechęcała ją do włożenia czegokolwiek do ust.
- Nie jesz? – Ginny patrzyła na przyjaciółkę z coraz większym niepokojem. – Ta sałatka jest naprawdę przepyszna – dodała po chwili widelcem wskazując na swój talerz.
- Może się skuszę – odpowiedziała Hermiona, posyłając Rudej uspokajający uśmiech. Nałożyła troszeczkę dania, które faktycznie wyglądało kusząco. Żeby trochę uspokoić przyjaciół, którzy bacznie się jej przyglądali, włożyła troszeczkę do ust.
Już chwilę później Granger zatopiła się we własnych myślach. Wiedziała, że nie spocznie, póki nie pozna przyczyny swojej niedyspozycji. Gdyby nie ogromne zmęczenie oraz fakt, że w dniu dzisiejszym biblioteka była zamknięta, jeszcze tego wieczoru poszłaby poszperać w książkach. Zdawała sobie sprawę, że mimo wszystko tam może nie otrzymać odpowiedzi na swoje pytanie, więc uznała, że zawsze może pójść do Dumbledore’a. Wiedziała, że dyrektor nie odmówiłby jej pomocy.
~*~
- Malfoy, chyba czeka nas poważna rozmowa – powiedział Blaise, patrząc na Dracona sfrustrowany. Smok przeniósł na niego wzrok, a z jego tęczówek znikało powoli głębokie zamyślenie.
- Co? – zapytał niewyraźnie, przeczesując dłonią platynową grzywkę.
- Co się z tobą do cholery dzieje, człowieku? Nie słuchasz mnie i całą kolację patrzyłeś się w stronę stołu Gryffindoru! Możesz mi to wyjaśnić? – wybuchł Diabeł, stając na środku pokoju z założonymi rękoma.
- Nie spinaj się tak, okay? – mruknął Malfoy, podchodząc do barku i wyciągając butelkę ognistej. – Napijesz się?

- A powiesz mi wtedy o co chodzi? – odpowiedział pytaniem na pytanie Zabini. Malfoy zawahał się przez chwilę, jednak doszedł do wniosku, że to za wcześnie. Znał stosunek Blaise’a do szlam i do całego tematu miłości, więc postanowił zachować to dla siebie. Najpierw postanowił wyrzeźbić odpowiedni grunt i przygotować przyjaciela na tą rewelację. W końcu nie co dzień się słyszy, że Draco Malfoy zakochał się w Hermionie Granger – irytującej Wiem-To-Wszystko szlamie z Gryffindoru. 

Jak widać, jeszcze żyję. Przepraszam, że dopiero teraz i że nie jest to obiecany rozdział 10 ani Magiczne Eastbourne, ale tego po prostu nie dałam rady skończyć. 
Moje życie jest ostatnio pełne wrażeń... Muszę się pochwalić tym:  James Arthur obserwuje mnie na twitterze!! Przepraszam, ale mówię o tym każdemu. A będąc przy temacie Arthura, kupiłam sobie taką samą koszulkę jaką on miał na koncercie w Pradze. Okazało się, że jest z H&M - nie mogłam się powstrzymać xD
A wracając do spraw pisarskich -  byłam na obozie literackim, który szczerze mówiąc dał mi wiele dobrego - w końcu umiem prawie dobrze stawiać przecinki :D Również wpadłam na pomysł własnej powieści, ale nie wiem, czy dojdzie do skutku.
Pozdrawiam magicznie
~hope~

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 9 cz. II

Wyszedł na boisko szybkim, równym krokiem. Jego szarobłękitne oczy ciskały błyskawice na wszystkie strony, a szczególnie w kierunku Notta, który jak gdyby nigdy nic stał oparty o miotłę.
- Mecz, który odbędzie się w sobotę, musimy wygrać. Ravenclaw, pomimo gównianego Szukającego, ma niezłych Ścigających – Malfoy zmrużył oczy, uśmiechając się złośliwie. – Dwadzieścia okrążeń wokół boiska, tak dla rozgrzewki – sam ruszył jako pierwszy, wybierając sobie odpowiednie tempo. Jako że on biegał regularnie, z wykonaniem tego zadania nie miał żadnego problemu.
Niestety, w głowie nadal huczały mu słowa Teodora. Przecież to niemożliwe, żeby on, czystokrwisty, szanujący zasady arystokrata, poczuł cokolwiek do szlamy Granger. Żadna dziewczyna, ani nikt inny,  nie zmieni go. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co takiego mogłaby mieć w sobie ta kujonka. Nie można jej nazwać pięknością, o jakiej on marzył. Jej włosy nadal były szopą z rozdwojonymi końcówkami – chociaż wyglądały lepiej niż przed wojną, tego zaprzeczyć nie mógł. Twarz prezentowała się zwyczajnie – okrągła, z delikatnymi piegami. Oczy miała duże i w kolorze mlecznej czekolady, schowane za wachlarzem ciemnych rzęs. Nosek – irytująco zadarty, jednak mały i zgrabny. Usta chociaż pełne, nie wyróżniały się w tłumie. Granger nie była ani wysoka ani długonoga. Dzieliła ich przepaść w postaci dwudziestu centymetrów! O jej ciele nie wiedział zbyt wiele – chowała je pod swetrami, mimo że jej styl zmienił się na lepszy, prawdopodobnie przez Weasley.
W jej wyglądzie nie było przecież nic nadzwyczajnego! Jak Nott w ogóle mógł pomyśleć, że on się w niej zakocha! Malfoy prychnął pod nosem, ukradkiem patrząc na zegarek. Urządzenie pokazywało, że przebiegł właśnie dwudzieste piąte okrążenie. Zatrzymał się, spoglądając w stronę drużyny. Blaise opierał się o miotłę, patrząc na niego pobłażliwie, a Teodor uśmiechał się zagadkowo, co tylko rozjuszyło Dracona.
- Co tak stoicie?! – wrzasnął, otwierając pudło z piłkami do gry. Tłuczek z zawrotną prędkością poszybował w powietrze, a Złoty Znicz po chwili zniknął z oczu wszystkim graczom. – Na miotły! Już!
Trening przebiegał sprawnie. Każdy zdawał sobie sprawę z nastroju Malfoya i nikt nie chciał go pogarszać. Tylko Nott pozwalał sobie na zagadkowe spojrzenia i złośliwe uśmiechy. Nawet Diabeł siedział cicho, pochłonięty własnymi myślami. O w pół do siódmej gracze wylądowali na ziemi, a Draco pokiwał z uznaniem głową.
- Dobry trening – powiedział tylko i jako pierwszy ruszył w stronę szatni. W zawrotnym tempie wziął prysznic, przebrał się i nie zamieniając z nikim słowa poszedł do Wielkiej Sali na kolację. Przybył jako jeden z pierwszych, chociaż pomieszczenie powoli zapełniało się głodnymi, zmęczonymi uczniami. Usadowił się koło Pansy, która ze znudzeniem bawiła się widelcem, mieszając nim nietkniętą sałatkę. Widząc karcące spojrzenie Malfoya, z trudem włożyła kawałek papryki do buzi.
- Musisz jeść – powiedział Smok, szykując własne jedzenie. Jego talerz, w przeciwieństwie do dziewczyny, wypełniony był po brzegi różnymi smakołykami. Chwilę później pojawili się Blaise i Nott, którzy zawzięcie o czymś dyskutowali, ale zamilkli, gdy tylko doszli do stołu.    
- Gapi się – powiedział Nott, pochylając się w stronę Dracona, gdy tylko usiadł naprzeciwko niego. – Rozmawia o tobie z Wiewiórką.
Malfoy spojrzał przez ramię, odnajdując przy stole Gryffindoru  Granger. Dziewczyna siedziała z nosem w książce, ale uniosła spojrzenie dokładnie w tym momencie, kiedy Smok na nią patrzył. Posłała mu nieśmiały uśmiech, po czym znowu zatopiła się w interesującej lekturze. A koło niej wcale nie siedziała Weasley. Ruda stała przy wejściu, dyskutując o czymś z bratem.
- Mówiłem o Wieprzleju– zaśmiał się Teodor, posyłając mu rozbawione spojrzenie i przekrzywiając głowę w bok.
- Wkurwiasz mnie – odpowiedział Malfoy, w pełni zajmując się swoim jedzeniem.
~*~
Hermiona weszła do Pokoju Wspólnego, zaczytana w książce. Starała się nie marnować czasu na coś tak bezsensownego jak powrót z Wielkiej Sali do dormitorium. Zrozumiała, że egzaminy zbliżają się wielkimi krokami, a ona tak naprawdę, dokładnie zaczęła się uczyć dopiero teraz.
Na chwilę oderwała wzrok od tekstu, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej ulubiony fotel stał pusty, więc z radością do niego podbiegła zostawiając książkę. Wróciła sekundę później, w rękach niosąc kolumnę ogromnych woluminów, czysty pergamin i atrament. Zabrała się do pracy, przedtem zbierając burzę włosów z niedbałego koczka.
- Hermiono? – Ron podszedł do niej, uśmiechają się przyjaźnie. – Masz wolną chwilkę?
- Widzisz, że jestem zajęta – odpowiedziała, nie podnosząc wzroku.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
- A może to zaczekać? – zapytała, otwierając kolejną opasłą księgę. Ron zatrzasnął ją szybkim ruchem ręki.
- Nie może! – krzyknął. – Nie masz czasu na swojego chłopaka, a masz czas pieprzyć się z Malfoyem? – dopiero po wypowiedzeniu tego zdania, zrozumiał, co powiedział. Hermiona zerwała się z miejsca, opuszczając głowę. Po jej policzku spłynęło kilka łez, jednak nie chciała, by on je widział. Wybiegła z Pokoju Wspólnego, pozwalając słonym kroplom wypływać z oczu. Słyszała, ze za nią biegnie i że ją woła. Musiała znaleźć miejsce, w którym on jej nie znajdzie. Miejsce, którego by się po niej nie spodziewał. Przystanęła na chwilę, nabierając powietrza. Już wiedziała, gdzie iść. Biegiem ruszyła w stronę błoni.
~*~
Wiedział, że nie powinien tu być. Z drugiej jednak strony nic na ten temat nie było w regulaminie, a dwudziesta druga jeszcze nie wybiła. Z uśmiechem na ustach  wsiadł na miotłę, by po chwili odbić się od ziemi. Zimny wiatr muskał go po twarzy i mierzwił włosy. Latania nie da się porównać do niczego. Człowieka ogarnia spokój, czuje się wolny i szczęśliwy. Spełniony.
Draco zawisł w powietrzu, patrząc na zamek. Nigdy nie powiedział tego na głos, ale Hogwart był jego domem, jedynym domem. To miejsce dawało mu poczucie bezpieczeństwa, którego, mimo pozorów, bardzo potrzebował. Jego myśli znów zawędrowały w stronę tego, co powiedział Nott. Teodor był mądry i bardzo spostrzegawczy. Widział wiele szczegółów, na które normalny człowiek nie zwracał uwagi. I najgorsze. Zawsze miał rację.
Malfoy wzdrygnął się, wznawiając lot. Szybował coraz szybciej, czując buzującą w żyłach adrenalinę. Dlaczego Nott to powiedział? Dlaczego, do cholery?
Nagle go olśniło. Zatrzymał miotłę, znów wisząc w powietrzu.
Teodor zdawał sobie sprawę z tego, że wszyscy ufają jego przepowiednią i osądom. To, co on powiedział, zawsze się sprawdzało i każdy o tym wiedział. A gdyby zrobił to specjalnie? Gdyby z pełną premedytacją skłamał, zrobił okropny żart? Przecież go na to stać. Teodor doskonale wiedział, że Draco zacznie to analizować. Że zacznie myśleć o Granger, wymieniając wszystkie jej plusy. A wtedy naprawdę się zakocha.
Malfoy zaśmiał się sam do siebie, zadowolony z własnego geniuszu. Przechytrzył skubańca! Z tą myślą skierował miotłę w dół, lądując bezpiecznie na ziemi.
I wtedy zobaczył jakiś ruch na trybunach. Szybko skierował tam swoje spojrzenie,  nieświadomie ruszając w tamtym kierunku. Zmrużył oczy, chcąc zobaczyć więcej. Dzięki zaklęciu, którego użył intruz, Malfoy mógł doskonale zobaczyć, kto to taki.
Na ławce siedziała Granger. W słabym świetle widział jej podpuchnięte oczy i płynące łzy. Bez zastanowienia wskoczył na miotłę, unosząc się wysoko nad ziemię. Przeleciał za nieświadomą niczego dziewczynę, by bezszelestnie wylądować za nią. Ona nadal nie miała pojęcia o jego obecności, co tylko go ucieszyło.
- Co ty tu robisz, Granger? – zapytał, a jego ciepły oddech musnął płatek jej ucha.  Hermiona podskoczyła w miejscu, szybko odwracając głowę i wypuszczając różdżkę z dłoni. Obojgu przypomniała się w sytuacja w bibliotece, przez co Gryfonka zarumieniła się  delikatnie, a chłopak podrapał po głowie.
- Siedzę, Malfoy, siedzę – wycedziła, odrywając od niego wzrok i schylając się po zgubę. 
- A może przyszłaś mnie podglądać, jak jakaś zwariowana fanka – uśmiechnął się złośliwie, przeskakując ławkę i stając naprzeciwko dziewczyny.
- Przestać brać to, co bierzesz, bo już ci się na mózg rzuciło – odpowiedziała po czym wstała i zgrabnie go wyminęła.
- Albo mi zazdrościsz… - powiedział cicho, na co dziewczyna szybko się odwróciła.
- Niby czego?
- Talentu, precyzji… Tego, że w ogóle umiem latać na miotle – zaśmiał się.
- Coś sugerujesz? – warknęła, krzyżując ręce na piersi.
- Tak. Nie umiesz latać.
Hermiona prychnęła pod nosem, przewracając oczami.
- Czyżbym się mylił?
- Tak, fretko – odpowiedziała, odwracając się i idąc w stronę wyjścia z trybun.
- To mi to udowodnij – krzyknął za nią, a Hermiona przystanęła w miejscu, jednak nie odwróciła się. – Udowodnij mi, że się mylę. Tu. Teraz.
- Jest późno… - zaczęła, ale Malfoy zaśmiał się złośliwie.
- Nie umiesz latać! – krzyknął z triumfem wypisanym na twarzy.
Granger podeszła do niego, wyrywając mu miotłę z dłoni. Usta zacisnęła w wąską linię, a ręce trzęsły jej się niemiłosiernie, gdy schodziła po schodkach na boisko. Malfoy szedł cały czas za nią, uśmiechając się perfidnie. Będąc na zielonej murawie, Hermiona stanęła w miejscu, bojąc się cokolwiek zrobić, a już w szczególności usiąść na miotle.
- Rusz się, Granger! Nie mam zamiaru sterczeć tutaj całą noc!
Hermiona niepewnie przełożyła nogę, mocno zaciskając dłonie na rączce. Draco spojrzał na zegarek i ziewną teatralnie.
Reszta potoczyła się bardzo szybko. Miotła wystrzeliła niczym z procy, a Granger piszczała niemiłosiernie, co prawdopodobnie postawiło na nogi cały Hogwart.  Malfoy ruszył za nią, dziękując Salzarowi za swoją szybkość i jednym zwinnym ruchem wskoczył na lecący nad ziemią patyk. Jego dłonie zacisnęły się na miotle zaraz przed rękoma Gryfonki, co z daleka wyglądało, jakby ją przytulał. Hermiona w ataku paniki pociągnęła rączkę w dół, co spowodowało przechylenie się, stracenie równowagi i spadek z miotły ich obojga. Tak niefortunnie się stało, że Malfoy wylądował wprost nad nią. Gdyby nie jego szybki refleks, przygniótł by ją swoim ciałem. Hermiona otworzyła oczy, które wcześniej miała mocno zaciśnięte, napotykając szare tęczówki Ślizgona.
- Nie umiesz latać, Granger – szepnął, a jego ciepły oddech owiał jej twarz.

- Co tu do jasnej cholery się dzieje?! 

Aktualizacja: 14/04/2020

Wiem, że miałam dodać wczoraj, jednak zamiast pisać rozdział, zaczęłam tworzenie fanficku o Jamesie Arthurze. Tak po prostu pomysł siedział mi w głowie i nie byłam nawet w stanie myśleć o niczym innym.  A już szczególnie, jak przeczytałam jeden po angielsku (niestety nie natknęłam się na polskie). Poszłam więc spać o czwartej rano, pisząc tym samym pięć stron. Niby to mało, ale jak się co chwila przerywa, ponieważ zaczynasz tańczyć i nucić piosenkę , której słuchasz na słuchawkach...  
W tym tygodniu w środę są moje urodziny, więc uznałam, ze wtedy dodał miniaturkę Magiczne Eastbourne. Chcę by to był bardzo, bardzo długi tekst, nie podzielony na części ani rozdziały. Niestety, pisanie tego idzie mi jak krew z nosa (głupi James), ale postaram się wyrobić.
Przepraszam, ze znowu krótki, ale nie chciałam rozwijać nowego wątku i zostawić tak, jak na samym początku zaplanowałam. 
I jeszcze powiem, na zakończenie tej długiej przemowy, której pewnie nikt nie przeczytał, że dostałam się do wymarzonej szkoły do klasy dwujęzycznej!
Pozdrawiam magicznie
~hope~  

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 9 cz. I

Uciekła. Niczym tchórzy wybiegła z biblioteki, nie zaszczycając go ani jednym spojrzeniem. Serce waliło jej niemiłosiernie, jakby miało zamiar wyskoczyć z klatki piersiowej i jak najszybciej ulotnić się z miejsca zdarzenia. Jej nogi, bez konsultacji z mózgiem, przyspieszyły, zbliżając swoje tempo do biegu. Dlaczego to powiedział? Dlaczego tak właśnie przedstawił zakazaną miłość? Przecież ona w nią wierzyła. Uważała, że nie ważne skąd jesteś, to uczucie może spotkać każdego i spleść najbardziej oddalone od siebie dusze. Dopiero zestawienie jej z Malfoyem uświadomiło Hermionie, że albo ona może poczuć coś więcej do Dracona, albo taka miłość nie istnieje.
To tak, jakbym ja zakochał się w tobie. 
Przystanęła, łapczywie zaczerpując powietrza. Oparła się o zimną, kamienną ścianę, powoli osuwając się po niej na ziemię. Schowała twarz w dłoniach, odgarniając z gorącej twarzy włosy. Czy mogłaby poczuć do niego coś więcej niż nienawiść? Czy jest możliwość, że obdarzyłaby Dracona Malfoya sympatią? Był przystojny, tego nie mogła zaprzeczyć… Pokręciła głową, chcąc odgonić od siebie dziwne myśli. Spojrzała na zegarek. Kolacja już się kończyła, nie było sensu iść do Wielkiej Sali. Podniosła się z ziemi, otrzepując spodnie z niewidzialnego pyłu. Wzięła kilka głębokich oddechów, prostując plecy i przybierając na twarzy radosny uśmiech. Ruszyła w stronę pokoju wspólnego, czasem napotykając się na uczniów i nauczycieli, którzy nie zwrócili na nią najmniejszej uwagi.  Po podaniu hasła Grubej Damie, przeszła przez portret, upewniając się, że w pomieszczeniu nie ma przyjaciół i udała się na górę do swojego dormitorium. Padła na łóżko, zatapiając twarz w pachnącej pościeli.  Kilka minut później leżała pod kołdrą, czytając podręcznik od transmutacji. Czekała na Ginny, chcąc jej o wszystkim opowiedzieć. Nim Ruda zdążyła wrócić do pokoju, Hermiona już oddała się w ramiona Morfeusza, chodź na chwilę zapominając o troskach i o Malfoyu.
~*~
Usiadła na swoim miejscu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Posłusznie wyjęła podręcznik i zeszyt, uparcie ignorując palące spojrzenie szarych tęczówek.  Niestety, nie mogła powstrzymać rumieńców, które natychmiast pojawiły się na jej policzkach. Westchnęła cichutko, zasłaniając twarz kurtyną brązowych włosów. Harry szturchnął ją ramieniem, patrząc na nią zdziwiony. Hermiona pokręciła tylko głową, całą swoją uwagę kierując na wchodzącego do sali Snape’a. Mężczyzna przemknął pomiędzy ławkami, a czarna szata powiewała za nim, szeleszcząc złowieszczo.
- Eliksir Łagodzący I stopnia – zaczął, a jego niski głos odbijał się echem od zimnych ścian. Odwrócił się w stronę uczniów, mrużąc niebezpiecznie oczy. – Ma gęstą konsystencję o niebieskawym kolorze. Stosowany jest na lekkie, zamknięte poparzenia – Nietoperz spojrzał po pomieszczeniu, świdrując uczniów czarnymi niczym węgiel tęczówkami. – Ciekawi mnie, dlaczego tego nie notujecie? – warknął, pochylając się nad Nevillem i to na nim skupiając całą swoją uwagę. Longbottom schylił się do torby, jak najszybciej próbując wyjąć zeszyt i pióro. Jak na złość, zahaczyły one o materiał plecaka i nie chciały opuścić bezpiecznego schronienia przed zezłoszczonymi oczami profesora. Gdy chłopak uporał się z pierwszym problemem, od razu pojawił się kolejny. Zrezygnowany Gryfon spostrzegł, że jego kałamarz jest pusty. Spojrzał w stronę Parvati błagalnie. Dziewczyna podsunęła w jego stronę swój,  zakrywając usta dłonią, by na głos się nie roześmiać.
- Ogarnij się, Longbottom – wysyczał Nietoperz, nagle się prostując i poprawiając mankiety czarnej koszuli.
- Podczas dzisiejszych zajęć uwarzycie wspomniany przeze mnie eliksir w parach, ale najpierw… - Severus uśmiechnął się mściwie, szukając wzrokiem swojej ofiary. – Potter, co osłabia lub likwiduje efekty uboczne eliksiru euforii?
Harry wzruszył ramionami, hardo utrzymując spojrzenie Snape’a. Ręka Hermiony wystrzeliła w górę niczym z  procy, jednak nie tylko ona zgłosiła się do odpowiedzi.
- Tak, panie Malfoy?
Na to pytanie panna Granger podskoczyła, jednym zwinnym ruchem odwracając się do tyłu. Uniosła brwi do góry, patrząc na blondyna wyczekująco.
- Mięta – odpowiedział, wcale nie zwracając uwagi na nauczyciela. Jego oczy utkwione były w czekoladowych tęczówkach Hermiony. Chłopak  wpatrywał się w  nią intensywnie, nawet nie ważąc się mrugnąć. Ona również niczym zahipnotyzowana, śmiało oddawała spojrzenie. Miał przepiękne tęczówki. Wydawały się być bramą do duszy Ślizgona. Uśmiechnęła się, uświadamiając sobie, że już kiedyś myślała o tym samym.  
- Granger! – usłyszała głos profesora i ocknęła się z dziwnego amoku. Wyprostowała się, podnosząc wzrok na Snape’a. – Minus 10 punktów dla Gryffindoru za pani nieodpowiednie zachowanie na lekcji. – Hermiona już miała się sprzeciwić, jednak zamiast tego opuściła głowę.
- Przepraszam, panie profesorze – mruknęła.
- Jak już wspominałem, dobiorę was w pary… - Severus podawał kolejne nazwiska, a uczniowie przemieszczali się po sali, szukając swoich partnerów. – Pani Granger i pan Malfoy stanowisko numer 7 – usłyszała, podskakując w miejscu.   Jednym ruchem zabrała swoje rzeczy i ruszyła we wskazane miejsce, jednak nie podniosła głowy. Wiedziała, że przyszedł, czując jego drogą wodę kolońską. Wzdrygnęła się, uświadamiając sobie, jak bardzo pociągający jest ten zapach.
- Witaj, Granger – powiedział, pochylając się w jej stronę zadziornie. Kiwnęła głową, a jej policzki przybrały odcień delikatnej purpury.  Wzięła kilka głębokich wdechów, podnosząc wzrok, jednak unikając jego spojrzenia.
- Ty wyciśnij sok z granatów i pokrój suszone figi, a ja zajmę się korą suchego dębu – zarządziła, uświadamiając sobie, że chłopak może mieć jej za złe, że mu rozkazuje. Ku jej zdziwieniu nic takiego nie miało miejsca. Draco podwinął rękawy i bez słowa zabrał się do pracy.  
Byli zgodną parą. Mimo kąśliwych uwag, które co jakiś czas do siebie rzucali, warzenie eliksiru szło bez żadnych większych problemów.  Z zadowoleniem stwierdzili, że skończyli jako pierwsi, a barwa i konsystencja wywaru należała na miano perfekcyjnej. Profesor podszedł do nich, ledwo zaglądając do ich garnuszka.
- Bardzo dobra robota – pochwalił, lecz to raczej skierował do Dracona, a nie do niej. – Możecie już iść – mruknął, wpisując Wybitny przy ich nazwiskach. Hermiona, pakując książki zerknęła w stronę Harry’ego, który razem z Luną zawzięcie o czymś dyskutowali, i w stronę Rona, wymierzającego w stronę Pansy oskarżycielski palec. Uśmiechnęła się i wyszła zaraz za Malfoyem, który szarmancko przytrzymał dla niej drzwi.
- Dzięki – dziewczyna zarumieniła się, a pomiędzy nimi zapadała cisza. Szli ramię w ramię, trzymając miedzy sobą stosowną odległość. Po chwili Malfoy skręcił, rzucając jej ukradkowe spojrzenie. Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, żwawym krokiem ruszając w stronę błoni. 
Szła przed siebie, mocniej otulając się szkolną szatą. Rozejrzała się wokoło, szukając dogodnego miejsca. Musiała przemyśleć kilka nurtujących ją spraw, które składały się do jednej osoby. Malfoya. Już miała usiąść na dębowej ławce, gdy spostrzegła Ralpha siedzącego pod wierzbą. Pochylał się właśnie nad jakąś książką, a przydługie blond włosy wyraźnie przeszkadzały mu w czytaniu.
- Cześć – przywitała się, przybierając na twarzy najpiękniejszy ze swoich uśmiechów. – Mogę?
Ralph pokiwał głową, robiąc dla niej miejsce na purpurowym kocu.
- Co czytasz? – zagadnęła, zaglądając chłopakowi przez ramię.  Lewis zarumienił się delikatnie, patrząc w jej stronę nieśmiało.
- Quidditch przez wieki – odpowiedział, niepewnie pokazując lekko podstarzałą okładkę książki. Hermiona uniosła brwi do góry, zdziwiona.
- Interesujesz się Qudditchem? – zapytała, wygodnie opierając się o szeroki pień drzewa. Ralph nagle ożywił się, a w jego oczach pojawił się radosny błysk.
- Odkąd poznałem ten sport, zawsze chciałem grać w drużynie na pozycji Ścigającego. Od pierwszego roku wiele czytałem na ten temat, jestem też niezły jeżeli chodzi o miotły. Niestety, sama teoria nie wystarcza i nie umiem latać – odpowiedział, nagle markotniejąc. Hermiona położyła mu rękę na ramieniu, uśmiechając się smutno.
- Ja również nie umiem grać, więc w tym ci nie pomogę, ale może mój przyjaciel…
Nie zdążyła dokończyć, gdy przed nią wyrósł Malfoy. Uśmiechał się kpiąco, a jego oczy błyszczały dziwnym, niezrozumiałym dla niej blaskiem.
- Kogo my tu mamy? – zaśmiał się, przechylając głowę w bok. – To twój nowy chłopak, Granger? Przestawiłaś się na młodszych?
- Spadaj, Malfoy – fuknęła, zaciskając dłonie w pięści. Ralph zmieszał się, nie wiedząc, co powinien zrobić.
- Jaka agresywna – skomentował blondyn, opierając się o swoją miotłę.
- Czy to…? – zaczął nagle Lewis, przyglądając się nowemu nabytkowi Ślizgona. Draco uniósł brwi, pochylając się w jego stronę.
- Co? – warknął zniecierpliwiony, poprawiając strój do treningu. Ralph przełknął ślinę, wstając.
- Czy to Błękitna Butla 2000, najnowsza, najszybsza i najlżejsza miotła na świecie, wyposażona w alarm i pozwalająca latać dwóm a nawet trzem osobom na raz? Podobno na razie sprzedano pięćdziesiąt egzemplarzy jako edycję limitowaną, dostępną tylko dla wybranych  –powiedział na wydechu, cały czerwony na twarzy przez buzującą adrenalinę. Malfoy jak i Hermiona stali zaszokowani.
- Tak – odpowiedział po chwili Draco. – To ta sama miotła – uśmiechnął się kpiąco, dumny z własnego sprzętu. – Przynajmniej twój nowy chłopak jest mądry, Granger. Wieprzelej to dopiero był tłumok – zaśmiał się, po czym odszedł, nie oglądając się przez ramię.
Hermiona uśmiechnęła się do Ralpha przepraszająco.
- On tak zawsze, nigdy za sobą nie przepadaliśmy – wytłumaczyła, siadając z powrotem na ciepłym kocu.
~*~
Malfoy wszedł do szatni, rzucając swoją torbę na ławkę. Nott uniósł brwi, po chwili uśmiechając się ironicznie.
- Kłopoty w raju? – zapytał, uważnie obserwując Dracona. Blondyn uniósł brwi do góry w geście zdziwienia.
- O co ci chodzi? – wcale nie silił się na miły ton głosu.
- O Granger.
- Nadal nie wiem, o czym ty pieprzysz – warknął zdenerwowany. Theo stanął z założonymi rękoma, uśmiechając się pod nosem.
- Idąc tutaj, zauważyłeś ją siedzącą z jakimś chłopakiem – brunet uniósł rękę do góry, prosząc, by mu nie przerywać. – Z daleka rozpoznałeś jej brązowe pukle, delikatnie opadające na jej smukłe ramiona. Nie rozpoznałeś jednak towarzyszącego chłopaka. Wrodzona ciekawość nie pozwoliła ci odejść stamtąd, bez upewnienia się, jakie łączą ich stosunki. Im bliżej podchodziłeś, tym coraz większą czułeś potrzebę przeszkodzenia im. Zobaczyłeś jak uśmiecha się i kładzie rękę na ramieniu chłopaka, pochylając się w jego stronę z zainteresowaniem. Przerwałeś im, mimo że wiedziałeś, że mogą być najwyżej przyjaciółmi. Pojawia się pytanie - dlaczego – Nott zmrużył oczy, patrząc przenikliwie na Dracona.
- No? Jaka jest twoja teoria, geniuszu? – warknął Malfoy, niezadowolony ze słów przyjaciela.

- Jesteś w niej zakochany, Smoku. Tylko jeszcze o tym nie wiesz – powiedział przez ramię i wyszedł z szatni, wchodząc tym samym na boisko. 

Aktualizacja: 14/04/2020

Przepraszam. Rozdział 9 miałam dodać w zeszłym tygodniu, ale nie dałam rady nic dopisać. Postanowiłam podzielić go na dwie części, bo pierwszą miałam napisaną od bardzo dawna. Niestety, mam pomysły, dopóki nie muszę ich napisać. Wtedy pojawia się pustka. Nie mogę podać konkretnego terminu, co do następnej części. Mogę jedynie powiedzieć, że mam teraz dużo wolnego czasu, bo mamy próby do zakończenia roku, wiec raczej uda mi się skończyć drugą część.
Pozdrawiam magicznie
~hope~

niedziela, 15 czerwca 2014

Ostatni taniec

Nie mógł uwierzyć, że widzi ją po raz ostatni. Rok dobiegał końca, tak jak czas z nią spędzony. Przyglądał się jej, jak przechodzi przez pomieszczenie, szukając kogoś wzrokiem. Ubrana w białą, długą suknię prezentowała się przepięknie. Włosy ułożyła w artystycznego koka, a kilka zagubionych kosmyków otulało jej twarz. Poruszała się niczym nimfa, z gracją godną księżniczki. Przez chwilę jej wzrok spoczął na nim. Uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, a on odpowiedział tym samym. Trwało to tylko ułamek sekundy, lecz on doskonale zapamiętał ten moment. 
Opuścił wzrok, ręką przeczesując włosy. Podrapał się po karku, znów odnajdując ją w tłumie. Śmiała się, odrzucając głowę do tyłu niczym mała dziewczynka. Zakochał się w niej. Nie wyobrażał sobie kolejnego roku bez jej śmiechu, bez jej wygłupów. Żałował, że wcześniej nic nie zrobił. Nic nie powiedział, nie pokazał swoich uczuć. Jutro już jej nie będzie. Zamknął oczy, upewniając się, że zna jej obraz na pamięć. Gdy znów spojrzał na nią, stała sama, w dłoniach trzymając szklankę z napojem. Rozejrzał się wokół, po czym poprawił krawat koszuli. To była jego ostatnia szansa. Ruszył w jej stronę, przepychając się.  Po chwili już stał przy niej. Z bliska wydawała się jeszcze piękniejsza.  Gdy przeniosła oczy na niego, uśmiechnęła się, a jemu serce zabiło szybciej.
- Zatańczymy? – zapytał, wyciągając dłoń w jej kierunku. Dziewczyna ujęła ją bez wahania, odstawiając szklane naczynie na stojący obok stolik.  Po chwili byli już na parkiecie. Stanowili zgraną parę. On przyciągnął ją do siebie, trzymając rękę na jej talii. Ona odchyliła się do tyłu, by zaraz wrócić z powrotem do pionu. Opuszkiem palców dotknęła jego policzka, patrząc mu głęboko w oczy. Uśmiechnęła się, odwracając się do niego plecami. On nadal trzymał dłonie na jej ciele, czując ciepło od niej bijące. Schował twarz w jej włosach, przymykając oczy. Nie wiedział, że zrobiła to samo, mocno do niego przylegając. Stali tak, aż piosenka dobiegła końca. Po chwili zaczęła się nowa, a ona znów odwróciła się do niego przodem.
- Uwielbiam ten kawałek – powiedziała, zarzucając mu ręce na szyję. – It’s just another night and I’m staring at the moon. Saw a shooting star and thought of you* – śpiewała cicho, kołysząc się w rytm muzyki.  Po chwili przylgnęła do niego, wtulając się w jego umięśniony tors. On przytulił ją mocno, brodę opierając na czubku jej głowy. Dziewczyna przymknęła oczy, rozkoszując się bliskością. Nie widział  łez, które zebrały się pod jej powiekami. Nie wiedział, że ona również nie chciała rozłąki. Nie wiedział, że ona również żałowała. Dziewczyna oderwała się od niego, gdy rozbrzmiały ostatnie nuty.
- Muszę już iść – szepnęła mu do ucha, szybkim krokiem ruszając w stronę wyjścia.
- Zaczekaj! – krzyknął, ale ona już zniknęła za drzwiami. Biegł za nią, przepychając się przez tłum. Wypadł na korytarz, rozglądając się wokół. Zobaczył ją opierającą się o ścianę. Podbiegł do niej, a gdy podniosła głowę, złapał jej podbródek, by złączyć ich usta w namiętnym pocałunku. Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję, wspinając się na palce, a on przyciągnął ją bliżej siebie, chcąc zmniejszyć dzielącą ich odległość. Przyparł ją do ściany, obie dłonie układając obok jej głowy. Ich języki tańczyły szalony taniec, przepełniony namiętnością i pożądaniem. Łzy spływały po jej policzkach i szyi, zmywając makijaż i pozostawiając ciemne smugi. Gdy oderwali się od siebie, ich oddechy były przyspieszone, a serca wybijały szybki rytm.

Następnego dnia dziewczyna siedziała w samolocie, wyglądając przez okno z utęsknieniem. Cały czas czuła na ustach jego pocałunki, czuła jego palący dotyk na skórze. Musnęła palcami wargi, wzdychając cicho. Łza spłynęła po jej policzku, ale ona starła ją szybkim ruchem ręki. Uśmiechnęła się do siebie, przymykając oczy. Wiedziała, że prawdopodobnie nigdy się już nie spotkają. Wiedziała również, że na zawsze go zapamięta.

*Ed Sheeran - All of the stars


To jest tak jakby mój autorski kawałek, nie dramione. Dla głównych bohaterów nie dałam imion, z jakiegoś powodu nie chciałam tego robić. Wiem, że ten tekst może wydawać się dziwny i wyrwany z kontekstu. 

Przepraszam za tak długą przerwę. Wyciągałam oceny ze wszystkich możliwych przedmiotów (mam 5 z geografii :D ) i nie maiłam czasu nic skończyć. W przyszłym tygodniu w czwartek jadę w Bieszczady, więc  skończenie i wstawienie ZH09 planuję na środę. 
 Mogą być gdzieś błędy, bo jeszcze nie sprawdzony

Pozdrawiam magicznie
~hope~

piątek, 9 maja 2014

Obliviate 01

Londyn o tej porze roku wyglądał przepięknie. Promyki ciepłego słońca kąpały się w Tamizie i rozświetlały roześmiane buzie mieszkańców miasta. Po błękitnym niebie swobodnie pływały małe chmurki, a drzewa poruszały się w rytm delikatnych podmuchów wiatru.
Na przedmieściach również panowała radosna atmosfera. Dzieciaki biegały po parku, korzystając z ostatniego dnia wakacji, dorośli z uśmiechem na ustach popijali mrożoną kawę i rozmawiali o błahych sprawach. Nikt nie zwracał uwagi na samotnie idącego blondyna. Chłopak miał wysoko uniesioną głowę i pewnym wzrokiem patrzył przed siebie. Nie chciał się teleportować, chociaż musiał przejść jeszcze spory kawałek drogi. Przez wakacje przyzwyczaił się do spacerów po tym parku. Uśmiechnął się delikatnie, gdy w jego głowie pojawiły się wspomnienia z ostatniego miesiąca. Tyle się zmieniło! Nigdy wcześniej nie przypuszczał, że jedna osoba może tak wpłynąć na jego życie. Zatopiony we własnych myślach wyszedł z parku. Nagle wokół niego krajobraz zmienił się, zniknęły śliczne domki, lodziarnie i supermarkety, a pojawiły się starsze domy i dużo wolnej przestrzeni. Po chwili chłopak skręcił w mroczniejszą ulicę. Szedł wzdłuż niej, znów przybierając na twarzy maskę obojętności. Z powrotem stał się niedostępnym arystokratą bez duszy i serca. Z ironicznym uśmiechem przyglądał się mijanym ruinom, które tak naprawdę były ogromnymi posiadłościami zacnych czarodziei. Żaden mugol nie zapuszczał się w tutejsze strony,  prawdopodobnie przez plotki o licznych morderstwach i masakrach rozgrywających się w tym miejscu przed wielu laty.
Blondyn zatrzymał się dopiero przy najbardziej oddalonym domu, za którym rozciągały się puste, górzyste tereny. Rozejrzał się na boki, uważnie obserwując otoczenie. Zgrabnym ruchem wyciągną różdżkę i wyszeptał:
- Revealanto* - przed jego oczami pokazał się ogromny pałac, otoczony metalowym, wysokim płotem. Chłopak szybkim krokiem podszedł do mosiężnej bramy i pchnął ją lekko. Jej otwarciu towarzyszył okropny, głośny skrzyp, który niewątpliwie oznaczał protest przed ruszaniem się z miejsca.  Arystokrata skrzywił się nieznacznie i ruszył przed siebie ku drzwiom. Z każdym krokiem pogłębiał się jego niepokój i strach. Tak, Draco Malfoy bał się. Nienawidził tego miejsca, tego życia, chciał, by było inaczej. Niestety istniał w przytłaczającej rzeczywistości i musiał się z tym pogodzić. Nie miał wpływu na decyzje, które bezkarnie podejmowano za niego.
Gdy już miał przyłożyć różdżkę  do zamka, drzwi otworzyły się, a przed nim stanęła Krwinka, skrzat domowy Toma Riddle ‘a.
- Witam, paniczu Malfoy – stworzenie ukłoniło się przed nim nisko, dotykając długim nosem kamiennej podłogi. – Czekają na pana w Salonie Głównym.
Draco tylko skinął głową i ruszył w dobrze znanym sobie kierunku. Nie zwracał uwagi na mijane rzeźby i obrazy, znał je bowiem wszystkie na pamięć. Bez trudu odnajdywał się w tym ogromnym pałacu, w którym spędzał mnóstwo czasu po odrodzeniu Czarnego Pana.
- Draco – usłyszał za plecami i odwrócił się ze zdziwieniem. Za nim stał Severus, jak zwykle w swojej nieskazitelnie prostej, czarnej pelerynie. Nie wyglądał zbyt dobrze. Na twarzy miał wymalowane ból i zmęczenie. Młody Malfoy mógł się założyć, że to sprawka zacnego Voldemorta.
- Wiesz, jak głupio postąpiłeś? – jego zimny głos odbijał się od kamiennych ścian, niczym gumowa piłeczka. – Nie spodziewałem się po tobie takiego zachowania – czarne jak smoła oczy Snape’a niebezpiecznie błysnęły. – Nie wiem, co się z tobą stanie, ale uwierz mi, na pewno nic dobrego. Czarny Pan nie toleruje zdrajców, pamiętaj o tym. I może użyj tych swoich aktorskich zdolności, by przynajmniej udawać skruchę – zironizował i minął Dracona podchodząc do wejścia do salonu. Ostatni raz spojrzał na niego krytycznie i otworzył drzwi.
- Ach, Severusie, nareszcie się pojawiłeś - Voldemort ułożył usta w imitację uśmiechu, ukazując rząd czarnych, brudnych zębów. – Mam nadzieję, że młody Malfoy również zaszczycił nas swoją obecnością.
Wspomniany blondyn wzdrygnął się na dźwięk własnego nazwiska, po czym przekroczył próg salonu i posłusznie się ukłonił. Ze zdziwieniem stwierdził, że na środku nie stał już ogromny stół, przy którym zawsze zbierali się Śmierciożercy. Zostało tylko jedno krzesło, należące do Czarnego Pana. W pokoju nie było dużo osób. Lucjusz stał koło Narcyzy i wyglądał jakby przed chwilą dostał Cruciatusem. Oczy miał zamknięte, a jego sine usta drgały delikatnie. Jego lekko pomiętoszone szaty nie wyglądały na świeże. Matka Dracona wcale nie prezentowała się lepiej. Widać było, że powstrzymywała szloch i co chwila ocierała łzy z bladych policzków. Jej zawsze nieskazitelnie ułożone blond włosy znajdowały się teraz w wielkim nieładzie. Kobieta opierała się o stojącą obok kolumnę, jakby bez niej mogła upaść na ziemię. Malfoy Junior zdziwił się ogromnie, ale nie odezwał się ani słowem. Jego wzrok dalej błądził po pomieszczeniu, aż natrafił na ciotkę Bellę, która ze zniecierpliwieniem chodziła wzdłuż ściany. W jej oczach czaiły się obłęd i ekscytacja. Pomalowane czerwoną szminką usta ułożone były w szaleńczym uśmiechu. Dopiero po chwili Dracon zauważył skuloną dziewczynę, wokół której krążyła Bellatrix. Jedyne co widział to burza potarganych, brązowych loków i posiniaczone, gołe nogi. Nie widział twarzy, którą przykrywały bujne włosy.  Na środku pokoju stał Voldemort, a jego czerwone oczy wpatrywały się w Dracona z oczekiwaniem.
- Wyglądasz dużo lepiej, niż po ostatnim naszym spotkaniu – głos Czarnego Pana wcale nie był troskliwy, wręcz przeciwnie - zimny i zły. – Jestem ciekaw, jak sobie sam poradziłeś z tymi ranami. Masz może jakieś wskazówki? – Malfoy cały zesztywniał, a jego wzrok spoczął na skulonej pod ścianą dziewczynie. Ona również uniosła głowę, zwracając w jego stronę przepełnione łzami tęczówki. Stal na chwilę zmieszała się z ciepłym brązem. Chciał do niej podbiec, chciał powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Chciał… ale nie mógł. Nie mógł jej jeszcze bardziej narażać!
Czarny Pan obrócił głowę w stronę Granger, uśmiechając się kpiąco. Szybkim krokiem podszedł do niej i chwycił za włosy, pociągając ją tym samym do góry. Hermiona zacisnęła powieki, z pod których wypłynęło kilka słonych łez. Draco drgnął, a jego ręka niebezpiecznie zbliżyła się do kieszeni, w której spoczywała różdżka.
- Taka ładna dziewczyna – Voldemort przybliżył swoją twarz do jej, wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia. – Szkoda, że szlama – wysyczał jej do ucha i pchnął ją na ziemię, przez co upadła, w ostatniej chwili osłaniając głowę przed bolesnym spotkaniem z kamienną posadzką.
- Hermiona Granger,  wychwalana przez wszystkich Gryfonka, najlepsza przyjaciółka Harrego Pottera – krzyknął Tom Riddle, wskazując na nią białą różdżką. – Zawiodłeś mnie, Malfoy – zwrócił się teraz do blondyna, a z jego oczu biła ogromna złość. – Jesteś zdrajcą. A zdrajcy zasługują na karę! – wrzasną, rzucając w blondyna niewybaczalnym zaklęciem.
~*~
- Crucio! – usłyszała i od razu uniosła głowę do góry. Zobaczyła Malfoya, wijącego się na ziemi z bólu. Jego ciało wyginało się w najróżniejsze strony, a paznokcie wbijały w jego dłoń, tworząc czerwone półokręgi.
Nie mogła znieść tego widoku. Przez te dwa miesiące, gdy pomagała mu dojść do siebie, przywiązała się do niego, między nimi zrodziła się niewidzialna więź. Już nie czuła tej nienawiści, co kiedyś.
- Zostaw go! – nawet nie wiedziała, skąd wzięła się u niej siła, by krzyknąć. Zaklęcie ustało, a ciało blondyna upadło na ziemię z cichym klapnięciem. Oczy nadal miał zamknięte, a jego klatka piersiowa unosiła się w nienaturalnie szybkim tempie, jednak żył.
- Żałosne – skomentował Czarny Pan, zbliżając się do niej wolno. – Jestem ciekaw, co dokładnie zdarzyło się przez te wakacje, co zmieniło wasze podejście do siebie… Czyżby miłość? – zakpił, śmiejąc się groźnie. Kucnął przy niej, odgarniając różdżką kosmyk z jej twarzy. – Legilimens – szepnął.
Oklumencja nie była sztuką jej obcą, jednak teraz nie miała siły, by oczyścić umysł. Razem z Voldemortem oglądała wspomnienia związane z Draconem. Wiedziała, że to prawdopodobnie ostatni raz, gdy je widzi.
Trzask teleportacji. Ciemna uliczka. Malfoy osuwający się na ziemię.
Krew. Dużo krwi. Otwarte rany. Przerażenie ogarniające jej ciało, gdy patrzyła na twarz nieprzytomnego szkolnego wroga.
Przygotowywanie najróżniejszych eliksirów. Strach. Pośpiech.
Poprawiający się stan Dracona. Jego twarz, która z każdym dniem wyglądała lepiej.
Gorączka. Nieprzespane noce. Czuwanie przy jego łóżku.
Okłamywanie przyjaciół. Zmęczenie. Determinacja.
Obudzenie się Malfoya. Próba ucieczki. Hermiona krzycząca, że ona mu pomoże i, że tu jest bezpieczny.
Złość. Nienawiść. Codzienne kłótnie. Płacz Granger po nocach. Przeprosiny Malfoya.
Cisza. Zawieszenie broni.
Ich śmiech.
Taniec w kuchni do znanych piosenek.
Spacery po parku.
Bieganie nad Tamizą.
Ich usta łączące się w namiętnym pocałunku.
Voldemort skrzywił się z obrzydzenia, wstając z kucek. Z jego twarzy dało się wyczytać zniesmaczenie, złość, ale również zadumę.
- Moje kochane gołąbeczki – odezwał się w końcu, przywołując na twarzy ironiczny uśmiech. – Niestety, wasza miłość się kończy. Za chwilę nie będziecie pamiętać o tych wspaniałych chwilach, które przeżyliście razem podczas wakacji.
Wszystko miało wrócić do normy, znów mieli stać się wrogami i z całego serca się nienawidzić. Spojrzała na Dracona, który również przypatrywał się jej z przerażeniem. Nigdy nie powiedziała mu, co czuje. Bała się jego reakcji, bała się, że to wszystko zniszczy.
Nagle Tom stanął w miejscu, a jego oczy zabłysnęły złośliwie.
- Mam jeszcze lepszy pomysł – klasnął w dłonie, niczym uradowane dziecko. – Wymażemy pamięć tylko pannie Granger, co wy na to? – zapytał, patrząc wyczekująco na dwójkę nastolatków. Hermiona znieruchomiała. Wiedziała, że już nigdy nie poczuje tego, co teraz. A on… będzie pamiętał. I nic nie będzie mógł zrobić.
Voldemort wyciągnął różdżkę w jej stronę, uśmiechając się jak szaleniec. Dziewczyna ostatni raz spojrzała na blondyna i wiedząc, że to jej ostatnia szansa, szepnęła cicho: Kocham cię. Widziała zdziwienie w jego oczach, przeradzające się w ogromny smutek.
- Obliviate – usłyszała, po czym ogarnęła ją ciemność.     

* z anielskiego „reveal” – ujawniać się

Wiem, że miałam wstawić rozdział 9. Niestety, dzisiaj mimo wielu prób i godzin spędzonych przed laptopem, nie skończyłam dziewiątki. Uznałam jednak, że wstawić coś muszę. Wylądowało na Obliviate. Będzie to kilkuczęściowa miniaturka, prawdopodobnie 10 
Zachęcam do komentowania :) 
Jeszcze raz przepraszam i pozdrawiam magicznie 
~hope~

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 8

Dedykuję Earie S. za okazane wsparcie, gdy zwątpiłam w siebie przed egzaminami i za to, że jest najlepszą przyjaciółką w całej galaktyce! 

Ginny wolnym, spokojnym krokiem spacerowała po błoniach, mimo ciemnych chmur kłębiących się na niebie. Nie przejmowała się ani nimi, ani chłodnym wiatrem targającym jej miedzianymi włosami. Zdawała się nie widzieć otaczającego ją świata, pustym wzrokiem wpatrywała się w spokojną taflę jeziora. Jej myśli błądziły wokół czarnowłosego chłopaka o zielonych, bystrych oczach. Tak, to Harry Potter zaprzątał jej głowę. Mimo że nie byli już razem, Ginny nadal chciała przebywać w jego towarzystwie. Kochała go niczym brata, miała w nim oparcie, uwielbiała ich długie rozmowy. Jednak od pamiętnego, sobotniego wieczoru, kiedy powiedziała, że chce, aby zostali przyjaciółmi, on odwrócił się od niej. Ignorował ją, nie słyszał jej głosu, gdy prosiła go o rozmowę. Jego oczy stały się chłodne i obojętnie, radosne iskierki zniknęły i zdawało się, że już nigdy nie wrócą.
Ginny objęła się ramionami, gdy jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Koniec października zbliżał się nieubłaganie, a wraz z nim odchodziły słońce i błękitne niebo. Pogoda zdawała się podzielać humor dziewczyny, która z bezsilności kucnęła na ziemi, opuszczając głowę. Z jej zielonych oczu popłynęły pierwsze łzy. Nie kochała już Harry’ego. Nie będzie żałować decyzji o rozstaniu, ponieważ była ona słuszna. Chciała być z Blaisem, to jemu oddała swoje serce. Jednak w środku czuła pustkę, jaką pozostawił po sobie Wybraniec. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek ta pusta przestrzeń wypełni się, miała jednak taką nadzieję.
Dziewczyna nawet nie zauważyła pierwszych kropli deszczu, które po chwili przerodziły się w lekką mżawkę. Chłodna, orzeźwiająca woda spływała po jej twarzy, mieszając się ze łzami.
- Co ty robisz? – usłyszała męski głos, a po chwili poczuła jak ktoś łapie ją za ramiona i podciąga do góry. Gdy zbliżyła twarz do jego koszuli, do jej nozdrzy dostał się intrygujący zapach – deszczu przemieszanego ze świeżo skoszoną trawą i mogłaby przyrzec, że poczuła nutkę cynamonu.
Dopiero, gdy znalazła się w zamku, mogła się przyjrzeć chłopakowi. Miał długie, brązowe włosy i oczy w kolorze gorzkiej czekolady. Na jego idealnie wykrojonych ustach malował się chytry uśmieszek, odsłaniający białe zęby.
Ginny skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na niego pytająco.
- Teodor Nott – przedstawił się aksamitnym głosem, wyciągając dłoń w jej kierunku. – Ty musisz być Ginny Weasley, dziewczyną, która podbiła serce naszego Diabła – uśmiechnął się jeszcze szerzej, widząc jej reakcję.
- Powiedział ci? – zapytała z szeroko otwartymi oczami, ignorując wyciągniętą w swoją stronę dłoń.
- Nie – zaprzeczył Ślizgon, łapiąc w dwa palce zabłąkany listek z włosów Gryfonki i odrzucając go na bok. Dziewczyna speszyła się przez ułamek sekundy, ale szybko się zreflektowała.
- To skąd wiesz? – Przecież z Blaisem ukrywali się, nie było możliwości, by ktoś ich przyłapał. Poza tym, gdyby tak się stało, to cała szkoła już by o tym wiedziała! Przecież to Hogwart, tutaj informacje, szczególnie tajemnice, rozprzestrzeniają się w mgnieniu oka.  
- Ja wszystko wiem. – Teodor puścił jej oczko, odwracając się do niej plecami i ruszając w kierunku lochów. Tylko raz obejrzał się za siebie, śmiejąc się cicho, widząc osłupienie w jakim zostawił Ginny. Gdy tylko zniknął za rogiem, Ruda potrząsnęła głową, zastanawiając się, co tak właściwie się stało.
~*~
Snape krążył po gabinecie, przeglądając wypracowania uczniów. Ze złośliwością wymalowaną na twarzy wytykał im wszelkie błędy, zaznaczając je czerwonym atramentem. Irytowała go postawa dzieciaków wobec sztuki, jaką były eliksiry. Przecież cała zabawa polegała na tym, że nie ma bezsensownego machania różdżką i zajmowania się idiotycznymi stworzeniami. Ten przedmiot wymagał całkowitego skupienia i koncentracji, a napięta atmosfera w klasie tylko w tym pomagała. Teraz, jako nowy dyrektor Hogwartu mógł bezproblemowo znęcać się nad bezmózgimi bachorami, które miały świetną radochę, dopóki ich ukochane zwierzątko nie miało zostać królikiem doświadczalnym. Mijał zaledwie drugi miesiąc nauki, a już dziewczynka z drugiego roku poważnie otruła swoją ropuchę. Ten mały incydent pokazał, że to nie żarty.
Severus usiadł przy biurku, z satysfakcją odkładając stertę pergaminów. Nareszcie mógł delektować się otaczającą go ciszą. Niestety, jego perfekcyjny mały świat runą, gdy usłyszał pukanie do drzwi. Zacisną pięści, modląc się, żeby ta osoba jak najszybciej opuściła jego gabinet.
- Dzień dobry, profesorze. – Usłyszał tak dobrze znany głos Hermiony Granger. Podniósł głowę, świdrując ją swoimi czarnymi jak smoła oczami. Zobaczył zdenerwowanie wypisane na twarzy Gryfonki i uśmiechną się kpiąco.
- Mam pewną prośbę – zaczęła nieśmiało, robiąc krok w przód. Chwilę zastanawiała się nad tym, co powiedzieć, nerwowo przygryzając dolną wargę. Irytowało go to. – Mam dzisiaj pomagać Malfoyowi w eliksirach, jednak uważam, że zajęcia praktycznie są o wiele bardziej przydatne niż sama teoria i…
- Co, Granger, streszczaj się – warknął, powoli wstając ze swojego miejsca.
- Chciałabym pożyczyć przenośny kociołek i składniki potrzebne do uwarzenia Eliksiru Łagodzącego I stopnia – powiedziała na wydechu, podnosząc wzrok. Snape zmroził ją spojrzeniem, podchodząc do biblioteczki.
- A skąd mam mieć pewność, że na pewno użyjesz ich w słusznej sprawie? – zapytał złośliwie, przypominając sobie plotki o warzeniu przez pannę Granger Eliksiru Wielosokowego na drugim roku nauki w szkole.
- Severusie, daj jej dostęp do swojego kantorka. – W gabinecie rozległ się głos poprzedniego dyrektora Hogwartu - Albusa Dumbledore’a, który patrzył na Hermionę ciepło z obrazu.
Gryfonka spojrzała w jego stronę, uśmiechając się przyjaźnie. Snape przewrócił oczami i wyciągną różdżkę. Jej czubek wskazał w stronę szafki z książkami, która po chwili przesunęła się, ukazując tajemne przejście. Nietoperz zniknął w nim na chwilę, wracając z małym pudełkiem.
- Tu masz wszystko, co ci potrzebne, Granger. – Jego głos nie wyrażał żadnych emocji, był zimny i pusty.
- Dziękuję – odpowiedziała grzecznie, posyłając Dumbledore’owi ciepły uśmiech. Ruszyła w stronę wyjścia, chowając pakunek do torby. Gdy drzwi się za nią zatrzasnęły, Snape odetchnął głęboko, znów rozkoszując się błogą ciszą.
~*~
Ślizgoni przyzwyczaili się do jej wizyt. Tylko niektórzy prowokowali ją, mrucząc pod nosem słowa obelgi, jednak ona nie zwracała już na nie uwagi. Przyzwyczaiła się do ciągłej nienawiści, w pewien sposób ją akceptowała. Weszła po schodach prowadzących do pokojów chłopców. Pewnie szła korytarzem, a jej kroki echem odbijały się od kamiennych ścian. Zatrzymała się dopiero przy ostatnich, masywnych drzwiach. Zapukała, mając nadzieję, że nie będzie musiała długo czekać. Po kilku minutach niecierpliwości otworzyła jej Pansy, patrząc na nią przymrużonymi oczami. Wyraz jej twarzy nagle złagodniał, gdy zobaczyła książki w rękach Gryfonki.
- Wejdź – powiedziała, odsuwając się i tym samym przepuszczając Gryfonkę w drzwiach . Wskazała jej fotel, a sama zabrała swój błękitny sweter z jego oparcia. – Draco zaraz przyjdzie – wyjaśniła, widząc zdziwione spojrzenie Hermiony. – Ja niestety muszę już iść. Ostrzegam, najlepiej niczego nie dotykaj, bo Malfoy bardzo poważnie traktuje swoją prywatność.
Po chwili już  jej nie było. Brązowowłosa wyjęła kociołek i potrzebne do uwarzenia eliksiru składniki. Nie wiedziała, co ze sobą zrobić. W jej wnętrzu zrodziła się niezdrowa ciekawość, która rozpalała ją od środka. Na drżących nogach podeszła do łóżka, czując buzującą w żyłach adrenalinę . Rozejrzała się jeszcze, upewniając się, że blondyn nie chowa się pod biurkiem, chcąc ją przyłapać na gorącym uczynku. Nic takiego nie miało jednak miejsca.
Dotknęła drewnianego stolika nocnego, widząc leżącą na niej kopertę. Nie była jeszcze otwarta, a rodowa pieczęć Malfoyów wskazywała na sprawy rodzinne. Pokręciła głową, chcąc odgonić myśli o wzięciu pergaminu do rąk. Przeniosła wzrok niżej, sama sobie nie ufając. We wnęce zobaczyła samotnie leżącą  ramkę. Wyglądała, jakby ktoś brutalnie ją tam wrzucił, pragnąc zapomnieć o wspomnieniach się z nią wiążących. Tej ciekawości nie mogła już powstrzymać.  Łapczywie złapała przedmiot, odwracając go drżącymi rękoma. Na zdjęciu ujrzała mała dziewczynkę o długich blond włosach i przepięknych błękitnych oczach, w których czaiły się radosne iskierki. Uśmiechała się i wesoło machała do osoby, która robiła jej zdjęcie. Hermiona od razu zorientowała się, że musi ona należeć do rodziny Malfoya, wyglądała jak jego młodsza, damska kopia. Miała jednak w sobie tyle szczęścia, że zdawała się nie pasować do sztywnych zasad panujących w tym poważanym rodzie. Możliwe, że była daleką kuzynką znienawidzonego blondyna, tylko dlaczego właśnie jej zdjęcie trzymał we wnęce szafki nocnej? Odłożyła ramkę na miejsce, upewniając się, że ułożona jest tak samo jak poprzednio. Roześmiana buźka dziewczynki wywołała w jej wnętrzu przyjemne ciepło. Niestety, Hermionie nie dane było się nad tym dłużej zastanawiać, gdyż usłyszała kroki. Zerwała się z miejsca i z bijącym sercem podbiegła do kociołka. Gdy tylko usiadła na podłodze, drzwi otworzyły się, a staną w nich sam Draco Malfoy.
- Co ty tu robisz, Granger? – zapytał wrogo, mrużąc oczy.
- Pansy mnie wpuściła – powiedziała, uśmiechając się sztucznie, tym samym próbując ukryć drżenie rąk .
Blondyn kiwnął głową i podszedł do łóżka, na którym jeszcze pół minuty temu siedziała ciekawska Gryfonka. Spojrzał na list, delikatnie biorąc go do ręki i oglądając ze wszystkich stron, jakby chciał się upewnić, że nie został on otworzony bez jego wiedzy. Po chwili odłożył go z wyraźną ulgą, kierując się w stronę biurka. Szybko przeglądał papiery leżące na blacie, aż w końcu znalazł właściwy pergamin i podał go dziewczynie, wcale na nią nie patrząc.
- Co to jest? – zapytała, biorąc kartkę do ręki. Od razu zorientowała się, że to praca, którą zadała mu na ostatnich zajęciach.
- Przecież miałeś to zrobić na…
- Wiem, Granger – przerwał jej, siadając przed nią na podłodze. – Po co to wszystko przyniosłaś?
Hermiona przewróciła oczami, dając chłopakowi do zrozumienia, że odpowiedź jest banalna.
- Uwarzymy dziś eliksir – powiedziała radośnie, klaszcząc w dłonie niczym małe dziecko. Malfoy skinął głową, przyglądając się składnikom, po chwili marszcząc czoło.
- Co to za eliksir?
- Eliksir Łagodzący I stopnia – odpowiedziała Gryfonka. – Będziemy go warzyć na najbliższych dwugodzinnych zajęciach, gdyż około tyle czasu zajmuje jego przyrządzenie. W niektórych momentach jest dosyć podchwytliwy, ale gdy raz go zrobisz, za drugim razem nie będziesz miał z tym żadnego problemu. 
 Malfoy pokiwał głową na znak, ze zrozumiał. Już po chwili oboje podwinęli rękawy i zabrali się do pracy. Draco, bez żadnych złośliwych komentarzy i min, wykonywał polecenia, dokładnie studiując każdy z podpunktów. Uważnie słuchał Hermiony, notując najważniejsze informacje na temat eliksiru. Po bardzo pracowitej godzinie brązowowłosa oceniła ich wywar. Miał błękitną, płynną konsystencję o mdławym, słodkim zapachu – a właśnie taki powinien być.
- Teraz musi przez 15 minut pogotować się w temperaturze 112 stopni Celsjusza – wyjaśniła, przeciągając się powoli. Spojrzała na blondyna, przyglądając mu się z ciekawością. Był przystojny, musiała to przyznać. Jego błękitnoszare oczy nie  wyrażały żadnych uczuć, stanowiły zimną barierę, ale miały w sobie coś pociągającego i magnetyzującego. Idealnie wyprofilowany nos przepięknie komponował się z ostrymi rysami twarzy. Blond włosy niesfornie opadały mu na czoło, a on szybkim ruchem głowy odgarniał je, by lepiej widzieć, aczkolwiek  gdy tak robił, żeńska część szkoły dostawała palpitacji serca. I Malfoy wydawał się być tego świadomy.
~*~
- Cześć, słoneczko – przywitał ją czule, namiętnie całując ją w usta i przyciągając do siebie. Ginny uśmiechnęła się, ciesząc się z kolejnego spotkania z Zabinim. Przytuliła się do niego, czując bicie jego serca.
- Jak ci minął weekend, wiewióreczko? – zapytał, splatając swoje palce z jej. Mniejsza dłoń Ginewry idealnie wpasowała się w jego większą.
- Dobrze. Zerwałam z Harry’m – odpowiedziała, opuszczając głowę. Zabini uśmiechnął się triumfalnie, obejmując Weasley i kilka razy obracając ją wokół własnej osi. Dziewczyna zaśmiała się perliście, a gdy postawił ją na ziemię, dała mu buziaka w policzek.  Dopiero po chwili przypomniała sobie rozmowę z tajemniczym Ślizgonem. – Kojarzysz Notta?
- Teodora? – zdziwił się Blaise. – Jasne, nasze rodziny znają się od bardzo dawna. Wychowywaliśmy się razem. A co? – zapytał, patrząc przenikliwie na swoją dziewczynę.
- On o nas wie – powiedziała Ruda na jednym wydechu, oczekując reakcji mulata. Diabeł przystanął w miejscu, lecz po chwili głośno się roześmiał.
- Można się było tego spodziewać – zaśmiał się, siadając na ciemnozielonej sofie. Widząc zdziwione spojrzenie Gryfonki, uśmiechnął się jeszcze szerzej i poklepał miejsce obok siebie.
- Nott jest najsprytniejszym człowiekiem jakiego w życiu spotkałem. Może zabrzmieć to śmiesznie czy dziwacznie, ale on widzi więcej niż przeciętny czarodziej, a pewnie również i Mugol. Ma chłopak talent – wytłumaczył Zabini, szczerząc się głupio. – On sam jest za to ogromną zagadką. Nigdy do końca nie wiesz, co wymyśli. I nie martw się, wiewióreczko – uspokoił ją chłopak, widząc jej podejrzliwe spojrzenie. – Theo nikomu o nas nie powie. A już w szczególności nie Draconowi. Wie, że oboje zostalibyśmy przez niego zamordowani w sposób brutalny i na pewno niehumanitarny –uśmiechnął się, a Ginny odpowiedziała mu tym samym, wyraźnie się rozluźniając.
- Ja będę musiała niedługo powiedzieć Hermionie. Przecież w grudniu organizowany jest bal i ona i tak się dowie. Mam tylko nadzieję, że mnie nie znienawidzi – Ginewra przytuliła się do Zabiniego, wpatrując się w tańczące w kominku pomarańczowożółte płomienie.
- Skąd wiesz, że zaproszę cię na bal? – zapytał chłopak, siląc się na poważny wyraz twarzy. Dziewczyna spojrzała na niego oburzona, trzepiąc go dłonią w ramię.
- Głupek – zaśmiała się, po chwili znów poważniejąc.
- Głowa do góry, wiewióreczko – szepnął jej Blaise do ucha, sprawiając, że ciarki przeszły jej po plecach. – Hermiona jest twoją przyjaciółką, kiedyś na pewno to zrozumie – uspokoił ją mulat, przytulając ją do piersi i głaszcząc po włosach. On sam zdawał sobie sprawę, że Smok również musi się dowiedzieć o jego związku ze „zdrajczynią krwi”. Ale na razie miał zamiar cieszyć się chwilą i nie przejmować się tym, co powie Malfoy. 
~*~
Gdy Granger opuściła jego pokój , szybko złapał leżącą na stoliku kopertę. Chwilę trzymał ją w dłoniach, nie widząc, jakie wieści znajdzie w środku. W końcu otworzył ją, wyciągając pożółkły pergamin. Od razu rozpoznał pochyła pismo matki. Z drugiej strony… kto inny miałby do niego napisać? Draco wziął głęboki oddech i zaczął czytać.

Cieszę się, że poprawiłeś się w nauce. W tym roku są egzaminy mimo wszystko to na nich musisz się skupić.
Znów proszę Cię, byś rozważył propozycję Andrewa. Znam Twoje zdanie i szanuję je, ale on jest naprawdę dobrym adwokatem. Wygrał kilka z pozoru beznadziejnych spraw. Gdyby mógł, na pewno wygrałby również w procesie Lucjusza. Błagam Cię, przemyśl to jeszcze! Sama Granger Ci nie pomoże – nie ma przecież odpowiedniej wiedzy i doświadczenia.
Mam pewne podejrzenia, gdzie Ona się znajduje. Pojadę jutro do ciotki Margaret do Francji i sprawdzę, czy czegoś nie wie. Ty zostań w szkole i nie rób nic głupiego. Powiadomię Cię, gdy dowiem się jakichkolwiek szczegółów.
Narcyza
Kamień spadł Draconowi z serca, po przeczytaniu listu od matki. Miał nadzieję, że tym razem jej podejrzenia są słuszne i, że odnajdą Ją. Ciotki Margaret nie kojarzył, jednak wcale go to nie trapiło.
Schował pergamin do koperty, podchodząc do biurka. Z jednej szuflady wyjął drewnianą szkatułkę z wyrytym M na wierzchu. Schował do niej list, posyłając mu ostatnie przeciągłe spojrzenie. Gdy tylko zamknął pudełeczko, zabezpieczył je odpowiednimi zaklęciami i schował do szafki. Zerknął na zegarek, orientując się, że musiał już iść, jeżeli nie chciał spóźnić się na kolację. Skierował swoje kroki w stronę drzwi, gdy nagle zobaczył leżącą przy fotelu książkę. Przeklął w myślach Granger, wiedząc, że to ona najpewniej zostawiła ją przez przypadek. Podręcznik od eliksirów przyda się jej na poniedziałkowej lekcji. Uśmiechnął się kpiąco na myśli o tym, że Gryfonka będzie jej szukać i panikować niczym wariatka. Już miał kopnąć książkę pod fotel, gdy uznał, że nie może tego zrobić. Przecież mu pomagała. Swoim zachowaniem udowodnił, że jej pomoc jest mu bardzo potrzeba. Sam nie ogarnąłby wszystkiego, chociaż w życiu nie powiedziałby tego na głos. Wziął do ręki wolumin, spoglądając na nienaganną, czystą okładkę. Oczywiście, że wyglądała perfekcyjnie. Przecież to Granger!
Wyszedł z pokoju, nie kwapiąc się, by zamknąć za sobą drzwi jak człowiek, tylko trzasnął nimi mocno.
- Draco! – usłyszał wołanie, gdy tylko wyszedł z pokoju wspólnego i przystanął, czekając na Diabła i pozwalając mu się dogonić. – Jak tam nauka z kujoneczką? – zapytał, szczerząc się złośliwie. Malfoy posłał mu spojrzenie mówiące, by po prostu się zamknął i więcej nie poruszał tego tematu.
- Widzę, że ci się udzieliło – zagadał Blaise po chwili ciszy.
- Co? – warknął Smok, przenosząc wzrok na przyjaciela.
- Nauka, kochanie, nauka. Tak jak Granger wszędzie tachasz ze sobą książki. – Diabeł ułożył usta w iście szatańskim uśmiechu. Malfoy spojrzał na podręcznik od eliksirów i jeszcze raz przeklął w myślach Gryfonkę.
- Zapomniała tego gówna, więc zamierzam jej to oddać. Jakiś problem? – wycedził przez zaciśnięte zęby, ściskając mocniej wolumin.
- Jakie to słooodkie! – krzyknął mulat, przeciągając samogłoskę „o”  w charakterystyczny, idiotyczny i irytujący sposób.
- Zamknij się, idioto – powiedział, wyraźnie zły na przyjaciela. Przyspieszył kroku, skręcając w główny korytarz, prowadzący prosto do Wielkiej Sali. Ze złością spostrzegł Hermionę, spokojnie idącą ze swoimi przyjaciółmi. Blaise klasnął w dłonie bardzo zadowolony i poklepał Malfoya po ramieniu, po czym przyspieszył kroku, przez przypadek szturchając łokciem Ginny.
- Uważaj jak chodzisz, palancie! – wrzasnął Ron, grożąc mulatowi pięścią. Zabini nawet się nie odwrócił, za to młoda Weasley zarumieniła się delikatnie, opuszczając głowę.
- Granger! – krzyknął Malfoy, zwracając na siebie uwagę całej trójki. Na twarzy przybrał typowy dla siebie ironiczny uśmieszek. Gryfonka spojrzała na Rona niepewnie. Przecież on nic nie wiedział o tym, że pomagała znienawidzonemu Ślizgonowi w nauce!
- Czego chcesz, Malfoy? – krzyknął Weasley, wyciągając z kieszeni różdżkę. Draco nawet na niego nie spojrzał, powoli zbliżając się do Hermiony.
- Zapomniałaś czegoś jak u mnie byłaś – powiedział cicho, a jego usta ułożyły się w przepięknym uśmiechu. Gdy zobaczył jej zdezorientowane spojrzenie, uniósł trzymaną książkę do góry. Hermiona zarumieniła się niczym piwonia , wyciągając rękę po swoją własność. Draco patrząc w jej oczy z dziwnym, nieznanym nikomu błyskiem, oddał jej książkę bez większego oporu, co zaskoczyło trójkę przyjaciół z Granger na czele.
- Tak w ogóle, przyjemnie się razem pracowało. Cieszę się, że będziemy widywać się aż trzy razy w tygodniu! – Jego głos przesiąknięty był słodkością, na pewno udawaną, czego Ron zdawał się nie zauważać. Jego cierpliwość wystawiona była na próbę, gdy Malfoy zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał. Podszedł do niej i schylił się, by złożyć na jej policzku delikatny pocałunek. Po chwili zniknął w Wielkiej Sali z ogromnym uśmiechem na ustach.   Hermiona stała jak wryta, zupełnie nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Jedyne, co wskazywało na to, że jeszcze żyła to płytki, nieregularny oddech i szkarłatne policzki.
- Co to do cholery było?!- wrzasnął Ron, zamaszystym krokiem podchodząc do dziewczyny. Jego twarz również zdobiły szkarłatne plamy, tylko że w jego przypadku oznaczały furię, a nie zawstydzenie.
- Pomagasz mu w nauce?! Dlaczego nic mi o tym nie powiedziałaś, co? Może masz coś więcej do ukrycia?- wskazał na nią oskarżycielsko palcem, mrużąc niebezpiecznie oczy. – I jeszcze ten pocałunek! – w jego zielonych tęczówkach czaiły się ogromna złość i jeszcze większa zazdrość.
- Ron… - szepnęła Hermiona, jednak Weasley zaśmiał się ironicznie na jej cichy, smutny głos.
- Przestań zgrywać taką niewinną cnotkę. Przejrzałem cię na wylot. Zdradzasz mnie z tą tlenioną fretką! – kilka osób przyglądało im się z niemałym zainteresowaniem, jednak mu to wcale nie przeszkadzało.
- Co się tak gapicie? – warknęła Ginny, patrząc na wszystkich spod przymrużonych powiek. Podeszła do Hermiony i wzięła ją pod rękę.
- Jesteś kompletnym palantem, Ronaldzie – powiedziała na odchodnym, ciągnąc przyjaciółkę do Wielkiej Sali.
~*~
- Draco – Teodor pojawił się przy stole Ślizgonów znikąd, po chwili siadając obok blondyna.
- Minąłeś po drodze Granger? – zapytał Malfoy, uśmiechając się łobuzersko. Nott spojrzał na niego rozbawiony.
- Tak, kłóciła się z Rudzielcem. A tak naprawdę to on się na nią darł. Zakładam, że to ty jesteś tą „tlenioną fretką”, z którą ona go zdradza.
- Dokładnie – Draco kiwnął głową bardzo z siebie zadowolony.
- Co ty zrobiłeś, Smoku? – wtrącił się Blaise, biorąc do ręki szklankę z sokiem dyniowym i upijając łyk.
- Pocałowałem ją…
- Co?! – wrzasnął Zabini, zwracając na siebie uwagę nauczycieli i uczniów, przy okazji wypluwając sok na siedzącą naprzeciwko niego Pansy.
- Ty idioto! – krzyknęła, patrząc na bluzkę z niemałym obrzydzeniem.
- Zamknijcie się – powiedział rozbawiony Draco, zaklęciem sprzątając po przyjacielu. – Pocałowałem ją w policzek, bałwany – wyjaśnił.
- Nie bałeś się, ze ubrudzisz się szlamem? – zapytała Parkinson, unosząc brwi do góry.
- Ledwo ją musnąłem – wytłumaczył uważając sprawę za zakończoną. Zajął się posiłkiem, gdy ciszę znów przerwał głos Pansy.
- Widziałam w twoim pokoju list. Wiadomo coś o Anabelle?
- Cicho bądź – skarcił ją Malfoy, patrząc na nią groźnie i rozglądając się na boki podejrzliwie. – Nie tutaj – szepnął, wiedząc kilka ciekawskich spojrzeń. 
~*~
Gdy tylko zadzwonił dzwonek na lekcje, Snape otworzył drzwi, wpuszczając do środka uczniów. Każdy w ciszy i spokoju zajął swoje miejsce, na co profesor uśmiechnął się kpiąco. Stanął przy tablicy, nagle odwracając się w ich stronę.
- Każdy obecny w tej sali wie, że będziecie pisać owutemy. Niektórzy podejmą się tego testu już pod koniec stycznia. Mam tylko nadzieję, że nie będą tej decyzji żałować – powiedział, zwracając swój wzrok na Rona, który nagle zrobił się czerwony na twarzy. – Dzięki tym kilku wybrańcom, cała klasa będzie pracować szybszym tempem. Jako dyrektor pozwoliłem sobie wprowadzić kilka zasad, których wszyscy nauczyciele muszą przestrzegać – Nietoperz krążył po sali, a jego czarna szata powiewała za nie złowrogo.  – Od dzisiaj na każdej lekcji jest pytany przynajmniej jeden uczeń. Na ocenę – dodał, widząc błysk niepewności w oczach Hermiony. Uwielbiał jej reakcję, gdy mówił o testach czy esejach. Zawsze wtedy spinała się i wpatrywała się w niego z przerażeniem, kodując w myślach każde jego słowo. Tym razem również było podobnie, co wywołało u niego nagły przypływ radości. – Żeby przypomnieć sobie o wszystkim, co próbowaliśmy wbić do waszych tępych głów przez ostatnie lata, będziecie pisać prace, przynajmniej na dwie rolki, na zadany temat. Bez wyjątków – Snape zmrużył niebezpiecznie oczy, pochylając się w stronę uczniów. W klasie panowała niczym niezmącona cisza. Profesor uśmiechnął się kpiąco, nagle się prostując.
- Może dzisiaj pokażę wam skutki nieuczenia się – Nietoperz podszedł do swojego biurka, otwierając notes. – Weasley, chodź tutaj.
Ron uniósł głowę, przenosząc wzrok na nauczyciela. Przełknął głośno ślinę, powoli wstając. Ostatni raz spojrzał na Hermionę, prosząc ją o pomoc. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie chcąc dostawać kary za próbę podpowiadania chłopakowi.
- Wywar tojadowy – powiedział Severus, siadając na swoim miejscu i odchylając się w fotelu i z zadowoleniem patrząc na czerwień i purpurę pojawiającą się na jego twarzy i szyi.
- Ten eliksir… - zaczął, zaciskając dłonie w pięści, co tylko pogłębiło wredny uśmieszek u Snape’a.
- Nie wiesz? – zapytał Nietoperz z udawanym współczuciem. – To jak zamierzasz napisać owutemy w styczniu, jak ty, głąbie, podstaw nie umiesz? – warknął, wpisując ogromne „T” przy nazwisku rudzielca. – Zejdź mi z oczu – machnął na niego ręką, ze złością zamykając zeszyt.
Weasley z oburzeniem wrócił na swoje miejsce, zamaszyście siadając na swoim miejscu.
- Dzięki – warknął, kierując swoje słowa do Hermiony. Dziewczyna przygryzła wargę, zupełnie go ignorując, ale w głębi duszy cierpiąc, że zwalił to wszystko na nią.
~*~
Zapach książek i pergaminu od zawsze ją uspokajał. Uśmiechnęła się na myśl, że ma jeszcze kilka minut tylko dla siebie. Musnęła palcami starą okładkę ogromnej księgi, by po chwili powoli ją wyciągnąć. „Historia Hogwartu” – przeczytała masywny tytuł i otworzyła na pierwszej stronie, gdzie widniał przepiękny szkic całego zamku. Wpatrywała się  w niego chwilę, po czym zamknęła książkę i odłożyła ją na miejsce. Nie wiedziała dlaczego, ale ten rysunek uspokajał ją, dawał poczucie wspaniałej błogości. Zawsze zachwycał ją tak samo, delikatne pociągnięcia ołówkiem zdawały się być perfekcyjne i w pełni zaplanowane. Zerknęła na zegarek, którego wskazówki wskazywały osiemnastą czterdzieści. Musiała już wyjść, gdyż chciała jeszcze przed kolacją iść do dormitorium odłożyć torbę. Ruszyła w stronę ogromnych drzwi , gdy jej uwagę przykuł mały wolumin leżący na stole. Wzniosła oczy ku niebu , podirytowana faktem złego traktowania książek. Harry i Ron często jej mówili, że w przyszłości mogłaby zastąpić panią Pince, która również darzyła wszystkie woluminy ogromną miłością i traktowała je z widoczną czcią.
Hermiona podeszła do stolika, upewniając się, że właściciel książki opuścił już pomieszczenie. Delikatnie chwyciła książeczkę, urzeczona jej przepiękną okładką. Wykonano ją z jasnego, zwiewnego materiału, a na środku widniał złoty napis „Romeo i Julia”. Gdy była mała, zawsze chciała ją przeczytać, kuszona opowieściami babci, jednak wiedziała, że musi dorosnąć, by w pełni zrozumieć jej treść. Później poszła do Hogwartu, zapominając o romantycznej historii, którą tak bardzo chciała poznać. Teraz, zachęcona ciszą panującą w bibliotece, usiadła na krześle, otwierając na pierwszej stronie. Wzięła głęboki oddech, uśmiechając się, po czym zanurzyła się w otchłani fantazji, marzeń i zakazanej miłości.
~*~
Nie miał ochoty na kolację. Nie zamierzał również wracać do pokoju wspólnego, bojąc się spotkać wiecznie odchudzającą się Astorię Greengrass. Ostatnio dziewczyna uwzięła się na niego, a jak zaczynała trajkotać, tak nie przestawała, dopóki nie rzucił na nią jakiegoś zaklęcia. Niestety nie zrażało jej to, wręcz przeciwnie – sądziła, że Draco uważa ją za tak mądrą, że ćwiczy z nią różne formułki na zajęcia. Malfoy wzdrygnął się na myśl o Ślizgonce, po czym pchnął drzwi prowadzące do biblioteki, wiedząc, że jej tam nie spotka. W pomieszczeniu panowała cisza. Blondyn ruszył w kierunku półki, gdy jego uwagę przykuła pewna postać. Od razu rozpoznał jej brązowe pukle. Jak zwykle coś czytała, pochylając się nad książką z widocznym zainteresowaniem. Draco rozejrzał się, sprawdzając, czy ktoś jeszcze postanowił zrezygnować z posiłku. Na szczęście byli sami.
Ruszył w jej kierunku, cicho stąpając po podłodze. Zdawała się go nie słyszeć, co bardzo go cieszyło. Zastanawiał się nad sposobem wyrwania dziewczyny z zadumy, jednak nic odpowiedniego nie przychodziło mu do głowy. Wstrzymał oddech, stając za nią. Zmrużył oczy, chcąc dostrzec małe literki tej „zajmującej” pozycji. Pochylił się tak, że jego usta znajdowały się na poziomie jej ucha. Uśmiechnął się, zadowolony z własnego genialnego pomysłu.
- Oczy, spojrzyjcie po raz ostatni! Ramiona, po raz ostatni zegnijcie się w uścisku! A wy, podwoje tchu zapieczętujcie pocałowaniem akt sojuszu ze śmiercią* - szepnął, czytając wybrany przez siebie fragment. Reakcja dziewczyny była wręcz natychmiastowa. Zadrżała, podnosząc głowę i szybko odwracając ja w stronę Ślizgona. Na szczęście blondyn wyprostował się, unikając zderzenia z Gryfonką.
- Malfoy – syknęła, odkładając książkę na stół. Dopiero po chwili chłopak spostrzegł jej zaszklone oczy i  łzę spływającą po jej policzku. Hermiona wytarła ją wierzchem dłoni, nie spuszczając z niego swych brązowych oczu.
- Czego ryczysz, Granger? – zapytał złośliwie, krzyżując ręce na piersi. Twarz dziewczyny nagle złagodniała, jednak jej mięśnie były spięte i gotowe do ataku.
- Nigdy nie płakałeś czytając jakąś książkę, Malfoy?
Draco prychnął pod nosem, wznosząc oczy ku niebu.
- Jestem mężczyzną, Granger. A prawdziwi mężczyźni nie rozczulają się nad żałosnymi romansidłami – blondyn wypiął dumnie pierś, jakby powiedział najmądrzejszą rzecz na świecie.
- To nie jest żałosne romansidło – wycedziła, czerwieniąc się delikatnie. – To – wskazała na leżący na stole wolumin – To przepiękna historia o zakazanej miłości Julii i Romea, którzy należeli do dwóch nienawidzących się rodów – westchnęła cichutko, a na jej ustach znów pojawił się subtelny uśmiech.

- O zakazanej miłości? – prychnął. – Skoro należeli do dwóch nienawidzących się rodów, nie ma możliwości, by się w sobie zakochali. To tak, jakby arystokrata zakochał się w szlamie. To tak, jakbym ja zakochał się w tobie. 

*William Szekspir – „Romeo i Julia”

Aktualizacja: 14/04/2020 

EDIT: EARIE S. 

Witam! Boże, jak ja tęskniłam za tym opowiadaniem. Dzisiaj skończyła się moja katorga (i mogę nieskromnie powiedzieć, że z podstawowego angielskiego będę miała 100% ) i egzaminy gimnazjalne mam już za sobą. Nawet nie macie pojęcia, jak mnie to cieszy. Dzisiaj obiecany rozdział. Jest długi (aż 10 stron w wordzie), ale mam do tego pewien powód. Tego bloga założyłam dokładnie ROK TEMU!! 25 kwietnia 2013 roku życzyłam wszystkim gimnazjalistom powodzenia, a teraz sama przez to przeszłam!
Mam również pewne OGŁOSZENIE: Earie S. prowadzi dwa znakomite blogi, jednak niedawno zmieniła nazwy i możecie mieć trudności w odnalezieniu jej historii. Linki są na pasku obok, jednak wstawię je jeszcze tutaj, tak dla bezpieczeństwa.