niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 2

Hermiona podniosła głowę i z przerażeniem spojrzała na Rona. W sali zrobiło się nieprzyjemnie cicho, każdy w napięciu oczekiwał dalszych wydarzeń, nawet Snape przypatrywał się z pewną dozą rozbawienia. Za to Weasley nie wyglądał dobrze. Na twarzy i szyi był cały czerwony, ręce zacisnął w pięści, aż pobielały mu kłykcie, a zielone oczy ciskały gromy.
Hermiona wciągnęła powietrze i wypuściła je z cichym świstem.
– Pytam, czy dobrze się bawisz? – warknął Ronald zupełnie nie przejmując się ciekawskimi spojrzeniami wszystkich obecnych. W tej chwili to był najmniejszy z jego problemów.
Hermiona przeniosła swoje spojrzenie na siedzącego obok Ślizgona, który zupełnie nie przejmował się powagą sytuacji, wręcz przeciwnie, zaciskał usta, by na głos się nie roześmiać. Draco nie zdawał sobie sprawy, jakie skutki przyniesie ich zwykła rozmowa na lekcji. Słyszał, że Granger i Wiewiór są razem, ale nie chciało mu się w to wierzyć. Chociaż… byli siebie w pewnym sensie warci. Zdrajca i szlama – to przecież do siebie pasuje, tworzy idealne połączenie. 
– Nie masz mi nic do powiedzenia?! – Ronald zerwał się z miejsca, jednak Hermiona uparcie milczała. Zdawała sobie sprawę, że gdy tylko otworzy usta, zupełnie się rozklei. A tego nie chciała. Nie przy wszystkich! Jej serce zaczęło wybijać coraz szybszy rytm, waliło, jakby chciało wyskoczyć z klatki piersiowej. Uspokój się! szeptała do siebie w duchu. Niestety, to zupełnie nie pomagało.
– No dobra, koniec przedstawienia! – krzyknął Snape. Po jego minie dało się wyczytać, że żałuje, że nie wynikła z tego żadna większa kłótnia. W końcu on też potrzebował rozrywki, prawda? – Weasley, zostajesz po lekcji. I odejmuję 30 punktów Gryffindorowi. Swoje prywatne sprawy proszę załatwiać na korytarzu po lekcji.
Ron, czerwony jak burak, wlepił swój wzrok w pergamin. Gdy profesor nie patrzył, Harry szeptał mu jakieś uspokajające słowa, jednak to w ogóle nie pomagało. Rudzielec po prostu emanował złością.
– Nie ma to jak zazdrosny chłopak – sprostował Malfoy, uśmiechając się szyderczo pod nosem. Hermiona spojrzała na niego ukradkiem, mocno zaciskając pięści.


– Nie miałam wyboru! Musiałam z nim usiąść! – wrzasnęła Gryfonka jak burza wbiegając do Pokoju Wspólnego. Rzuciła torbę na najbliższy fotel i niezdarnie odgarnęła włosy z twarzy.
– Zawsze jest wybór, Hermiono! – Ron, również nie panując nad emocjami, kopnął stół od razu tego żałując. Złapał się za stopę, podskakując w miejscu.
– Miałam wybór, mówisz?! To gdzie miałam usiąść?! Na podłodze?! Na biurku Snape’ a?! –Hermiona przystanęła w miejscu i zaczęła się przeraźliwie śmiać, a po chwili zawtórował jej Ronald. – Czy ty też…? – wyjąkała, nie mogąc złapać oddechu i trzymając się za brzuch.
– Tak! – wysapał chłopak, wręcz pokładając się na podłodze ze śmiechu.
Harry patrzył na nich z boku i z jego perspektywy nie wyglądało to za dobrze. Najpierw się kłócą, drą się na siebie, a potem oboje zaczynają się śmiać. Dziwne.
– O co chodzi? – zapytał lekko zmieszany, przysiadając na krawędzi kanapy. Jednak Hermiona nadal nie mogła wydusić słowa. Dopiero po kilku sekundach uspokoiła się na tyle, by mu odpowiedzieć.
– Wyobraziliśmy sobie mnie siedzącą na biurku Nietoperza – powiedziała zadowolona, oczekując jakiejś reakcji ze strony Wybrańca. Harry spojrzał się na nich jak na idiotów i z niedowierzaniem pokręcił głową.
– Idę na zielarstwo. – Chłopak złapał swoją torbę i pośpiesznie wyszedł z pomieszczenia, nie zaszczycając ich więcej ani jednym spojrzeniem.
Hermiona spojrzała na Rona, uśmiechając się delikatnie. Może miewał on swoje wahania nastroju, jednak nie mogła złościć się na niego cały czas. Ona też nie zawsze była wobec niego fair, więc czemu miałaby być hipokrytką?
– Zgoda między nami? – zapytał Ron z nadzieją, podchodząc do niej i obejmując ją ramieniem.
– Zgoda – szepnęła wtulając się w niego z westchnieniem. W jego ramionach czuła się tak bezpiecznie, dobrze. Czego można więcej chcieć od życia?
– Musimy już iść – powiedział, przerywając tą romantyczną chwilę. Gryfonka pokiwała ze zrozumieniem głową i wzięła do ręki torbę. Po chwili oboje zniknęli za obrazem z uśmiechem na ustach.


Ginny powoli przemierzała korytarze Hogwartu. Był piątek wieczór, a ona spędzała go sama, jednak Harry zupełnie się tym nie przejął. Wybraniec świetnie się bawił w towarzystwie Luny Lovegood. Postanowił zaprosić ją na partyjkę szachów, tłumacząc się tym, że dawno jej nie widział. Weasley nie zabraniała mu kontaktów z innymi dziewczynami, ale fakt, że zamienili tylko kilka słów przez cały tydzień, strasznie ją dobijał. Chciałaby wyżalić się Hermionie, niestety przyjaciółka czas wolny od nauki spędzała z Ronem.
Gryfonka westchnęła cicho, rozglądając się w około. Miała dziwne wrażenie, że ktoś jej się przygląda, śledzi każdy jej ruch. Jednak korytarz był zupełnie pusty. Mimo wszystko czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Serce dziewczyny zaczęło wybijać szybszy rytm. Ginny szybko odnalazła swoją różdżkę i na wszelki wypadek uniosła ją wysoko przed sobą. W myślach próbowała się uspokoić, przecież Voldemort nie żyje, a wszyscy zapaleńcy zostali złapani. Nie ma się czego obawiać, już nie.
– Strach cię obleciał, wiewióreczko? – Usłyszała tuż za sobą i szybko odwróciła się w stronę głosu. Na rogu korytarza o ścianę opierał się Blaise Zabini. Jak zwykle jego usta ułożone były w szyderczym uśmiechu, a ręce nonszalancko skrzyżował na piersi.
– Chyba tak. Gdzieś w środku poczułam coś dziwnego, jakby ktoś skręcił mój żołądek. A nie, czekaj… Po prostu zebrało mi się na wymioty, jak cię zobaczyłam. – Ginny wyzywająco spojrzała w oczy Ślizgona, opuszczając przy tym różdżkę, ale mimo wszystko nie chowając jej do kieszeni. Tak na wszelki wypadek.
– Słodka jesteś – odpowiedział sarkastycznie, prostując się i robiąc kilka kroków w stronę Gryfonki. – Ale ciekawi mnie jedno. Co taka bezbronna dziewczyna robi sama w piątkowy wieczór? – zapytał złośliwie, podchodząc coraz bliżej. Ginny stała uparcie w miejscu, chcąc mu pokazać, że wcale się nie boi i nie jest taka bezbronna jak mu się wydaje. Jednak w środku każda cząsteczka jej ciała chciała jak najszybciej wrócić do Pokoju Wspólnego.
– Po pierwsze, nie jestem bezbronna. A po drugie, potrzebowałam chwili samotności – odparła siląc się na obojętny ton głosu. Z zadowoleniem stwierdziła, że ani razu jej się nie załamał.
– A Potter? – Ślizgon wyraźnie nie chciał odpuścić. Nic nie mógł poradzić na swoją wrodzoną ciekawość. Obserwował Wiewiórkę już od jakiegoś czasu i widział, że coś ją trapi. Nie przejmował się tym, zupełnie go nie obchodziło, że ona cierpi, ale po prostu chciał mieć jakiś materiał na nową plotkę.
– Nie twoja sprawa – odburknęła, chcąc go wyminąć. Ślizgon w porę złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Spojrzał w jej zielone oczy, nagle mimowolnie się uśmiechając. Nigdy nie był z nią tak blisko. Z miłym zaskoczeniem stwierdził, że ładnie pachnie, jednak po chwili skarcił się za tę myśl.
– Może jednak moja – szepnął jej do ucha, czując jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Jego uśmiech jeszcze się pogłębił, wiedząc, że dziewczyna zaraz mu ulegnie i wszystko wyśpiewa.
Ginny przygryzła wargę, zastanawiając się, czy jednak mu się nie wyżalić. Z jednej strony to dupek, nie powinna wierzyć w ani jedno jego słowo – przecież to były Śmierciożerca. Im nie wolno ufać! Jednak z drugiej strony chciała się komuś zwierzyć. Potrzebowała szczerej rozmowy, wiedziała, że to na pewno jej pomoże.
– To co? – zapytał, odsuwając się od niej, by spojrzeć na jej twarz.
– Chodźmy do Pokoju Życzeń – powiedziała beznamiętnie, wyrywając nadgarstek z jego uścisku i kierując się w stronę wyznaczonego miejsca. Po chwili odwróciła głowę i spojrzała na stojącego w miejscu Ślizgona. – Idziesz?
Chłopak odpowiedział jej pięknym uśmiechem i szybko ruszył za Gryfonką.


Ginny nawet nie wiedziała, kiedy pojawił się alkohol. Na drewnianym stoliku stały już trzy, w pełni opróżnione butelki po czerwonym winie, czwarta w połowie pusta znajdowała się w rękach Blaise’a. Ślizgon nalewał sobie trunku, przeklinając siarczyście.
– To skurwisyn! – wrzasnął na całe gardło wylewając przy tym resztę płynu na sofę. Gryfonka zaśmiała się cicho i odstawiła kieliszek na ławę. W jej głowie szumiało od wypitej ilości, jednak Rudej zupełnie to nie przeszkadzało. Czuła się dobrze. Ba, fantastycznie! Najlepszy sposób na smutki to alkohol i kompan do picia!
– Zostaw to – mruknęła, łapiąc za ręce Ślizgona, który uparcie próbował pozbyć się czerwonej plamy, zapominając, że może to przecież zrobić za pomocą magii. Mimo wszystko poddał się i wstał, chwiejąc się przy tym niemiłosiernie, co spowodowało następną salwę śmiechu ze strony dziewczyny.
– Takie to zabawne? – zapytał patrząc na nią przymulonym spojrzeniem. – Jak cię złapię, to wtedy zobaczymy, kto będzie się śmiał, wiewióreczko! – krzyknął i zaczął ganiać Gryfonkę po pokoju. Nie było tak łatwo, jak mu się na początku wydawało. Dzięki treningom, Ginny miała niesamowitą kondycję, dlatego sprawnie mu umykała. Jednak jej triumf nie trwał wiecznie, gdyż nagle dziewczyna potknęła się i wywróciła. Leżąc na ziemi znowu zaczęła się śmiać i odwróciła na plecy by spojrzeć na Ślizgona. Jednak nie przemyślała tego dobrze, gdyż Zabini nie zdążył wyhamować i wylądował na Ginewrze, w ostatniej chwili wyciągając ręce tak, żeby nie przygnieść jej swoim ciałem. Ich oczy spotkały się, po raz pierwszy tak blisko siebie.
Czas zatrzymał się dla tych dwojga. Wszystko działo się w zwolnionym tempie, każde z nich chciało pozostać w tej pozycji już na zawsze.
Blaise odgarnął włosy z twarzy Ginny i szepnął:
– Potter to idiota. Nie wiem jak mógł pragnąć towarzystwa innej dziewczyny, gdy obok miał ciebie.
Dziewczyna zarumieniła się i uśmiechnęła delikatnie. Nie zdążyła odpowiedzieć na to wyznanie, gdyż Ślizgon zamknął jej usta namiętnym pocałunkiem.


Harry biegał po Pokoju Wspólnym, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca. Martwił się o swoją dziewczynę, która wyszła dobrych kilka godzin temu i dotąd nie wróciła. W jego głowie rodziły się najróżniejsze scenariusze, a wszystkie kończyły się tragicznie. Nie mógł znieść myśli, że coś jej się stało.
Hermiona również niepokoiła się o losy przyjaciółki. Nie poświęcała jej tyle czasu jak kiedyś, skupiając całą swoją uwagę na nauce i Ronie. Miała jednak żal również do Harry’ego. On także nie spędzał z Ginny zbyt wiele czasu, rzadko się widywali, gdyż Potter, po mistrzowskim uratowaniu świata, zdobył jeszcze więcej fanek.
– Gdzie ona jest? – Rozmyślania Miony, przerwał zdenerwowany głos Pottera. – Powinna już dawno wrócić.
To samo zdanie chłopak powtórzył chyba setny raz, dobijając ich trójkę jeszcze bardziej. Zaczęła się zastanawiać, gdzie swój wolny czas spędzała Ginewra. Ruda mogła być wszędzie. Gdyby istniał sposób, żeby…
– Wiem! – krzyknęła Hermiona, nagle zrywając się z miejsca.– Harry daj mi swoją Mapę Huncwotów!
Wybraniec ożywił się, karcąc się przy tym w myślach, że sam na to nie wpadł. Przywołał przedmiot, nie chcąc tracić czasu na jego poszukiwanie.
– Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego – mruknął, dotykając pergaminu różdżką. Od razu zaczęły się na nim pojawiać czarne linie, łączące się i krzyżujące. Na samym szczycie ukazały się ozdobne zielone litery, układające się w następujące słowa:

„Panowie Lunatyk, Gilzdogon, Łapa i Rogacz,
zawsze uczynni doradcy czarodziejskich psotników,
mają zaszczyt przedstawić
MAPĘ HUNCWOTÓW”

Harry starannie przeczesał całą mapę, niestety, nigdzie nie mógł znaleźć nazwiska ukochanej.
– Gdzie ona jest?– szeptał zrozpaczony. Hermiona położyła mu rękę na ramieniu, chcąc dodać mu otuchy.
– Skoro nie ma jej imienia na mapie, oznacza to tylko jedno. Jest w Pokoju Życzeń – powiedziała spokojnie, wstając z miejsca.
Wybraniec podskoczył, a w jego sercu zapalił się ostatni płomyczek nadziei. Uradowany chciał wybiec z Pokoju Wspólnego, ale Gryfonka go zatrzymała.
– Skoro jest w Pokoju Życzeń oznacza, że nie chce zostać znaleziona przez konkretne osoby. Jestem jej najlepszą przyjaciółką i to właśnie ja powinnam po nią iść.
Harry spojrzał na nią posępnie, w myślach przyznając jej rację. Opadł więc na kanapę przy kominku i intensywnie zaczął wpatrywać się w ogień.
– Na pewno chcesz iść sama? – zapytał dotychczas milczący Ron ściskając w dłoni rękę dziewczyny.
– Nic mi się nie stanie. Nie idę przecież na wojnę – zażartowała, posyłając przy tym Ronowi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Pocałowała chłopaka w policzek i szybko wyszła z Pokoju Wspólnego.
Bardzo cicho przemierzała korytarze Hogwartu, gdyż już dawno było po ciszy nocnej, a Hermiona nie mogła zostać złapana – wzorowa uczennica nie pozwala sobie na takie wykroczenia.
Po kilku minutach usłyszała kroki. To na pewno jakiś nauczyciel – przeszło jej przez myśl. Zdenerwowana natychmiast schowała się za pierwszą lepszą zbroją. Wiedziała, że najlepiej by było, jakby użyła zaklęcia Kameleona, jednak, o ironio, nie wzięła ze sobą różdżki.
Jej kryjówka okazała się idealnym miejscem. Miała bardzo dobry widok na to, co działo się na korytarzu, cały czas pozostając niezauważoną.
Kroki robiły się coraz głośniejsze, a Gryfonka w napięciu czekała, by ujrzeć patrolującego korytarze nauczyciela. W duchu modliła się, by to nie był Snape, gdyż zawsze istniało prawdopodobieństwo, że ją spostrzeże.
Jakie wielkie było jej zaskoczenie, gdy ujrzała blond czuprynę i nieziemsko ukształtowany tył znienawidzonego blondyna.
– Malfoy? – powiedziała trochę za głośno, gdyż Ślizgon usłyszał ją i od razu odwrócił się w jej stronę.
– O witam, witam. – Szyderczy uśmiech wpełzł na jego twarz. – Co ty tu robisz?
– Mogłabym zapytać ciebie o to samo.
– Ale ja zrobiłem to pierwszy – odpowiedział podchodząc bliżej. – Więc?
Hermiona wzięła głęboki oddech. Z drugiej strony, może mała Weasley już dawno wyszła z Pokoju Życzeń, a Malfoy ją widział. Powinna go zapytać.
 – Szukam Ginny – powiedziała odsuwając się od blondyna, a przy tym trafiając placami o zimną, kamienną ścianę. Cholera – przeklęła w myślach, widząc, jak Ślizgon podchodzi coraz bliżej.
– Zgubiłaś wiewióreczkę? – zaśmiał się cicho, wyciągając różdżkę. Nie miał złych intencji, ale przerażenie, jakie wstępowało na oblicze Gryfonki przysporzyło mu wiele radochy. Zaczął bawić się patykiem, obracając go w różne strony. – Ja za to szukam Blaise’a.
Nagle znowu dało się słyszeć kroki zbliżające się w ich kierunku. Malfoy razem z Hermioną szybko wcisnęli się za zbroję, za którą wcześniej skryła się panna Granger. Ich ciała stykały się ze sobą, przez co fala gorąca oblała Hermionę. Na jej policzki wstąpiły delikatne rumieńce, a speszona brązowowłosa odwróciła wzrok, by tylko nie patrzeć na blondyna.
Chwila ta trwała zaledwie kilka minut, jednak dla tych dwojga trwało to niemal jak kilka godzin. Nareszcie, gdy profesor Snape zniknął w ciemnościach, a jego kroki ucichły, czarodzieje opuścili kryjówkę. Hermiona odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Nienawidziła takich sytuacji!
Między Ślizgonem a Gryfonką trwała niezręczna cisza, której żadne z nich nie chciało przerwać. Szybko ruszyli przed siebie, idąc ramię w ramię, nie odzywając się do siebie ani słowem. Nawet nie rzucali żadnych kąśliwych uwag, odnoszących się do tamtej sytuacji, jakby w ogóle to się nie zdarzyło.
– Wow! Jesteście obok siebie i oboje żyjecie! Robicie postępy. – Usłyszeli za sobą rozbawiony głos Blaise’a Zabiniego. Chłopak nonszalancko opierał się o ścianę, robiąc przy tym dziwne miny.
Draco zmroził go swoim spojrzeniem, które mówiło, że jeżeli powie jeszcze jedno słowo na ten temat to oberwie. Hermiona również nie miała zadowolonej miny, usta zacisnęła w wąską linię i szybko zerknęła na zegarek. Właśnie wybiła godzina pierwsza w nocy. Świetnie. Po prostu genialnie.
– Muszę już iść – mruknęła cicho i odwróciła się na pięcie. Obaj chłopcy patrzyli na nią, dopóki nie zniknęła za rogiem korytarza.
– Nic nie mów– warknął Malfoy ruszając w przeciwną stronę. Blaise znacząco uniósł w górę brwi, ale nie odezwał się już ani słowem.


– O mój Boże – szepnęła Granger, gdy weszła do Pokoju Życzeń. W pomieszczeniu panował niemiłosierny bałagan, na stole walały się puste butelki po winie, jedna leżała na czerwonym już dywanie. Piękna, biała sofa również ubrudzona była trunkiem. To właśnie na niej siedziała upita Gryfonka. Miała nieodgadniony wyraz twarzy, nawet nie zwróciła uwagi na Hermionę.
– Ginny… – Miona podeszła do przyjaciółki i objęła ją ramieniem. – Co tu się stało? – zapytała cicho.
Ginewra spojrzała na nią przymulonym spojrzeniem, uśmiechając się przy tym smutno.
– Hermiona – wydusiła tylko, wtulając się w przyjaciółkę jeszcze bardziej.
– Kochanie, jestem tutaj – powiedziała, głaszcząc Rudą po miedzianych włosach. – Sama to wszystko wypiłaś?
Dziewczyna pokiwała głową i oderwała się od Hermiony.
– Skosztowałam tylko troszeczkę. – Dziewczyna, jakby dla potwierdzenia swoich słów ułożyła kciuk i palec wskazujący tak, że oddzielała je tylko malutka przestrzeń.
– Nie sądzę – westchnęła Hermiona i szybko wzięła różdżkę Ginewry. – Chłoszczyć! – dzięki temu zaklęciu w pomieszczeniu znów panował porządek. Stłuczone kieliszki z powrotem stały na drewnianym stoliku, dywan i sofa lśniły czystością, a puste butelki po trunku wylądowały w koszu na śmieci.
– Ale super! – krzyknęła Ginny, zafascynowana patrząc jak wszystko wraca na swoje miejsce. – Ja chcę jeszcze raz! – To mówiąc, wzięła jeden kieliszek i rzuciła nim w wiszący niedaleko obraz. Szkło rozbiło się na milion kawałeczków, rozcinając przy tym delikatne płótno. Hermiona powtórzyła zaklęcie z cichym westchnieniem. Ginny zachowywała się tak, jakby pierwszy raz widziała na oczy magię. Chciała powtórzyć to jeszcze raz, ale Miona w porę ją zatrzymała.
– Accio Eliksir Trzeźwości – przywołała fiolkę ze swojego pokoju. Trzymała różne, uwarzone przez siebie eliksiry na wszelki wypadek. Naczynie ze szkarłatnym płynem pojawiło się w jej dłoni po krótkiej chwili.
– Masz. – Podała to swojej przyjaciółce, która niepewnie spojrzała na fiolkę, ale szybko wypiła zawartość. – Lepiej ci już? – zapytała Hermiona z troską w głosie. Ginny pokiwała głową i podziękowała Granger.
– Nie chcę wracać do Pokoju. Harry mnie zabije – szepnęła, spuszczając głowę.
– Chcesz zostać tutaj na noc? – zapytała Hermiona, zamykając oczy. Wyobraziła sobie ich sypialnię z łazienką. Ginny uśmiechnęła się z wdzięcznością i ucałowała przyjaciółkę w policzek.
W czasie, gdy Ruda brała prysznic, Hermiona napisała szybki list do chłopaków.

Nie wrócimy z Ginny na noc do dormitorium, nie chcemy ryzykować szlabanu za włóczenie się po nocach. Ruda ma się dobrze i cały czas była w Pokoju Życzeń. Spotkamy się jutro na śniadaniu.
Dobrej nocy,

Hermiona


Aktualizacja: 13/04/2020

Udało mi się w tym tygodniu!! Ten rozdział dłuższy od poprzedniego :) Napisałam siedem stron w Wordzie. To zabawne, bo jeszcze wczoraj miałam tylko trzy. O północy, zamiast snu, odwiedziła mnie wena. Dzisiaj skończyłam. I nie jest tak źle. 
Ten rozdział nie jest poprawiony za co przepraszam najmocniej. Moja beta i przyjaciółka w jednym ma konkurs z kultury klasycznej (trzymam za Ciebie kciuki <3 ) i po prostu nie chciałam zawracać jej głowy sprawdzaniem moich wypocin. Ale mam nadzieję, że jak będzie po wszystkim, to przejrzy rozdział.
Pozdrawiam magicznie
~hope~