– Czy naprawdę muszę tam wracać?
– zapytał Draco wygodnie rozkładając się na czarnej kanapie skórzanej kanapie. Odruchowo
poprawił przydługą platynową grzywkę irytująco opadającą mu na czoło i spojrzał
na swoją rozmówczynię znużonym wzrokiem. Narcyza spojrzała na syna zmęczonym wzrokiem i oparła się wychudzonym ramieniem o framugę drzwi. Niegdyś długie i lśniące blond włosy związała w kok, by ukryć jak bardzo przerzedziły się i zmatowiały w ostatnim czasie. Oczy koloru szaroniebieskiego były przepełnione smutkiem, którego Pani Malfoy nie starała się już ukrywać.
– Już o tym rozmawialiśmy, Draco - westchnęła. - Musisz tam jechać. Za kilka miesięcy będziesz przesłuchiwany, wyjdzie na twoją
korzyść, jeżeli…
Malfoy Junior przerwał matce, głośno ziewając. Kobieta spojrzała na syna ze złością, a
ręce zacisnęła się w drobne piąstki.
– To, że nie ma tu ojca, nie
oznacza, że możesz przestać odnosić się do mnie z szacunkiem. Gdyby był tu
Lucjusz…
Draco zerwał się z kanapy i
zupełnie nie panując nad emocjami wykrzyczał to, co od kilku dni siedziało mu w
głowie.
– Zrozum to, nie ma go tutaj! Pewnie
nigdy nie wróci, będzie gnić do końca życia w Azkabanie! Dobrze wiesz, że na to
zasłużył i jedyne, co ci pozostaje, to się z tym pogodzić! Przestań się w końcu użalać nad tym potworem.
Draco wyminął matkę i wbiegł po
schodach na górę, do swojego pokoju. Narcyza opadła na stojący obok fotel i nawet
nie próbowała zatrzymać łez. Mimo że część niej nienawidziła Lucjusza, to ta
druga tęskniła za nim. Nie był dobrym człowiekiem i wyrządził jej wiele krzywd, jednak i tak kochała go. Próbowała przestać, ale był jej mężem i na zawsze nim pozostawał.
Bez niego była zupełnie sama.
Bez niego była zupełnie sama.
Co prawda miała Dracona, jednak
po bitwie chłopak się zmienił. Widać, że żałował tego, co zrobił. Nienawidził jej, widział w
niej ojca, który zmuszał go do wykonywania rozkazów Czarnego Pana. A ona
przecież zawsze go broniła, dbała o niego, kochała… Teraz to wszystko przykryła
nienawiść, najgorsza odmiana, jaka istniała. Nienawiść dziecka do matki.
Wielka Sala powoli zapełniała się
uczniami, którzy w dobrych humorach zasiadali do stołów i witali się z
przyjaciółmi, z którymi jakimś sposobem nie spotkali się w pociągu. Hermiona, odkąd dowiedziała się że ma szansę skończyć naukę w Hogwarcie, skreślała dni w kalendarzu odliczając je do września. Czuła się jak za pierwszym razem, gdy jako
jedenastolatka niepewnie przekroczyła próg zamku. To podekscytowanie, lekki
niepokój i delikatne motylki w brzuchu tańczyły w jej ciele walca.
Dziewczyna, po zajęciu miejsca pomiędzy Harrym i Ronem spojrzała na stół nauczycielski. Z radością stwierdziła, że wszyscy są: Hagrid, profesor Flitwick, McGonagall, Slughorn, Sprout, Snape, Trelawney…
Dziewczyna, po zajęciu miejsca pomiędzy Harrym i Ronem spojrzała na stół nauczycielski. Z radością stwierdziła, że wszyscy są: Hagrid, profesor Flitwick, McGonagall, Slughorn, Sprout, Snape, Trelawney…
Nagle Hermiona zamarła. Jej
wzrok z niedowierzaniem powrócił do Snape’a. Jak to możliwe, że Mistrz Eliksirów jeszcze żył? Na
własne oczy widziała jego śmierć!
Gryfonka szybko szturchnęła
Harry’ego i brodą wskazała stół nauczycieli. Wybraniec zakrztusił się sokiem
dyniowym, gdy odstawił szklankę szepnął:
– To niemożliwe, przecież… Ja nie
wyczuwałem jego tętna! On dosłownie umarł
w moich ramionach!
Severus, jakby zorientował się,
że o nim rozmawiają posłał mi groźnie spojrzenie i szybko wstał ze swojego
miejsca. Zdecydowanym krokiem podszedł do mównicy – mównicy, przy której zawsze
przemawiał Dumbledore.
– Cisza! – krzyknął, a każdy
uczeń momentalnie zwrócił na niego swoje spojrzenie. – Witam was, uczniowie, na
kolejnym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wyjątkowo mamy
więcej roczników, gdyż niektórzy osiemnastoletni czarodzieje wspaniałomyślnie
postanowili ukończyć swoją edukację.
Przypominam, że wchodzenie do Zakazanego Lasu po zmroku jest surowo
zabronione. W tym roku razem z innymi nauczycielami postanowiliśmy urządzić Bal
Bożonarodzeniowy na cześć wygranej bitwy. A teraz, skoro w skupieniu i w ciszy
wysłuchaliście mojego przemówienia, w takiej samej atmosferze zachęcam do
zjedzenia kolacji, a do dwudziestej drugiej wszyscy mają znaleźć się w łóżkach.
Snape po raz ostatni omiótł spojrzeniem
Wielką Salę, po czym wrócił na swoje miejsce. Jego kroki echem odbijały się od
podłogi, wprowadzając mroczny nastrój. Jednak gdy na stołach pojawiły się
wykwintne dania przygotowywane przez skrzaty, młodzi czarodzieje odzyskali
humor i rzucili się na nie z apetytem. Tak też zrobił wiecznie głodny Ron,
wpychając do budzi kiełbaskę i nakładając już sobie trzy kolejne.
– Opanuj się – powiedziała
radośnie Ginny, a brat zmierzył ją nienawistnym spojrzeniem, na co Wybraniec
cicho się zaśmiał. Hermiona nie podzielała ich entuzjazmu. Cały czas
zastanawiała się jak to możliwe, że Severus nadal żył. Może wąż Voldemorta nie
zabił go, ale osobę pod wpływem Eliksiru Wielosokowego… Tylko kto zaryzykowałby
własne życie, by ocalić Nietoperza?
– Coś się stało? – spytał Ronald
po przełknięciu mięsa, patrząc na dziewczynę z lekkim niepokojem.
– Nic – mruknęła, jednak po
chwili dodała. – Po prostu ciekawi mnie, jakim cudem on żyje, przecież…
– Oj, Mionka. – Rudzielec
szturchnął ją w ramię i posłał delikatny uśmiech. – Przecież to nie jest takie
ważne, prawda?
Gryfonka spojrzała na niego
wzrokiem „to, że ciebie coś nie interesuje, nie znaczy to, że wszyscy inni są
na to obojętni”. Chłopak powrócił więc do zajadania kurczaka, nie chcąc
prowokować kłótni.
– Padam z nóg. – Hermiona rzuciła
się na łóżko i przyciągnęła najbliższą poduszkę do siebie, by po chwili ją
objąć.
– Ja też – mruknęła Ginny
rozpakowując kufer. – A jutro zaczynam
dwugodzinnymi Eliksirami, dobrze, że nie…
Monolog rudej przerwało miarowe walenie
do drzwi. Hermiona uniosła brwi i zsunęła się na podłogę. Szybkim krokiem
podeszła do nich i otworzyła je szeroko. Za nimi stali Harry i Ron, obaj
wyraźnie zdenerwowani i podirytowani.
– Co się stało? – zapytała Ginny,
patrząc na nich ze zdziwieniem.
– Malfoy się stał – warknął Ron wchodząc
nerwowo do pokoju. – Szyliśmy korytarzem, a nagle pojawiła się ta tleniona
glizda. Oczywiście przypieprzył się do nas bez powodu, więc zaczęliśmy mu
odpowiadać i szło nam naprawdę dobrze, ale usłyszeliśmy mamroczącego pod nosem
Nietoperza. Fretka nagle gdzieś zniknęła i mamy teraz miesięczny szlaban za
włóczenie się po nocach.
– Jest po 22.00 Snape wyraźnie
mówił, że…
– A ty jeszcze go bronisz! –
wrzasnął Ronald podchodząc do niej zamaszystym krokiem. – Ja przychodzę, prosząc
cię o wsparcie, zrozumienie, a ty jeszcze masz czelność mnie krytykować?!
Hermiona wzdrygnęła się lekko,
cofając się do tyłu.
– Ron, ja tylko stwierdzam fakty.
Poza tym, czemu łazicie po zamku po ciszy nocnej?
Ron zaczerwienił się jeszcze
bardziej i posłał jej zmęczone spojrzenie.
– Mionka – szepnął wyciągając do
niej rękę. – Przecież nie jest to takie ważne, prawda?
Hermiona prychnęła jak rozjuszona
kotka na ten tak znienawidzony przez nią tekst. Z nadzieją przeniosła swoje spojrzenie na Wybrańca. Chłopak czując na sobie jej
wzrok, opuścił głowę, nagle zafascynowany kolorem i krojem swoich tenisówek.
– Harry? – zapytała miękko,
podchodząc do przyjaciela. – Dlaczego nic nie mówisz? Co się stało? – Gryfonka
położyła mu dłoń na ramieniu, uśmiechając się, by dodać chłopakowi otuchy. Co
stało się z dawnym, walecznym, wiecznie radosnym Harrym Potterem, obrońcą
świata, zawsze śpieszącym wszystkim z pomocą? Dlaczego uśmiech nie gościł już
na jego twarzy? Te pytania przemknęły przez głowę Hermiony bardzo szybko. Coś
musiało go trapić, przecież to on zawsze pocieszał ją, a nie odwrotnie. Tylko
co to było?
– Musimy już iść – warknął Ron w
stronę Wybrańca. Chłopak spojrzał na przyjaciółki przepraszającym wzrokiem i
powlókł nogami za Weasleyem.
– To było... dziwne – powiedziała
Ginny, gdy zamknęły się za nimi drzwi.
Hermiona kiwnęła głową i zaczęła
rozpakowywać kufer. Między dziewczętami panowała cisza, której żadna z nich nie
chciała przerwać. W głowie panny Granger rodziły się różne scenariusze
dotyczące zachowania Chłopca– Który– Przeżył. Każdy nowy pomysł był jeszcze
bardziej absurdalny od poprzedniego, co znacznie dobiło Gryfonkę. Nic nie mogła
poradzić, że zalicza się do altruistów. W przeciwieństwie do Rona, który zawsze
patrzył tylko na czubek własnego nosa, robił to, co w danej chwili mu
odpowiadało, zupełnie nie liczył się z innymi. Podobno przeciwieństwa się
przyciągają…
– Idziesz do łazienki? – Przerwała
jej rozmyślania Ginny. Hermiona spojrzała na nią lekko zamglonym wzrokiem i
pokręciła głową. Weasley posłała jej delikatny uśmiech i zniknęła za drzwiami łazienki.
Kiedy wróciła od razu położyła się do łóżka i szczelnie opatuliła kołdrą.
– Jak myślisz, o co chodziło z
Malfoyem? – zapytała, chcąc przerwać ciszę. – Uważam, że nie powinien robić
sobie wrogów. Rozmawiałam z tatą, niedługo Draco ma przesłuchanie. Podobno jest
na przegranej pozycji. Czeka go Azkaban.
– Witamy, panno Granger. Jak
miło, że zaszczyciła nas pani swoją obecnością. – Profesor Snape uśmiechnął się
złośliwie i wskazał jej miejsce obok Malfoya.
– Gryffindor traci 20 punktów.
Hermiona spojrzała na Ślizgona,
który uśmiechał się do niej szelmowsko. Zaczęła wodzić wzrokiem po sali, jednak
wszystkie inne miejsca były już pozajmowane. Z rezygnacją spojrzała na jedyne
wole krzesło i usiadła na nim z cichym jękiem.
– I co, Granger? Podnieca cię
fakt, że ze mną siedzisz? – szepnął w jej stronę Malfoy, robiąc przy tym
staranne notatki z lekcji.
– Chyba śnisz – prychnęła,
zaglądając mu przez ramię. Chłopak posłał jej pobłażliwe spojrzenie i zasłonił
dłonią swój pergamin.
– Mogę od ciebie spisać notatki z początku lekcji? – zapytała cicho, lekko już podenerwowana.
– Nie – odpowiedział krótko, a
Hermiona zacisnęła dłonie w pięści i wzięła kilka głębokich wdechów. Odsunęła
się od Malfoya jak najdalej mogła i po prostu zaczęła go ignorować. Blondyn co
jakiś czas zerkał na nią, nawet zaczął coś szeptać, jednak ona zupełnie się tym
nie przejmowała. Dopiero gdy usłyszała imiona swoich przyjaciół mimowolnie
spojrzała na chłopaka.
– Trzymaj ich na smyczy, Granger.
Ciesz się, że szedł wtedy Nietoperz. Przynajmniej mają szlaban, a nie pogrzeb…
– Nie musiałeś ich atakować,
Malfoy – warknęła, przenosząc swój wzrok z powrotem na profesora.
Ślizgon prychnął cicho, co
zwróciło uwagę Hermiony. On również wlepił w nią swoje oczy. Zawsze były dla
niej niedostępne, puste, jednak teraz w tych szaroniebieskich tęczówkach czaiły
się jakieś uczucia… Strach, ból… Nie, to musi być jakaś jego gra, podstęp,
przecież on nic nie czuje, nie ma serca…
– Widzę, że dobrze się bawicie!
Aktualizacja: 13/04/2020
EDIT: Aithne
Przepraszam, że dopiero teraz!! Ale wczoraj mamusia zrobiła mi dzień bez komputera, więc nawet nie miałam jak wysłać tego mojej becie <3
Dzisiaj dedykuję ten rozdział mojej Przyjaciółce i becie jednocześnie Earine S. (http://single-light-in-the-darkness-dramione.blogspot.com/ <--- jej pierwszy blog i http://magic-of-dramione.blogspot.com/ <--- drugi równie genialny blog <3)
I jeszcze raz przepraszam, że nie wstawiłam wcześniej :)