niedziela, 26 października 2014

Rozdział 10

- Ron, ale ty jesteś idiotą! – powiedział Harry, krzyżując ręce na piersi. Jego oczy ciskały błyskawice w stronę przyjaciela, który teraz stał skruszony. – Jak możesz ją o coś takiego oskarżać?! To przecież jej obowiązek pomagać Malfoyowi, doskonale o tym wiesz! Twoja siostra tłumaczyła ci to przez dobre pół godziny, a ty nadal tego nie pojąłeś?!  Poza tym to Hermiona! HERMIONA, rozumiesz?! Nie tknęłaby tej tlenionej glizdy nawet końcem dwumetrowego patyka!
- Wiem i przepraszam – mruknął Ron, bawiąc się palcami i wyginając je w różnych kierunkach ze zdenerwowania.
- Nie mnie powinieneś to mówić – warknął Harry. - Trzeba ją znaleźć i przeprosić. 
- Próbowałem przecież, ale to nie moja wina, że jej nie znalazłem. 
 Harry przewrócił oczami. Chwycił swoją różdzkę i nie oglądając się na przyjaiela wyszedł z Pokoju Wspólnego żwawym krokiem. 
Złość na Weasleya długo go nie opuszczała, dopiero rześkie powietrze troszkę go uspokoiło. Chłodny wiatr muskał go po twarzy, odgarniając z niej ciemne kosmyki włosów. Szum drzew lekko łagodził jego zszargane nerwy, a delikatne fale na jeziorze przyczyniały się do zwolnienia bicia jego serca.
Nagle Harry usłyszał krzyk. Rzucił się w stronę jego źródła, odnajdując głos Hermiony w tym mrożącym krew w żyłach dźwięku. Ze zdziwieniem spostrzegł, że dochodził on od strony boiska. Dopiero po chwili zrozumiał, że to właśnie tam schowałaby się Hermiona jakby nie chciała, by ktoś ją znalazł. Bo kto by się tego po niej spodziewał? 
Wybraniec wpadł na boisko, ciężko dysząc. Na początku nikogo nie zauważył, jednak po przejściu kilku kroków ujrzał dwie postaci. Mężczyzna – zdecydowanie był to mężczyzna – wręcz leżał na dziewczynie, łokciami opierając się przy jej głowie. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Dopiero po przybliżeniu się, zidentyfikował tą dwójkę.
- Co tu do jasnej cholery się dzieje?! – wydarł się na całe gardło, wytrzeszczając oczy. W jednej chwili Malfoy wstał odskakując od Hermiony na kilka kroków. Dziewczyna również zerwała się na nogi i  szybko podbiegła do Harry’ego.
- To nie tak, jak myślisz – powiedziała błagalnie, łapiąc go za ramię. Wybraniec wyrwał swoją rękę, patrząc na przyjaciółkę ze złością.
- A jak? – warknął. – Może Ron miał rację! Może faktycznie to nie są tylko korepetycje, może waszą dwójkę coś naprawdę łączy!
- Uspokój się, Potter – wtrącił się Malfoy, gdyż ta sytuacja coraz bardziej przestawała go bawić.
- Nie wpieprzaj się, glizdo! – krzyknął Harry. – Nie z tobą rozmawiam!
Draco jednym ruchem ręki wyciągnął różdżkę i wymierzył ją w Gryfona ze złością. To samo zrobił Potter, odpychając Hermionę od siebie, przez co dziewczyna zachwiała się i mało nie wywróciła. W Malfoyu zawrzało.
- Taki z ciebie przyjaciel, co? – warknął.
Harry zaśmiał się ironicznie.
- Kiedy ty się nagle taki troskliwy zrobiłeś? - zadrwił.
Draco zmrużył oczy, zaciskając palce na różdżce.
- Exp…
                - Malfoy! Potter! Co tu się dzieje? – krzyk profesor McGonagall rozdarł powietrze, przerywając Ślizgonowi w rzuceniu zaklęcia. – Panno Granger? Może pani mi to wyjaśni?
                Hermiona zarumieniła się za złości i zażenowania, czego na szczęście nie było widać, poprzez otaczającą ich ciemność, rozrzedzaną tylko przez nikłe światło różdżki wicedyrektorki.
                - Ja…
                - Może lepiej będzie jak wyjaśnimy to w moim gabinecie – warknęła profesor, ze złością poprawiając swoją szatę. Bez słowa odwróciła się na pięcie, oczekując, że uczniowie postąpią tak samo. Po chwili cała czwórka stanęła przed pokojem wicedyrektorki. Hermiona nie potrafiła ukryć swojej złości.  Coraz bardziej zaczynała ją irytować postawa przyjaciół, którzy oskarżali ją o coś, czego nie zrobiła. Z drugiej jednak strony, czysto hipotetycznie, miała prawo zakochać się w kim tylko chciała. Z Ronem była w związku, ale przecież się nie zaręczyli, a Weasley nie wyglądał tak, jakby sam miał na to ochotę. Mogłaby z nim zerwać, gdyby tylko chciała i nie powinny czekać jej za to żadne konsekwencje. Chociaż nikomu się do tego nie przyznała, już od kilku dni chodziło jej to po głowie – pobyć chwilę sama i nadrać dystansu do swojej relacji z Ronem.  Nie mogła podać konkretnego powodu swoich myśli – po prostu czuła to głęboko w środku.
- A więc? – zapytała profesor, siadając za biurkiem i poprawiając swoje okrągłe okulary. Spojrzała na trójkę uczniów z dezaprobatą, jednak jej palący wzrok zatrzymał się na Granger. Wiedziała, że Gryfonka nie brała udziału w zamieszaniu, jednak miała jej troszkę za złe, że nie próbowała powstrzymać chłopaków.
- Pani profesor… - zaczęła znów niepewnie Hermiona, ale po chwili miała ochotę pacnąć się w czoło. Przecież tak naprawdę ona wcale nie zawiniła! Z kolejnym wdechem powróciła do niej pewność siebie, jednak wtedy pojawił się kolejny dylemat – to Harry od samego początku zachowywał się agresywnie, a Malfoy wyciągnął różdżkę dopiero wtedy, gdy Wybraniec ją odepchnął.
Z jej ust wyrwało się ciche westchnięcie. Czuła na sobie spojrzenie wszystkich obecnych i po krótkiej walce z samą sobą podjęła decyzję. Powie prawdę.
- Założyłam się z Malfoyem, że umiem latać na miotle – powiedziała, orientując się jak dziecinnie postąpiła. – No cóż, gdyby nie on, nie wiem, co by dokładnie się ze mną stało. Wskoczył na miotłę, chciał ją zatrzymać, ale ona przechyliła się i wylądowaliśmy na ziemi. Wtedy pojawił się Harry – przełknęła ślinę, nie patrząc na przyjaciela. – Nie spodobało mu się to, co zobaczył. Malfoy stanął w mojej obronie, dlatego wyciągnął różdżkę.
Już po wszystkim. Czuła na sobie przenikliwe spojrzenie Dracona, jak i palące Harry’ego.
- Dziękuję, panno Granger, że powiedziała mi pani prawdę, mimo że nie była ona korzystna dla pani przyjaciela. Malfoy – jej usta zadrgały jakby chciały ułożyć się w uśmiechu. – Minus dziesięć punktów dla Slytherinu. Choćby nie wiem, jak szczytny był cel, nie tak załatwia się sprawy. A ty, Potter, zostaniesz u mnie jeszcze na chwilę. Wy dwoje, – McGonagall wskazała na Malfoya i Granger –możecie już iść.
- Do widzenia – odpowiedzieli zgodnie i z ulgą wyszli z gabinetu. Hermiona spojrzała na Dracona przelotnie, po czym odwróciła się z zamiarem odejścia, jednak Ślizgon ją powstrzymał.
- Granger. Powiem to raz i tylko raz, więc lepiej zapamiętaj ten moment, gdyż on nigdy więcej się nie powtórzy – uśmiechnął się zawadiacko, pochylając się w jej stronę. – Dzięki, że powiedziałaś prawdę McDziewicy – na to określenie Hermiona parsknęła śmiechem, zasłaniając usta dłonią. – Ale jeżeli informacja, że stanąłem w twojej obronie wyjdzie spoza naszego kręgu – podszedł bliżej, a jego twarz przybrała poważny wyraz. – to już nie będę taki miły.
Odwrócił się i odszedł, pozostawiając po sobie tylko zapach drogiej wody kolońskiej.     
~*~
Ron siedział przed kominkiem, wpatrując się w tańczące płomienie ognia. Czekał na Hermionę. Chciał ją przeprosić za swoje wcześniejsze słowa. Wiedział, że przegiął i ją zranił. Głęboko w jego głowie dzwoniła dziwna myśl, że nie układa się między nimi tak, jak powinno. Odpychał to na dalszy plan, tłumacząc sobie, że to przejściowe i na pewno z czasem minie.
Nagle usłyszał szczęk otwieranego przejścia i spojrzał w tamtą stronę z nadzieją. Uśmiechnął się nieśmiało na widok Hermiony. Wstał i podszedł do niej, od razu zauważając w jej oczach jakiś dziwny błysk. Dziewczyna posłała mu przeciągłe spojrzenie, po czym bez słowa złapała jego rękę i zaprowadziła w stronę pobliskiej sofy. Usiadła na niej i gestem nakazała Ronowi, by zrobił to samo.
- Hermiono… – powiedział cicho rudzielec, próbując dotknąć palcem jej policzka jednak ona odwróciła głowę, marszcząc brwi. – Przepraszam za tamte słowa. Zachowałem się jak dupek i żałuję tego. Wiem, że jesteś na mnie zła i masz do tego prawo, ale chcę wiedzieć, czy mimo wszystko jest między nami okay.
Dziewczyna westchnęła ciężko, patrząc na niego zmęczonymi oczyma. W drodze powrotnej do pokoju wspólnego podjęła decyzję i zamierzała się jej trzymać.
- Wydaje mi się, że potrzebujemy przerwy – wydusiła z siebie w końcu, bacznie obserwując zachowanie przyjaciela. Ron poczerwieniał lekko, jednak nic nie powiedział. Uznała to za doby znak. – To nie jest tak, że między nami definitywnie koniec. Po prostu… oboje musimy pewne sprawy uporządkować, poukładać. Taki czas oddzielnie dobrze nam zrobi, zobaczysz – dodała szeptem. Weasley spuścił wzrok na dłonie, głęboko oddychając. Kiwnął tylko głową na znak zgody, a po chwili usłyszał, jak Hermiona wstaje i odchodzi. Nie powiedziała mu tego wprost, ale on i tak zrozumiał. To była jego wina – gdyby zachowywał się inaczej do niczego takiego by nie doszło. Wiedział, że te wszystkie sceny zazdrości i bezpodstawne oskarżenia sprowadziły ich na tą ścieżkę. I teraz w jego interesie pozostawało, by z niej zejść i wrócić na dawny tor.
Jego rozmyślania przerwał Harry, który niczym burza wpadł do pokoju wspólnego. Na jego twarzy malowało się czysta wściekłość.
- Nigdy nie uwierzysz, co się stało! – wykrzyczał, wzrokiem wodząc po pomieszczeniu. – Gdzie jest Hermiona?
- U siebie – odpowiedział Ron, wstając z sofy i patrząc na Wybrańca ze zdziwieniem. – Co ci?
- Obroniła Malfoya! – krzyknął, zwracając na siebie uwagę kilku ciekawskich Gryfonów. – Obarczyła mnie całą winą i przez nią mam szlaban, rozumiesz? McGonagall powiedziała, że ostatnio widywała u mnie agresywne zachowania i pomoc woźnemu na pewno wyładuje ze mnie niepotrzebną energię – prychnął. – Wydaje mi się, że miałeś rację co do niej, Ron. Ją i tą obrzydliwą glistę chyba naprawdę coś łączy. A przynajmniej tak to wygląda.
Ronald westchnął przeciągle, znów osuwając się na sofę.
- Zerwała ze mną. Powiedziała, że potrzebujemy przerwy, by wszystko sobie poukładać.
- Widzisz?! Z nią dzieje się coś niedobrego! – Harry opadł na siedzenie obok niego i otarł twarz dłońmi.
- Źle ją oceniamy – wypalił nagle Ron. – Obaj okropnie ją traktowaliśmy. Oddaliliśmy się od siebie. Nie jesteśmy tak zgraną paczką jak kiedyś. Ty nie spędzasz z nią czasu przez zerwanie z Ginny, poza tym również nie pałasz do niej zbytnim zaufaniem, odkąd dowiedziałeś się, że pomaga Malfoyowi. A ja… - westchnął ciężko. – szkoda nawet gadać. Czasami żałuję, że nie jest tak, jak przed wojną. Wszyscy byliśmy wtedy zupełnie innymi ludźmi.
Harry zaśmiał się, mimo że gdzieś w środku zabolały go te słowa. Ale czy nie prostsze było zwalić winę na jedną osobę?
- A mnie się wydaje, że potrzebujesz łyka Ognistej.
~*~
                Tydzień minął wszystkim zastraszająco szybko. Na dworze robiło się coraz chłodniej, często padały rzęsiste deszcze. Piątek zbytnio nie wyróżniał się pod tym względem. Błonia i jezioro otoczyła gęsta, mleczna mgła a ciężkie chmury zagrodziły drogę promieniom słonecznym.
Hermiona niechętnie zwlokła się z łóżka, zmęczona po kolejnej ciężkiej nocy. Nie spała zbyt długo. Do późna ślęczała nad książkami pisząc esej dla profesora Snape’a, mimo że miała go wręczyć dopiero w następnym tygodniu. Nauka pochłaniała teraz większość jej wolnego czasu. Wolała się skupić na niej, niż na rozmyślaniu.
W ciągu tego tygodnia prawie w ogóle nie rozmawiała z Harrym i Ronem. Obaj chłopcy trzymali ją na dystans. Szczególnie Potter wyglądał na naprawdę obrażonego i często posyłał jej niezadowolone spojrzenia. Ginny często gdzieś znikała, myślami cały czas była daleko. Zapewne miało to coś wspólnego z jej tajemniczym „przystojniakiem” – jak to zwykła go określać Weasley. Obiecywała, że w najbliższym czasie zdradzi jego imię, aczkolwiek według panny Granger długo się na to jeszcze nie zapowiadało.
Chociaż dziewczynie trudno było to przed samą sobą przyznać, bardzo pomagał jej Malfoy. Nauka z nim odprężała ją, zapewne przez głupie żarty, które często rzucał. Od sytuacji na boisku coś zmieniło się w jego zachowaniu. Miał do niej większe zaufanie i zdecydowanie mniej pogardy. Dało się to łatwo zauważyć nawet podczas codziennych zajęć. Idealnym potwierdzeniem było zdarzenie ze środy, kiedy jej torba nie wytrzymała nadmiaru książek i rozleciała się na środku korytarza. Draco szedł za nią i podniósł butelkę wody, która poturlała się w jego stronę. Każdy powiedziałby, że to nic wielkiego,  ale jeszcze na początku tego roku pewnie by ją kopnął i odszedł bez słowa.
Hermiona szybko wzięła poranny prysznic, narzuciła ciemne luźne spodnie i wyciągniety granatowy sweter, który dostała od babci kilka lat temu. Włosy spięła w niedbałego koka z tyłu głowy, pozwalając jednocześnie wymknąć się kilku loczkom, które niczym mała aureola otoczyły jej twarz. Już miała wyjść z dormitorium, kiedy zatrzymała ją Ginny.
- Masz zamiar tak wyjść? – zapytała Ruda, krzyżując ręce na piersi. – Przepraszam, ale muszę być z tobą szczera. Wyglądasz jak trup. Dosłownie – powiedziała najpoważniej na świecie. – Pozwól mi zdziałać trochę magii – dziewczyna uśmiechnęła się zachęcająco, jednak w jej zielonych oczach dało się dostrzec szaleńczy błysk, który przeraził Granger.
- Nie przesadzaj – machnęła ręką i podeszła do lustra. Może faktycznie pod jej oczami rozciągały się ciemne pasma, a jej tęczówki dziwnie zmatowiały. – Jest dobrze – powiedziała, próbując przekonać tym również samą siebie. Ruszyła w stronę drzwi, jednak drogę zagrodziła jej zbuntowana Ginny.
- Nie wypuszczę cię tak.
Hermiona westchnęła cicho, zdając sobie sprawę, że i tak pewnie zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie nie ma. Z grobową miną, usiadła na stołku, co spowodowało pisk radości ze strony jej przyjaciółki.
- Jeżeli mi się nie spodoba, zmażę to – ostrzegła tylko i z nutką niepewności zamknęła oczy. Otworzyła je dopiero pięć minut później, bojąc się spojrzeć na swoje odbicie. Ze zdziwieniem zauważyła, że wcale nie wygląda, jakby miała makijaż. Rzęsy zostały pociągnięte tuszem bardzo delikatnie, jednak sprawiło to, że oczy wyglądały o wiele świeżej. Korektor zakrył ciemne plamy, a usta pociągnięte pomadką lekko się zaróżowiły.
- Może faktycznie jest troszkę lepiej – przyznała. – Ale jest z tym zbyt dużo zachodu. A poza tym, nie wiem jak używać połowy tych rzeczy – powiedziała, pokazując ręką  na zawartość kosmetyczki Ginny.
- Mogę cię wszystkiego nauczyć – zaoferowała się Ruda, ale Hermiona pokręciła głową.
- To nie dla mnie. Ale dziękuję ci – uśmiechnęła się, dając jej całusa w policzek.
Po chwili obie wyszły w dormitorium. W ich oczy od razu rzucił się mały tłum przy tablicy ogłoszeń.
- Szkoda, że tylko starsze roczniki – powiedziała jakaś dziewczynka do swojej koleżanki, robiąc przy tym wielce niezadowoloną minę.
- Co się dzieje? – zapytała Ginny, a Hermiona wzruszyła lekko ramionami. – Dobra, maluchy, zróbcie nam przejście! – krzyknęła w pewnej chwili, patrząc na dzieciaki groźnie. Grzecznie ustąpiły im miejsca, na co Weasley uśmiechnęła się z wyższością. Po chwili obie stanęły pod tablicą, odnajdując wzrokiem wielkie ogłoszenie.

UWAGA UCZNIOWIE: ROCZNIK SIÓDMY I ÓSMY
Dzisiaj o godzinie 15.00 w Wielkiej Sali odbędą się pierwsze przygotowania do balu. Oznacza to, że wszystkie popołudniowe lekcje zostały odwołane. Obecność jest obowiązkowa.
Wicedyrektor
Minerwa McGonagall

- Ale fajnie! – pisnęła Ginny, podskakując w miejscu niczym mała dziewczynka. – Uwielbiam, kiedy odwołują lekcje, a szczególnie w piątki.
- Tylko czemu tak wcześnie? Do balu ponad miesiąc czasu – zastanawiała się panna Granger, ciągnąc przyjaciółkę w stronę wyjścia z pokoju wspólnego. – Ostatnim razem lekcje tańca były dużo później.
- I pamiętasz jak słabo wyszło? Tylko dziewczyny pamiętały co i jak, wyglądało to komicznie – zaśmiała się Weasley na samo wspomnienie.
- Niby tak – westchnęła Hermiona. – A tak w ogóle, idziesz na bal z tym swoim tajemniczym chłopakiem? – zapytała po chwili, spoglądając na Ginny ukradkiem.
- Tak – odpowiedziała zadowolona uśmiechając się szeroko. – A ty? Może Malfoy cię zaprosi…
Hermiona aż przystanęła, nagle się czerwieniąc.
- Niby skąd przyszło ci to do głowy? – założyła ręce na piersi, robiąc złą minę. – To, że nasze stosunki nieco się poprawiły, nie znaczy, że od razu padniemy sobie w ramiona.
- A szkoda – mruknęła Ginny.
- Ginerwo Weasley, słyszałam to! – wykrzyknęła, delikatnie szturchając ją w ramię.  Dziewczyna tylko się zaśmiała i szybszym krokiem ruszyła w stronę Wielkiej Sali, chcąc umknąć niezadowolonej Hermionie. 

Aktualizacja: 18/04/2020

PRZEPRASZAM! 
Ostatnia notka pojawiła się w sierpniu, a teraz jest koniec października. 
Niektórzy z Was może wiedzą, ale w tym roku poszłam do liceum i zderzyłam się z zupełnie innym życiem. Minęły już prawie dwa miesiące, a ja jeszcze do końca nie uporządkowałam wszystkiego w swoim życiu. Najpierw był ogromny stres, teraz kiedy moja nowa szkoła stała się dla mnie naprawdę świetnym miejscem ze wspaniałymi ludźmi na pierwszy plan wskoczył natłok pracy (no cóż, sama wybrałam sobie taką wymagającą klasę). 
Ten rozdział miał być dłuższy. Chciałam, żeby przynajmniej trochę zrekompensował ten czas, kiedy mnie tu nie było. Niestety, nie udało się. Postanowiłam więc wstawić to, co mam. 
Jeszcze raz przepraszam
Pozdrawiam magicznie 
~hope~